Литмир - Электронная Библиотека
A
A

19

Kiedy znaleźli się już w pobliżu St. James's Palące, na co wskazywały tłumy gapiów i narastający ruch powozów, Diana poczuła pot na plecach. Nie, miejscowi dandysi nie byli dla niej wyzwaniem. Wiedziała, że musi uważać na króla. To, co do tej pory było jedynie próbą, udawaniem, miało się za chwilę stać rzeczywistością.

Już teraz zaczęła tęsknić za swoim spokojnym, cichym życiem w Yorkshire.

– Te wieczorne audiencje są bardzo popularne – poinformował markiz znudzonym tonem, który miał ją zapewne uspokoić.

Diana rozejrzała się dokoła.

– Czy tak samo, jak poranne spotkania?

– Niezupełnie. Poranne są po to, żeby zaznaczyć swoją obecność. Wieczorne, by się pokazać – wprowadzał ją w zawiłości dworu. – Celują w tym zwłaszcza panie.

Zerknęła na jego atłasowy surdut.

– Jak sądzę, nie tylko. W świecie zwierzęcym to męskie osobniki są hojniej wyposażone przez naturę – zauważyła.

– A jak stwierdził monsieur Rousseau, nie ma nic lepszego niż naturalność! – roześmiał się swobodnie. – Zaproponuję królowi, żeby nakazał wszystkim paniom, by przychodziły we wlosiennicach przepasanych sznurkiem!

Ich kocz zatrzymał się przed wejściem. Lokaj otworzył drzwiczki. Diana poruszyła się, ale Rothgar zgromił ją wzrokiem. Wysiadł pierwszy i podał jej swoją upierścienioną dłoń. Rubin hrabiny wyglądał jak przydrożny kamień w zestawieniu z jego biżuterią.

Diana wysiadła i poprawiła suknię.

– Czy pragniesz, pani, poznać swoich wrogów? Wyprostowała się, zastanawiając się kogo też ma na myśli,

– Życie bez wrogów byłoby nudne – rzekła sentencjonalnie.

– Oto jeden z naszych największych. – Markiz uśmiechnął się promiennie do ubranego w brązowe jedwabie mężczyzny. – Kawaler D'Eon.

Francuz już z daleka wyciągnął do nich serdecznie ręce. Przez jego strój biegła czerwona szarfa z jakimś odznaczeniem. Rothgar miał również order Łaźni z wstęgą nieco jaśniejszą niż jego surdut. Ktoś z wyobraźnią mógłby to uznać za spotkanie dwóch błyskawic, albo wyciągnie-tych ku sobie mieczy.

Francuz podszedł do nich z gracją, niemal krokiem ba-letnicy, chociaż miał na nogach buty na wysokim obcasie.

– Monsieur le marąuis – zaczął po francusku, ale zaraz przeszedł na angielski: – Jakże mi miło.

Wymienili z Rothgarem uprzejme ukłony, a następnie D'Eon spojrzał na Dianę.

– Och, madame, zdaje się, zdaje… że nie byliśmy sobie przedstawieni? Czy możemy mówić po francusku?

D'Eon mówił po angielsku lepiej niż de Couriac, ale zapewne wolał korzystać z ojczystego języka. Już chciała odpowiedzieć, że nie widzi przeszkód, ale markiz posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. Może jednak lepiej zataić przed

nim to, że zna francuski?

– Wolałabym po angielsku – odparła.

– Hrabina Arradale wychowała się na wsi. – Myślała, że go kopnie w kostkę. – Pozwól, pani, że przedstawię ci kawalera D'Eon. Najlepszego Ministre Plenipotentiare, jakiego miała Francja.

D'Eon pochylił się nad dłonią Diany z niezwykłą jak na mężczyznę gracją, ale nawet nie musnął jej ustami.

– Przyćmiewa pani Londyn swą urodą, madame – powiedział, i nagle na jego twarzy pojawił się wyraz przerażenia. – Czy to możliwe, żeby ktoś nastawał na tak wspaniałą kobietę? I to podobno mój rodak, Francuz?!

Diana dygnęła lekko, uważając, żeby się nie roześmiać.

– W każdym kraju mogą znaleźć się bandyci – rzekła i spojrzała z uwielbieniem na Beya. – Na szczęście markiz pokonał ich wszystkich.

Coś w rodzaju niedowierzania pojawiło się w oczach D'Eona. Natomiast Rothgar pokręcił tylko głową.

– To był przypadek. Wszystko wydarzyło się zbyt szybko, żebym mógł nad tym zapanować. Poza tym, nie wiadomo, kawalerze – Rothgar zwrócił się do D'Eona – czy to byli twoi ziomkowie. Chociaż jeden z pewnością był Francuzem. Niejaki de Couriac. Słyszałeś o nim, panie?

Ostatni goście zaczęli wchodzić na pałacowe schody. Ruszyli więc we trójkę za nimi. Z tego powodu markiz nie mógł sprawdzić wyrazu twarzy D'Eona. Wiedział jednak, że jest na tyle wytrawnym graczem, że nie zdradzi się, choćby de Couriac był jego bratem.

Francuz powtórzył parę razy nazwisko, jakby się namyślał.

– Tak, przedstawił mi papiery po przyjeździe – rzekł w końcu. – Petite noblesse z Normandii, jeśli dobrze pamiętam.

– Więc może dowiem się czegoś od hrabiego de Broglie. Zdaje się, że pochodzi właśnie z tego regionu.

Diana, która szła w środku, dostrzegła kątem oka, że D'Eon lekko się spłoszył.

– Wątpię, panie. Żyje teraz spokojnie i nie ma żadnej władzy. – Francuz przystanął u szczytu schodów i skłonił się lekko Dianie. – Zapewniam, madame, że zrobię wszystko, aby wyjaśnić tę sprawę.

Po chwili pożegnał się z nimi i wszedł do środka.

– Kim jest de Broglie? – spytała szeptem, kiedy znaleźli się przed drzwiami.

– Jego tajnym pryncypałem – odpowiedział niemal bezgłośnie, a jego spojrzenie wskazywało, że nie powinna już

0 nic pytać.

Nic z tego wszystkiego nie rozumiała. Przecież jedynym zwierzchnikiem D'Eona powinien być Ludwik XV.

1 dlaczego D'Eon przestraszył się, kiedy Rothgar wymienił nazwisko hrabiego? Czyżby rzucił mu w ten sposób wyzwanie? Cała ta sprawa wymagała dalszych wyjaśnień.

Ale markiz kłaniał się już kolejnym osobom. Wprost nie mogła za nim nadążyć. Bała się, że znowu zaangażuje się w jakieś ryzykowne przedsięwzięcie, a ona nie będzie mu mogła pomóc. Czuła, że znienawidzi tę złotą klatkę, jaką był królewski dwór. Musi jednak wytrwać do końca.

Weszli do środka i Diana zaczęła się rozglądać po ponurym wnętrzu. Jak dobrze, że to nie tutaj znajduje się królewska rezydencja. Stare, przyciemnione ściany wydawały się ociekać jeszcze krwią, a w korytarzach rozbrzmiewały echa okrzyków skazańców. Ilu wśród nich było jej przodków? Co najmniej paru. Nastawiła uszu, żeby sprawdzić, czy nie woła jej któryś z hrabiów z rodu Arradale.

Nie, to przecież są rozmowy, poprawiła się. Ale jakoś brakuje im wesołości i beztroski, do których przyzwyczaiła się w swoim zamku. To prawda, że po wyjeździe Rosy, zrobiło się trochę smutno. Ale z pewnością nie tak ponuro jak tutaj.

Serce zabiło jej mocniej, kiedy weszli do wielkiej, pozbawionej mebli sali przyjęć. Widziała teraz miejsce, gdzie siedziała para królewska w otoczeniu swego dworu. Większość gości składała jej ukłon powitalny, ale osoby nowe zatrzymywano na krótką rozmowę, co było oczywiście przejawem królewskiej łaski. Diana zauważyła, że niektórzy goście wychodzili zaraz po powitaniu i żałowała, że sama nie może tego zrobić.

Kiedy przyszła jej kolej, Bey poprowadził ją do tronu, a ona złożyła głęboki ukłon królewskiej parze. Królowa wskazała gestem, że może wstać. Jednak tym razem Diana czekała aż Rothgar poda jej ramię, co spotkało się z wyraźną aprobatą króla. Oboje z małżonką przyglądali jej się tak, jakby spodziewali się zobaczyć jakieś monstrum.

– Witamy w Londynie, lady Arradale – powiedziała królowa, kładąc dłonie na swym wielkim brzuchu.

Mówiła z silnym niemieckim akcentem i nie grzeszyła urodą. Miała nieco małpią twarz i wyłupiaste oczy.

– Z radością przyjęłam zaproszenie Waszej Królewskiej Mości. Diana ponownie się skłoniła.

Zapomniała już, że królowa jest taka młoda. Miała przecież zaledwie dziewiętnaście lat. Ale wiek nie miał tu niestety żadnego znaczenia. Król był o rok młodszy od hrabiny, ale mógł z nią igrać niczym z małym dzieckiem.

Królowa ściągnęła brwi.

– Słyszeliśmy, że odziedziczyłaś, pani, tytuł i majątek po ojcu. To bardzo dziwne, bardzo dziwne.

– Tak, nawet w Anglii nie zdarza się to często, Wasza Królewska Mość – przyznała Diana.

– To straszny ciężar, prawda?

– O, tak – potwierdziła, dodając w myślach, że nigdy nie chciałaby się go wyzbyć.

– Więc tym dziwniejsze, pani, że nie wyszłaś jeszcze za mąż.

Więc od razu atak! Tego się nie spodziewała. Miała nadzieję, że znajdzie w sobie tyle pokory, by stosownie odpowiedzieć królowej.

– Niestety, najjaśniejsza pani, nie znalazłam jak dotąd nikogo, kogo mogłabym pokochać.

W oczach królowej Charlotte pojawiły się cieplejsze tony.

– Das ist gut. Ale nie powinnaś, pani, za bardzo zwlekać, bo z czasem będzie ci jeszcze trudniej znaleźć odpowiedniego kandydata – ostrzegła ją. – Porozmawiamy o tym później. Na razie zostań z nami, jako nasza dama dworu.

Królowa ustaliła to już wcześniej, ale teraz oficjalnie poinformowała o tym wszystkich. Tego rodzaju „nominacje" uważano za wielki honor. Szkoda, że Diana miała na ten temat zupełnie inne zdanie.

– To dla mnie prawdziwy zaszczyt, Wasza Królewska Mość. Skłoniła się raz jeszcze królewskiej parze i mogła przejść

dalej. Pierwsza potyczka skończona, pomyślała. Jednak w tym momencie król podniósł się ze swego miejsca.

– Chwileczkę, lordzie Rothgar. Słyszeliśmy, że napadli na was francuscy bandyci! Czy to możliwe?! W środku Anglii, co?!

– To niefortunny wypadek, najjaśniejszy panie.

– Niefortunny?! – Król cały poczerwieniał. – Wysłaliśmy już pułkownika Allenby'ego, żeby zajął się tą sprawą. Nie pozwolimy, żeby coś takiego działo się tuż pod Londynem. Nic ci się nie stało, panie?

– Zupełnie nic, najjaśniejszy panie – zapewnił Rothgar.

– A lady Arradale? – Król spojrzał na nią, ale Diana wiedziała, że nie powinna się odzywać.

– Była tylko przerażona, Wasza Królewska Mość. Diana błogosławiła swój puder i farbę, którą miała na

twarzy. Próbowała też zrobić odpowiednią minę.

– To w pełni zrozumiałe, co? – Król skinął głową. – Słyszeliśmy, że aż czterech bandytów nie żyje. Wiemy, panie, że jesteś prawdziwym mistrzem, ale to i tak nieprawdopodobne. Musisz nam o tym opowiedzieć, co? Nie teraz -dodał po namyśle. – W apartamentach królowej.

Diana myślała, że parsknie śmiechem, ale markiz skinął poważnie głową.

– Tak jest, najjaśniejszy panie. Jeśli chcesz, mogę tam odwieźć lady Arradale.

Król Jerzy zgodził się łaskawie i już przeszedł do dalszych obowiązków. Diana cieszyła się, że spędzi więcej czasu z Beyem. Ciekawe, czy przemyślał tę propozycję, czy też uległ chwilowej słabości?

48
{"b":"91893","o":1}