Литмир - Электронная Библиотека
ЛитМир: бестселлеры месяца
A
A

W porządku, podczas seansów duchy ukochanych osób opowiadają mnóstwo banalnych zdarzeń. Dzięki temu sesje stają się wiarygodne, prawda? Wspominają wspólnie przeżyte chwile, o których prawdopodobnie nikt inny nie wie. To bardzo pięknie, ale oni popełnili błąd. To Lucy stłukła figurkę, nie ja. Wziąłem na siebie winę, ponieważ Lucy bała się, że zostanie ukarana. Oczywiście tak by się nie stało, zrobiła to przez przypadek. Ale takie są dzieci.

Potem stałem się bardziej podejrzliwy. Medium usłyszało od kogoś tę historyjkę. Od kogo? Od Lynn? Może ona opowiedziała ją podczas którejś wizyty. Albo jej przyjaciółka, kobieta, która ją tam przyprowadziła. Jeżeli to ona, na pewno nie miała złych intencji. Jak już wspomniałem, Irlandczyk był miłym, przekonywającym rozmówcą. Mógł wiele się o nas dowiedzieć.

Przez jakiś czas grałem na zwłokę, udając, że mnie przekonali, czekając na kolejny błąd. No i popełnili go. Głupia, niemal farsowa pomyłka. Przypuszczam, że moje zachowanie uśpiło ich czujność, myśleli, że jestem kolejnym naiwniakiem, z którego będą mogli ciągnąć pieniądze. W pewnej chwili z jakiegoś miejsca za medium zaczęła wydobywać się dymiąca substancja. Dochodziła z tyłu pokoju, zza jego lewego ramienia, z miejsca, które Lynn i ja dokładnie widzieliśmy. Z dymu zaczai się wyłaniać mglisty, niewyraźny obraz – twarz, która falując, raz była ostra, raz zamazana. Po kilku sekundach rozpoznaliśmy Lucy. Miała te same rysy, ten sam wyraz twarzy, ale coś się w niej nie zgadzało. Zrozumiałem, o co chodzi i było to tak głupie, że gdybym nie był wściekły, wybuchnąłbym śmiechem. Wiesz, miała przedziałek nie z tej strony. Z tyłu rzucili na mały ekran zdjęcie Lucy. Brzegi ekranu były dobrze zamaskowane, a dym jeszcze lepiej je ukrywał.

Gdy zorientowałem się, na czym to wszystko polega, straciłem nad sobą panowanie i szybko ruszyłem w kierunku dymu wydobywającego się z małej rurki, umieszczonej w ścianie. Uderzyłem pięścią w ekran znajdujący się wewnątrz małej niszy, którą zakrywano przysłoną z czarnego pleksiglasu, gdy zapalano światło.

Bishop pochylił się, opierając łokcie na kolanach i wpatrując się w pokrytą żwirem ścieżkę.

– Czasami zastanawiam się, co by się stało, gdybym ich nie zdemaskował. Może wtedy Lynn by się nie załamała?

Uśmiechnął się gorzko, gdy przypomniał sobie bezpośrednie skutki swego zachowania.

– Jak możesz sobie wyobrazić, seans zakończył się wrzawą. Medium krzyczało na mnie, już nie panując nad swym silnym irlandzkim akcentem. Przyjaciółka żony wpadła w histerię, podczas gdy Lynn była spokojna, ale przejmująco blada. Inni byli mniej lub bardziej przerażeni albo zszokowani. Do tej pory nie wiem, czy ich złość była skierowana na mnie czy na Irlandczyka.

Nie zawracałem już sobie głowy szukaniem ukrytego głośnika, z którego dochodził głos dziecka; zobaczyłem wystarczająco dużo. Irlandczyk podszedł do mnie wyglądając tak, jakby jego czerwona twarz za chwilę miała eksplodować. Nie chcąc mieć dalszych kłopotów, odepchnąłem go mocno, po czym zabrałem Lynn i wyszliśmy stamtąd. Przez następne trzy dni nie powiedziała ani słowa. Później się załamała.

Widzisz, odebrałem jej ostatnią nadzieję. To tak, jakby Lucy umarła dwa razy.

– O Boże, Chris, to dla niej musiało być straszne. Dla was obojga.

Jessica także się pochyliła.

– Przez kolejne miesiące Lynn zdawała się coraz bardziej zamykać w sobie. Po prostu nie mogłem do niej dotrzeć. Miałem wrażenie, że o coś mnie obwiniała. W końcu zabrałem ją do psychiatry, który wyjaśnił, że dla Lynn stałem się niemal mordercą Lucy. W jej zmęczonym umyśle byłem kimś, kto ponownie odebrał jej córkę. Nie wierzyłem mu, nie mogłem. Zawsze byliśmy sobie tacy bliscy. Kiedy Lynn cierpiała, ja też cierpiałem; kiedy byłem szczęśliwy, ona też była szczęśliwa. Dla nas Lucy była symbolem tej bliskości, jej owocem. Stało się tak, jakby wraz z jej śmiercią pękły wszystkie łączące nas więzy. Lynn dwukrotnie próbowała popełnić samobójstwo, zanim zmuszono mnie, abym oddał ją do zakładu. Raz próbowała mnie zabić.

Jessica zadrżała, lecz nie z zimna, i impulsywnie położyła rękę na jego ramieniu. Znowu oparł się o ławkę, jakby chciał strącić jej dłoń. Jessica szybko ją cofnęła.

– Za pierwszym razem wzięła tabletki na sen, za drugim – próbowała podciąć sobie żyły. W obu przypadkach udało mi się ją zawieźć do szpitala, zanim było za późno; ale wiedziałem, że kiedyś mogę nie zdążyć. Po drugiej próbie naprawdę zaczęła mnie nienawidzić. Chciała być z Lucy, a ja jej w tym przeszkadzałem. Pewnej nocy obudziłem się, gdy stała nade mną z nożem. Nie wiem, dlaczego nie zadała ciosu, gdy spałem. Może gdzieś w środku tkwiła w niej jeszcze dawna Lynn, która nie chciała mnie zabić. Moje przebudzenie musiało dać jej impuls do działania. Ledwo zdążyłem się uchylić. Nóż przebił poduszkę i musiałem mocno uderzyć Lynn, żeby wypuściła go z ręki. Potem nie miałem już wyboru: musiałem Lynn zapewnić fachową opiekę. Nie byłem w stanie przez cały czas jej pilnować.

Przez chwilę milczał, uporczywie unikając wzroku Jessiki, aż w końcu zaczęła się zastanawiać, czy teraz żałuje, że opowiedział jej o tym wszystkim. Była ciekawa, czy kiedykolwiek mówił komuś o tym.

– To stało się sześć, siedem lat temu – powiedział w końcu.

– A Lynn ciągle jest w…? – zawahała się, nie chcąc używać tej nazwy w obawie, że zrobi mu przykrość.

– Zakładzie dla psychicznie chorych? Tak, jest w prywatnej klinice, nie najlepszej, ale takiej, na jaką mnie stać. Ludzie, którzy ją prowadzą, nazywają to sanatorium dla osób z zaburzeniami psychicznymi. Jest to jeszcze jeden sposób na wyciąganie pieniędzy. Tak, w dalszym ciągu tam jest, i z tego co widzę, nastąpiła w niej pewna zmiana. Tyle że na gorsze. Odwiedzam ją tak często, jak tylko mogę, ale teraz nawet mnie nie poznaje. Powiedziano mi, że stworzyła wokół siebie barierę ochronną – ja jestem jej największym zagrożeniem, więc wypiera się mnie.

– Może zabrzmi to banalnie, Chris, ale jest mi przykro. W ciągu tych ostatnich lat musiałeś przejść przez piekło. Teraz rozumiem, dlaczego tak bardzo nienawidzisz spirytystów.

Zdziwiła się, gdy Bishop wziął ją za rękę.

– To nieprawda, Jessico. Nienawidzę szarlatanów, ale zrozumiałem, że jest wielu absolutnie szczerych spirytystów, lecz omamionych.

Wzruszył ramionami i puścił jej rękę.

– Pierwszy, ten Irlandczyk, był kompletnym amatorem w porównaniu z innymi, których poznałem. Oni zrobili z tego prawdziwą sztukę. Wiesz, że w Ameryce jest nawet sklep, w którym można kupić spirytystyczne cuda. Parę dolarów za „Tajemnicę wirującego stolika”, trochę więcej za ducha Joe Spooka, który postukuje, gdy się zjawia. Jest tam nawet kubełek z ektoplazmą. Kiedy przyszła fala zainteresowania okultyzmem, spirytyzm stał się wielkim biznesem. Ludzie zaczęli interesować się światem ducha i od razu znalazło się mnóstwo kanciarzy, gotowych zaspokoić ich potrzeby. Nie zrozum mnie źle, nie prowadzę przeciwko nim krucjaty. Na początku chciałem demaskować każdą grupę, każdą osobę, która, moim zdaniem, oszukiwała, i w większości przypadków dopisywało mi szczęście. Ich triki były tak oczywiste, kiedy się patrzyło z pozycji absolutnego niedowiarka. Ale czasami nawet mnie zatykało z wrażenia. Zacząłem dokładnie badać całe zagadnienie mistycyzmu, utrzymując swoją wiarę na realistycznym poziomie. Odkryłem, że wiele zjawisk można wytłumaczyć za pomocą przyziemnych badań. Przez praktyczne, naukowe rozumowanie, jeśli wolisz. Oczywiście mnóstwa spraw nie można jeszcze wyjaśnić, ale powoli znajdziemy odpowiedzi, zbliżając się stopniowo do prawdy.

– Tym właśnie zajmuje się Instytut mojego ojca.

– Wiem, Jessico. Dlatego chciałem się z tobą spotkać. Byłem niegrzeczny wobec ciebie, Jacoba i Edith Metlock. Wydawało mi się, że popadliście w przesadę, oceniając wydarzenia na Willow Road, interpretując je zgodnie z waszym sposobem rozumowania. Taki rodzaj histerii. Często się z tym spotykałem podczas badań.

24
{"b":"108253","o":1}
ЛитМир: бестселлеры месяца