Литмир - Электронная Библиотека

ROZDZIAŁ 27

Ta kobieta jest kurierem, jedną z osób, którym zaufaliśmy – ciągnął mówca podnosząc stopniowo głos jak ortodoksyjny kaznodzieja, który głosi słowo miłości, ale jednocześnie nie traci z oczu diabelskich knowań. – Zaufania tego nie zdobyła, lecz udzielono go jej w dobrej wierze, ponieważ jest ona żoną jednego z nas, dzielnego żołnierza, pierworodnego syna czcigodnej rodziny w prawdziwych Chinach. Człowiek, o którym mówię, naraża teraz życie, przenikając w szeregi naszych wrogów na południu. On również obdarzył ją swoim zaufaniem… a ona je zdradziła, zdradziła swego dzielnego męża, zdradziła nas wszystkich! Jest zwykłą dziwką, która śpi z wrogiem! A w czasie, gdy zaspokajała swoje żądze, ile tajemnic wyjawiła, jak daleko się posunęła? Czy jest ona łącznikiem Europejczyka tu, w Pekinie? Czy to ona na nas donosi, mówi naszym wrogom, czego mają szukać, czego się spodziewać? Bo jakże inaczej mógłby się zdarzyć ten straszliwy dzień? Nasi najbardziej doświadczeni, najbardziej oddani ludzie zastawili pułapkę na naszych wrogów, w której mieli ich zniszczyć, uwalniając nas od zbrodniarzy z Zachodu, którzy widzą jedynie bogactwa, jakie mogą zdobyć płaszcząc się przed ciemięzcami naszej chińskiej ojczyzny. Doniesiono nam, że była tego ranka na lotnisku. Na lotnisku! Tam gdzie organizowana była zasadzka! Czy oddała swe rozpustne ciało naszemu pełnemu poświęcenia człowiekowi, a być może nawet go uśpiła? Czy to kochanek rozkazał jej, co ma robić, co powiedzieć naszym wrogom? Czego dopuściła się ta ladacznica?

Wszystko zostało ukartowane, pomyślał Bourne. Cały ten materiał dowodowy pomijał jedne fakty i przytaczał inne tak dowolnie, że nawet sąd w Moskwie odesłałby tego marionetkowego oskarżyciela z powrotem na uczniowską ławkę. Rządy terroru przywódcy plemienia trwały nadal. Wyplenić myślących inaczej. Znaleźć zdrajcę. Zabić każdego, mężczyznę czy kobietę, kto mógl nim być.

Od strony zgromadzonych dobiegł stłumiony, lecz pełen wściekłości chór okrzyków:,,Dziwka!” i „Zdrajczyni!”, podczas gdy kobieta szamotała się z dwoma strażnikami. Mówca uniósł dłonie, chcąc przywrócić ciszę. Zaległa natychmiast.

– Jej kochankiem był godny pogardy dziennikarz z Agencji Prasowej Sinhua, kłamliwego, skompromitowanego organu podłego reżimu. Powiedziałem był, ponieważ od godziny ta obrzydliwa kreatura jest martwa, z kulą w głowie i poderżniętym gardłem, aby wszyscy wiedzieli, że on również był zdrajcą! Osobiście rozmawiałem z mężem tej dziwki, chcąc ocalić jego honor. Polecił mi, abym uczynił to, czego żądają od nas duchy naszych przodków. Nie chce mieć z nią nic wspólnego…

– Aiyaaa – Z niezwykłą siłą i wściekłością kobieta zerwała z ust mocno zawiązany kawałek materiału. – Kłamco! – wrzasnęła. – Morderco morderców! Zabiłeś porządnego człowieka, a ja nikogo nie zdradziłam! To mnie zdradzono! Nie byłam na lotnisku i dobrze o tym wiesz! Nigdy nie widziałam tego Europejczyka i o tym wiesz także! Nic nie wiedziałam o tej zasadzce na zachodnich zbrodniarzy i możesz tę prawdę wyczytać z mojej twarzy! Jak bym mogła to zrobić?

– Puszczając się z oddanym sługą naszej sprawy i korumpując go, podając mu narkotyki! Oddając mu swoje piersi i swą sprzedaj na grotę, powstrzymując go i wycofując się aż do chwili, gdy zioła doprowadziły go do szaleństwa!

– To ty jesteś szalony! Mówisz to, te wszystkie kłamstwa, ponieważ wysłałeś mojego męża na południe i przychodziłeś do mnie przez wiele dni – najpierw z obietnicami, a potem z groźbami. Miałam ci służyć ciałem. Mówiłeś, że to mój obowiązek! Kładłeś się ze mną i dowiedziałam się o…

– Kobieto, jesteś godna pogardy! Przychodziłem do ciebie i błagałem, żebyś oszczędziła honor swego męża, dla sprawy! Żebyś porzuciła swego kochanka i starała się o wybaczenie.

– Kłamstwo! Przychodzili do ciebie ludzie, taipanowie z południa, przysłani przez mojego męża, ludzie, których nikt nie powinien widzieć koło twojego wysokiego urzędu. Przychodzili potajemnie do sklepów mieszczących się pod moim mieszkaniem, mieszkaniem tak zwanej czcigodnej wdowy – jeszcze jedno kłamstwo, którym spętałeś mnie i moje dziecko!

– Dziwka! – wrzasnął mężczyzna o oczach szaleńca i z mieczem w dłoni.

– Twoje kłamstwa są wielkie jak północne góry! – krzyknęła w odpowiedzi kobieta. – Podobnie jak ty, mój mąż ma wiele kobiet i wcale o mnie nie dba! Bije mnie, a ty mi mówisz, że to jego prawo, bo jest wielkim synem prawdziwych Chin! Przewożę z jednego miasta do drugiego wiadomości, które przyniosłyby mi tortury i śmierć, gdyby je przy mnie znaleziono, a w zamian otrzymuję jedynie pogardę. Nikt mi nie zwraca pieniędzy za przejazdy ani juanów, które potrącono mi w pracy, bo ty mi mówisz, że to mój obowiązek! A co ma jeść moje dziecko? Dziecko, na które ten twój wielki syn Chin ledwo zwraca uwagę, ponieważ chce tylko synów!

– Duchy nie dały ci synów, bo staliby się kobietami, przynoszącymi hańbę wielkiemu domowi Chin! T y jesteś zdrajczynią! Poszłaś na lotnisko i skontaktowałaś się z naszymi wrogami, umożliwiając ucieczkę wielkiemu zbrodniarzowi! Zaprzedałabyś nas w niewolę na tysiąc lat…

– A wy zrobilibyście z nas stado bydła na dziesięć tysięcy lat!

– Nie wiesz, czym jest wolność, kobieto.

– Wolność? To słowo w twoich ustach? Mówisz mi… mówisz nam… że zwrócisz nam wolność, którą nasi przodkowie cieszyli się w prawdziwych Chinach, ale jaka to wolność, kłamco? Wolność, która żąda ślepego posłuszeństwa, która odbiera ryż mojemu dziecku, dziecku odepchniętemu przez ojca, który wierzy tylko w panów, ziemskich panów, władców Ziemi! Aiya! – Kobieta odwróciła się w stronę tłumu i rzuciła do przodu, oddalając się od mówcy. – Słuchajcie! – krzyknęła. – Słuchajcie mnie wszyscy! Nie zdradziłam was ani naszej sprawa, ale wiele się dowiedziałam. Wszystko było inaczej, niż mówi ten wielki kłamca! Jest wiele bólu i ograniczeń, wiemy o tym dobrze, ale ból i ograniczenia były również przedtem!… Mój kochanek nie był zły, nie był zaślepionym zwolennikiem reżimu, ale wykształconym, łagodnym człowiekiem, który wierzył w wieczne Chiny! Pragnął tego, czego i my pragniemy! Uważał jedynie, że potrzeba czasu, by naprawione zostało zło, które skaziło rządzących nami starców w komitetach. Zmiany nastąpią, powiedział mi. Niektórzy wskazują już nową drogę. Już!… Nie pozwólcie temu kłamcy mnie zabić!

– Dziwka! Zdrajczyni! – Głownia miecza przecięła powietrze, pozbawiając kobietę głowy. Jej kadłub potoczył się w lewo, głowa w prawo. Z obu części tryskały gejzery krwi. Mówca znów machnął mieczem, tnąc ciało kobiety, ale cisza, jaka zapadła w tłumie, była brzemienna, wzbudzająca grozę. Zatrzymał się, wyczuł, że jego pozycja się zachwiała. Odzyskał ją jednak natychmiast. – Niechaj najświętsze duchy przodków zapewnią jej pokój i oczyszczenie! – krzyknął. Jego oczy przesuwały się po zgromadzonych, zatrzymywały na każdej twarzy. – Gdyż pozbawiłem ją życia nie z nienawiści, lecz kierując się współczuciem dla jej słabości. Znajdzie spokój i przebaczenie. Duchy zrozumieją, ale my też musimy jedno zrozumieć, tu, w naszej ojczyźnie. Nie możemy odstąpić od naszej sprawy… Musimy być silni! Musimy…

Bourne miał już dość tego szaleńca. Ten człowiek był wcieloną nienawiścią. I był martwy. Kiedyś. Gdzieś. Może tej nocy… jeżeli to możliwe, tej nocy!

Delta wyciągnął nóż z pochwy i zaczął czołgać się w prawo, przez gęste zarośla. Jego tętno biło niezwykle równo; czuł, jak narasta w nim wściekłość i determinacja – Dawid Webb zniknął. Tak wielu rzeczy nie mógł sobie przypomnieć z tej odległej przeszłości, ale było również wiele takich, które do niego powracały. Szczegóły pamiętał mgliście, ale pozostał instynkt. Kierował się odruchami i czuł się całkowicie zespolony z ciemnością lasu. Dżungla nie była jego przeciwnikiem. Jego chaotyczne wspomnienia z odległych czasów podpowiadały mu, że była sojusznikiem, który go chronił, była jego ocaleniem. Drzewa, pnącza, poszycie były jego przyjaciółmi. Poruszał się wśród nich jak dziki kot, stąpający pewnie i bezszelestnie.

Skręcił w lewo nad krawędzią prehistorycznej doliny i zaczął schodzić w dół, kierując się wprost na drzewo, pod którym w swobodnej pozie stał morderca. Mówca ponownie zmienił swoją strategię w stosunku do zgromadzonych. Starał się odrobić straty, zrezygnował więc z egzekucji następnej kobiety. Zdawał sobie doskonale sprawę, że taka kaźń byłaby dla obecnych, z których każdy przecież miał matkę, czymś nie do przyjęcia, bez względu na jednoczącą ich sprawę. Pełna żaru przemowa martwej, zmasakrowanej kobiety musiała się zatrzeć w ich. pamięci. Mówca, mistrz w swym rzemiośle – a może raczej w sztuce – wiedział, kiedy powrócić do słów miłości, natychmiast usuwając w cień Lucyfera. Pomocnicy szybko zatarli ślady gwałtownej śmierci, a wtedy mężczyzna ruchem obrzędowego miecza przywołał drugą kobietę. Była to ładna dziewczyna, w wieku najwyżej osiemnastu lat. Gdy wleczono ją na miejsce rozprawy, płakała i wymiotowała.

– Nie pragniemy twej choroby i łez, dziecko – rzekł mówca najbardziej ojcowskim tonem, na jaki mógł się zdobyć. – Zawsze pragnęliśmy cię oszczędzić, gdyż wymagano od ciebie spełniania obowiązków, które cię przerastały ze względu na twój młody wiek i dowiadywałaś się tajemnic przekraczających twoje możliwości zrozumienia. Młodość często mówi, gdy powinna milczeć… Widywano cię w towarzystwie dwóch braci z Hongkongu… ale nie byli to nasi bracia. Są to ludzie pracujący dla brytyjskiej korony, tego słabego, dekadenckiego rządu, który sprzedał Ojczyznę naszym gnębicielom. Dawali ci błyskotki, ładną biżuterię, szminki i francuskie perfumy z Koulunu. A teraz powiedz, dziecko, co ty im dałaś?

Młoda dziewczyna wymiotująca histerycznie przez zatykający jej usta knebel, potrząsnęła gwałtownie głową. Łzy strumieniami spływały jej po twarzy.

– Trzymała rękę pod stołem między nogami mężczyzny w kawiarni na Guangqu! – zawołał jeden z oskarżycieli.

– To jedna z tych świń pracujących dla Anglików! – dodał następny.

– Młodość podatna jest na podniety – rzekł mówca spoglądając na oskarżycieli. Jego oczy płonęły, jakby nakazując milczenie. – Nasze serca mogą wybaczyć młodzieńczą wylewność uczuć – dopóki tej łatwości ulegania podnietom, tej wylewności nie towarzyszy zdrada.

110
{"b":"97651","o":1}