– Zaraz po przyjeździe do tego kraju stałem się tak bezczelnie żydowski, jak tylko można. Powiedz prawdę. Widziałeś na oczy bardziej bezczelnego Żyda?
– Na oczy nie.
– Załóż się o swój tyłeczek jak malina, że tak. A kiedy już zacząłem, każdy radził mi, żebym stonował. Przestań być taki żydowski, mówili. Taki etniczny. Nigdy cię nie zaakceptują. – Twarz Norma rozjaśniła się nadzieją. – Może wywalczę to samo dla nas, ukrytych fajgeles, Myron. Ujawnię się, rozumiesz?
– Tak – odparł cicho Myron. – Kto jeszcze wiedział o tobie i Jacku?
– Wiedział?
– Wspomniałeś komuś o tym?
– Nie, skąd.
– A co z piękną dziewczyną u twojego boku? – Myron wskazał na Esme. – Z kimś, kto właściwie z tobą mieszka? Łatwo by to odkryła? Norm wzruszył ramionami.
– Chyba tak. Gdy jesteś z kimś tak blisko, to mu ufasz. Przestajesz się pilnować. Więc pewnie wie. I co z tego?
– Powie mu pani? – spytał Myron Esme.
– Nie wiem, o czym pan mówi – odparła ze spokojem.
– O czym ma mi powiedzieć?
Myron wciąż patrzył jej w oczy.
– Zadawałem sobie pytanie, dlaczego uwiodła pani szesnastolatka. Żeby nie było nieporozumień: świetnie to pani zagrała. Te słowa o samotności, o tym, że Chad to taki miły, zdrowy chłopiec. Elokwencja podziwu godna, choć bez pokrycia.
– O czym ty mówisz, Myron?! – spytał Norm.
Myron nie odpowiedział.
– A do tego ten dziwny zbieg okoliczności: pani i Chad zjawiacie się w tym motelu o tej samej godzinie, co Norm i Jack. Niesamowite. Nie mogłem tego kupić, ponieważ, jak oboje wiemy, to wcale nie był przypadek. Pani to zaplanowała, Esme.
– Co zaplanowała? – wtrącił Norm. – Myron, wyjaśnisz mi wreszcie, o co, do diabła, chodzi?
– Norm, wspomniałeś mi, że wcześniej Esme zajmowała się kampanią sprzętu koszykarskiego Nike. Zrezygnowała z tej pracy, żeby przyjść do ciebie.
– I co?
– Za mniejsze wynagrodzenie?
– Niewiele mniejsze. – Norm wzruszył ramionami. – Tylko trochę.
– Od kiedy u ciebie pracuje?
– Nie pamiętam.
– Od ośmiu miesięcy?
– Tak – odparł Norm po chwili. – I co z tego?
– Uwiodła Chada Coldrena. Umówiła się z nim na schadzkę w Zajeździe Dworskim. Ale nie po to, żeby się z nim przespać, nie dlatego, że czuła się samotna. Zwabiła go tam zgodnie z planem.
– Jakim planem?
– Chciała, żeby Chad zobaczył ojca z innym mężczyzną.
– Ha?
– Nie, nie ma mowy o przypadku. Esme chciała zniszczyć Jacka. Znała twój porządek dnia. Gdy dowiedziała się o waszym romansie, postanowiła tak wszystko zaaranżować, żeby Chad odkrył prawdziwą naturę ojca.
Esme milczała.
– Powiedz mi, Norm, umówiłeś się z Jackiem na czwartek wieczorem?
– Tak.
– I co się stało?
– Odwołał spotkanie. Zajechał na parking i się spłoszył. Podobno zobaczył znajomy samochód.
– Znajomy to mało. To był wóz jego syna. Esme się pośpieszyła. Jack odjechał, zanim Chad mógł go zobaczyć.
Myron wstał i podszedł do niej. Siedziała bez ruchu.
– Niemal od początku czułem pismo nosem – ciągnął. – Jack objął prowadzenie w turnieju. Żeby wybić go z uderzenia, porwała mu pani syna, z którym akurat była w motelu. Podejrzewałem to. Lecz przeoczyłem prawdziwy motyw. Dlaczego porwała pani Chada? Skąd w pani taka żądza zemsty na Jacku Coldrenie? Owszem, chodziło również o pieniądze. Zależało pani na sukcesie nowej kampanii reklamowej Zoomu. Gdyby Tad Crispin wygrał Otwarte Mistrzostwa Stanów, ogłoszono by panią geniuszem światowego marketingu. Wszystko to się liczyło. Jednak nie wyjaśniało oczywiście, dlaczego zwabiła pani Chada do Zajazdu Dworskiego, zanim Jack wyszedł na prowadzenie.
Norm westchnął.
– Oświeć nas, Myron. Z jakiegoż to powodu Esme miałaby zaszkodzić Jackowi?
Myron wyjął z kieszeni ziarniste zdjęcie. Z pierwszej strony albumu weselnego Lloyda i Lucille Rennartów. Uśmiechniętych. Szczęśliwych. Stali obok siebie. Lloyd w smokingu. Lucille z bukietem. Oszołamiająca w długiej białej sukni. Nie to jednak wstrząsnęło nim do głębi. Nie strój, nie kwiaty w ręku panny młodej, ale to, kim była. Lucille Rennart była Azjatką.
– Lloyd Rennart to pani ojciec – powiedział Myron. – Jechała z nim pani tego dnia, kiedy wpadł na drugi wóz. Matka zginęła. Panią przewieziono do szpitala.
Esme siedziała, jakby kij połknęła, lecz oddychała nierówno.
– Nie wiem, co działo się potem. Domyślam się, że pani ojciec stoczył się na dno. Pił. Zabił żonę. Czuł się skończony, do niczego. Być może zdał sobie sprawę, że nie zdoła pani wychować. Albo że na to nie zasłużył. Nie wykluczam, że dogadał się z krewnymi żony i powierzył panią ich opiece w zamian za to, że nie wniosą oskarżenia. Nie wiem, jak było. W każdym razie wychowała panią rodzina Lucille. Po uporządkowaniu swojego życia Lloyd zapewne uznał, że nie wolno wyrywać pani z korzeniami. A może bał się, że córka odrzuci ojca, który ma na sumieniu śmierć jej matki. Tak czy siak milczał. Słowem nie wspomniał drugiej żonie o pani istnieniu.
Po twarzy Esme Fong ciekły łzy. Myron sam miał ochotę zapłakać.
– Jak blisko jestem prawdy, Esme?
– Nie wiem, o czym pan mówi.
– Znajdą się akta. Świadectwo urodzenia. Prawdopodobnie dokumenty adopcyjne. Odszukanie ich nie zajmie policji wiele czasu.
Myron podniósł w górę zdjęcie.
– Jest pani wystarczająco podobna do matki – dodał cicho. Po twarzy Esme wciąż płynęły łzy. Nie łkała. Nie szlochała.
Nie drżały jej mięśnie twarzy.
– Nawet jeśli Lloyd Rennart był moim ojcem, i tak nic pan na mnie nie ma – odparła. – Reszta to zwykły zbieg okoliczności.
– Nie, Esme. Gdy tylko policja potwierdzi pani pochodzenie, reszta pójdzie jak z płatka. Chad zaświadczy, że to pani zaproponowała na miejsce schadzki Zajazd Dworski. Dokładnie zbadają okoliczności śmierci Tita. Odkryją, co was łączy. Znajdą włókna, włosy. Skojarzą wszystko z sobą. Mam do pani jedno pytanie.
Nie zareagowała.
– Dlaczego odcięła pani palec Chadowi?
Bez zapowiedzi zerwała się do biegu. Zaskoczony, przesadził kanapę, żeby zastąpić Esme drogę, ale mylnie ocenił jej zamiary. Nie popędziła do wyjścia, tylko do sypialni. Swojej sypialni. Przesadził kanapę z powrotem, lecz za późno wpadł do jej pokoju.
W ręku miała pistolet i mierzyła w jego pierś. Z jej oczu wyczytał, że nie będzie żadnych wyjaśnień, zwierzeń, słów. Była gotowa strzelić.
– Szkoda fatygi – powiedział.
– Słucham?
Myron wyjął telefon komórkowy i podał go Esme.
– Do pani.
Przez chwilę stała bez ruchu. A potem, wciąż mierząc z pistoletu, sięgnęła po komórkę. Choć przycisnęła ją do ucha, Myron wszystko słyszał.
– Tu detektyw Alan Corbett z policji filadelfijskiej. Stoimy za drzwiami. Słyszeliśmy każde słowo. Proszę odłożyć broń.
Esme spojrzała na Myrona. Nadal celowała w jego pierś. Poczuł, jak po plecach spływa mu kropelka potu. Patrząc w wylot lufy, masz wrażenie, że zaglądasz w śmiertelną czeluść. Widzisz wyłącznie jej otwór, który rozrasta się w oczach do niesamowitych rozmiarów i szykuje, żeby cię pochłonąć.
– To byłoby głupie – ostrzegł.
Skinęła głową.
– I bezcelowe.
Upuściła broń na podłogę. Drzwi otwarły się nagle i wpadła policja.
– Trzydziestkaósemka – stwierdził, patrząc na pistolet.- To z niej zabiła pani Tita?
Mina Esme to potwierdziła. Nie ulegało wątpliwości, że po testach balistycznych prokurator ją schrupie.
– Tito był obłąkany – odparła. – Musi mi pan uwierzyć. Obciął chłopcu palec. Zaczął żądać pieniędzy.
Myron skinął wymijająco głową. Jej obrona zabrzmiała prawdziwie.
Corbett założył Esme kajdanki.
– Jack Coldren zniszczył całą moją rodzinę! – wyrzuciła z siebie. – Zrujnował życie ojcu, zabił moją matkę. I za co? Ojciec nic złego mu nie zrobił.
– Owszem, zrobił.
– Według Jacka Coldrena, wyciągnął z worka niewłaściwy kij. Ojciec pomylił się. Przypadkiem. Czy powinien zapłacić za to taką cenę?!