Niestety, stało się inaczej. Mógł ją uprzedzić i nauczyć, jak wywikłać się z sieci. Czy jednak nie byłoby to za du-zo jak na początek?
Może rzeczywiście król zmierzał do tego, by pchnąć Diane w jego ramiona. Ciekawe dlaczego? Wyjaśnienie mogło być bardzo proste. Monarcha uważał, że małżeństwo to najlepsze, co może spotkać mężczyznę. Kochał swoją żonę i dzieci.
Z drugiej strony, mógł w tym też maczać palce D'Eon, prze-
____________________, że po ślubie nie będzie chciał się zajmować polityką.
Rothgar sam nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić.
Somerton zaprowadził Dianę aż do samej maszyny. Król spojrzał na niego niechętnie, a następnie uruchomił automat i przesunął się do hrabiny. Komentował nie tylko przymioty mechanicznej zabawki, ale też ofiarodawcy. Rothgar słysząc to czuł się zażenowany. Król zapewne postanowił nie bawić się w żadne subtelności.
To śmieszne, że stara się namówić Dianę na coś, czego ona sama pragnie. To on, Rothgar, nie chce tego małżeństwa. Tylko czy na pewno? Na myśl o tym, że Diana mogłaby poślubić Somertona, poczuł wzburzenie. Posiekałby drania na kawałki. Przecież ten utracjusz nawet by nie wiedział, jaki klejnot dostaje.
Maszyna Rothgara nie była tak bogato zdobiona, ale za to miała sporo różnych funkcji. Wyobrażała pasterza i pasterkę pod drzewem, na którym siedziały ptaki. Część z nich wychylała również łebki z gniazd. Wystarczyło nakręcić automat, żeby usłyszeć ptasie trele. Niektóre ptaki po prostu kręciły głowami, ale inne otwierały też skrzydła. W tym momencie ożyli też pasterz i pasterka. Odwrócili do siebie głowy i spojrzeli z tęsknotą. Następnie ich usta zbliżyły się do siebie. Pocałunek trwał chwilę, po czym oderwali się od siebie i zastygli w poprzednich pozycjach. Ptaki przestały śpiewać.
Diana śmiała się i klaskała wraz z innymi, ale w sercu miała smutek. Chciała podejść do automatu i nakręcić go raz jeszcze, a potem znowu. Jeden pocałunek to bardzo mało. Nikt nie wiedział tego lepiej od niej.
Podeszła wraz z królem do Rothgara, żeby mu pogratulować.
– To tylko automat, lady Arradale – odparł, wysłuchawszy pochwał.
– Ale bardzo interesujący, co? – Król nie krył zadowolenia. -Jest prawdziwym cudem. Podobnie, jak prezent od króla Francji – dodała zaraz, widząc w pobliżu D'Eona.
– A który z automatów bardziej ci się, pani, podoba? -spytał zaciekawiony monarcha.
Diana skryła twarz za wachlarzem. Wyglądało to tak, jakby się spłoszyła, ale tak naprawdę zastanawiała się nad
odpowiedzią.
D'Eon nadstawił uszu. Markiz też spojrzał na nią z zainteresowaniem.
– Oba są wspaniałe, Wasza Królewska Mość – odparła. -Mimo, że romantyczna scena pod drzewem bardzo przemawia do mnie jako kobiety, to wiem przecież, że pokój jest
ważny.
Obaj panowie nagrodzili jej słowa brawami.
– To dobra odpowiedź, co? – zgodził się król. – Dosko-nala. I my również podzielamy to zdanie. Proszę, panie, przekaż naszemu kuzynowi we Francji nasze gorące po-dzękowania – rzekł do D'Eona, a następnie zwrócił się do markiza: – A tobie, panie, dziękujemy raz jeszcze.
Ponownie uruchomiono oba automaty, ale tym razem równocześnie. Patrząc na nie, Diana stwierdziła, że jej dobosz
znacznie przewyższał obie maszyny. Chodziło nie tylko o stopień komplikacji, ale też o płynność ruchów i realizm postaci.
Już wcześniej myślała o mechanicznym chłopcu. Podarowała go Rothgarowi, ponieważ chciała się go pozbyć z domu. Wiedziała, że denerwował matkę, a jej samej przypominał o dawnych marzeniach ojca. Jednak dobosz mógł
się okazać co najmniej równie kłopotliwy dla markiza. Po pierwsze, przypominał ją samą z dzieciństwa. I po drugie, pokazywał, jakie mógłby mieć dzieci. Zwłaszcza to drugie W połączeniu z naturalną wielkością i wyglądem dziecka,
mogło go niepokoić.
– Znowu pani pobladła, lady Arradale – zauważył lord Somerton, kierując ją lekko w stronę sofy. – Chwila odpoczynku dobrze ci zrobi, pani.
Diana nie była przyzwyczajona do takiego traktowania. Najchętniej powiedziałaby mu, że nic jej nie jest i żeby szedł swoją drogą. Z przyjemnością też spędziłaby trochę
czasu w towarzystwie Rothgara. Wolała jednak nie rozbudzać królewskich nadziei i trzymać się z daleka od Beya.
Dlatego też pozwoliła sobie na mały flirt z Somertonem. Jednocześnie zerkała co jakiś czas w stronę krola chcąc sprawdzić, czy to widzi.
Po kilku minutach podszedł do niej lord Scrope, żeby pytać o zdrowie. Diana uśmiechnęła się na jego widok. Wicehrabia był naprawdę miłym człowiekiem. W dodatku bardzo lubił mówić o swoich dzieciach i zmarłej żonie. Jego przyszla małżonka będzie miała w niej niepokonaną rywalkę.
Nie była to jednak najgorsza rzecz, jaka mogła się przytrafić kobiecie. Czyż Beya nie nękały duchy jego matki i siostry? W tym zestawieniu lord Scrope wydawał się wręc człowiekiem pogodnym.
Tyle, że przeraźliwie nudnym. Diana chyba nigdy wcześniej nie spotkała większego nudziarza. W dodatku, bez choćby odrobiny poczucia humoru.
Spojrzała w stronę Rothgara. Panna Hestrop wciąż trwała uczepiona jego ramienia. Hrabina wiele by dała, żeby być na jej miejscu. Po chwili zauważyła, że obserwują ją dwie pary oczu. To byli król i D'Eon. Dlaczego właśnie Francuz? Czuła, że wokół niej coś się dzieje, ale nie była w stanie powiedzieć, co. Czuła się uwięziona w tych spojrzeniach. Wszyscy coś o niej myśleli, mieli jakieś plany związane z jej osobą, a ona nie mogła tego odgadnąć.
Diabelski Londyn!
Odwróciła się do swoich zalotników i spojrzała na nich łaskawie. Przynajmniej z nimi wszystko było jasne.