Литмир - Электронная Библиотека
A
A

21

Diana przesiedziała kolejnych parę minut nad prostym liścikiem od markiza. Czytała go już wczorajszego wieczoru, a teraz zasiadła nad nim niemal od razu po wstaniu. Nie sądziła, że można wyrazić tak wiele w zwykłych, konwencjonalnych słowach. Nie przypuszczała też, że taka nota może ją wzruszyć aż do łez. Był to jednak pierwszy list, który od niego dostała. Świadectwo tego, że coś ich łączy. Ona co prawda dała markizowi swój pierścień, ale nie dostała niczego w zamian.

Hrabina uśmiechnęła się pod nosem. 2 całą pewnością zrobił to świadomie. Nie chciał, by żywiła jakąkolwiek nadzieję. Ale liścik stanowił świadectwo tego, że o niej myśli. Przez moment chciała schować go jak najdroższy skarb, ale po namyśle zostawiła list na biureczku między innymi papierami. Dzięki temu miała go wciąż na oku i mogła się nim nacieszyć do woli.

Markiz przypominał jej również o możliwości małżeństwa. Nie chciała jednak takiego rozwiązania.

Po dłuższym namyśle – miała teraz przecież mnóstwo czasu – zdecydowała, że musi zbadać problem szaleństwa w rodzinie Rothgara. On sam najwyraźniej bal się tego tematu, a przez to niewiele wiedział. Jeśli okaże się, że w rodzinie jego matki pełno było wariatów i dziwaków, wówczas od razu się podda. Żaden z portretów, które obejrzała w rodzinnej galerii, na to nie wskazywał. Nawet matka Rothgara wyglądała na osobę zdrową psychicznie, choć zastraszoną. Diana była pewna, że królewski dwór wprost roi się od plotek. Wbrew pozorom, niewiele się tu działo. Jeśli kogoś nie interesowały księgi, rzucał się w wir intryg i pomówień.

Tak, powinna odwiedzić którąś z tutejszych bibliotek. Z pewnością znajdzie tam informacje o przodkach Rothgara. Ale przez jakiś czas musi zachowywać się zupełnie konwencjonalnie. Nie może przecież wzbudzić podejrzeń królowej.

Z westchnieniem wyjęła z sakwojaża jedną z książek, które wzięła na drogę. Nawet do nich nie zajrzała ze względu na obecność Beya. Teraz będzie miała okazję przeczytać je wszystkie.

Tak, Bey! Przypomniała sobie sam początek podróży. Zupełnie nie zdawała sobie wówczas sprawy z tego, co się między nimi dzieje. Jednak markiz miał już pewne podejrzenia. Ciekawe, czy gdyby się wówczas rozstali, jej uczucie wybuchłoby równie gwałtownie?

– Na pewno, na pewno – szepnęła do siebie. Najpierw zaczęłaby tęsknić, a potem szukać pretekstu

do ponownego spotkania. Przecież już wcześniej chciała się zobaczyć z Rothgarem i powstrzymywało ją tylko to, że mógłby potraktować ją z niechęcią.

Diana odniosła wrażenie, że lepiej niż kiedykolwiek rozumie teraz swoje motywy i zachowania.

– No, dosyć tego! – zganiła się już na głos i sięgnęła po pierwszą książkę, którą starała się czytać w podróży.

Był to „Porwany lok" Aleksandra Pope'a. Tekst zawierał bardzo trafny komentarz do tego, co działo się na dworze królowej Anny, pięćdziesiąt lat temu. Całość wydawała się niezwykle współczesna. Diana ponownie uśmiechnęła się do siebie przy lekturze następującego fragmentu:

„Tu znajdziesz fauny oraz nimfy z boru,

Wszystkich, co pragną zaznać uciech dworu,

Ich dni wypełnia uczona rozmowa,

Kto się ukłonił, kto kogo całował,

Ten mówi mądrze o królewskiej łasce,

Inny rozprawia o złoconej lasce,

Trzeci wyjaśnia twe spojrzenia, gesty,

I z każdym słowem mniej cnotliwa jesteś."

Przy ostatnich słowach uśmiech zniknął z jej warg. To było ostrzeżenie. Już wcześniej myślała o dworskich plotkach, ale nie przyszło jej do głowy, że sama mogłaby stać się ich przedmiotem. A przecież wiele osób będzie ją obserwować, tylko po to, żeby później w towarzystwie rzucić jakąś złośliwą uwagę. Na dworze bardzo ceniono bon moty. Nawet wtedy, gdy mówiły nieprawdę.

Nagle opanowała ją tęsknota za północą. Ludzie tam nie zawsze byli uprzejmi, ale nie kryli swoich prawdziwych uczuć. Nikt nie udawał przyjaźni po to, żeby obga-dać ofiarę za jej plecami.

Na dodatek, zakochała się w Rothgarze, który pochodził z południa Anglii. Jeśli nawet udałoby jej się złamać jego wolę i doprowadzić do małżeństwa, to mieliby sporo problemów z zarządzaniem majątkami. Przez chwilę zastanawiała się, jak to zrobić, ale w końcu przerwał jej jeden z paziów królowej.

Charlotte chciała widzieć Dianę w swoim salonie. Chłopiec nie wspomniał, dlaczego, więc oczekiwała wszystkiego najgorszego. Poprawiła „mysi" makijaż i wciągnęła głęboko powietrze do płuc. Przed wyjściem zerknęła jeszcze na list od Beya.

– Odwagi – powiedziała do siebie.

Gdy pojawiła się w salonie, zastała tam również króla. Miała rację, monarcha nie zamierzał zwlekać z inkwizycją. Po krótkim powitaniu, król niemal natychmiast przeszedł do rzeczy:

– Czy wszystko w porządku, lady Arradale, co? – spytał.

– Najzupełniej, sire.

– To dobrze, co? – Pokiwał łaskawie głową. – Jesteś, pani, w niezwykle uprzywilejowanej sytuacji, ale – zawiesił głos -nie możemy zapominać, że jesteś przede wszystkim kobietą.

– Tak, sire – zgodziła się.

– Umysł kobiecy jest inny, co? – ciągnął król. – Kobieta nie jest w stanie zrozumieć tych samych rzeczy, co mężczyzna.

Przez moment miała ochotę zaprzeczyć i zobaczyć, co się stanie. Bała się jednaka że rozpętałoby się wówczas prawdziwe piekło.

– I odwrotnie, sire.

Łypnął na nią, chcąc sprawdzić, czy sobie z niego nie kpi. Ale Diana miała poważną i skupioną minę.

– Właśnie, co? Powszechnie wiadomo, że kobiety nie mogą, na przykład, nauczyć się łaciny czy greki – kontynuował wykład. – A jeśli nawet, niszczy to ich umysł. Nie są bowiem w stanie myśleć logicznie, działają pod wpływem emocji, co? Dlatego jest przeciw Boskiemu prawu, by decydowały w sprawach wagi państwowej. Na przykład to, co się działo w Koryncie prowadziło do czystego szaleństwa, co?

Miała ochotę odpowiedzieć w nienagannej grece, ale się powstrzymała.

– Rozumiem, sire.

Król wyglądał na zadowolonego.

– Więc sama przyznasz, pani, że twój list w sprawie miejsca w parlamencie nie był zbyt mądry, co?

– Tak, sire. – Mówiła szczerze. Dopiero teraz zrozumiała, że było szaleństwem dopominać się należnego jej prawa u Jerzego III. Popełniła wielki błąd, nie konsultując się z nikim w tej sprawie. Mogła przecież wywiedzieć się wcześniej, jakie zdanie ma na ten temat monarcha. Ale wówczas nie spotkałaby Beya i nie odbyłaby tej ekscytującej podróży.

Uważaj, Diano, upomniała się w duchu. Pamiętaj, po co tu przyjechałaś.

– …doskonałymi żonami i matkami – ciągnął król. Chociaż nie słuchała pierwszej części jego wypowiedzi i tak wiedziała, o czym mówi. – Ale brakuje im siły i zdecydowania i dlatego muszą szukać pomocy mężczyzn, co? Czyż wielki Hipokrates nie napisał, że „Kobiety są z natury słabsze i mniej odważne niż mężczyźni"?

Już chciała przytaknąć, co by zdradziło jej znajomość literatury klasycznej, ale w porę dostrzegła niebezpieczeństwo. Pomyślała, że odrobina oporu osłodzi monarsze zwycięstwo w tej jakże nierównej potyczce słownej.

– Za pozwoleniem Waszej Królewskiej Mości. Kobiety rzeczywiście są słabsze, ale potrafią być też niezwykle odważne, kiedy bronią swych dzieci.

Chwyciło. Król uśmiechnął się z ukontentowaniem i skinął głową.

– Zaprawdę, pani! Odpowiedziałaś, jak prawdziwa kobieta. Troska o potomstwo powinna być najważniejszym zadaniem kobiety, co? Jednak zbyt wielka fizyczna aktywność może doprowadzić do tego, że kobieta umrze przy porodzie albo urodzi potworki.

Diana chętnie by spytała, jak to się dzieje, że chłopki pracują w polu, noszą ciężary, a potem rodzą bez najmniejszych problemów zdrowe dzieci, jeszcze łatwiej niż większość pań z towarzystwa. Spuściła jednak oczy, udając, że ten temat ją krępuje. Jej udawana wstydliwość od razu przyniosła spodziewane rezultaty.

– Wybacz, pani, że poruszam takie tematy, ale… nic naturalniej szego, co? Kobieta powinna poświęcić się rodzinie. Ksenofont pisał, że kobieta jest stworzona do domowego życia, a mężczyzna do pozostałych funkcji. Jest przecież słaba, bezradna i nie umie korzystać z logiki, co? Widzisz, pani, już starożytni o tym wiedzieli.

Miała ochotę poprosić o pistolety i pokazać, jaka jest bezradna. Albo zmierzyć się z królem w jakimś zadaniu matematycznym. Jednak i tym razem poszła za radą Beya. Nie spytała nawet, co byłoby jedynie drobną złośliwością, czy ten Ksenofont był chrześcijaninem.

– Tak to wygląda, sire – potwierdziła.

Ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej, dodała w myślach.

Król rozpromienił się niczym słońce.

– DobrzeA co? Kobiety są najszczęśliwsze w domu, przy dzieciach. – Poklepał małżonkę po dłoni. – Tak, jak moja królowa. Chciałbym, pani, żebyś ty też była tak szczęśliwa.

– Dziękuję, sire.

Przede wszystkim powinna podziękować Beyowi za próby, które z nią przeprowadzał. Musiała przyznać, że nadzwyczaj udatnie naśladował monarchę. A poza tym przygotował ją na wszelkie ewentualności. Tylko nie na tę, że się w nim zakocha.

– …wkrótce żoną, co? Będziesz wtedy znacznie szczęśliwsza, pani – zapewnił król.

Myślami wciąż była przy Rothgarze. Zrozumiała też, o co chodzi monarsze.

– Modlę się o to dzień i noc – wyznała żarliwie.

Król aż otworzył usta ze zdziwienia na widok jej gorliwości.

– Doskonale – pochwalił. – Cieszę się, pani, że zgadzasz się na mój wybór, co?

Dianie zrobiło się nagle ciemno przed oczami. Przecież niczego takiego nie powiedziała.

– Słyszałem, pani, że dobrze grasz, co? – ciągnął. – Może wobec tego uraczysz nas jakimś utworem. Chętnie posłuchamy z królową.

Diana z ulgą skłoniła się królewskiej parze i wycofała do klawesynu. To, co się stało, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Czy znaczyło to, że król już miał dla niej kandydata na męża?

Na szczęście mogła się ukryć, inaczej by zemdlała. Rzadko jej się to zdarzało. Miała ochotę uciec z salonu i zaszyć w swoim pokoju. Zagrała jednak prosty kawałek, pozwalając swobodnie wędrować swoim myślom. Szukała wyjścia z sytuacji, ale nic nie wskazywało na to, by je szybko znalazła. Może tylko liczyć na odwlekanie całej sprawy. Gdy królowa urodzi, zyska trochę na czasie. Będzie mogła zastanowić się nad strategią obrony.

54
{"b":"91893","o":1}