Литмир - Электронная Библиотека

– Są wspaniałe – poprawił go Conklin.

– Cóż ty możesz wiedzieć? Byłeś moim pacjentem. – Mo ponownie zajął się stopą. – Obie bardzo ładnie się goją – myślę tu o skaleczeniach i pęcherzach. Stłuczenie będzie ci dokuczać trochę dłużej. Potem przyniosę parę rzeczy i zmienię opatrunki. – Panov podniósł się i odsunął krzesło z prostym oparciem od niewielkiego biureczka.

– A więc zamieszkacie tutaj? – spytała Marie.

– Trochę dalej w głębi korytarza. Nie udało mi się załatwić żadnego pokoju sąsiadującego z twoim.

– Jakim cudem zdołałeś tego dokonać?

– Pieniądze. To Hongkong i zawsze ktoś, kogo akurat nie ma w pobliżu, może stracić swoją rezerwację… ale wróćmy do majora.

– Nazywa się Lin Wenzu. Catherine Staples powiedziała mi, że pracuje w brytyjskim wywiadzie i mówi po angielsku z brytyjskim akcentem.

– Czy jest tego pewna?

– Całkowicie. Powiedziała mi, że jest uważany za najlepszego oficera wywiadu w Hongkongu, włączając w to wszystkich – od KGB po CIA.

– Łatwo to zrozumieć. Nazywa się Lin Wenzu, a nie Iwanowicz czy Joe Smith. Uzdolniony tubylec, którego wysłano do Anglii, wykształcono i wyszkolono, a następnie sprowadzono z powrotem, by powierzyć mu odpowiedzialne stanowisko w rządzie. Standardowa polityka kolonialna, szczególnie w sferze ochrony prawa i bezpieczeństwa wewnętrznego.

– Całkowicie słuszna z psychologicznego punktu widzenia – dodał Panov, siadając. – Dzięki temu mniej jest powodów do jakichś uraz i kształtowane są nowe więzi z rządzonym, obcym społeczeństwem.

– Rozumiem – rzekł Aleks potakując skinieniem głowy – ale czegoś mi brakuje. Te kawałki łamigłówki nie pasują do siebie. Co innego, jeżeli Londyn daje zielone światło tajnej akcji przeprowadzanej przez SD – a wszystko, czego się dowiedzieliśmy, wskazuje, że z taką właśnie, tylko o wiele bardziej dziwaczną operacją mamy tu do czynienia. Co innego jednak, gdy MI 6 użycza nam miejscowych ludzi w kolonii, która wciąż jeszcze znajduje się pod rządami Zjednoczonego Królestwa.

– Dlaczego? – spytał Panov.

– Jest kilka powodów. Po pierwsze, nie ufają nam – och nie, nie oznacza to, że nie dowierzają naszym intencjom. Raczej naszej inteligencji. W niektórych sprawach mają rację, w innych wypadkach są w błędzie, ale to sprawa ich osądu. Po drugie, dlaczego mieliby ryzykować dekonspirację swego personelu po to, by realizować decyzje podjęte przez jakiegoś amerykańskiego urzędasa, który zupełnie nie orientuje się w tutejszych mechanizmach władzy. To kluczowe zagadnienie i Londyn odrzuciłby to natychmiast.

– Przypuszczam, że masz na myśli McAllistera – rzekła Marie.

– Jak cholera albo jeszcze bardziej. – Conklin potrząsnął głową robiąc głęboki wydech. – Przeprowadziłem swoje badania i mogę stwierdzić, że jest to najsilniejszy albo najsłabszy punkt tego cholernego scenariusza. Podejrzewam, że mamy do czynienia z drugą ewentualnością. Jest to czysty, chłodny intelekt, jak w przypadku McNamarry, zanim jeszcze zaczął mieć wątpliwości.

– Przestań pieprzyć – powiedział Mo Panov. – Powiedz prosto i wyraźnie, o co chodzi, a nie chrzań na okrągło. Zostaw to mnie.

– Chodzi mi o to, doktorze, że Edward Newington McAllister jest jak królik. Uszy stają mu dęba na pierwszą oznakę jakiegoś konfliktu albo nietypowej sytuacji i rzuca się do ucieczki. Jest analitykiem, i to jednym z najlepszych, ale nie nadaje się na funkcjonariusza operacyjnego, nie mówiąc już o stanowisku szefa rezyden-tury. I nawet nie ma co rozważać możliwości, że jest on autorem planu strategicznego dużej, tajnej operacji. Wyśmialiby go, możecie mi wierzyć.

– Jeśli chodzi o Dawida i mnie, był cholernie przekonywający – wtrąciła Marie.

– Bo dostał taki scenariusz. Powiedziano mu: „Przygotuj obiekt”.

Trzymaj się skomplikowanej historii, która stopniowo będzie stawać się dla obiektu coraz bardziej zrozumiała, gdy tylko uczyni pierwszy krok. A musiał go zrobić, ponieważ ty zniknęłaś.

– Ale kto ułożył ten scenariusz? – spytał Panov.

– – Chciałbym to wiedzieć. Nikt, do kogo zwracałem się w Waszyngtonie, nie wie. Nawet le osoby, które wiedzieć powinny. Nie kłamali – po paru łatach roboty w branży jestem w stanie wyczuć, kiedy ktoś próbiye wodzić mnie za nos. Cała ta sprawa jest tak zakamuflowana i tak pełna sprzeczności, że w porównaniu z tym Treadstone-71 wygląda jak-robota amatora. A przecież to nie była amatorszczyzna.

– Catherine powiedziała mi coś – przerwała mu Marie. – Nie wiem, czy to coś pomoże, ale utkwiło mi to w pamięci. Powiedziała mi, że do Hongkongu przyleciał jakiś człowiek. Mówiła o nim „mąż stanu” i że to ktoś „więcej niż dyplomata”, czy coś w tym rodzaju. Uważała, że być może istnieje tu jakiś związek z tym wszystkim, co się zdarzyło.

– Jak się nazywał?

– Tego mi nie powiedziała. Kiedy później zobaczyłam McAllistera z nią na ulicy, pomyślałam, że to on. Ale może się myliłam. Analityka, którego mi opisałeś, i tego nerwowego człowieka, który rozmawiał z Dawidem i ze mną, raczej trudno byłoby uznać za dyplomatę, a tym bardziej za męża stanu. To musi być ktoś inny.

– Kiedy ci to powiedziała? – spytał ją Conklin.

– Trzy dni temu, kiedy ukrywała mnie w swoim mieszkaniu w Hongkongu.

– Zanim zawiozła cię do Tuen Mun? – Aleks aż pochylił się do przodu w krześle.

– Tak.

– I nigdy więcej już o nim nie wspomniała?

– Nie, a kiedy ją zapytałam, odpowiedziała mi, że nie ma sensu, żeby któreś z nas wiązało z tym jakieś nadzieje. Stwierdziła, że musi jeszcze poszperać.

– I zgodziłaś się na to?

– Tak, ponieważ myślałam wtedy, że rozumiem sytuację. Nie miałam powodu, by ją wypytywać. W końcu pomagając mi, podejmowała osobiste i zawodowe ryzyko. Na własną odpowiedzialność, nie pytając o radę konsula, przyjęła moje słowa za dobrą monetę, podczas gdy inni zrobiliby to po prostu, żeby się zabezpieczyć. Użyłeś słowa „dziwaczne”, Aleks. No więc należy sobie uświadomić, że to, co jej powiedziałam, było tak dziwaczne, że aż szokujące. Wymieńmy tu choćby całą gmatwaninę kłamstw Departamentu Stanu, znikających strażników z Centralnej Agencji Wywiadowczej, podejrzenia, które prowadzą na najwyższe szczeble waszego rządu. Ktoś mniejszego formatu mógłby po prostu się wycofać i ukryć.

– Mniejsza o wdzięczność – powiedział łagodnie Conklin. – Ukrywała informacje, które miałaś prawo znać. Chryste! Po tym, co przeżyłaś ty i Dawid…

– Mylisz się, Aleks – przerwała mu delikatnie Marie. – Powiedziałam ci, że myślałam, że ją rozumiem, ałe nie dokończyłam zdania. Naj okrutniej szym postępkiem wobec człowieka żyjącego w ciągłym strachu jest dać mu nadzieję, która później okazuje się fałszywa. Wierz mi, spędziłam ponad rok z człowiekiem rozpaczliwie poszukującym odpowiedzi. Znalazł ich sporo, ale te odpowiedzi, które po bliższym zbadaniu okazały się fałszywe, prawie go załamały. Jeżeli traci nadzieję człowiek żyjący nadzieją, to nie jest to temat do żartów.

– Ma rację – powiedział Panov kiwając głową i spoglądając na Conklina. – I przypuszczam, że dobrze o tym wiesz, prawda?

– Różnie bywało – odparł Conklin. Wzruszył ramionami i popatrzył na zegarek. – W każdym razie pora na Catherine Staples.

– Przecież będzie pilnowana, strzeżona! – Tym razem Marie pochyliła się do przodu na krześle. Miała zafrasowaną twarz i badawcze spojrzenie. – Będą zakładali, że przyjechaliście tu obaj z mojego powodu, że dotarliście do mnie, a ja wam o niej opowiedziałam. Będą się spodziewali, że spróbujecie się z nią spotkać i będą na was czekać. Jeżeli są zdolni zrobić to, co zrobili do tej pory, mogą was zabić.

– Nie, nie mogą – stwierdził Conklin. Wstał i pokuśtykał w stronę stojącego przy łóżku telefonu. – Nie są wystarczająco dobrzy – dodał.

Jesteś kawał cholernego drania! – wyszeptał Matt-hew Richards zza kierownicy małego samochodu zaparkowanego naprzeciwko mieszkania Catherine Staples.

– Nie można powiedzieć, żebyś pałał wdzięcznością, Matt – odparł Aleks, który siedział w cieniu obok funkcjonariusza CIA. – Przecież nie tylko nie wysłałem swojego raportu z oceną, ale również pozwoliłem ci wziąć mnie znowu pod obserwację. Lepiej mi podziękuj, zamiast mnie obrażać.

– Niech cię cholera!

– Co im powiedziałeś w biurze?

– Jak to co? Że zostałem napadnięty, na litość boską!

– Przez ilu?

– Przynajmniej pięciu młodocianych chuliganów. Zhongguo ren.

– I gdybyś zaczął z nimi walczyć, narobiłbyś hałasu i mógłbym cię zauważyć.

– Właśnie tak – przyznał spokojnie Richards.

– A kiedy do ciebie zadzwoniłem, był to oczywiście jeden z twoich informatorów ulicznych, który zobaczył kulejącego białego.

– W dziesiątkę.

– Może nawet dostaniesz awans.

– Pragnę tylko emerytury.

– Dostaniesz ją.

– Ale nie w ten sposób.

– A więc to starego Havillanda we własnej osobie przywiało do miasta.

– Tego ci nie mówiłem! O tym było w dokumentach.

– O tajnym domu na Yictoria Peak nie było, Matt.

– Hej, posłuchaj, przecież mamy umowę. Jeżeli będziesz miły dla mnie, to ja będą miły dla ciebie. Żadnych wrednych raportów o tym, że zostałem ogłuszony butem, w którym nie było stopy, a w zamian za to dostajesz adres. W każdym razie zaprzeczę temu. Dostałeś go na Garden Road. Dzięki schlanemu żołnierzowi z piechoty morskiej wie o tym cały konsulat.

– Havilland – rozmyślał na głos Aleks. – To by pasowało. Kręci tyłkiem przed Angolami, nawet mówi jak oni… Mój Boże, przecież powinienem rozpoznać ten głos!

– Głos? – zapytał zdziwiony Richards.

– Przez telefon. Następna stronica scenariusza. To był Havilland! Nie pozwoliłby tego zrobić nikomu innemu! „Zgubiliśmy ją”. O, Jezu, a ja dałem się wciągnąć w sam środek!

– Czego?

– Zapomnij o tym.

– Z przyjemnością.

Przed dom po drugiej stronie ulicy, w którym znajdowało się mieszkanie Staples, podjechał samochód i zatrzymał się. Z tylnych drzwi wysiadła kobieta i gdy Conklin zobaczył ją w świetle ulicznych latarni, poznał natychmiast Catherinę Staples. Skinęła głową kierowcy, odwróciła się i przeszła przez chodnik w stronę masywnych, szklanych drzwi wejściowych.

103
{"b":"97651","o":1}