– No dobra, jeżeli przeprowadzą oficjalne przesłuchanie, chcę dostać zapis.
– Zajmę się tym. Pewnie będzie nagranie wideo.
– Jeżeli kryminalistycy zrobili zapis wideo, też chcę go mieć. Muszę zobaczyć jej mieszkanie.
Levin skinął głową. Wiedział, że odgrywam komedię przed klientem i Dobbsem, dając im do zrozumienia, że trzymam w ręku wszystkie sznurki i pilnuję każdego szczegółu. Tak naprawdę nie musiałem Raulowi nic mówić. Dobrze wiedział, co ma robić i co będzie mi potrzebne.
– Coś jeszcze? – zapytałem. – Cecil, masz jakieś pytania?
Dobbs, zaskoczony, że tak nagle go zahaczyłem, szybko pokręcił głową – Nie, nie mam. Nieźle nam idzie. Jesteśmy na dobrej drodze.
Nie miałem pojęcia, co to za „dobra droga”, ale nie chciałem pytać.
– I co o tym sądzisz? – zapytał Roulet.
Spojrzałem na niego, odwlekając odpowiedź o parę sekund.
– Wydaje mi się, że oskarżenie ma przeciwko tobie mocne dowody. Znaleziono cię w jej mieszkaniu, mają nóż i obrażenia ofiary.
Mają też, jak przypuszczam, jej krew na twoich rękach. Poza tym bardzo przekonujące fotografie. No i oczywiście będą mieli jej zeznanie. Ponieważ nigdy nie widziałem tej kobiety i z nią nie rozmawiałem, nie wiem, jakie wrażenie może wywrzeć na przysięgłych.
Znów zamilkłem, wykorzystując do maksimum chwilę ciszy.
– Ale wielu rzeczy im brakuje: dowodów włamania, DNA podejrzanego, motywu, a nawet podejrzanego, który miałby na koncie podobne przestępstwo. Miałeś wiele powodów – uzasadnionych powodów – aby znaleźć się w mieszkaniu. Na dodatek…
Spojrzałem ponad Rouletem i Dobbsem w okno. Słońce chowało się za Anacapę, oblewając niebo na horyzoncie różem i purpurą.
Widok bił na głowę wszystkie zachody, jakie oglądałem przez okna swojego biura.
– Co na dodatek? – spytał zniecierpliwiony Roulet.
– Na dodatek masz mnie. Udało mi się odsunąć od sprawy Maggie McPershing. Nowy prokurator jest dobry, ale to żółtodziób i nigdy nie miał do czynienia z kimś takim jak ja.
– Jaki więc ma być nasz następny krok? – zapytał Roulet.
– Następny krok należy do Raula, który będzie robił swoje, szukał informacji o domniemanej ofierze, próbował ustalić, dlaczego kłamała, że była sama. Musimy się dowiedzieć, kim jest ta kobieta, kim jest jej tajemniczy towarzysz i jaki związek może mieć ze sprawą.
– A ty co zamierzasz robić?
– Pogadam z prokuratorem. Spróbuję go podejść i zobaczyć, co planuje. Wtedy będziemy mogli zdecydować, jaki ruch wykonamy.
Nie mam wątpliwości, że uda mi się wytargować mniejszy zarzut, do którego będziesz się mógł przyznać i skończyć sprawę na tym etapie. Ale to wymaga ustępstw. Musiałbyś…
– Już mówiłem. Do niczego się nie przy…
– Pamiętam, co mówiłeś, ale musisz mnie wysłuchać. Gdybym wynegocjował dobrowolne poddanie się karze, nie musiałbyś się nawet formalnie przyznawać do winy, ale nie wydaje mi się, żeby oskarżenie było skłonne wycofać wszystko. Będziesz musiał ponieść pewne konsekwencje. Możliwe, że unikniesz więzienia, ale prawdopodobnie każą ci wykonać jakąś pracę społeczną. To punkt pierwszy. Będzie więcej. Jako twój obrońca jestem zobowiązany przedstawić ci wszystkie możliwości i upewnić się, że je rozumiesz. Wiem, że nie chcesz i nie jesteś skłonny zaakceptować takiego rozwiązania, ale mam obowiązek pouczyć cię o wszystkich sposobach rozstrzygnięcia sprawy, jasne?
– W porządku. Jasne.
– Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że każde ustępstwo z twojej strony będzie sygnałem dla pani Campo, która natychmiast wniesie pozew. Jak się domyślasz, szybkie zakończenie sprawy karnej w rezultacie będzie cię kosztować o wiele więcej niż moje honorarium.
Roulet pokręcił głową. Ugoda wyraźnie nie wchodziła w grę.
– Rozumiem już, jakie mam możliwości – powiedział. – Spełniłeś swój obowiązek. Ale nie zamierzam płacić ani centa za coś, czego nie zrobiłem. Nie zamierzam się przyznawać ani poddawać karze za coś, czego nie zrobiłem. Jeżeli będzie proces, potrafisz go wygrać?
Zanim odpowiedziałem, patrzyłem mu przez chwilę w oczy.
– Zdajesz sobie sprawę, że nie wiem, co się zdarzy przed procesem, i niczego nie mogę zagwarantować… ale, tak, biorąc pod uwagę obecny stan sprawy, potrafię ją wygrać. Tego jestem pewien.
Skinąłem głową Rouletowi i chyba ujrzałem w jego oczach cień nadziei. Zobaczył światełko w tunelu.
– Istnieje jeszcze trzecia droga – odezwał się Dobbs.
Spojrzałem na niego, zastanawiając się, jak chce zatrzymać pracującą już machinę licencji.
– Jaka? – spytałem.
– Przeprowadzimy gruntowne śledztwo. Nasi ludzie mogą pomóc panu Levinowi. Prześwietlimy tę kobietę na wylot, ustalimy fakty, wysuniemy własną wiarygodną hipotezę, znajdziemy dowody i przedstawimy prokuratorowi. Ukręcimy sprawie łeb jeszcze przed procesem. Pokażemy temu żółtodziobowi, że nie ma szans wygrać, i zmusimy do wycofania zarzutów, zanim zdąży się skompromitować jako prawnik. Poza tym ten człowiek na pewno pracuje dla innego człowieka, który stoi na czele prokuratury i jest bardzo podatny na, powiedzmy… naciski polityczne. Użyjemy tej broni i wszystko ułoży się po naszej myśli.
Miałem ochotę kopnąć Dobbsa pod stołem. Ten plan mógł nie tylko zmniejszyć o połowę moje największe w historii honorarium, a lwią część pieniędzy klienta przeznaczyć na opłacenie detektywów, w tym jego własnych, ale mógł także powstać w głowie adwokata, który w ciągu całej kariery nikogo nie bronił w sprawie karnej.
– Tak, to jest jakiś pomysł, ale bardzo ryzykowny – odrzekłem spokojnie. – Jeżeli będziesz znał sposób, jak zetrzeć oskarżenie na proch, i wyjawisz go przed procesem, dasz im w prezencie dokładne wskazówki, co mają robić, a na co uważać podczas procesu. Nie mam na to ochoty.
Roulet przytaknął, a Dobbs zrobił lekko zakłopotaną minę. Postanowiłem na razie dać spokój, a potem przemówić Dobbsowi do rozsądku, kiedy nie będzie z nami klienta.
– Co z mediami? – spytał Levin, szczęśliwie zmieniając temat.
– Właśnie – rzekł Dobbs, z ulgą podchwytując jego słowa. – Sekretarka powiedziała mi, że dzwonili już z dwóch gazet i dwóch stacji telewizyjnych.
– Do mnie pewnie też – odparłem.
Nie wspomniałem, że do Dobbsa dzwoniła na moje polecenie Lorna Taylor. Media nie zainteresowały się jeszcze sprawą, jeśli nie liczyć kamerzysty, który przyszedł na pierwsze posiedzenie. Chciałem jednak, żeby Dobbs, Roulet i jego matka uwierzyli, że w każdej chwili mogą się pojawić na pierwszych stronach.
– Nie chcemy żadnego rozgłosu – rzekł Dobbs. – To najgorsza reklama, jaką można sobie zrobić.
Był mistrzem wygłaszania oczywistości.
– Wszystkich dziennikarzy należy kierować do mnie – powiedziałem. – Zajmę się mediami. Najlepszy sposób na nie to wszystko ignorować.
– Ależ musimy coś mówić, żeby go bronić – zaprotestował Dobbs.
– Nie, nie musimy niczego mówić. Mówiąc o sprawie, sankcjonujemy ją. Jeżeli zaczniemy rozmawiać z dziennikarzami, sprawa będzie żyła. Informacje to dla niej tlen. Bez niego ginie w mediach.
Moim zdaniem, lepiej, żeby zginęła. Chyba że nie będziemy mogli tego uniknąć. Wtedy tylko jedna osoba będzie mówić w imieniu Louisa. Tą osobą będę ja.
Dobbs niechętnie skinął głową. Wycelowałem palec w Rouleta.
– Pod żadnym pozorem nie rozmawiaj z reporterami, nawet gdybyś tylko chciał zaprzeczyć oskarżeniom. Jeśli ktoś się z tobą skontaktuje, odeślij go do mnie. Jasne?
– Jasne.
– To dobrze.
Uznałem, że jak na pierwsze spotkanie powiedzieliśmy już sobie dosyć. Wstałem.
– Louis, odwiozę cię do domu.
Ale Dobbs nie miał zamiaru tak szybko wypuścić klienta z rąk.
– Ja też zostałem zaproszony na kolację do matki Louisa – powiedział. – Zabiorę go, bo sam tam jadę.
Zgodziłem się. Widocznie obrońców w sprawach kryminalnych nie zaprasza się na kolację.
– W porządku – powiedziałem. – Ale też tam pojedziemy. Chcę, żeby Raul obejrzał jego mieszkanie, a Louis musi mi dać czek, o którym wcześniej rozmawialiśmy.