Литмир - Электронная Библиотека
A
A

25

Następnego ranka Diana obudziła się z jedną myślą. Kiedy znowu zobaczy Beya? Dzień bez niego wydawał jej się stracony. Tylko nadzieja, że wkrótce go ujrzy, pozwalała jej zachować coś w rodzaju pogody ducha.

Dopiero później przypomniała sobie, że musi udawać.

iż bardziej interesują ją inni mężczyźni. Jęknęła na myśl o tym, że ponownie czeka ją korowód zalotników. Już wczoraj stało się jasne, że biorą całą sprawę bardzo poważnie i zaczynają ze sobą konkurować.

Pozostawała jeszcze sprawa balu maskowego, który miał się odbyć w poniedziałek w Malloren House. Zostały jej więc tylko dwa dni. Sam król podał to wczoraj do wiadomości. Diana zauważyła, że wszyscy aż zadrżeli z emocji na tę wieść. Zapewne Rothgar słynął z tego rodzaju przedsięwzięć.

Diana chętnie by poszła w ślady innych, ale w czasie późniejszej rozmowy monarcha dał jej do zrozumienia, że właśnie w czasie balu ma lepiej poznać swoich zalotników i zdecydować, którego wybiera. Skąd ten pośpiech? Najchętniej byłaby Penelopą czekającą na swojego Odysa. Nawet dwadzieścia lat.

W końcu wstała i samotnie zjadła lekkie śniadanie, co było ogólnie przyjętym zwyczajem. Clara w tym czasie zajmowała się jej strojem. Racząc się kawą, Diana zastanawiała się, czy nie pomalować dzisiaj mocniej twarzy. Wyglądałaby wówczas na chorą i być może królowa odesłałaby ją szybciej do pokoju. Mogłaby też zrobić sobie pryszcze, takie jak rok temu, ale bała się, że odpadną przy jakiejś okazji. Powinna pamiętać, że to przecież nie zabawa.

Zrobiło jej się zimno na myśl, że markiz po raz pierwszy zobaczył ją właśnie z tymi pryszczami, w przebraniu służącej. Wtedy też gra toczyła się o wysoką stawkę, ale Diana nie zdawała sobie z tego sprawy. Dopiero później zrozumiała, że wszystko się mogło wówczas zdarzyć.

Po zjedzeniu śniadania i porannej toalecie, ubrała się z pomocą Gary i ruszyła w stronę ogrodu.

Ponieważ stanowiła jedynie dodatek do królewskiej świty, nie miała tak naprawdę zbyt wiele do zrobienia. Dlatego mogła przyglądać się bacznie wszystkiemu, co działo się na dworze. Zwykle siedziała przy królowej, starając się nie rzucać w oczy i przysłuchiwała się rozmowom.

Miała zatem dużo czasu na myślenie.

Głównie o Rothgarze.

Całymi dniami przemyśliwala, jak skłonić go do małżeństwa. Miała dziesiątki różnych planów, ale wiedziała, że przede wszystkim musi znaleźć dostęp do jakiejś biblioteki. Nie chciała wprost o nie pytać w obawie, że zniszczy -swój wizerunek „typowej" damy.

Coraz lepiej rozumiała, że obawy Beya są czysto irracjonalne. Być może dlatego były w nim tak głęboko żako-rzenione. Musi mu teraz wykazać, że ta jedna jedyna racjonalna przesłanka, na której się opierały, jest fałszywa.

Stłumiła westchnienie, ponieważ dotarła właśnie do królowej i skłoniła się jej głęboko.

– Najjaśniejsza pani – przywitała się. Królowa skinęła łaskawie ręką. Ten ranek był nieco inny

od pozostałych, ponieważ do ogrodu przybyła lady Durham wraz ze swą dwutygodniową córeczką. Królowa prawdopodobnie zażądała tej wizyty, ponieważ uwielbiała dzieci. Zaraz też wzięła noworodka na ręce i zaczęła coś do niego mówić po niemiecku. Lady Durham patrzyła na to z niepokojem, choć widać było, że Charlotte doskonale sobie radzi.

Dianę najbardziej zdziwiła jej własna reakcja. Dziecko było brzydkie i pomarszczone, chociaż miało śliczne niebieskie oczy, takie jak Beya, i rozczulające rączki. Jednak ona też chciała je tulić i trzymać w ramionach. Ona też pragnęła być jak najbliżej tej niewinnej, nieświadomej niczego istotki. Zwłaszcza, że dziewczynka nie protestowała, widząc wokół siebie tyle obcych twarzy.

Królowa odłożyła dzieciątko do wiklinowego kosza. Diana wstała gwałtownie i przeszła w róg ogrodu. Czy to możliwe, żeby było jej aż tak żal? Zwłaszcza, że to mogło być przecież dziecko jej i Beya…

– Lady Arradale?

Dostrzegła cień obok swojego na trawie. Rozczarowana odwróciła się, żeby przywitać lorda Randolpha. Chętnie zostałaby jeszcze przy noworodku, ale królowa pozwoliła jej pójść na spacer z nowo przybyłym. Somerton podniósł jej dłoń do ust.

– Jesteś, pani, najpiękniejszym kwiatem w tym ogrodzie -

powiedzial, kiedy trochę się oddalili od królowej i dam dworu.-Zakwitłaś cudownie, aby cieszyć moje oczy. Diana miała nadzieję, że jej przyszły mąż nie będzie wygadywał podobnych bzdur.

– Dobrze, panie. Ale obawiam się, że nie powinniśmy odchodzić zbyt daleko. Królowa może mnie potrzebować.

To zupełnie nie przeszkadzało Somertonowi w wygładzaniu kolejnych komplementów, a ponieważ z czasem zarzynało mu brakować pomysłów, były one coraz bardziej dziwaczne. Wiele wskazywało na to, że jego znajomość literatury ograniczała się do odczytywania nazw kolejnych gospód i zajazdów. Diana nie wątpiła jednak, że znalazłaby w nim godnego przeciwnika w walce na szpady.

Nagle usłyszeli niemowlęcy płacz i Diana oznajmiła, że muszą wracać. Już z daleka było widać, że lady Durham wraz z nianią chętnie odebrałyby dziewczynkę królowej i tylko nie śmiały tego zrobić. Królowa natomiast tuliła do siebie maleństwo.

– Zmarzły śliczności – powiedziała. – Przynieście jakiś kocyk.

Lady Durham sięgnęła nierozważnie po kocyk należący do małego księcia. Na to syn królowej też zaczął płakać.

– Herzleib, nein! – krzyknęła królowa i oddała w końcu dziecko zaniepokojonej matce, a sama wzięła w ramiona księcia. – Lordzie Randolph, proszę nam przynieść jeszcze jeden kocyk. Szybko, szybko!

Somerton zawahał się, ale w końcu puścił się biegiem w stronę pałacu. Teraz płakało już dwoje dzieci: książę i córeczka lady Durham. Żadna z kobiet nie wiedziała, co zrobić, żeby je uspokoić.

– Lord Rothgar! – zawołała Charlotte, jakby nagle pojawiło się wybawienie. – Prosimy cię tutaj, panie. Musisz uspokoić nasze dzieci.

Mały książę zamilkł na sam widok Rothgara. Nikt nie Wiedział, dlaczego. Chłopczyk tylko patrzył na niego swoimi wielkimi oczkami. Jedynie dziewczynka jeszcze płakała, ale była chyba coraz bardziej zmęczona.

A markiz odwrócił się na pięcie i odszedł.

Wszyscy patrzyli z otwartymi ustami za człowiekiem, który złamał wszelkie możliwe reguły. Diana nie była w stanie wytrzymać napięcia. Podciągnęła lekko spódnice -i ruszyła za nim w pościg. Przebiegła alejkę, a następnie skręciła na trawnik, ponieważ wydawało jej się, że tak będzie szybciej. W końcu dopadła go przy zegarze słonecznym. Zatrzymał się tak nagle, jak ruszył.

– Co… co się stało? – wydyszała. Rothgar milczał dosyć długo aż w końcu wyrzekł:

– Nie mogę znieść płaczących dzieci. Jego siostra. I matka.

– Po prostu zrobiło jej się zimno – zauważyła. Odwrócił się do niej i z ulgą stwierdziła, że wygląda normalnie, jest tylko nienaturalnie blady.

– Wiem.

– Obraziłeś królową – dodała.

– Wiem – powtórzył. – Pójdę ją przeprosić, kiedy… kiedy dziecko przestanie płakać.

Diana skinęła głową.

– Chyba straciłeś w jej oczach jako kandydat na moj go męża – rzuciła lekko.

Coś jakby cień uśmiechu pojawiło się na jego wargacl

– Przypadkowa korzyść.

Dopiero teraz dotarło do niej, że są sami w odosobnid nym miejscu. Nie było ich widać ani z okien pałacu, ani z dalszej części ogrodu. Cudowne miejsce, żeby choć na chwilę przytulić się do niego.

Nie, to zbyt niebezpieczne.

Płacz dziecka, który jeszcze przed chwilą do nich dobiegał, ustał zupełnie. Diana zaczęła się zastanawiać, co spowodowało tak gwałtowną reakcję Beya. Nie było to szaleństwo, ponieważ wyglądał zupełnie normalnie. Raczej potrzeba osłaniania słabszych, która została mu po tym, co się stało.

Ale wobec tego, ileż musiała go kosztować ta ucieczka? I czy potrafiłby wytrzymać płacz noworodka?

Dzieci mają to do siebie, że płaczą, pomyślała.

Rothgar podał jej ramię.

– Musimy wracać, lady Arradale.

Diana z ulgą wsparła się na nim. Tak pragnęła być blisko niego już zawsze. Niestety, wiedziała, że za chwilę znów bę-da musieli się rozstać.

– Jak wyjaśnisz to, że za mną pobiegłaś? – spytał ją jeszcze.

– Sama nie wiem. Chyba powiem, że myślałam, że królowa kazała mi to zrobić – improwizowała.

– Bardzo dobrze. Może nawet uwierzy, że rzeczywiście Wydała taki rozkaz – powiedział. – Król wmawia jej różne rzeczy, co?

Oboje szczerze się roześmiali. To było ich pierwsze spotkanie tylko we dwoje od czasu podróży i oboje czuli się tak, luk by witali drogiego przyjaciela po bardzo długiej rozłące.

Diana nagle posmutniała. Za chwilę mieli się znów rozłączyć.

Nieuchronnie zbliżali się do królowej i jej dworu. Wciąż Jednak byli niewidoczni. Pod wpływem nagłego impulsu pchnęła Rothgara w stronę najbliższego drzewa i pocałowała go mocno w usta.

Poraziła ją intensywność doznania. Już zapomniała, jakie to uczucie.

Bey ze zdziwieniem dotknął swoich warg.

– Nie możemy. To niebezpieczne – rzucił. Przypomniała sobie jego uwagi na temat ścian, które

maja uszy, a także oczy. Być może dotyczyło to całego otoczenia pałacu.

W końcu wyszli na otwartą przestrzeń, tuż koło dworu krolowej. Nie było tu już ani lady Durham z jej maleństwem, ani monarszego syna.

Lordzie Rothgar! – wykrzyknęła Charlotte na jego widok. – Proszę tutaj!

Markiz puścił rękę Diany i podszedł skruszony do królowej.

– I lady Arradale także!

Diana również zbliżyła się i skłoniła w poczuciu winy.

– Opuściłaś nas pani bez pozwolenia! I odwróciłaś się do nas tyłem!

Hrabina skłoniła się jeszcze niżej.

– Przepraszam, Waszą Królewską Mość, ale wydawało mi się, że Wasza Królewska Mość kazała mi pobiec za lordem.

Charlotte wciąż patrzyła na nią nieufnie.

– Czy aby? A pan, lordzie? Co pana zmusiło do odejścia? Rothgar pochylił się w ukłonie.

– Przepraszam Waszą Królewską Mość, ale nie mogę znieść płaczu dzieci. Wasza Królewska Mość będzie w swej mądrości wiedziała, dlaczego.

Królowa skrzywiła się lekko, ale pokiwała głową. Przez chwilę zastanawiała się, co robić dalej, ale uznała chyba, że najlepiej będzie puścić ten incydent w niepamięć.

65
{"b":"91893","o":1}