– Nie dam rady – powiedziała słabym głosem.
– Posłuchaj, w więzieniach też są programy terapeutyczne. Odtrują cię, a jak wyjdziesz, będziesz mogła spróbować zacząć jeszcze raz.
Pokręciła głową; wyglądała na zupełnie zagubioną.
– To trwało już za długo i najwyższy czas przestać – powiedziałem. – Na twoim miejscu pomyślałbym o wyjeździe. Mam na myśli wyjazd z Los Angeles. Powinnaś gdzieś pojechać i zacząć wszystko od początku.
Spojrzała na mnie ze złością.
– I co miałabym robić? Popatrz na mnie. Do czego ja się nadaję?
Miałabym wyjść za mąż, rodzić dzieci i sadzić kwiatki?
Na to nie miałem dobrej odpowiedzi, ona też nie.
– Pogadamy o tym we właściwym czasie. Na razie trzeba się zająć twoją sprawą. Opowiedz mi, co się stało.
– To co zawsze. Sprawdziłam gościa i wszystko się zgadzało. Wydawał się w porządku. Ale okazało się, że to glina, i tyle.
– Poszłaś do niego?
Przytaknęła.
– Do Mondriana. Miał apartament – to też mnie zmyliło. Gliny rzadko biorą apartamenty. Budżet im nie pozwala.
– Nie mówiłem ci, że to głupota nosić kokę, kiedy idziesz pracować? A jeżeli facet prosi, żebyś przyniosła kokę, od razu wiadomo, że to gliniarz.
– Wiem i wcale mnie nie prosił. Zapomniałam, że ją mam. Dostałam od gościa, u którego byłam przedtem. Co miałam z nią zrobić, zostawić w samochodzie, żeby obsługa parkingu się poczęstowała?
– Od kogo ją dostałaś?
– Od faceta z Travelodge na Santa Monica. Byłam u niego i sam mi zaproponował, rozumiesz, zamiast forsy. Jak wychodziłam, odsłuchałam wiadomości i zobaczyłam, że dzwonił do mnie ten gość z Mondriana. No to oddzwoniłam, umówiłam się i od razu do niego pojechałam. Zapomniałam, że mam towar w torebce.
Kiwając głową, nachyliłem się bliżej. Zaczynałem dostrzegać promyczek nadziei, światełko w tunelu.
– Kim był ten facet w Travelodge?
– Nie wiem, widział moje ogłoszenie na stronie.
Gloria umawiała się z klientami za pośrednictwem strony internetowej, na której były umieszczone zdjęcia, numery telefonów i adresy e – mailowe panienek.
– Mówił ci, skąd jest?
– Nie. Musiał być z Meksyku, Kuby czy coś takiego. Pocił się, było widać, że bierze prochy.
– Kiedy ci dawał kokę, zauważyłaś, czy miał więcej?
– Tak, trochę miał. Myślałam, że znowu zadzwoni… ale chyba spodziewał się kogoś innego.
Gdy ostatni raz oglądałem jej ogłoszenie na LA – Darlings.com, chcąc sprawdzić, czy jeszcze działa w branży, zobaczyłem zdjęcia co najmniej sprzed pięciu lat, na których Gloria wyglądała dziesięć lat młodziej. Przypuszczałem, że jej klienci doznawali pewnego rozczarowania po otwarciu drzwi.
– Ile było tego towaru?
– Nie wiem. Wiedziałam tylko, że ma więcej, bo gdyby to było wszystko, na pewno by mi nie dał.
Dobry argument. Światełko było coraz wyraźniejsze.
– Sprawdziłaś go?
– Jasne.
– Co oglądałaś, prawo jazdy?
– Nie, paszport. Powiedział, że nie ma prawa jazdy.
– Jak się nazywał?
– Hector jakiś tam.
– Gloria, wysil trochę pamięć. Hector i jak dalej? Spróbuj sobie…
– Hector jakiś tam Moya. Miał drugie imię. Ale pamiętam „Moya”, bo kiedy wyciągnął kokę, powiedziałam: „Hector, ta działka będzie moja”.
– W porządku.
– Myślisz, że to mi może pomóc?
– Być może, zależy, kim jest ten facet. Jeżeli uda się coś za niego wytargować.
– Chcę stąd wyjść.
– Posłuchaj, Glorio. Pójdę do prokurator, dowiem się, co o tym myśli, i zobaczę, co da się zrobić. Wyznaczyli dwadzieścia pięć tysięcy kaucji.
– Co?!
– Jest wyższa niż zwykle z powodu narkotyków. Pewnie nie masz dwudziestu pięciu kawałków na kaucję, co?
Potrząsnęła głową. Zobaczyłem, jak ściągnęły się mięśnie jej twarzy. Domyślałem się, co zaraz nastąpi.
– Mickey, mógłbyś za mnie wyłożyć? Obiecuję, że…
– Nie mogę, Glorio. Taka jest zasada i gdybym ją złamał, narobiłbym sobie kłopotów. Będziesz tu musiała zostać do jutra, a rano staniesz przed sądem.
– Nie – powiedziała i zabrzmiało to bardziej jak jęk niż słowo.
– Wiem, że będzie ciężko, ale musisz wytrzymać. I rano masz być czysta, bo inaczej w ogóle nie spróbuję obniżyć kaucji ani cię stąd wyciągnąć. Dlatego nie waż się tknąć tych świństw, którymi tu handlują. Zrozumiałaś?
Uniosła ręce nad głowę, jak gdyby chciała się zasłonić przed spadającym gruzem. Bezsilnie zacisnęła dłonie w pięści. Czekała ją długa noc.
– Musisz mnie jutro wyciągnąć.
– Zrobię, co będę mógł.
Dałem znak pilnującej nas z budki policjantce. Byłem gotów do wyjścia.
– Jeszcze jedno – powiedziałem. – Pamiętasz, w którym pokoju mieszkał ten facet w Travelodge?
Zastanowiła się przez moment.
– Tak, łatwo było zapamiętać. Trzysta trzydzieści trzy.
– Dobra, dzięki. Zobaczę, co się da zrobić.
Kiedy wstałem, Gloria nie podniosła się z miejsca. Po chwili zjawiła się funkcjonariuszka i poinformowała mnie, że będę musiał zaczekać, aż odeskortuje Glorię do celi. Zerknąłem na zegarek. Do – chodziła druga. Nic jeszcze dziś nie jadłem i zaczynała mnie boleć głowa. Miałem tylko dwie godziny, żeby pojechać do prokuratury i porozmawiać z Leslie Faire, a potem do Century City na spotkanie z Rouletem i Dobbsem.
– Nie może mnie odprowadzić ktoś inny? – spytałem zirytowany.
– Muszę jechać do sądu.
– Przykro mi, ale tak już u nas jest.
– No to proszę się pospieszyć.
– Zawsze się staram.
Piętnaście minut później zdałem sobie sprawę, że przez moje narzekania policjantka kazała mi czekać znacznie dłużej, niż gdybym siedział cicho. Powinienem być mądrzejszy, a tak znalazłem się w identycznej sytuacji jak klient, który poskarżył się, że dostał zimną zupę, a po chwili z kuchni przyniesiono mu gorącą, z pikantnym dodatkiem śliny.
W drodze do siedziby sądów karnych zadzwoniłem do Raua Levina. Detektyw był u siebie w Glendale i przeglądał raporty policyjne z zatrzymania Rouleta. Poprosiłem go, żeby odłożył to na później i prześwietlił mężczyznę z pokoju 333 w Travelodge przy Santa Monica. Dodałem, że potrzebuję tych informacji na wczoraj. Wiedziałem, że Raul ma swoje źródła i sposoby, aby sprawdzić Hektora Moyę. Nie chciałem jednak wiedzieć jakie. Interesowało mnie tylko to, czego zdoła się dowiedzieć.
Kiedy Earl zaparkował lincolna przed gmachem sądu, poleciłem mu, żeby w czasie gdy będę w środku, skoczył do „Phillipe's” i kupił nam kanapki z wołowiną. Swoją zamierzałem zjeść w drodze do Century City. Podałem mu dwudziestodolarowy banknot i wysiadłem.
Czekając na windę w zatłoczonym jak zawsze holu, wyciągnąłem z teczki tylenol i połknąłem pastylkę w nadziei, że pomoże złagodzić nadciągającą migrenę, wywołaną głodem. Podróż na dziewiąte piętro trwała dziesięć minut, a kolejne piętnaście musiałem odczekać, aż Leslie Faire łaskawie zgodziła się udzielić mi audiencji. Nie miałem jej jednak tego za złe, ponieważ zanim wszedłem do gabinetu, zadzwonił aul Levin. Gdyby Faire przyjęła mnie od razu, nie miałbym w zanadrzu dodatkowej amunicji.
Levin poinformował mnie, że mężczyzna z pokoju 333 w Travelodge zameldował się jako Gilberto Garcia. Motel nie wymagał od niego okazania dokumentów, ponieważ zapłacił gotówką za tydzień z góry plus pięćdziesiąt dolarów zaliczki na poczet rozmów telefonicznych. Levin sprawdził także nazwisko, jakie mu podałem, i znalazł niejakiego Hectora Arrande Moyę, poszukiwanego listem gończym Kolumbijczyka, który uciekł z San Diego, gdy federalna wielka ława przysięgłych wydała decyzję o oskarżeniu go o handel narkotykami. Zyskałem argument, który zamierzałem wykorzystać w rozmowie z prokurator.
Faire urzędowała w gabinecie z trzema innymi prokuratorami.
Każdy miał biurko w rogu pomieszczenia. Kiedy wszedłem, dwóch z nich nie było – prawdopodobnie wyszli na rozprawy – ale przy biurku naprzeciw Faire siedział mężczyzna, którego nie znałem.
Musiałem przystać na to, że będzie wszystko słyszał. Nie cierpię takich sytuacji, zauważyłem bowiem, że prokurator często popisuje się przed kolegami, starając się grać sprytnego i nieugiętego, czasem kosztem moich klientów.