Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie tylko na jej słowach – odrzekł, sądząc, że znalazł wyjście.

– Są jeszcze dowody fizyczne. Nóż. Jej obrażenia. To więcej niż słowa.

Energicznie pokiwał głową.

– Ale czyż przedstawiona przez oskarżenie przyczyna powstania obrażeń i inne dowody nie biorą początku z jej opowieści o tym, co zaszło?

– Można tak powiedzieć – przyznał niechętnie.

– A więc jest drzewem, na którym wyrosły wszystkie te owoce, czy tak?

– Chyba nie użyłbym takich słów.

– Wobec tego jakich słów pan by użył, detektywie?

Miałem go. Booker dosłownie wił się na krześle. Minton wstał i zgłosił sprzeciw, twierdząc, że zadręczam świadka. Musiał to chyba usłyszeć w jakimś filmie albo w telewizji. Sędzia kazała mu usiąść.

– Proszę odpowiedzieć na pytanie, detektywie – powiedziała.

– Jak brzmiało pytanie? – Booker próbował zyskać na czasie.

– Nie zgodził się pan ze mną, kiedy nazwałem panią Campo drzewem, na którym wyrosły wszystkie dowody w sprawie – odrzekłem.

– Jeżeli się mylę, to jak określiłby pan jej rolę?

Booker uniósł ręce w geście kapitulacji.

– Jest ofiarą! Oczywiście, że jest ważna, bo opowiedziała nam, co się stało. Musimy polegać na jej słowach, żeby ustalić kierunek śledztwa.

– W tej sprawie polegacie przede wszystkim na jej słowach, prawda? Na słowach ofiary i głównego świadka przeciw słowom oskarżonego, zgadza się?

– Tak.

– Kto jeszcze widział, jak oskarżony zaatakował panią Campo?

– Nikt więcej.

Skinąłem głową, chcąc podkreślić wagę tej odpowiedzi. Spojrzałem przy tym w oczy przysięgłych siedzących w pierwszym rzędzie.

– No dobrze, detektywie – powiedziałem. – Chciałbym teraz pana spytać o Charlesa Talbota. Jak się pan o nim dowiedział?

– Hm, polecił mi go znaleźć prokurator, pan Minton.

– A czy wie pan, skąd pan Minton dowiedział się o jego istnieniu?

– Przypuszczam, że to pan go poinformował. Miał pan taśmę wideo z baru, na której widać go w towarzystwie ofiary dwie godziny przed zdarzeniem.

Wiedziałem, że to dobry moment na pokazanie nagrania, ale chciałem z tym zaczekać. Chciałem, żeby na miejscu dla świadka siedziała ofiara, kiedy przysięgli będą oglądać wideo.

– Wcześniej nie uważał pan, że powinien znaleźć tego człowieka?

– Nie, po prostu nic o nim nie wiedziałem.

– A kiedy wreszcie dowiedział się pan o Talbocie i odnalazł go, czy zbadano jego lewą dłoń, aby ustalić, czy miał jakieś obrażenia, które mogły powstać w wyniku kilkakrotnego uderzenia kogoś w twarz?

– Nie, nie zrobiono tego.

– Dlatego, że był pan przekonany co do swojego wyboru pana Rouleta jako osoby, która uderzyła Reginę Campo?

– To nie była kwestia wyboru. Do takiego wniosku doprowadziło śledztwo. Charlesa Talbota odnalazłem dopiero dwa tygodnie po dokonaniu przestępstwa.

– Twierdzi pan więc, że gdyby miał jakieś obrażenia, do tego czasu już by się zagoiły, zgadza się?

– Nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że tak.

– Czyli w ogóle nie oglądał pan jego ręki?

– Nie, dokładnie się jej nie przyglądałem.

– Czy przesłuchiwał pan współpracowników pana Talbota i pytał, czy zauważyli stłuczenia lub inne obrażenia w czasie, kiedy popełniono przestępstwo?

– Nie, nie przesłuchiwałem.

– A więc brał pan pod uwagę tylko i wyłącznie pana Rouleta?

– To nie tak. Badam każdą sprawę, analizując wszystkie możliwości. Ale Roulet był na miejscu zdarzenia i został zatrzymany.

Ofiara rozpoznała w nim napastnika. Dlatego od początku był podejrzany.

– Był jednym z podejrzanych czy jedynym podejrzanym, detektywie?

– Najpierw był po prostu podejrzany, ale później – kiedy znaleźliśmy jego inicjały na nożu, który przyłożono do szyi Reggie Campo – można powiedzieć, że stał się jedynym podejrzanym.

– Skąd pan wie, że ten nóż przyłożono do szyi pani Campo?

– Ponieważ nam o tym powiedziała, a poza tym miała nakłucie na skórze.

– Chce pan powiedzieć, że przeprowadzono jakąś analizę kryminalistyczną w celu potwierdzenia, że rana powstała od przyłożenia tego właśnie noża?

– Nie, to było niemożliwe.

– A więc znów mamy tylko słowa pani Campo na dowód, że nóż przyłożył jej do szyi pan Roulet.

– Nie miałem powodu w to wątpić. I nadal nie mam.

– Domyślam się, że nie znając żadnych wyjaśnień, uznałby pan nóż z inicjałami oskarżonego za niezwykle istotny dowód winy, czy tak?

– Tak. Nawet gdybym znał wyjaśnienia. Oskarżony przyniósł ze sobą nóż w jednym celu.

– Czyżby umiał pan czytać w myślach, detektywie?

– Nie. Umiem dedukować. I mówię o wnioskach, jakie wyciągnąłem.

– Jakie pan wyciągnął.

– Na podstawie dowodów w sprawie.

– Cieszę się, że jest pan tak pewny. Na razie nie mam więcej pytań. Zastrzegam sobie prawo powołania detektywa Bookera na świadka obrony.

Nie zamierzałem wzywać Bookera, ale uznałem, że taka groźba zabrzmi dobrze w uszach przysięgłych.

Wróciłem na miejsce, podczas gdy Minton usiłował opatrywać rany Bookera, zadając mu pytania uzupełniające. Ale szkody zostały już wyrządzone i niewiele mógł zrobić. Booker był tylko rozgrzewką dla obrony. Prawdziwa katastrofa miała nastąpić później.

Kiedy Booker opuścił miejsce dla świadków, sędzia zarządziła przedpołudniową przerwę. Powiedziała przysięgłym, że rozprawa zostanie wznowiona za piętnaście minut, ale wiedziałem, że przerwa będzie dłuższa. Sędzia Fullbright była nałogowym palaczem i swego czasu było głośno o karach administracyjnych, jakie nałożono na nią za przemycanie papierosów do gabinetu. Aby uniknąć kolejnych skandali, musiała więc zjeżdżać windą na sam dół, wychodzić z budynku i stawać w bramie, którą wjeżdżały furgonetki z aresztantami. Uznałem, że mam co najmniej pół godziny.

Wyszedłem na korytarz porozmawiać z Mary Alice Windsor i zadzwonić. Wyglądało na to, że w popołudniowej sesji będą już zeznawać moi świadkowie.

Podszedł do mnie Roulet, który chciał porozmawiać o moim przesłuchaniu Bookera.

– Moim zdaniem poszło nam naprawdę dobrze – powiedział.

– Nam?

– Wiesz, co mam na myśli.

– Nie możesz wiedzieć, czy dobrze poszło, dopóki nie usłyszysz wyroku. Daj mi teraz spokój, Louis. Muszę zadzwonić. Gdzie jest twoja matka? Prawdopodobnie będzie potrzebna po południu. Zamierza tu dzisiaj przyjść?

– Rano miała spotkanie, ale będzie. Zadzwoń do Cecila, on ją przywiezie.

Kiedy odszedł, stanął przede mną detektyw Booker i wycelował palec w moją twarz.

– Nic z tego nie będzie, Haller – oświadczył.

– Z czego?

– Z tej gównianej obrony. Rozbijesz sobie łeb.

– Zobaczymy.

– Tak, zobaczymy. Swoją drogą trzeba mieć tupet, żeby próbować zwalić to na Talbota. Nie lada tupet.

– Robię, co do mnie należy, detektywie.

– Też mi robota. Zarabiasz na kłamstwie. Mydlisz ludziom oczy, żeby nie widzieli prawdy. Żyjesz w świecie bez prawdy. Coś ci powiem. Wiesz, jaka jest różnica między sumem a prawnikiem?

– Nie, jaka?

– Jedno to śliskie bydlę żerujące w mętnej wodzie. Drugie to ryba.

– Dobre, detektywie.

Odszedł, a ja stałem na korytarzu, uśmiechając się do siebie.

Nie z powodu żartu ani dlatego, że to prawdopodobnie Lankford, powtarzając dowcip Bookerowi, postanowił odnieść obelgę do wszystkich prawników zamiast tylko do adwokatów. Uśmiechnąłem się, bo dowcip stanowił potwierdzenie, że Lankford i Booker byli ze sobą w kontakcie. Rozmawiali ze sobą, co oznaczało, że gra jeszcze się toczyła. Mój plan wciąż mógł się powieść. Jeszcze miałem szansę.

67
{"b":"115317","o":1}