Литмир - Электронная Библиотека

To nie była pomyłka ani przypadek. Ale Myron nie wiedział, jaką cenę należy za to zapłacić. Milczał.

Rozdział 41

Policja wszystkim się zajęła. Corbett zadawał pytania, Myron nie miał jednak nastroju do zwierzeń. Opuścił hotel natychmiast, gdy tylko detektyw odwrócił od niego uwagę, i pojechał do aresztu w komendzie, z którego lada chwila miano zwolnić Lindę Coldren. Wbiegł po betonowych schodach susami, biorąc w pędzie po trzy, cztery stopnie naraz, w stylu trójskoczka na olimpiadzie dla niepełnosprawnych.

Victoria Wilson prawie – prawie! – się do niego uśmiechnęła.

– Linda wyjdzie za kilka minut – poinformowała.

– Ma pani taśmę, o którą prosiłem?

– Tę z rozmową Jacka z porywaczem?

– Tak.

– Mam. Ale dlaczego pan…

– Proszę mi ją dać.

Powiedział to takim tonem, że bez protestu sięgnęła do torebki i wyjęła taśmę.

– Pozwoli pani, że odwiozę Lindę do domu? – spytał. Victoria Wilson przyjrzała się mu badawczo.

– Może to dobry pomysł – odparła.

Wszedł policjant.

– Jest gotowa do wyjścia – oznajmił.

– Nie miała pani racji z tym grzebaniem w przeszłości – rzekł Myron do Victorii, widząc, że się odwraca. – Ta przeszłość uratowała naszą klientkę.

– Jak już powiedziałam: nigdy nie wiadomo, co się znajdzie – odparła, patrząc mu w oczy.

Czekali, kto pierwszy zerwie kontakt wzrokowy. Mierzyli się wzrokiem aż do otwarcia drzwi.

Przebrana z powrotem w cywilny strój, Linda wyszła tak niepewnie, jakby trzymano ją w ciemnej celi i bała się, czy jej oczy zniosą światło. Na widok Victorii uśmiechnęła się szeroko i po wymianie uścisków wtuliła twarz w ramię prawniczki, kołysząc się w jej ramionach. Gdy wypuściły się z objęć, obróciła się do Myrona i go uścisnęła. Zamknął oczy, rozluźnił mięśnie. Poczuł zapach jej włosów i cudowny dotyk policzka na szyi. Trwali w objęciach dłuższy czas, niczym w jakimś wolnym tańcu, nie chcąc, a być może odrobinę lękając się rozłączyć.

Victoria kaszlnęła w pięść i ich przeprosiła. Z pomocą policjantów dotarli do samochodu bez zbytniego natręctwa dziennikarzy. W milczeniu zapięli pasy.

– Dziękuję – powiedziała Linda.

Myron nie odpowiedział. Uruchomił wóz. Przez jakiś czas milczeli. Włączył klimatyzację.

– Coś między nami zaszło – odezwała się.

– Sam nie wiem. Martwiłaś się o syna. Może to nas zbliżyło.

Z jej miny wynikało, że w to nie wierzy.

– A ty. Nic nie czułeś? – spytała.

– Może – odparł. – Ale zarazem chyba strach.

– Strach? O co?

– O Jessicę.

Uśmiechnęła się ze zniecierpliwieniem.

– Nie mów, że należysz do mężczyzn, którzy boją się zaangażować.

– Przeciwnie. Boję się, że tak bardzo ją kocham. Że tak bardzo chcę się zaangażować.

– Więc w czym problem?

– Jessica już raz mnie rzuciła. Nie chcę przeżyć tego drugi raz.

Skinęła głową.

– Sądzisz, że to strach przed porzuceniem?

– Nie wiem.

– Ja coś poczułam. Po raz pierwszy od bardzo dawna. Nie zrozum mnie źle. Miałam romanse. Takie jak z Tadem. Ale tym razem to co innego. – Spojrzała na niego. – Miłe, dobre uczucie.

Myron nie podjął tematu.

– Nie ułatwiasz mi zadania.

– Musimy omówić inne sprawy.

– Jakie?

– Victoria powiedziała ci o Esme Fong?

– Tak.

– Pamiętasz o jej solidnym alibi, jeśli chodzi o śmierć Jacka?

– Które zapewnił jej nocny portier tak wielkiego hotelu jak Omni? Wątpię, czy po bliższym zbadaniu się utrzyma.

– Nie bądź tego taka pewna.

– Dlaczego?

Myron obrócił się w jej stronę.

– Wiesz, co nie dawało mi spokoju, Lindo?

– Nie. Co?

– Telefony w sprawie okupu.

– Dlaczego?

– Pierwszy był rano w dniu porwania. Odebrałaś go. Porywacze oznajmili, że mają waszego syna. Lecz nie wysunęli żądań. Od razu mnie to zdziwiło, a ciebie?

– Mnie również – odparła po namyśle.

– Wiem już, dlaczego ich nie wysunęli. Ale wtedy nie znaliśmy prawdziwego motywu porwania.

– Nie rozumiem.

– Esme Fong porwała Chada, żeby się zemścić na Jacku. Pragnęła uniemożliwić mu wygranie turnieju. Ale jak? Myślałem, że porywając Chada, chce Jacka zdenerwować, wzburzyć, zdekoncentrować. Lecz samo porwanie tego nie gwarantowało. Musiała mieć pewność, że Jack przegra. Tylko o taki okup jej chodziło od początku. Tyle że odrobinę spóźniła się z żądaniem. Jack już wyjechał na turniej. A telefon odebrałaś ty.

Linda skinęła głową.

– Rozumiem. Musiała dotrzeć do Jacka bezpośrednio.

– Otóż to, ona albo Tito. Dlatego zadzwoniła do Jacka w Merion. Pamiętasz ten drugi telefon, który Jack odebrał po zakończeniu rundy?

– Oczywiście.

– Właśnie wtedy zażądano okupu. Porywacz zagroził mu wprost: jeżeli nie zaczniesz przegrywać, twój syn zginie.

– Chwileczkę. Jack powiedział, że porywacze nie wysunęli żadnych żądań. Że kazali mu przygotować pieniądze i że się odezwą.

– Skłamał.

– Ale… – Urwała. – Dlaczego?

– Nie chciał, żebyśmy znali prawdę. A konkretnie ty.

Linda pokręciła głową.

Myron wyjął kasetę, którą otrzymał od Victorii.

– Może to nam wyjaśni sprawę.

Włożył kasetę do odtwarzacza i po kilku sekundach usłyszeli głos Jacka; brzmiał jak zza grobu.

– Halo?

– Kim jest ta żółta dziwka?

– Nie wiem, o czym…

– W chuja ze mną grasz, głupi sukinsynu? Oj, bo zacznę ci przysyłać twojego gówniarza w małych kawałkach!

– Proszę…

– Po co mi to puszczasz, Myron? – spytała z lekkim rozdrażnieniem Linda.

– Jeszcze sekundę. Zaraz będzie to, co mnie zainteresowało.

– Nazywa się Esme Fong. Pracuje w firmie odzieżowej. Przyjechała tu ustalić z moją żoną warunki kontraktu reklamowego.

– Ściemniasz.

– Naprawdę, przysięgam!

– Nie wiem, Jack…

– Panu nie skłamałbym.

– Dobra, zobaczymy. Będziemy kontrolować.

– To znaczy?

– Sto tysięcy. Nazwijmy to grzywną.

– Za co?

Myron zatrzymał taśmę.

– Słyszałaś?

– Co?

– „Nazwijmy to grzywną”. Jasno i wyraźnie.

– I co z tego?

– Nie zażądał okupu, tylko grzywny.

– Powiedział to porywacz, Myron, który nie przejmuje się znaczeniem słów.

– „Sto tysięcy. Nazwijmy to grzywną’ – zacytował. – Tak jakby zażądał okupu wcześniej. A te sto tysięcy dołożył przy sposobności. I co na to Jack? Porywacz żąda stu tysięcy. Można by oczekiwać, że zgodzi się mu zapłacić. Ale on zamiast tego pyta: „Za co”?, bo to jest dodatek do tego, co kazano mu zrobić. Posłuchaj dalej.

Myron wcisnął odtwarzanie.

– „Gówno ci do tego. Chcesz, żeby chłopak żył? Będzie cię to teraz kosztować sto tysięcy. To do…

– Zaraz, chwileczkę…

Myron zatrzymał taśmę.

– „Będzie cię to teraz kosztować sto tysięcy” – zacytował. – „Teraz”. Oto kluczowe słowo. Jakby chodziło o coś nowego. Jakby wcześniej, przed tym telefonem, porywacz wysunął inne żądanie. Jack przerywa mu, wpada w słowo, gdy tamten mówi: „To do…”. Dlaczego? Bo nie chce, żeby dokończył zdanie. Wie, że słuchamy. Idę o zakład, że następne słowo to „dodatek”. „To dodatek do naszego pierwszego żądania” albo „To dodatek do przegranej w turnieju”.

Linda wbiła w niego wzrok.

– Nadal nie rozumiem – powiedziała. – Po co Jack miałby zataić przed nami, czego chcą?

– Ponieważ nie miał zamiaru spełnić ich żądania. Lindę zamurowało.

– Słucham?

– Za bardzo chciał wygrać. Co więcej, potrzebował zwycięstwa. Musiał zwyciężyć. Nawet gdybyś poznała prawdę, ty, która wygrywałaś tak łatwo i tak często, i tak byś jej nie pojęła. Jack miał szansę się zrehabilitować. Powrócić po dwudziestu trzech latach na szczyt i nadać sens swojemu życiu. Jak bardzo pragnął wygrać, Lindo? Powiedz. Co byłby gotów poświęcić?

– Na pewno nie syna – odparła. – Owszem, Jack pragnął zwycięstwa. Ale nie aż tak, by poświęcić życie syna.

– On jednak widział to inaczej. Patrzył przez własny różowy pryzmat żądzy. Człowiek widzi to, co chce, Lindo. To, co musi zrobić. Kiedy puściłem wam taśmę z banku, zobaczyliście co innego. Ty, nie chcąc uwierzyć, że syn byłby zdolny do takiej podłości, szukałaś wyjaśnień odpierających ów dowód. Jack przeciwnie. Chętnie uznał, że porwanie to wielka mistyfikacja, że stoi za nią wasz syn. Dzięki temu mógł dalej dążyć z wszystkich sił do zwycięstwa. A gdyby się pomylił, gdyby Chada rzeczywiście porwano, kidnaperzy najprawdopodobniej blefowali. Uznał, że nie spełnią swoich gróźb. Innymi słowy zrobił to, co musiał: zbagatelizował zagrożenie.

58
{"b":"101683","o":1}