Wstałem i podszedłem do pulpitu ustawionego między stołem oskarżenia a stołem obrony. Sala rozpraw została niedawno wyremontowana. Po obu stronach sędziowskiego biurka znajdowały się miejsca dla przysięgłych. Wszystko zostało wykończone w jasnym drewnie, łącznie ze ścianą za fotelem sędziowskim. Drzwi prowadzące do gabinetu sędziego były niemal niewidoczne na tle słojów i wzoru drewna. Ich miejsce zdradzała tylko klamka.
Fullbright prowadziła rozprawy jak sędzia federalny. Prawnikom nie wolno było bez pozwolenia podchodzić do świadków, a do przysięgłych w ogóle nie mogli się zbliżać. Wymagano od nich, by mówili tylko przy pulpicie.
Stojąc przy pulpicie, miałem po prawej ręce ławę przysięgłych, która znajdowała się bliżej stołu prokuratorskiego niż stołu obrony.
Nie miałem nic przeciwko temu. Nie chciałem, aby zbyt dobrze widzieli Rouleta. Wolałem, aby pozostał dla nich nieco tajemniczy.
– Panie i panowie przysięgli – zacząłem. – Nazywam się Michael Haller i reprezentuję podczas procesu pana Rouleta. Miło mi poinformować państwa, że rozprawa prawdopodobnie nie będzie długa.
Zabierzemy państwu najwyżej kilka dni. Przekonacie się zapewne, że przedstawienie stanowisk stron będzie trwało krócej niż wybieranie składu ławy. Prokurator, pan Minton, postanowił poświęcić dzisiejsze przedpołudnie na zaprezentowanie państwu własnych opinii na temat znaczenia dowodów i osoby pana Rouleta. Ja natomiast proponuję, aby usiedli państwo wygodnie, wysłuchali stanowisk stron i kierując się zdrowym rozsądkiem, sami ocenili, jakie znaczenie mają dowody i kim naprawdę jest pan Roulet.
Przesuwałem wzrok po twarzach wszystkich przysięgłych po kolei. Rzadko zaglądałem do leżących na pulpicie notatek. Chciałem sprawić na nich wrażenie, jakbym swobodnie mówił z głowy.
– Zazwyczaj odkładam mowę wstępną. W procesie karnym obrona zawsze ma prawo wystąpienia na początku, tak jak zrobił to pan Minton, lub tuż przed przedstawieniem własnego stanowiska. Na ogół wybieram drugą możliwość. Czekam i wygłaszam mowę wstępną przed zeznaniami świadków obrony i okazaniem dowodów. Ta sprawa jest jednak inna. Jej odmienność polega na tym, że dowody oskarżenia są jednocześnie dowodami obrony. Oczywiście wysłuchacie państwo świadków obrony, ale sedno sprawy zostanie przedstawione w dowodach oraz zeznaniach świadków oskarżenia, które sami państwo zinterpretują. Ręczę, że na tej sali powstanie wersja wydarzeń znacznie odbiegająca od tej, którą naszkicował pan Minton. A kiedy przyjdzie kolej na przedstawienie stanowiska obrony, okaże się zapewne, że nie będzie takiej potrzeby.
Zerknąłem na kronikarkę i zobaczyłem, jak jej ołówek wciąż się porusza po stronicy notesu.
– Sądzę, że w ciągu tego tygodnia odkryją państwo, że cała sprawa sprowadza się do działań i motywacji jednej osoby. Prostytutki, która zobaczyła bogatego mężczyznę i postanowiła wziąć go na cel.
Wykażą to niezbicie dowody oraz zeznania świadków oskarżenia.
Minton wstał i zgłosił sprzeciw, twierdząc, że przekraczam dopuszczalne granice, stawiając głównemu świadkowi oskarżenia bezpodstawne zarzuty. Sprzeciw nie miał prawnego uzasadnienia. Była to tylko amatorska próba wysłania sygnału przysięgłym. Sędzia zareagowała natychmiast, wzywając nas obu do siebie.
Podeszliśmy do sędziowskiego stołu, a Constance Fullbright włączyła urządzenie emitujące przez głośnik szum, który uniemożliwiał przysięgłym podsłuchanie prowadzonej szeptem narady. Sędzia bez żadnych wstępów zaatakowała Mintona.
– Panie Minton, wiem, że od niedawna skarży pan w sprawach karnych, i widzę, że w trakcie rozprawy będę musiała udzielać panu lekcji. U mnie nie wolno panu zgłaszać sprzeciwu w trakcie mowy wstępnej. To nie jest przedstawienie materiału dowodowego. Nawet gdyby adwokat twierdził, że alibi może oskarżonemu zapewnić pańska własna matka, nie życzę sobie żadnych sprzeciwów w obecności moich przysięgłych.
– Wysoki są…
– To wszystko. Proszę wracać.
Przesunęła się z fotelem na środek stołu i wyłączyła urządzenie zagłuszające. Minton i ja bez słowa wróciliśmy na swoje miejsca.
– Oddalam sprzeciw – powiedziała sędzia. – Proszę kontynuować, panie Haller. Przypominam, że zapowiadał pan krótkie wystąpienie.
– Dziękuję, wysoki sądzie. Nie zmieniłem planu.
Zajrzałem do notatek, po czym znów spojrzałem na przysięgłych. Wiedząc, że sędzia skutecznie postraszyła Mintona, który teraz będzie się bał odezwać, postanowiłem użyć silniejszych środków retorycznych, odejść od notatek i przeskoczyć od razu do podsumowania – Panie i panowie, ujmując rzecz w skrócie, do was będzie należała decyzja, kto w tej sprawie jest prawdziwym drapieżnikiem. Pan Roulet, prowadzący poważne interesy przedsiębiorca o nieposzlakowanej opinii, czy prostytutka jawnie uprawiająca proceder świadczenia mężczyznom usług seksualnych, z którego uczyniła niezwykle dochodowy interes. Z zeznań świadków dowiedzą się państwo, że domniemana ofiara tuż przed rzekomą napaścią dopuściła się aktu nierządu z innym mężczyzną. Dowiedzą się również państwo, że kilka dni po tej rzekomo zagrażającej jej życiu napaści kobieta na nowo podjęła proceder uprawiania seksu w celach zarobkowych.
Zerknąłem na Mintona i zauważyłem, że gotuje się z wściekłości.
Wbił wzrok w blat stołu, wzburzony kręcąc głową. Spojrzałem na sędzię.
– Wysoki sądzie, proszę o pouczenie prokuratora, aby wstrzymał się od demonstracyjnego zachowania. Podczas mowy wstępnej oskarżenia nie protestowałem ani nie starałem się dekoncentrować przysięgłych.
– Panie Minton – wyrecytowała sędzia. – Proszę siedzieć spokojnie i odwzajemnić obronie uprzejmość okazaną panu w trakcie pańskiego wystąpienia.
– Tak, wysoki sądzie – odrzekł potulnie Minton.
Nie zakończyliśmy jeszcze etapu mów wstępnych, a prokurator został już dwa razy zbesztany w obecności przysięgłych. Wziąłem to za dobry znak i nabrałem wiatru w żagle. Spojrzałem na ławę przysięgłych. Kronikarka nadal pilnie notowała.
– Wysłuchają państwo także zeznań wielu świadków oskarżenia, które jednoznacznie wyjaśnią pochodzenie dowodów rzeczowych.
Mówię o krwi i nożu wspomnianych przez pana Mintona. Dowody oskarżenia, zarówno z osobna, jak i w całości, wzbudzą uzasadnione wątpliwości co do winy mojego klienta. Proszę to odnotować. Ręczę, że pod koniec rozprawy będą państwo mogli podjąć tylko jedną decyzję. Uznać pana Rouleta za niewinnego stawianych mu zarzutów. Dziękuję.
Wracając na swoje miejsce, puściłem oko do Lorny Taylor. Skinęła mi głową na znak, że nieźle się spisałem. Moją uwagę przyciągnęły dwie osoby siedzące dwa rzędy za nią. Lankford i Sobel. Musieli się wśliznąć na salę już po tym, gdy poprzednio lustrowałem ławy dla publiczności.
Usiadłem, nie zwracając uwagi na klienta, który pokazał mi uniesiony kciuk. Myślałem tylko o parze detektywów z Glendale, zastanawiając się, po co przyszli do sądu. Obserwowali mnie? Czekali na mnie?
Sędzia ogłosiła przerwę na lunch i wszyscy wstali, podczas gdy kronikarka i jej towarzysze opuszczali salę rozpraw. Kiedy przysięgli wyszli, Minton poprosił sędzię o kolejną naradę. Chciał wytłumaczyć powody swojego sprzeciwu i naprawić własny błąd, ale nie na oczach całego sądu. Sędzia nie zgodziła się na to.
– Jestem głodna, panie Minton, poza tym już to sobie wyjaśniliśmy. Proszę iść na lunch.
Opuściła fotel sędziowski, a sala, w której dotąd słychać było tylko głosy prawników, wybuchła gwarem rozmów publiczności i pracowników sądowych. Włożyłem notatnik do aktówki.
– Naprawdę nieźle – powiedział Roulet. – Chyba kontrolujemy przebieg gry.
Spojrzałem na niego ciężkim wzrokiem.
– To nie jest gra.
– Wiem. To tylko takie wyrażenie. Słuchaj, idę na lunch z Cecilem i matką. Chcielibyśmy, żebyś nam towarzyszył.
Pokręciłem głową.
– Muszę cię bronić, Louis, ale nie muszę z tobą jeść.
Wyciągnąłem z teczki książeczkę czekową i ruszyłem do biurka asystenta sędziego, żeby wypisać czek na pięćset dolarów. Kara pieniężna nie była tak dotkliwa jak świadomość, że po skazaniu mnie za obrazę sądu sprawą zainteresuje się korporacja.