Литмир - Электронная Библиотека

– Sądzisz, że żądza zwycięstwa tak bardzo zmąciła mu rozum?

– A dużo do tego potrzeba? Po obejrzeniu tej taśmy wszyscy mieliśmy wątpliwości. Nawet ty. Czy tak trudno mu było posunąć się krok dalej?

Linda zagłębiła się w fotelu.

– Zgoda. W to mogłabym uwierzyć. Tylko wciąż nie bardzo rozumiem, jak to się ma do reszty.

– Okaż mi jeszcze trochę cierpliwości. Wróćmy do chwili, gdy pokazałem wam taśmę z banku. Jesteśmy w waszym domu. Oglądamy nagranie. Jack wypada z domu. Jest wprawdzie zdenerwowany, lecz nadal gra na tyle dobrze, że utrzymuje przewagę. To rozsierdzą Esme. Kiedy Jack ignoruje jej groźbę, ona uświadamia sobie, że musi podwyższyć stawkę.

– Odcinając palec Chadowi.

– Pewnie odciął go Tito, ale ważne jest co innego. Palec został ucięty, a Esme chce go użyć, żeby pokazać Jackowi, że nie żartuje.

– Podrzuca go do mojego samochodu i go znajdujemy.

– Nie.

– Jak to?

– Najpierw znajduje go Jack.

– W moim samochodzie?

Myron pokręcił głową.

– Pamiętaj, że na breloku Chada były kluczyki twoje i męża. Esme chciała ostrzec Jacka, nie ciebie. Umieściła więc palec w jego samochodzie. Znalazł go. Oczywiście przeżył wstrząs, jednak za daleko zabrnął w kłamstwo. Gdyby prawda wyszła na jaw, nigdy byś mu nie wybaczyła. Nigdy by mu nie wybaczył Chad. A poza tym byłby to koniec jego kariery. Musiał się pozbyć palca. Włożył go do koperty i napisał tamte słowa. Pamiętasz? „Ostrzegałem, nie szukajcie pomocy”. Rozumiesz? Rozegrał to idealnie. Nie tylko odwrócił uwagę od siebie, ale na dodatek pozbył się mnie.

Linda przygryzła wargę.

– To wyjaśnia sprawą koperty i długopisu – powiedziała. – Pewnie miał w teczce trochę materiałów piśmiennych, które kupiłam.

– Właśnie. I teraz robi się naprawdę ciekawie. Uniosła brew.

– A dotychczas nie było?

– Chwileczkę. Jest sobota rano. Jack lada chwila przystąpi z ogromną przewagą do rundy finałowej. Większa niż dwadzieścia trzy lata temu. Jeżeli tym razem zawali, będzie to najdotkliwsza porażka w historii golfa. Jego nazwisko stanie się na zawsze synonimem nieudacznika. Przypadnie mu najbardziej znienawidzona rola. Z drugiej strony, nie jest potworem. Kocha syna. Już wie, że Chada naprawdę porwano. Zapewne bije się z myślami, jest w rozterce. W końcu podejmuje decyzję. Przegra turniej.

Linda milczała.

– Uderzenie po uderzeniu patrzymy, jak ginie. Win, który znacznie lepiej ode mnie rozumie niszczący wymiar żądzy zwycięstwa, dostrzega, że Jack odzyskał ową żądzę, pragnienie zwycięstwa. A mimo to stara się przegrać. Nie załamuje się doszczętnie, bo to mogłoby wzbudzić podejrzenia, ale zaczyna tracić punkty. Dochodzi do remisu. A wtedy celowo knoci w kamienistym dole i traci prowadzenie. Wyobraź sobie, co się dzieje w jego głowie. Jak zmaga się z sobą. Powiadają, że człowiek nie potrafi sam się utopić. Nawet gdyby miało to ocalić życie jego dziecku, nie przymusi się do pozostania pod wodą, aż mu pękną płuca. Jack próbował zrobić coś takiego.

Dosłownie zabijał siebie. Zdrowe zmysły odrywały się kawałkami od jego psychiki niczym darń na polu golfowym. Przy dołku osiemnastym instynkt samozachowawczy zwyciężył. Może Jack znów zbagatelizował zagrożenie, lecz najpewniej nie był w stanie postąpić wbrew sobie. Oboje zauważyliśmy tę przemianę, Lindo. Nagłą determinację na jego twarzy. Jack trafił i wyrównał wynik.

– Tak, dostrzegłam ją – potwierdziła bardzo cichym głosem. Wyprostowała się w fotelu i głęboko odetchnęła. – Esme z pewnością wpadła w popłoch.

– Oczywiście.

– Jack nie zostawił jej wyboru. Musiała go zabić.

Myron pokręcił głową.

– Nie.

Linda znów się stropiła.

– Przecież to logiczne. Sam powiedziałeś, że była w desperacji. Pragnęła zemścić się za ojca, a do tego doszła obawa, co się stanie, jeśli Tad Crispin przegra. Musiała zabić.

– Jest z tym pewien problem.

– Jaki?

– Tego wieczoru zadzwoniła do waszego domu.

– Tak. Wyznaczyła spotkanie na polu golfowym. Prawdopodobnie kazała Jackowi, żeby przyszedł sam i nic mi nie mówił.

– Nie. Nieprawda.

– Słucham?

– Gdyby tak było, mielibyśmy tę rozmowę na taśmie.

– O czym ty mówisz?

– Esme Fong rzeczywiście do was zadzwoniła. Domyślam się, że wzmocniła groźby. Pokazała, że nie żartuje. Jack pewnie błagał o wybaczenie. Tego nie wiem i zapewne nigdy się nie dowiem. Lecz założę się, że zakończył rozmowę obietnicą, iż nazajutrz przegra.

– No i? Co to ma wspólnego z nagraniem na taśmie?

– Jack przechodził piekło – ciągnął Myron. – Z powodu zbyt silnego stresu był prawdopodobnie bliski załamania. Tak jak powiedziałaś, wybiegł z domu i dotarł do Merion, swojego ulubionego miejsca na świecie. Na pole golfowe. Tylko po to, by przemyśleć sytuację? Nie wiem. Czy zabrał ze sobą pistolet? Zastanawiał się nad samobójstwem? Tego też nie wiem. Ale wiem, że do waszego telefonu nadal podłączony był magnetofon. Potwierdziła to policja. Gdzie więc podziała się taśma z nagraniem tej ostatniej rozmowy?

– Nie mam pojęcia.

W głosie Lindy zabrzmiała nagle rozwaga.

– Wiesz, Lindo.

Spojrzała na niego z wyrzutem.

– Jack mógł zapomnieć, że rozmowa się nagrała – ciągnął. – Ty nie. Kiedy wybiegł z domu, zeszłaś do sutereny i odsłuchałaś taśmę. Nie mówię ci nic nowego. Wiedziałaś, dlaczego kidnaperzy porwali ci dziecko. Wiedziałaś, co zrobił Jack. Wiedziałaś, gdzie lubi chodzić na spacery. I wiedziałaś, że musisz go powstrzymać.

Czekając na odpowiedź, Myron przegapił zjazd, skręcił w następny, zawrócił, znów wjechał na autostradę, odnalazł właściwy zjazd i włączył migacz.

– Jack wziął ze sobą pistolet – przemówiła Linda zbyt spokojnym głosem. – Ja nawet nie wiedziałam, gdzie go trzymał.

Chcąc zachęcić ją do wyznań, Myron lekko skinął głową.

– Masz rację. Po odegraniu taśmy przekonałam się, że Jackowi nie można ufać. On też sobie nie ufał. Nawet w obliczu groźby, że zabiją mu syna, zaliczył osiemnasty dołek. Poszłam za nim. Powiedziałam mu tam, na polu, co myślę. Rozpłakał się. Obiecał, że postara się przegrać. Ale… – zawahała się, ważąc słowa – był jak ten tonący z twojego przykładu.

Myronowi nie udało się przełknąć śliny, miał za sucho w gardle.

– Jack chciał się zabić. Musiał zginąć. Odsłuchałam taśmę. Słyszałam groźby. I nie miałam wątpliwości: jeżeli wygra, Chad umrze. Wiedziałam coś jeszcze.

Zamilkła i spojrzała na Myrona.

– Co? – spytał.

– Wiedziałam, że wygra. Win miał rację, w jego oczach znów zapłonął ogień. Nie ogień, wielki pożar, nad którym nie mógł zapanować.

– Dlatego go zastrzeliłaś.

– Chciałam zabrać mu broń. Zranić go. Zranić poważnie. Tak żeby już nie mógł grać. Bałam się, że w przeciwnym razie porywacz będzie więził Chada w nieskończoność. Głos na taśmie brzmiał desperacko. Ale Jack nie oddał pistoletu ani nie mógł mi go wyrwać. Dziwna sytuacja. Nie puszczał i patrzył na mnie. Tak jakby na coś czekał. Położyłam palec na spuście i pociągnęłam – powiedziała całkiem wyraźnie Linda. – Broń nie wypaliła przypadkowo. Miałam nadzieję, że go nie zabiję, tylko poważnie ranie. Strzeliłam. Strzeliłam, żeby ocalić syna. A Jack zginął.

Zamilkła.

– Potem wróciłaś. Po drodze zakopałaś pistolet. Zobaczyłaś mnie w krzakach. Weszłaś do domu i skasowałaś taśmę.

– Tak.

– Dlatego tak szybko wydałaś oświadczenie dla prasy. Policja nie chciała nagłaśniać morderstwa, ty musiałaś je ujawnić. Żeby porywacze dowiedzieli się o śmierci Jacka i wypuścili Chada.

– Miałam wybór: syn albo mąż. – Linda obróciła się twarzą do Myrona. – Co byś zrobił na moim miejscu?

– Nie wiem. Ale wątpię, czybym go zastrzelił.

– „Wątpię”? – powtórzyła ze śmiechem. – Powiedziałeś, że Jack był w stresie, a ja? Nie spałam, roztrzęsiona, wewnętrznie rozdarta, przerażona jak nigdy w życiu i wściekła na męża, że zniweczył szanse syna na sukcesy w naszej ukochanej dyscyplinie sportu. Nie miałam się nad czym zastanawiać, Myron. W grę wchodziło życie mojego dziecka. Musiałam działać.

59
{"b":"101683","o":1}