Литмир - Электронная Библиотека

– Możesz opisać mężczyznę, który mu towarzyszył? – poprosił Myron Kianę.

– Starszy… pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat. Biały. Długie ciemne włosy, gęsta broda. Tyle mogę powiedzieć.

To mu wystarczyło.

Sprawa zaczęła nabierać kształtów. Na razie nie całkiem wyraźnych, niemniej bardzo zbliżył się do jej rozwiązania.

Rozdział 38

Carl odjechał, przyjechała Esperanza.

– Znalazłaś coś? – spytał Myron.

Wręczyła mu fotokopię z wycinkiem z gazety sprzed lat.

– Przeczytaj.

FATALNA KRAKSA, głosił oszczędny nagłówek.

Pan Lloyd Rennart, zamieszkały przy Darby Place 27, wpadł autem na samochód zaparkowany na South Dean Street, blisko skrzyżowania z Coddington Terrace. Kierowca, podejrzany o jazdę w stanie nietrzeźwym, trafił do aresztu policyjnego. W szpitalu św. Elżbiety, dokąd przewieziono rannych, stwierdzono zgon jego żony, Lucille Rennart. Przygotowania do nabożeństwa żałobnego w toku.

Myron przeczytał notatkę dwa razy.

– „Przewieziono rannych” – zacytował. – A więc było ich więcej.

Esperanza skinęła głową.

– Kto jeszcze został ranny?

– Nie wiem. Więcej o tym nie pisano.

– Nic o aresztowaniu, akcie oskarżenia, sprawie sądowej?

– Nic. W każdym razie niczego nie znalazłam. Żadnych więcej wzmianek o Rennartach. Próbowałam wydobyć informacje ze szpitala Świętej Elżbiety, ale odmówili pomocy.

Zasłonili się tajemnicą szpitalną. Zresztą wątpię, czy mają w komputerach dane z lat siedemdziesiątych.

Myron pokręcił głową.

– Strasznie to wszystko dziwne.

– Widziałam, że wyjeżdża stąd Carl. Czego chciał?

– Przywiózł pokojówkę z Zajazdu Dworskiego. Zgadnij z kim Jack Coldren spotkał się tam na popołudniowej rozkosznej randce?

– Z Tonyą Harding?

– Blisko. Z Normem Zuckermanem.

Esperanza przekrzywiła głowę kilka razy, jakby oceniała abstrakcyjny obraz w nowojorskim Muzeum Sztuki.

– Nie jestem zdziwiona. W każdym razie nie Normem. Nigdy się nie ożenił. Nie ma rodziny. Zawsze otacza się młodymi, pięknymi kobietami.

– Na pokaz.

– Właśnie. Są jak sztuczne brody. Jak kamuflaż. Norm reprezentuje wielką firmę odzieży sportowej. Ujawnienie, że jest gejem, mogłoby go zrujnować.

– Gdyby się to wydało…

– Bardzo by mu zaszkodziło – dopowiedziała Esperanza.

– Można z tego powodu zamordować?

– Oczywiście. W grę wchodzą miliony dolarów i reputacja. Ludzie zabijają ze znacznie błahszych powodów.

– Pytanie, jak do tego doszło. Przypuśćmy, że Chad i Jack przypadkiem wpadają na siebie w Zajeździe Dworskim. Chad domyśla się, co łączy jego tatę z Normem. Może wspomina o tym Esme, którą Norm zatrudnia. Może ona i Norm…

– Robią co? Porywają chłopca, ucinają mu palec, a potem wypuszczają?

– Tak, to się kupy nie trzyma – przyznał Myron. – Na razie. Ale jesteśmy blisko.

– Pewnie, zawężamy pole poszukiwań. Rozważmy. Mogła to zrobić Esme Fong. Mógł to zrobić Norm Zuckerman. Mógł to zrobić Tad Crispin. Mógł to zrobić nadal żyjący Lloyd Rennart. Mogła to zrobić jego żona albo syn. Mógł to zrobić Matthew Squires, jego ojciec albo obaj. Mógł to być również wspólny plan każdego z wymienionych, na przykład, rodziny Rennartów albo Norma z Esme. Mogła to zrobić Linda Coldren. Jak wyjaśni, że za narzędzie zbrodni posłużył pistolet z jej domu? Albo sprawę koperty i długopisu, które kupiła?

– Nie wiem – odparł wolno Myron. – Ale może jesteś na właściwym tropie.

– Jakim?

– Dostęp. Ten, kto zabił Jacka i odciął palec Chadowi, miał dostęp do domu Coldrenów. Jeśli wykluczyć włamanie, kto mógłby zabrać stamtąd pistolet i materiały piśmienne?

Esperanza nie miała wątpliwości.

– Linda Coldren, Jack Coldren, być może młody Squires, skoro lubi włazić przez okno. – Urwała. – To chyba wszyscy.

– No dobrze. Idźmy dalej. Kto wiedział, że Chad przebywa w Zajeździe Dworskim? No bo porywacz musiał przecież wiedzieć, gdzie on jest, prawda?

– Tak. Dobrze, a więc znowu Jack, Matthew Squires, Esme Fong i Norm Zuckerman. Kurczę, Myron, to naprawdę pomaga.

– Kto występuje na obu listach?

– Jack i Matthew. Jacka możemy wykluczyć, w końcu jest ofiarą.

Myron przypomniał sobie rozmowę z Winem. Tę o jawnej żądzy zwycięstwa. Jak daleko posunąłby się Jack, żeby je sobie zapewnić? Zdaniem Wina, nie cofnąłby się przed niczym. Czy na pewno?

– Hej, Myron!

Esperanza strzeliła mu przed nosem palcami.

– Słucham?

– Powiedziałam, że możemy wykluczyć Jacka. Martwi rzadko zakopują w lesie narzędzia zbrodni.

Słusznie.

– Pozostaje Matthew Squires, wątpię jednak, czy to on – odparł.

– Ja też – przyznała. – Niemniej o kimś zapominamy, o kimś, kto wiedział, gdzie jest Chad, i miał dostęp do pistoletu i materiałów piśmiennych.

– O kim?

– O Chadzie Coldrenie.

– Myślisz, że sam sobie uciął palec?

Esperanza wzruszyła ramionami.

– A co z twoją starą teorią o mistyfikacji? O porwaniu, które wymknęło się spod kontroli? Pomyśl. Może Chad posprzeczał się z Titem. Może to on go zabił.

Myron rozważył tę możliwość. Pomyślał o Jacku… Esme… Lloydzie Rennarcie… i pokręcił głową.

– To prowadzi donikąd. Sherlock Holmes przestrzegał, żeby nie snuć teorii bez znajomości wszystkich faktów, bo wówczas nagina się fakty do teorii, zamiast budować teorią na faktach.

– Dotąd nas to nie powstrzymywało.

– Słusznie. – Myron sprawdził godzinę. – Muszę jechać do Francine Rennart.

– Żony workowego Jacka Coldrena?

– Tak.

Esperanza kilka razy wciągnęła nosem powietrze.

– Co z tobą? – spytał.

Wciągnęła powietrze mocno jeszcze raz.

– Czuję, że to całkowita strata czasu – odparła.

Węch ją zawiódł.

Rozdział 39

Victoria Wilson zadzwoniła na telefon w jego taurusie. Zastanawiał się, co robili ludzie przed epoką telefonów w samochodach, komórek i pagerów.

Pewnie znacznie lepiej się bawili.

– Policja znalazła zwłoki pańskiego neofaszysty – poinformowała. – Nazywał się Marshall.

– Tito Marshall? – Myron zmarszczył brwi. – Błagam, niech pani powie, że żartuje.

– Nie żartuję.

W to łatwo mógł uwierzyć.

– Czy policja kojarzy go z naszą sprawą?

– Ani trochę.

– Przyjmuję, że zginął od strzału?

– Tak wynika ze wstępnych oględzin. Strzelono mu dwa razy w głowę z bliska z trzydziestkiósemki.

– Z trzydziestkiósemki? Ale Jacka zabito z dwudziestkidwójki.

– Wiem o tym.

– A więc Jacka Coldrena i Tita Marshalla zabito z różnych pistoletów.

– Aż dziw, że nie para się pan zawodowo balistyką – Victoria ponownie dała mu odczuć swoje znudzenie.

Świat roi się od prześmiewców. Tak czy siak nowy zwrot wydarzeń obalił cały pęk hipotez. Skoro Coldrena i Marshalla zabito z innych pistoletów, to czy zabójców było dwóch? A może jeden, na tyle przebiegły, by użyć różnych broni? Chyba że po pozbyciu się trzydziestkiósemki, z której zabił Tita, musiał zastrzelić Jacka z dwudziestkidwójki, bo nie miał wyjścia. Notabene, co za kretyn nadaje chłopcu o nazwisku Marshall imię Tito? Nosić przez całe życie imię Myron było wystarczająco ciężkim krzyżem. Ale Marszałek Tito? Nic dziwnego, że młodzian został neofaszystą. Pewnie zaczął od wściekłego anty komunizmu.

– Dzwonię jednak w innej sprawie – przerwała mu te myśli Victoria.

– Tak?

– Przekazał pan wiadomość Winowi?

– A więc to pani sprawka. Zdradziła pani jego matce, gdzie będę.

– Niech pan odpowie na pytanie.

– Przekazałem.

– Co powiedział?

– Przekazałem, lecz nie zamierzam mówić o reakcji mojego przyjaciela.

– Cissy poczuła się gorzej.

– Przykro mi.

– Gdzie pan jest? – spytała po chwili.

– Wjechałem na autostradę New Jersey. Jestem w drodze do domu Lloyda Rennarta.

55
{"b":"101683","o":1}