Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział 30

Myron zastanawiał się, co robić dalej, gdy zadzwonił jego telefon komórkowy. Zamiast zidentyfikować rozmówcę, aparat wyświetlił ZAMIEJSCOWA. Myron odebrał.

– Gdzie się podziewasz, do diabła? – spytała Esperanza.

– Hej, jak tam miesiąc miodowy?

– Gówniany. Chcesz wiedzieć dlaczego?

– Tom się nie spisuje?

– Taak, was mężczyzn tak trudno uwieść. Nie, chodzi o to, że mój wspólnik nie odbiera telefonów od klientów. Nie ma go w biurze podczas mojej nieobecności.

– Przepraszam.

– No tak, to załatwia sprawę.

– Powiem Wielkiej Cyndi, żeby przełączała wszystkie rozmowy na moją komórkę. Wpadnę do biura, jak tylko będę mógł.

– Co się stało? – zapytała Esperanza.

Myron nie chciał jeszcze bardziej popsuć jej miesiąca miodowego.

– Nic – odparł.

– Ty to umiesz kłamać.

– Mówię ci. Nic się nie stało.

– Świetnie, zapytam Wina.

– W porządku, zaczekaj. Krótko streścił jej wydarzenia.

– Zatem czujesz się zobowiązany, ponieważ zrobiłeś dobry uczynek?

– Widziałem ją ostatni. Podwiozłem ją i zostawiłem.

– Zostawiłeś? Co to za bzdury? Ona ma osiemnaście lat. Jest dorosła. Poprosiła, żebyś ją podwiózł. Ty uprzejmie – i mogłabym dodać, głupio – zrobiłeś to. I tyle.

– To nie tak.

– Słuchaj, gdybyś na przykład odwiózł do domu Wina, upewniłbyś się, że bezpiecznie wszedł do środka?

– Dobre porównanie.

Esperanza prychnęła.

– No cóż. Wracam do domu.

– Nie, nie ma mowy.

– Masz rację, nie ma mowy. Jednak sam nie poradzisz sobie ze wszystkim. Powiem Cyndi, żeby przełączała wszystkie rozmowy tutaj. Ja je będę odbierać. Ty odgrywaj superbohatera.

– Przecież to twój miesiąc miodowy. Co z Tomem?

– To mężczyzna, Myronie.

– Czyli?

– Dopóki mężczyzna dostaje swoje, jest szczęśliwy.

– Co za okrutnie stereotypowa ocena.

– Tak, wiem, że jestem okropna. Mogłabym w trakcie rozmawiać przez telefon albo, do licha, karmić piersią Hectora, a Tom by nie mrugnął. Ponadto będzie miał więcej czasu na golfa. Golf i seks, Myronie. To będzie dla Toma miesiąc miodowy jego marzeń.

– Wynagrodzę ci to.

Zapadła chwila ciszy.

– Esperanza?

– Wiem, że minęło trochę czasu, od kiedy robiłeś coś takiego – powiedziała. – I pamiętam, że kazałam ci przyrzec, że już nie będziesz tego robił. Może jednak… może to dobrze.

– Jak na to wpadłaś?

– Niech mnie diabli, jeśli wiem. Chryste, mam ważniejsze sprawy na głowie. Na przykład rozstępy, które widać, jak włożę bikini. Nie wierzę, że mam rozstępy. To przez dzieciaka.

Rozłączyli się minutę później. Myron jeździł w kółko, czując, że zbyt rzuca się w oczy. Jeśli policja postanowi go śledzić albo Rochester naśle na niego kolejnych oprychów, z łatwością wyśledzą ten samochód. Po chwili namysłu zadzwonił do Claire. Odpowiedziała po pierwszym dzwonku.

– Dowiedziałeś się czegoś?

– Niezupełnie, ale miałabyś coś przeciwko temu, żebyśmy zamienili się na samochody?

– Oczywiście, że nie. I tak miałam do ciebie dzwonić. Rochesterowie właśnie wyszli.

– I?

– Rozmawialiśmy przez jakiś czas. Próbowaliśmy znaleźć jakieś powiązanie między Aimee i Katie. Jednak wyszło coś jeszcze. Coś, co muszę z tobą omówić.

– Jestem dwie minuty od ciebie.

– Spotkamy się przed domem.

Gdy tylko Myron wysiadł z samochodu, Claire rzuciła mu kluczyki.

– Myślę, że Katie Rochester uciekła z domu.

– Dlaczego tak mówisz?

– Poznałeś jej ojca?

– Tak.

– To wszystko tłumaczy, prawda?

– Może.

– Jednak, co ważniejsze, czy poznałeś jej matkę?

– Nie.

– Ma na imię Joan. Cały czas się kuli, jakby czekała na cios.

– Znaleźliście jakieś powiązanie między dziewczętami?

– Obie lubiły kręcić się po centrum handlowym.

– To wszystko?

Claire wzruszyła ramionami. Wyglądała okropnie. Skóra na jej twarzy była jeszcze bardziej napięta. Wydawało się, że od poprzedniego dnia schudła pięć kilo. Lekko się chwiała, jakby silniejszy podmuch wiatru mógł powalić ją na ziemię.

– Jadły lunch o tej samej porze. W ciągu ostatnich czterech lat miały jedne wspólne zajęcia, z wychowania fizycznego, z panem Valentine’em.

Myron pokręcił głową.

– Mówiłaś, że wyszło jeszcze coś?

– Ta matka, Joan Rochester.

– Co z nią?

– Mogłeś tego nie zauważyć, ponieważ, jak już mówiłam, ona kuli się i cały czas wygląda na przestraszoną.

– Czego nie zauważyć?

– Ona się go boi. Swojego męża.

– Co z tego? Poznałem go. Ja też się go boję.

– Dobrze, w porządku, ale daj mi dokończyć. Ona się boi jego, a nie boi się o córkę. Nie mam dowodu, ale takie odniosłam wrażenie. Posłuchaj, pamiętasz, jak moja matka dostała raka?

Byli w drugiej klasie szkoły średniej. Biedna kobieta umarła sześć miesięcy później.

– Oczywiście.

– Spotykałam się z innymi dziewczynami, które przechodziły przez to samo. Grupa wsparcia dla bliskich chorych na raka. Kiedyś urządziliśmy piknik, na który można było przyprowadzić przyjaciół. To było niesamowite, bo od razu można było zgadnąć, kto przechodzi przez to piekło, a kto jest tylko osobą towarzyszącą. Kiedy napotykałeś kogoś cierpiącego, po prostu wiedziałeś. To dawało się wyczuć.

– Au Joan Rochester tego nie wyczuwasz?

– Wyczuwam lęk, ale nie o zaginioną córkę. Próbowałam odciągnąć ją na bok. Poprosiłam, żeby pomogła mi zaparzyć kawę. Jednak nic z niej nie wydobyłam. Mówię ci, ona coś wie. Ta kobieta się boi, ale nie tak jak ja.

Myron zastanowił się nad tym. Mogło istnieć milion wyjaśnień, w tym najbardziej oczywiste – ludzie rozmaicie reagują na stres – ale w tej sprawie chciał ufać intuicji Claire. Pytanie tylko, co to oznaczało. I co mógł z tym zrobić?

– Daj mi się nad tym zastanowić – powiedział w końcu.

– Rozmawiałeś z panem Davisem?

– Jeszcze nie.

– A z Randym?

– Zamierzam. Właśnie dlatego potrzebny mi twój samochód. Dziś rano policja przepędziła mnie spod szkoły.

– Dlaczego?

Nie zamierzał mówić jej o ojcu Randy’ego.

– Jeszcze nie jestem pewien. Posłuchaj, pojadę już, dobrze?

Claire kiwnęła głową i zamknęła oczy.

– Nic się jej nie stanie – rzekł Myron, robiąc krok ku niej.

– Proszę. – Claire powstrzymała go, unosząc rękę. – Nie trać czasu na pocieszanie mnie, dobrze?

Skinął głową i wsiadł do jej samochodu. Zastanawiał się, dokąd pojechać. Może z powrotem do szkoły. Porozmawiać z dyrektorem. Może ten wezwałby do gabinetu Randy’ego lub Harry’ego Davisa. I co wtedy?

Zadzwonił jego telefon komórkowy. I znów wyświetlacz nie pokazał mu żadnej informacji. Identyfikacja dzwoniącego jest właściwie bezużyteczna. Ludzie, z którymi nie chcesz rozmawiać, po prostu ją blokują.

– Halo?

– Cześć, przystojniaku.

Dzwoniła Gail Berruti, jego wtyczka w firmie telekomunikacyjnej. Zdążył już zapomnieć o anonimowych telefonach i głosie nazywającym go „skurwielem”. Teraz wydawało się to nieważne, po prostu szczenięcy kawał, tylko że może – tylko może – miało to jakiś związek ze sprawą. Claire zauważyła, że Myron sprowadza nieszczęście. Może chciał dopaść go ktoś z przeszłości. Może Aimee padła jego ofiarą.

Był to naprawdę bardzo daleki strzał.

– Nie dzwoniłeś od wieków – powiedziała Berruti.

– Byłem zajęty.

– A może właśnie nie byłeś. Jak się masz?

– Całkiem nieźle. Zdołałaś ustalić numer dzwoniącego?

– Nie było co ustalać. Zostawiłeś mi wiadomość. „Ustal, kto do mnie dzwonił”. Żaden problem. Wystarczyło, że rzuciłam okiem.

– Skoro tak twierdzisz.

– Tak jest. Ale ty wiesz lepiej. Jak w telewizji. Widziałeś kiedyś, jak ustalają numer dzwoniącego? Zawsze każą trzymać go na linii, żeby mogli ustalić, skąd dzwoni. Wiesz, że to bzdura. Jego numer jest znany od razu. Natychmiast. Nie potrzeba na to czasu. Dlaczego oni robią z tego taki cyrk?

– Zwiększają napięcie – rzekł Myron.

– To głupota. Ci w telewizji robią wszystko na opak. Niedawno oglądałam jakiś serial kryminalny, w którym badania DNA trwały pięć minut. Mój mąż pracuje w laboratorium kryminalistyki w John Jay. Mają szczęście, jeśli uda im się wykonać takie badania w miesiąc. Tymczasem zabawy z telefonem – to, co można zrobić w kilka minut, stukając w klawiaturę komputera – zajmuje im wieki. A przestępca zawsze rozłącza się na moment przedtem, nim go zlokalizują. Widziałeś, żeby kiedyś im się to udało? Nigdy. To mnie wkurza, wiesz?

Myron spróbował sprowadzić Berruti z powrotem na właściwy temat.

– Zatem masz ten numer?

– Mam go. Jednak to dziwne. Do czego jest ci potrzebny?

– Od kiedy to cię obchodzi?

– Racja. W porządku, do rzeczy. Po pierwsze, dzwoniący chciał pozostać anonimowy. Dzwonił z budki telefonicznej.

– Której?

– W pobliżu Livingston Avenue sto dziesięć w Livingston, w New Jersey.

Centrum miasta, pomyślał Myron. Niedaleko Starbucksa i jego pralni chemicznej. Myron zastanowił się. Ślepa uliczka? Być może. Jednak coś przyszło mu do głowy.

– Chcę cię prosić jeszcze o dwie przysługi, Gail – powiedział.

– Przysługa sugeruje brak opłaty.

– Semantyka – rzekł Myron. – Wiesz, że cię nie skrzywdzę.

– Tak, wiem. Czego chcesz?

Harry Davis omawiał na lekcji A Separate Peace Johna Knowlesa. Próbował się skupić, lecz wydobywające się z jego ust słowa brzmiały tak, jakby czytał skrypt w języku, który niezbyt dobrze rozumiał. Uczniowie robili notatki. Zastanawiał się, czy zauważyli, że jest nieobecny duchem i nie poświęca im należytej uwagi. Najsmutniejsze było to, że zapewne nawet się nie zorientowali.

Dlaczego Myron Bolitar chciał z nim porozmawiać?

Nie znał go osobiście, ale chodząc po korytarzach tej szkoły przez ponad dwadzieścia lat, nie mógł nie dowiedzieć się, kim był ten facet. Myron Bolitar był tu legendą. Należały do niego wszystkie szkolne rekordy w koszykówce.

51
{"b":"97734","o":1}