Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nigdzie nie pójdziesz – warknął Edgins popychając go z powrotem na pryczę. – Niezbyt cię tu lubią, co? Bądź grzeczny, bo w korytarzach łatwo o nieszczęśliwy wypadek. Ktoś mi mówił, że te jaskinie są bardzo niebezpieczne.

– Aura – wymamrotał mutant. – Zmienia się…

– Przestań pieprzyć! Potrzebuję konkretnych informacji. Te zarodniki w studniach. Nie zbieramy ich chyba bez przyczyny?

– Bez przyczyny… to niemożliwe – zasłonił twarz ramieniem. – Nie świeć tak, błagam!

– Zwariował – pomyślał Tom. – Całkiem mu się pomieszało. A może udaje? – ścisnął pięści aż do bólu. – Nie próbuj mnie kołować swoimi sztuczkami, słyszysz? Chce tylko, żebyś mi pomógł połapać się w tym wszystkim. Przecież możesz to zrobić.

– Kim jesteś? – w głosie mutanta brzmiała nuta autentycznego strachu.

Edginsowi ręce opadły.

– Ażeby cię pokręciło – jęknął.

– Kim jesteś? – pytały przysłonięte błonami oczy.

– Kim jesteś? – powtórzyły ściany baraku.

– Kim jesteś?! – zadudniło echem sklepienie pieczary.

18
{"b":"92027","o":1}