Литмир - Электронная Библиотека

Zapadła cisza.

– Nie wygląda mi to na słowa mściciela – odezwała się Victoria.

– Fakt – przyznał Myron. Przypomniał sobie o pieniądzach, za które Rennart kupił dom i bar. Ta kartka potwierdzała jego podejrzenia: Jackowi podstawiono nogę. – Ale dowodzi, że wydarzenia sprzed dwudziestu trzech lat nie były przypadkowe.

– I co nam z tego? – spytała Victoria.

– Ktoś zapłacił Rennartowi za przegraną Jacka w mistrzostwach. Ten ktoś miałby motyw.

– Żeby zabić Rennarta, nie Jacka – odparowała. Celny argument. Czy aby na pewno? Dwadzieścia trzy lata temu ktoś nienawidził Jacka na tyle mocno, by pogrzebać jego szanse na wygranie mistrzostw. A jeżeli ta nienawiść nie osłabła? A może Jack Coldren poznał prawdę i trzeba było zamknąć mu usta. Tak czy owak należało zbadać ów trop.

– Nie chcę drążyć przeszłości – oświadczyła Victoria. – Można narobić bałaganu.

– Sądziłem, że pani lubi bałagan. Bałagan to żyzny grunt dla uzasadnionych wątpliwości.

– Lubię uzasadnione wątpliwości. Nie lubię nieznanego. Niech pan się zajmie Esme Fong. Niech pan się zajmie Squiresami. Niech pan się zajmie czymkolwiek. Ale niech pan nie rusza przeszłości, Myron. Nigdy nie wiadomo, co się tam znajdzie.

Rozdział 37

– Pani Rennart? Tu Myron Bolitar – przedstawił się przez telefon w samochodzie.

– Tak, panie Bolitar?

– Przyrzekłem dzwonić raz na jakiś czas. Informować panią na bieżąco.

– Dowiedział się pan czegoś nowego? Jak to rozegrać?

– Nie o Lloydzie. Jak dotąd nie ma żadnych dowodów na to, że śmierć pani męża nie była samobójstwem.

– Rozumiem… – Francine Rennart zamilkła. – W jakiej sprawie pan dzwoni?

– Słyszała pani o zabójstwie Jacka Coldrena?

– Oczywiście. Mówią o tym wszystkie stacje… Chyba nie podejrzewa pan, że Lloyd…

– Nie – zaprzeczył szybko. – Ale żona Jacka twierdzi, że Lloyd przysłał mu z Peru kartkę. Tuż przed śmiercią.

– Rozumiem – powtórzyła. – Co napisał?

– Tylko dwa słowa: „Wybacz mi”. Bez podpisu.

– Lloyd nie żyje, panie Bolitar – odparła po krótkiej pauzie. – Jack Coldren również. Zostawmy to.

– Nie chcę szkodzić reputacji pani męża, jednak staje się jasne, że ktoś zmusił go do przekreślenia szans Jacka w turnieju albo mu za to zapłacił.

– I ja mam panu pomóc w zdobyciu dowodów?

– Kimkolwiek jest ten człowiek, nie można wykluczyć, że zabił Jacka Coldrena i okaleczył jego syna. Pani mąż przysłał Jackowi kartką, prosząc o wybaczenie. Z całym szacunkiem, pani Rennart, ale czy mąż nie życzyłby sobie, żeby pani mi pomogła?

Znów zapadło milczenie.

– Czego pan ode mnie chce, panie Bolitar? – spytała Francine Rennart. – Ja nic nie wiem o tych wydarzeniach.

– Oczywiście. A czy po Lloydzie nie zostały jakieś zapiski? Prowadził dziennik albo pamiętnik? Cokolwiek, co mogłoby naprowadzić nas na jakiś trop?

– Nie prowadził dziennika ani pamiętnika.

– Może znajdzie się coś innego. – Tylko ostrożnie, Myronie. Stąpaj ostrożnie, upomniał siebie. – Jeśli Lloyd otrzymał rekompensatę (cóż za rozkoszne określenie łapówki), mogły się zachować kwity z banku, listy…

– W piwnicy stoją pudła – odparła. – Ze starymi zdjęciami, być może z dokumentami. Wątpię jednak, czy są tam jakieś wyciągi bankowe.

Francine Rennart na chwilę zamilkła. Myron wciąż przyciskał słuchawkę do ucha.

– Lloyd zawsze miał dużo gotówki – dodała cicho. – Nie pytałam skąd.

Myron oblizał usta.

– Pani Rennart, mogę zajrzeć do tych pudeł?

– Wieczorem – odparła. – Niech pan wpadnie wieczorem.

Esperanza jeszcze nie wróciła. Ale ledwie usiadł, zadzwonił domofon.

– Tak?

– Chcą się z panem widzieć jakiś dżentelmen i młoda dama – poinformował z nienaganną dykcją strażnik przy bramie wjazdowej. – Twierdzą, że nie są z prasy.

– Podali nazwiska?

– Dżentelmen przedstawił się jako Carl.

– Proszę ich wpuścić.

Myron wyszedł przed dom. Podjazdem wspinało się kanarkowe audi. Carl zatrzymał samochód i wysiadł. Włosy miał proste, świeżo „spod prasy”. Z drzwiczek po stronie pasażera wyłoniła się młoda, niespełna dwudziestoletnia Murzynka i rozejrzała się dokoła oczami wielkimi jak anteny satelitarne.

Carl obrócił się w stronę stajni i osłonił oczy wielką dłonią. Amazonka w pełnym rynsztunku pokonywała właśnie tor przeszkód.

– To się nazywa steeplechase? – zagadnął Carl.

– Żebym to ja wiedział – odparł Myron.

Carl wciąż patrzył na amazonkę. Zsiadła z konia, zdjęła Czarny toczek i poklepała zwierzę.

– Czarni bracia rzadko się tak ubierają – rzekł Carl.

– Disc jockeye również. Carl zaśmiał się.

– Niezłe – pochwalił. – Nie powiem: dobre, ale niezłe. Trudno zaprzeczyć.

– Wpadłeś tu na lekcję jazdy konnej? – spytał Myron.

– Jeszcze czego. To jest Kiana. Chyba nam pomoże.

– Nam?

– Tobie i mnie, brachu. Zagram twojego sympatycznego Czarnego partnera.

– Mowy nie ma.

Myron pokręcił głową.

– Jak to?

– Czarny sympatyczny partner zawsze ginie. I to zwykle szybko.

Carl zawahał się.

– Cholerka, całkiem zapomniałem.

Myron skwitował to wzruszeniem ramion, mówiącym „cóż poradzić”.

– Kim jest ta dziewczyna? – spytał.

– Kiana pracuje jako pokojówka w Zajeździe Dworskim. Myron spojrzał na nią. Stała na tyle daleko, że ich nie słyszała.

– Ile ma lat?

– A bo co?

Myron wzruszył ramionami.

– Tak tylko pytam. Młodo wygląda.

– Szesnaście. I wiesz co? Nie jest panną z dzieckiem, nie bierze zasiłku i nie ćpa.

– Nic takiego nie powiedziałem.

– Jasne. A twoja ślepa na kolory mózgownica jest impregnowana na rasistowski szajs.

– Zrób coś dla mnie, Carl. Wykłady na temat wrażliwości rasowej przełóż na spokojniejszy dzień. Co ona wie?

Carl przywołał dziewczynę krótkim skinieniem głowy. Podeszła, długonoga, długoręka, wielkooka.

– Kiedy pokazałem jej tę fotkę – Carl wręczył Myronowi zdjęcie Jacka Coldrena – przypomniała sobie, że widziała go w Zajeździe Dworskim.

Myron zerknął na zdjęcie, a potem na Kianę.

– Widziałaś tego mężczyznę w motelu? – spytał.

– Tak.

Pewny, mocny głos maskował jej wiek. Szesnastolatka. Rówieśniczka Chada. Trudno uwierzyć.

– Pamiętasz kiedy?

– W zeszłym tygodniu. Widziałam go dwa razy.

– Dwa?

– Tak.

– W czwartek albo piątek?

– Nie – odparła z przekonaniem. Żadnego kręcenia rękami, przebierania nogami, strzelania spojrzeniami na boki. – W poniedziałek albo wtorek. Najpóźniej w środę.

Myron spróbował przetrawić ten szczegół. Jack odwiedził Zajazd Dworski dwukrotnie przed swoim synem. Dlaczego? Powód wydawał się prosty: skoro ich małżeństwo umarło dla Lindy, najpewniej umarło i dla niego. On również miał pozamałżeńskie przygody. Może świadkiem jednej z nich był Matthew Squires. Jack przyjechał tam w swojej sprawie i natknął się na samochód syna. Domysł niepozbawiony sensu…

Z tym że byłby to niebywały zbieg okoliczności. Ojciec i syn trafiający jednocześnie do tego samego taniego motelu schadzek? Oczywiście zdarzają się przeróżne zbiegi okoliczności, ale nie aż takie.

– Był sam?

Myron wskazał na zdjęcie Jacka.

– W Zajeździe Dworskim rzadko wynajmuje się jedynki – odparła z uśmiechem Kiana.

– Widziałaś, z kim był?

– Przez moment. Zameldował ich ten ze zdjęcia. Druga osoba została w samochodzie.

– Ale widziałaś ją? Choćby krótko.

Kiana zerknęła na Carla i spojrzała na Myrona.

– To nie była ona.

– Słucham?

– Ten ze zdjęcia nie był z kobietą – wyjaśniła. Myron, któremu z nieba na głowę spadł nagle wielki głaz, zerknął na Carla. Carl pokiwał głową. Następne skojarzenie. I to jakie. Małżeństwo bez miłości. Wiedział już, dlaczego Linda Coldren je podtrzymywała – bała się, że po rozwodzie straci syna. Lecz co z Jackiem? Dlaczego nie odszedł? Odpowiedź nasuwała się sama: małżeństwo z piękną, wciąż podróżującą po świecie żoną stanowiło idealny kamuflaż. Przypomniał sobie reakcję Dianę Hoffman na pytanie, czy sypia z Jackiem Coldrenem. Zaśmiała się i odparła: „Z Jackiem? Jeszcze czego”. Jack był gejem.

54
{"b":"101683","o":1}