Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Ręka Bishopa mocno zacisnęła się na słuchawce, aż pobielały mu knykcie.

– Jessico, słyszysz mnie?

Nasłuchiwał i wydawało mu się, że posłyszał po drugiej stronie zbliżające się kroki.

– Jessica?

Trzask, a następnie przerywany sygnał, gdy na drugim końcu odłożono słuchawkę na widełki.

Bishop zwolnił, skręcając z głównej Highate High Street w wiejską drogę. Przez Londyn przejechał szybko, gdyż o tej porze ruch był niewielki, tylko w pobliżu Westminsteru przejeżdżały kolumny samochodów i karetek policyjnych, wezwane do nagłych wypadków po drugiej stronie rzeki. Bishop próbował jeszcze raz zadzwonić do Jessiki, ale tym razem sygnał był cały czas zajęty. Starał się także ponownie skontaktować z Peckiem, jednak detektyw wyszedł już z biura. Nie mając pewności, czy nie wyolbrzymia sytuacji, Bishop zostawił mu wiadomość i wyruszył do domu Kuleka. Wychodząc, ostrożnie przekraczał próg frontowych drzwi, niemal się spodziewając, że zostanie zaatakowany. Ulica była opustoszała.

Znalazł wąską alejkę, prowadzącą do domu Kuleka i wjechał w nią; reflektory samochodu rzucały przed siebie długi snop światła, odpychając ciemność. Małe, eleganckie domki szybko migały za szybą. Droga prowadziła w dół i w oddali widział jasno oświetlone miasto. Delikatnie nacisnął hamulec i zredukował bieg, wiedząc, że tuż przy zakręcie w prawo znajduje się dom Kuleka. Zahamował, gdy zobaczył pojazd zaparkowany naprzeciw wejścia do domu. Był dobrze ukryty z boku alejki; drzwi od strony pasażera dzieliło nie więcej niż sześć cali od wysokiego, ceglanego muru, który zapewniał intymność sąsiedniej willi. Bishop zatrzymał się za nim i zobaczył, że samochód wygląda, jakby był pusty; zastanawiał się, czy policjant mógł osunąć się na siedzeniu, jeśli usnął lub, co możliwe, nie żył. Wyłączył silnik, lecz zostawił zapalone światła. Rzucając na siedzenie okulary, których używał podczas jazdy, wysiadł z samochodu.

Noc była zimna, ale zastanawiał się, czy chłód, który nagle poczuł, nie był wywołany czymś jeszcze. Ostrożnie podszedł do drugiego wozu i schylił się, by zajrzeć przez okno. Samochód był pusty.

Zobaczywszy, że drzwi nie są od wewnątrz zamknięte, pociągnął za klamkę i otworzył je. Radiotelefon, który ujrzał w środku, przekonał go, że się nie myli – to był samochód policyjny. A gdzie policjant? Musiał wejść do domu. Bishopowi zrobiło się jakoś głupio, że tak łatwo wpadł w panikę. Ale po tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło, miał prawo stać się trochę nerwowy. Peck mógł powiedzieć swojemu człowiekowi, by został w domu Kuleka – to wydaje się logiczne, że zaniepokojony rozruchami w mieście chciał w ten sposób zapewnić Jessice i jej ojcu większe bezpieczeństwo. Ale dlaczego odłożono słuchawkę, zanim skończył rozmawiać? Nagle zaklął w duchu i poczuł się jeszcze bardziej głupio. Linia była zajęta, kiedy próbował raz jeszcze zadzwonić do Jessiki – pewnie pomyślała, że przerwała połączenie i starała się do niego dodzwonić! Zachowuje się jak stara, rozhisteryzowana baba.

Wrócił do swojego samochodu, wyłączył światła, szybko przeszedł uliczkę i ruszył w kierunku podjazdu przed domem Kuleka. Zobaczył przy wejściu prostokąt światła, musiała to być oświetlona od wewnątrz szyba we frontowych drzwiach. Jeśli Jessica i jej ojciec śpią, to policjant będzie na nogach i może go wpuścić do środka. Jednak, mimo całego tego rozumowania, nie opuszczał go niepokój. W głębi duszy czuł, że sprawy przybrały zły obrót. Gdyby Bishop zobaczył zwłoki policjanta z poderżniętym od ucha do ucha gardłem, leżące w ciemności, na ziemi, nie dalej niż dwie stopy od niego, może odszedłby od tego domu.

Jego stopy chrzęściły na wysypanej żwirem ścieżce, gdy zbliżał się do zbudowanego ze szkła budynku, którego gładka zewnętrzna powierzchnia była tak ciemna jak otaczająca go noc. Światło przedostające się przez szybę wskazało mu drogę do drzwi frontowych, lecz kiedy wszedł na szeroki ganek, zawahał się. Bał się nacisnąć dzwonek.

Nie było to konieczne – drzwi już się otwierały. Padające z tyłu światło rzuciło cień na jej sylwetkę, ale głos wydał mu się znajomy.

– Witamy ponownie, panie Bishop. Czekamy na pana – powiedziała wysoka kobieta.

Jacob Kulek i Jessica siedzieli w salonie. Mieli na sobie tylko nocną bieliznę. Niska kobieta trzymała przy gardle niewidomego długi rzeźnicki nóż, którego ostrze pokryte było ciemnymi, czerwonawymi plamami. Uśmiechnęła się do Bishopa.

– Nic wam się nie stało, Jessico, Jacobie? – spytał Bishop, stając w drzwiach.

Jessica z trudem oderwała oczy od ostrza przystawionego do gardła ojca.

– Chwilowo nie, Chris – odpowiedział niewidomy mężczyzna. – Niestety, jak nam powiedziano, nasz strażnik został zamordowany.

Wysoka kobieta wepchnęła Bishopa do pokoju, przykładając mu do pleców berettę.

– Tak, panie Bishop – przyznała. – Minął pan po drodze tego nieszczęsnego policjanta. Muszę przyznać, że bardzo łatwo dał się zabić. Czyż spodziewałby się pan, że panna Turner mogłaby komukolwiek poderżnąć gardło?

Niska kobieta rozpłynęła się w uśmiechu.

– Ten dureń myślał, że jestem starą, bezradną żebraczką, która za dużo wypiła.

– Wiedziałyśmy, że tam jest. My także obserwowałyśmy ten dom przez cały tydzień. Zechce pan usiąść, panie Bishop? Nie chcemy na razie ofiar, prawda? Później, oczywiście tak, ale jeszcze nie teraz.

Wysoka kobieta wskazała mu miejsce na kanapie obok Jessiki.

Bishop usiadł i w oczach Jessiki zobaczył przerażenie. Wziął ją za rękę.

– Tak, to bardzo wzruszające, Christopher. Mogę cię nazywać Christopher?

Trudno było sobie wyobrazić, że wysoka kobieta nie jest po prostu członkinią Związku Kobiet, sprzedającą papierowe kwiaty w Poppy Day. Mały pistolet w jej dłoni i słowa, które wymówiła szybko, przypomniały Bishopowi, jak okrutne zło w niej tkwiło.

– Czy nie pamiętasz już swojej żony, Christopher? Tak mało dla ciebie znaczyła?

Zaczął podnosić się z miejsca, gdyż furia zdusiła w nim strach, lecz Jessica chwyciła go za rękę.

– Nie, Chris! – krzyknęła.

Nagle wysoka kobieta przestała być miła.

– Lepiej jej posłuchaj, Christopher. Wie, że jej ojciec natychmiast umrze, jeśli będziesz chciał sprawić nam jakiś kłopot.

Opadł z powrotem na kanapę, trzęsąc się ze złości.

– Teraz w porządku – powiedziała uspokajająco i znów powrócił jej miły sposób bycia. Usiadła na krześle z prostym oparciem, które stało pod ścianą, trzymając pistolet wycelowany w Bishopa. – Jesteś interesującym mężczyzną, Christopher. Wiele się o tobie dowiedziałyśmy w ciągu ostatnich tygodni. Przeczytałam nawet jedną z twoich książek. To dziwne, twoje teorie niewiele różnią się od koncepcji Borisa Pryszlaka. I Jacoba Kuleka, który jest tu z nami, chociaż wydaje mi się, że przykładasz większą wagę do tego, co nauka może wyjaśnić, niż do tego, czego nie potrafi wytłumaczyć.

– Mogę spytać, kim był dla pani Pryszlak? – zadał pytanie Kulek. – I czy mógłbym także prosić, żeby zabrały panie nóż. Utrudnia mi rozmowę. Na pewno wystarczy ten pistolet, który pani trzyma.

– Tak, Judith, myślę, że powinnaś przez chwilę odpocząć. Może usiądziesz na oparciu fotela i będziesz trzymała nóż przystawiony do serca Kuleka.

– Nie wierzę temu staruchowi – krótko odparła niska kobieta. – Nie wierzę żadnemu z nich.

– Ani ja, kochanie. Nie mogę sobie jednak wyobrazić, aby byli w stanie cokolwiek zrobić w ciągu tego krótkiego czasu, jaki im pozostał. Będę trzymała pistolet wycelowany prosto w głowę pana Bishopa.

Niska kobieta niechętnie zmieniła miejsce i Kulek poczuł, że czubek noża naciska jego pierś mocniej, niż to było konieczne.

– Czy teraz mogłaby nam pani opowiedzieć o swoich związkach z Pryszlakiem – poprosił Kulek, pozornie niewzruszony.

– Oczywiście. Nie ma powodu, dla którego nie moglibyście o tym wiedzieć. Judith i mnie – przy okazji: mam na imię Lillian, Lillian Huscroft – wiele lat temu Dominie Kirkhope przedstawił Borisowi. Dominie wiedział, jakie zabawy lubiłyśmy z Judith – mogę powiedzieć, że nasza znajomość była również intymnej natury – wiedział także, że jesteśmy dość bogate. W tym czasie Boris potrzebował pieniędzy na swoje eksperymenty. Potrzebował także ludzi, ludzi podobnych do niego. Gdybym miała podać wspólną cechę wszystkich członków specjalnie przez niego wybranej grupy, nazwałabym ją chyba „moralną niegodziwością”. Widzicie, my wszyscy byliśmy źli. Ale uważaliśmy to za cnotę, nie za słabość. Wiele osób myśli podobnie, lecz tłumi swoje instynkty z powodu fałszywych uprzedzeń, narzuconych im przez tak zwane cywilizowane społeczeństwo. My przy Borisie odnaleźliśmy wolność. Każdy grzeszny czyn zbliżał nas do upragnionego celu.

53
{"b":"108253","o":1}