Zadzwonił telefon i Marie odwróciła się gwałtownie na krześle. Mo Panov powstrzymał ją jednak unosząc dłoń. Doktor przeszedł przez hotelowy pokój, podniósł słuchawkę stojącego przy łóżku telefonu i zapytał łagodnym tonem: – Halo? – Słuchał ze zmarszczonymi brwiami, kiedy jednak się zorientował, że wyraz jego twarzy może przerazić Marie, popatrzył na nią, pokręcił głową i ruchem ręki uspokoił ją, że ten telefon to nic pilnego. – W porządku, Aleks – odezwał się niemal po minucie. – Nie ruszamy się z miejsca, dopóki nie dasz nam znać, ale muszę cię o coś zapytać i bardzo proszę, wybacz mi moją bezpośredniość. Czy ktoś dał ci coś do picia? – Panov skrzywił się i na chwilkę odsunął słuchawkę od ucha. – Mogę ci jedynie odpowiedzieć, że jestem zbyt łagodny i zbyt doświadczony, żeby wnikać obecnie w twoją przeszłość. Porozmawiamy o tym później. – Odłożył słuchawkę.
– Co się stało? – zapytała Marie, na wpół unosząc się z krzesła.
– Znacznie więcej, niż mógł powiedzieć, ale i to wystarczy. – Psychiatra przerwał i spojrzał w dół na Marie. – Catherine Staples nie żyje. Została zastrzelona przed wejściem do swego domu parę godzin temu…
– O, mój Boże – szepnęła Marie.
– Ten potężnie zbudowany oficer wywiadu – ciągnął dalej Panov. – Ten, którego widzieliśmy na dworcu w Koulunie. Mówiłaś, że zwracano się do niego „majorze”, a Staples wymieniła jego nazwisko – Lin Wenzu…
– Co z nim?
– Został ciężko ranny i w stanie krytycznym znajduje się w szpitalu. Conklin właśnie stamtąd dzwonił z automatu. Marie spojrzała Panovowi w oczy.
– Jest jakiś związek między śmiercią Catherine a Linem Wenzu, prawda?
– Tak. Kiedy Staples została zabita, stało się jasne, że operacja została zinfiltrowana…
– Jaka operacja? Przez kogo?
– Aleks powiedział, że wszystko wyjaśni później. W każdym razie sytuacja stała się krytyczna i ów Lin o mało nie stracił życia likwidując infiltrację – „neutralizując ją”, jak określił to Conklin.
– O, Boże – zawołała Marie głosem na granicy histerii. – Operacja! Infiltracja… neutralizacja, Lin, nawet Catherine, przyjaciółka, która mnie wydała… nie dbam o to wszystko! Co z Dawidem?
– Powiedzieli, że pojechał do Chin.
– Jezu Chryste, zabili go! – krzyknęła Marie, zrywając się z krzesła.
Panov rzucił się do przodu i chwycił Marie za ramiona. Ścisnął ją mocno, powstrzymując konwulsyjny ruch jej głowy, bez słowa zmuszając ją, by na niego spojrzała. W końcu odezwał się:
– Pozwól mi powtórzyć to, co powiedział Aleks… Posłuchaj mnie! Powoli, bez tchu, jakby próbując zebrać myśli mimo całkowitej
dezorientacji i zmęczenia, Marie wreszcie znieruchomiała i spojrzała
na przyjaciela.
– Co? – wyszeptała.
– Powiedział, że w gruncie rzeczy cieszy się, że Dawid jest tu… czy raczej tam… bo według niego ma dzięki temu większą szansę przeżycia.
– I ty w to wierzysz? – krzyknęła żona Dawida Webba. Jej oczy wypełniły się łzami.
– To niewykluczone – rzekł Panov. Pokiwał głową i odezwał się łagodnie. – Conklin zwrócił uwagę, że tu, w Hongkongu, Dawid mógłby zostać zastrzelony albo pchnięty nożem gdzieś na zatłoczonej ulicy. Tłum, powiedział, jest zarazem wrogiem i sojusznikiem. Nie pytaj mnie, skąd ci ludzie biorą swoje metafory, nie wiem.
– Co, u diabła, chcesz mi przez to powiedzieć?!
– To samo, co powiedział mi Aleks. Stwierdził, że Dawida zmusili do powrotu, zmusili, żeby stał się kimś, o kim chciał zapomnieć. A potem powiedział, że nie było nikogo, kto dorównałby Delcie. Delta był najlepszy ze wszystkich… a Dawid Webb był Deltą. Jason Bourne stanowił pewną refleksję, przedłużenie bólu, który musiał sobie zadawać, ale wszystkie swoje nadzwyczajne umiejętności zdobył jako Delta… Pod pewnym względem znam twojego męża równie dobrze jak ty.
– Jestem pewna, że pod tym względem znacznie lepiej – odparła Marie, opierając głowę na torsie Morrisa Panova. – Było tyle rzeczy, o których nie chciał rozmawiać. Za bardzo się bał albo może wstydził… O, Boże, Mo! Czy on kiedykolwiek do mnie wróci?
– Aleks uważa, że Delta wróci.
Marie odsunęła się od psychiatry i spojrzała mu prosto w oczy. Jej wzrok, mimo łez, był surowy.
– A co z Dawidem? – spytała żałosnym szeptem. – Czy o n powróci?
– Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Bardzo bym chciał, ale nie mogę.
– Rozumiem. – Puściła Panova, podeszła do okna i spojrzała na tłum wypełniający położoną w dole, jaskrawo oświetloną ulicę. – Spytałeś Aleksa, czy pił? Dlaczego, Mo?
– Pożałowałem tych słów natychmiast, gdy mi się wymknęły.
– Dlatego, że go uraziłeś? – spytała, odwracając się ponownie w stronę psychiatry.
– Nie. Ponieważ zdałem sobie sprawę, że je usłyszałaś i zażądasz wyjaśnień. A nie mogę ci ich odmówić.
– A więc?
– To miało związek z ostatnią sprawą, o której mi powiedział. A właściwie z dwoma sprawami. Stwierdził, że myliłaś się co do Staples…
– Myliłam się? Byłam tam. Widziałam. Słyszałam jej kłamstwa!
– Próbowała cię w ten sposób chronić, starała się, żebyś nie wpadła w panikę.
– Znowu kłamstwa! A co to za druga sprawa?
Mo nie poddawał się. Odpowiadał, patrząc Marie prosto w oczy.
– Aleks stwierdził, że choć wszystko to robi wrażenie jakiegoś szaleństwa, to jednak w gruncie rzeczy wcale takim szaleństwem nie jest.
– Mój Boże, przekabacili go!
– Na pewno nie. Nie powiedział im, gdzie jesteś… Gdzie jesteśmy. Polecił mi, żebyśmy byli gotowi do wyjścia w ciągu kilku minut po jego następnym telefonie. Nie może ryzykować powrotu tutaj. Obawia się, że może być śledzony.
– A więc znowu uciekamy… i nie mamy innego wyjścia, jak tylko znowu się ukrywać. I nagle nasz pancerz zaczął pękać. Nasz kulawy święty Jerzy, który zabija smoki, nieoczekiwanie postanowił się do nich przyłączyć.
– To niesprawiedliwe, Marie. Nie powiedzieliśmy tego – ani on, ani ja.
– Pieprzysz, doktorze! Tam jest mój mąż! Wykorzystują go, zabijają, nie mówiąc nam dlaczego! Och, zapewne może, jedynie może, przeżyć, bo jest tak cholernie dobry w tym, co robi, robił, i czym pogardzał, ale co pozostanie z tego człowieka i jego umysłu? Jesteś w tym specjalistą, doktorze! Co z niego zostanie, gdy te wszystkie wspomnienia powrócą? I lepiej, żeby wróciły, bo w przeciwnym razie nie ujdzie z życiem.
– Powiedziałem ci, że nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.
– Och, jesteś wspaniały, Mo! Wszystko, na co cię stać, to starannie wyważone stwierdzenia faktów i żadnej odpowiedzi, a nawet śmielszej sugestii. Robisz uniki! Powinieneś był zostać ekonomistą! Minąłeś się z powołaniem!
– Minąłem się z wieloma sprawami. Niemal spóźniłem się na samolot do Hongkongu.
Marie stanęła jak wryta. Rozpłakała się, podbiegła do Panova i objęła go.
– O, Boże, przepraszam cię, Mo! Wybacz mi, wybacz!
– To ja powinienem cię przepraszać – odparł psychiatra. – To był tani chwyt. – Odchylił jej głowę i zaczął delikatnie głaskać jej szare, gęsto przetykane siwizną włosy. – Jezu, nie cierpię tej peruki.
– To nie peruka, doktorze.
– Mój dyplom nie obejmował kosmetyki.
– Tylko leczenie stóp.
– To prostsze niż leczenie głowy, możesz mi wierzyć. Telefon zadzwonił. Marie zamarła, a Panov wstrzymał oddech. Powoli odwrócił głowę w stronę znienawidzonego dźwięku.
Spróbujesz jeszcze raz wyciąć taki numer i jesteś martwy! – ryknął Bourne łapiąc się za grzbiet dłoni, na której szybko siniało stłuczone miejsce. Morderca miał związane przeguby ukryte w rękawach kurtki, ale udało mu się gwałtownie uderzyć ramieniem w drzwi taniego hotelu i przytrzasnąć Jasonowi rękę.
– A czego, u diabła, się po mnie spodziewasz? – wrzasnął były komandos. – Że grzecznie wyjdę na nocną przechadzkę uśmiechając się do mojego plutonu egzekucyjnego?
– Widzę, że lubisz sobie również poczytać w ubikacji – stwierdził Bourne patrząc, jak zabójca obmacuje sobie żebra, na których przed chwilą wylądował jego kopniak. – Może nadszedł czas, żeby cię zapytać, dlaczego zajmujesz się robotą, do której ja właściwie nigdy nie miałem serca. Co, majorze?
– Naprawdę cię to interesuje, panie Oryginalny? – mruknął sobowtór opadając na przysunięty do ściany fotel. – A więc teraz moja kolej zapytać: dlaczego?
– Być może dlatego, że nigdy sam siebie nie rozumiałem – odparł Dawid Webb. – Jestem o tym zupełnie przekonany.
– Och, wiem o tobie wszystko! To stanowiło część treningu, który prowadził ten Francuz. Wielki Delta był szurnięty! Jego żona i dzieciaki zginęli nad rzeką w Phnom-Penh, zastrzeleni przez zabłąkany myśliwiec. Ten jakże ucywilizowany naukowiec dostał fioła i nikt nie był w stanie nad nim zapanować. Nikogo to zresztą nie obchodziło, ponieważ wraz z grupą, którą dowodził, zadał przeciwnikowi więcej strat niż większość zespołów działających według taktyki,,rozpoznaj i zniszcz” razem wziętych. Sajgon uznał, że masz manię samobójczą i z ich punktu widzenia było to idealne rozwiązanie. Bardzo im zależało, żeby cię wraz z twoją bandą szlag trafił. Nigdy nie chcieli, żebyś wrócił. Byłeś dla nich tylko obciążeniem!
Damo z Wężem, Damo z Wężem… mówi przyjaciel, ty dupku. Nie macie ich tu zbyt wielu… Wycofajcie się! To beznadziejne!
– Wiem o tym albo zdaje mi się, że wiem – rzekł Webb. – Ale pytałem o ciebie.
Oczy mordercy rozszerzyły się, gdy siedział ze wzrokiem wbitym w związane dłonie. Kiedy wreszcie się odezwał, był to ledwie szept, niemal nierzeczywiste echo głosu.
– Bo jestem świrem, ty sukinsynu! Wiedziałem już o tym, kiedy byłem dzieciakiem. Paskudne, mroczne myśli, zwierzęta mordowane tylko po to, żeby widzieć ich oczy i pyski. Zgwałciłem córkę pastora, mojego sąsiada, bo wiedziałem, że nie będzie mogła się nikomu poskarżyć, a potem spotkałem ją na ulicy i odprowadziłem do szkoły. Miałem wtedy jedenaście lat. A potem w Oksfordzie, podczas klubowej balangi przytrzymałem chłopaka pod wodą, tuż pod powierzchnią, tak długo, aż się utopił – po to, żeby widzieć jego oczy, jego usta. A potem wróciłem na zajęcia i zakasowałem każdego głupka, który miał dość oleju w głowie, by uciec przed burzą z piorunami. Tam byłem facetem na właściwym miejscu, synem godnym swojego ojca.