Литмир - Электронная Библиотека

Pizze i snaki, to nasze przysmaki.

Najlepsze składniki.

Najlepsze wyniki.

Ech, poeci.

– Nie pamiętam drugiego występu pana Klugmana w Strefie mroku – wyznał Win.

– Odcinek z bilardzistą – podpowiedział Myron. – W którym wystąpił również Jonathan Winters.

– A tak. – Win z powagą skinął głową. – Zgadza się. Kreujący ducha Winters gra w bilard z postacią, w którą wcielił się Klugman. O prawo do przechwałek lub coś podobnego.

– Prawidłowa odpowiedź.

– Ale co te dwa odcinki Strefy mroku mają wspólnego z włosami Jacka Klugmana?

– Masz je na taśmie?

– Sądzę, że tak – odparł Win po chwili. – Nagrałem ostatni maraton Strefy mroku. Któryś z tych odcinków na pewno tam jest.

– Odszukajmy go – zaproponował Myron. Przeszukanie ogromnej kolekcji taśm wideo i znalezienie odcinka z Billem Mumy zajęło im prawie dwadzieścia minut. Win włożył kasetę do magnetowidu i wrócił na kanapę. Obejrzeli epizod w milczeniu.

– A niech mnie! – powiedziała Esperanza kilkanaście minut później.

Czarno-biały Jack Klugman powtarzał imię zmarłego synka, a jego udręczone okrzyki „Pip! Pip! Pip!” ścigały mglistą zjawę z przeszłości. Wzruszająca scena, ale nie o to chodziło. Najważniejsze było bowiem to, że choć ów odcinek nakręcono dziesięć lat przed Dziwną parą, linia włosów Jacka Klugmana znajdowała się w zdecydowanym odwrocie.

Win pokręcił głową.

– Dobry jesteś – przyznał cicho. – Świetny. – Spojrzał na Myrona. – Doprawdy mnie zawstydzasz.

– Nie martw się. Na swój sposób jesteś wyjątkowy. Było to najpoważniejsze zdanie w ich rozmowie.

Śmiali się. Żartowali. Kpili z siebie. Nikt słowem nawet nie wspomniał o porwaniu, Coldrenach, interesach, pieniądzach, pozyskaniu Tada Crispina ani odciętym palcu szesnastoletniego chłopca.

Pierwszy zasnął Win. Po nim Esperanza. Myron próbował dodzwonić się do Jessiki, ale nie podniosła słuchawki. Żadna niespodzianka. Często źle spała. Twierdziła, że spacery ją inspirują. Wysłuchał jej głosu z taśmy i nagle coś w nim drgnęło. Doczekał do piknięcia i zostawił wiadomość.

– Kocham cię – rzekł. – Zawsze będę cię kochał. Wyłączył komórkę, wczołgał się na kanapę i podciągnął pod brodę przykrycie.

Rozdział 21

Nazajutrz rano po przyjeździe do Klubu Golfowego Merion zadał sobie pytanie, czy Linda Coldren powiedziała mężowi o odciętym palcu syna. Powiedziała. Na trzecim dołku Jack zdążył stracić trzy punkty z przewagi. Był blady jak duszek Casper, oczy miał puste jak motel Batesów w Psychozie Hitchcocka, a ramiona zgarbione, jakby dźwigał worki z mokrym torfem.

Win zmarszczył brwi.

– Pewnie się przejął tym palcem – orzekł.

Znawca duszy.

– Gra na uczuciach zaczyna procentować – stwierdził Myron.

– Nie przypuszczałem, że Jacka aż tak to załamie.

– Win, porywacz odciął jego synowi palec. Takie coś może zdekoncentrować.

– Zapewne – odparł bez przekonania Win, odwrócił się i ruszył w górę toru. – Czy Crispin pokazał ci swój kontrakt z Zoomem?

– Tak.

– No i?

– Ograbiono go.

Win skinął głową.

– Nie, nie możesz nic zrobić.

– Mogę, i to wiele. Nazywa się to renegocjacją kontraktu.

– Crispin go podpisał.

– I co z tego?

– Tylko mi nie mów, że chcesz, aby się z niego wycofał.

– Tego nie powiedziałem. Jestem zdania, że kontrakt należy renegocjować.

– Renegocjować – powtórzył Win takim tonem, jakby słowo to miało cierpki posmak. – Dlaczego sportowiec, który nie uzyskuje dobrych wyników, nigdy nie renegocjuje umowy? Znasz sportowca, który po katastrofalnym sezonie obniżył wysokość kontraktu?

– Celne spostrzeżenie. Ale mój zawód streszcza się w kilku słowach: zdobyć jak najwięcej pieniędzy dla klienta.

– I pal sześć moralność?

– Zaraz, skąd to wytrzasnąłeś? Zawsze przestrzegam zasad. Szukam tylko luk w prawie.

– Mówisz jak obrońca w sprawie kryminalnej – wytknął Win.

– No nie, to cios poniżej pasa!

Widzowie z rosnącym napięciem śledzili rozwój dramatu. Przypominało to oglądanie katastrofy samochodowej w maksymalnie zwolnionym tempie. Przerażony, patrzyłeś na nią, w jakimś stopniu nieomal kibicując nieszczęściu bliźniego. Z otwartymi ustami gapiłeś się, zadając sobie pytanie, co nastąpi, niemalże licząc na to, że kraksa skończy się śmiercią. Jack Coldren z wolna umierał. Jego serce kruszyło się niczym uschłe liście w zaciśniętej pięści. Widziałeś, co się dzieje. I chciałeś, żeby trwało.

Przy piątym dołku Myron i Win napotkali Norma Zuckermana i Esme Fong. Oboje, zwłaszcza Esme, byli kłębkami nerwów, ale w końcu od wyniku tej rundy zależało ogromnie dużo. Przy ósmym dołku Jack chybił w łatwej sytuacji. Za każdym uderzeniem jego przewaga topniała – z wielkiej nie do odrobienia zmalała do bezpiecznej, a wreszcie do denerwująco nikłej.

Przy dołku dziewiątym Jackowi udało się nieco zahamować straty. Wciąż grał kiepsko, lecz na trzy dołki przed zakończeniem turnieju zachował dwupunktową przewagę. Tad Crispin mocno naciskał, lecz mógł zwyciężyć jedynie w przypadku wielkiego błędu Coldrena.

I wtedy stało się.

Przy szesnastym dołku. Na tej samej przeszkodzie terenowej, na której dwadzieścia trzy lata temu Jack pogrzebał swoje marzenia. Obaj zaczęli dobrze. Pierwszymi uderzeniami posłali piłki „lekko sflankowane”, jak się wyraził Win. Hmm. Przy drugim strzale stało się nieszczęście. Jack trafił w górną połówkę piłki. Uderzona za słabo, spadła o wiele za blisko, lądując…

W kamienistym dole!

Publiczność się zachłysnęła. Jack Coldren zrobił coś niewyobrażalnego. Znowu! Myron patrzył ze zgrozą.

Norm Zuckerman szturchnął go łokciem.

– Zwilgotniałem – wyznał oszołomiony. – Jak Boga kocham, zwilgotniałem w dolnych partiach ciała. Sam sprawdź, śmiało.

– Wierzę ci na słowo, Norm.

Myron spojrzał na Esme Fong. Twarz miała rozjaśnioną.

– Ja też – powiedziała.

Jej propozycja była ciekawsza, ale nie skorzystał.

Jack Coldren ledwo zareagował, jakby coś się w nim przepaliło. Wprawdzie nie machał białą flagą, lecz wyglądało na to, że powinien.

Tad Crispin wykorzystał okazję. Posłał piłkę w kierunku dołka tak udanie, że do objęcia prowadzenia pozostało mu włożyć ją z dwóch i pół metra. Kiedy stanął nad białą kulką, zapadła martwa cisza, jakby nie tylko widownia, ale uliczny ruch w pobliżu, samoloty nad głową, a nawet trawa, drzewa i samo pole golfowe sprzymierzyły się przeciwko Jackowi Coldrenowi.

Napięcie było niebywałe. I Tad mu sprostał.

Gdy piłka wpadła do dołka, zamiast nagrodzić gracza zwyczajowymi uprzejmymi brawami, tłum wybuchł jak Wezuwiusz za ostatnich dni Pompei. Aplauz rozszedł się potężną falą, pieszcząc młodego nowicjusza i zmiatając na bok konającego weterana. Chyba marzyli o tym wszyscy. Wszyscy pragnęli ukoronować Tada Crispina i ściąć głowę Jackowi Coldrenowi. Starcie młodego przystojniaka z pomarszczonym sportowym wygą przywodziło na myśl pojedynek Kennedy’ego z Nixonem.

– Co za faja – powiedział ktoś.

– Ciężki przypadek fai. Myron spojrzał pytająco na Wina.

– „Faja” to najnowsze określenie mimozy – wyjaśnił Win. Gorzej nie da się nazwać sportowca. Może brakować ci talentu, możesz patałaszyć, nie mieć swojego dnia, ale w żadnym razie nie wolno ci być mimozą. Mimozy są bez charakteru. Nazwanie kogoś mimozą dało się porównać do wystąpienia nago przed piękną kobietą, która śmieje się z ciebie i wytyka palcem. Przynajmniej tak to widział Myron.

W prywatnym namiocie na trybunie głównej z widokiem na osiemnasty dołek dostrzegł Lindę Coldren, w głęboko nasuniętej na czoło baseballówce i okularach przeciwsłonecznych. Zatrzymał na niej oczy. Nie odpowiedziała spojrzeniem. Minę miała lekko zakłopotaną, jakby głowiła się nad zadaniem matematycznym albo próbowała dopasować nazwisko do znanej sobie twarzy. Myron stał na linii jej wzroku, licząc, że da mu znak. Nie dała.

35
{"b":"101683","o":1}