– To jeszcze nic – powiedział mały.
Olbrzym wziął tę spłaszczoną puszkę w palce i wygiąwszy nieznacznie usta, rozdarł ją na pół. Widziałem kiedyś, jak ktoś przedarł wpół książkę telefoniczną, ale podobną sztukę z puszką po coca-coli oglądałem po raz pierwszy.
– Umie też zgiąć w palcach monetę stujenową. To już nie takie proste – powiedział mały.
Zgodziłem się skinieniem głowy.
– Albo urwać uszy.
Zgodziłem się skinieniem głowy.
– Jeszcze trzy lata temu był zawodowym zapaśnikiem – wyjaśnił. – Nawet niezłym. Ale jedna kontuzja kolana i koniec. Bez sprawnych nóg nie ma o czym mówić w tym sporcie.
Mężczyzna popatrzył na mnie, więc skinąłem głową.
– Od tego czasu ja się nim opiekuję. W końcu to mój kuzyn.
– Naprawdę? Nigdy bym nie przypuszczał – wtrąciłem.
– Spróbuj powtórzyć to jeszcze raz – powiedział, zaglądając mi w oczy.
– Nic takiego – wycofałem się czym prędzej.
Mały zastanawiał się chwilę, co powinien zrobić, ale rzucił tylko niedopałek papierosa na podłogę i przygniótł go butem. Postanowiłem nie robić mu z tego powodu wymówek.
– Powinieneś się rozluźnić. Otworzyć serce, pomyśleć o czymś przyjemnym. Nie możemy szczerze rozmawiać, jeśli nie będziesz na luzie – powiedział. – Jeszcze za bardzo napinasz mięśnie.
– Mogę wziąć sobie piwo z lodówki?
– Oczywiście. To przecież twoje mieszkanie, twoja lodówka i twoje piwo.
– I moje drzwi – dodałem.
– No właśnie, zapomnij już o drzwiach. Myślisz o nich bez przerwy i dlatego nie możesz się rozluźnić. To przecież tandeta. Nieźle zarabiasz, dlaczego nie wyprowadzisz się do lepszego mieszkania z lepszymi drzwiami?
Dałem spokój drzwiom i wyjąłem piwo z lodówki. Mały nalał sobie coli, odczekał, aż opadnie piana, po czym wypił colę do połowy.
– Nie chcę, żebyś się niepotrzebnie denerwował, dlatego powiem ci od razu, że przyszliśmy cię uratować.
– Wyważając drzwi?
Mały gwałtownie poczerwieniał i rozszerzyły mu się nozdrza.
– Chyba już ci mówiłem, że masz zapomnieć o drzwiach? – zapytał bardzo cicho. Potem zwrócił się z tym samym pytaniem do olbrzyma. Olbrzym skinął twierdząco głową. Ten mały mężczyzna chyba szybko tracił cierpliwość. Nie bardzo lubię takich ludzi.
– Przyszliśmy, żeby ci pomóc – powiedział. – Jesteś w tarapatach, więc chcieliśmy ci wytłumaczyć parę rzeczy. Jeśli nie podoba ci się zwrot „być w tarapatach", to może „masz jakieś wątpliwości"?
– Jestem w tarapatach i mam wątpliwości – odparłem. – Niczego nie rozumiem, nie mam punktu zaczepienia ani drzwi.
Mały podniósł ze stołu swoją złotą zapalniczkę i nie wstając z krzesła, rzucił nią w lodówkę. Rozległ się przykry tępy dźwięk, a na lodówce pozostał wyraźny ślad. Olbrzym podniósł zapalniczkę i położył na stole. Wszystko wróciło do poprzedniego stanu, z wyjątkiem śladu na drzwiach lodówki. Mały dla ostudzenia gniewu wypił resztę coli. Kiedy rozmawiam z człowiekiem, który szybko traci cierpliwość, mam coraz większą ochotę, żeby sprawdzić, jak dużo potrafi wytrzymać.
– No to co z tego! Co się tak przyczepiłeś do tych nic niewartych drzwi? Zastanów się nad powagą sytuacji! W porównaniu z tym nawet wysadzenie tego mieszkania w powietrze nie miałoby znaczenia. Dlatego proszę, nie wymawiaj już tego słowa.
To moje drzwi – pomyślałem w głębi serca. – Tandeta czy nie, to nie twój interes. Drzwi to symbol.
– No dobrze, mniejsza o drzwi, ale po czymś takim na pewno wyrzucą mnie z tego mieszkania. W tym domu mieszkają sami porządni ludzie – powiedziałem.
– Jeśli ktoś ci napomknie o wyprowadzce, zadzwoń do mnie. Już ja się nim zajmę. W porządku? Nikomu nie sprawię kłopotu.
To by mi dopiero zrobił niedźwiedzią przysługę – pomyślałem, ale nie chciałem go drażnić, więc tylko skinąłem głową i znów napiłem się piwa.
– To nie moja sprawa, ale po trzydziestym piątym roku życia lepiej przestać pić piwo – powiedział mały. – Piwo jest dobre dla studentów albo dla robotników. Od piwa rośnie brzuch i w ogóle to w złym guście. W twoim wieku lepsze już wino albo brandy. Zbyt moczopędny trunek źle wpływa na przemianę materii. Lepiej z tym skończyć. Mógłbyś pić coś droższego.
Skinąłem głową i napiłem się piwa. To nie twoja sprawa. Specjalnie po to, żeby móc się napić piwa, regularnie chodzę na pływalnię i biegam.
– Ja też, oczywiście, nie jestem święty – przyznał mały. – Każdy ma swoje słabości. W moim przypadku to papierosy i słodycze. Zwłaszcza słodycze. A te źle wpływają na zęby i mogą wywołać cukrzycę.
Zgodziłem się.
– To pewnie dlatego, że wychowałem się w pobliżu fabryki czekolady. Nie była to jakaś Morinaga czy Meiji, lecz mała, nieznana fabryka, produkująca słodycze na bazary i do małych sklepów. Codziennie czułem zapach czekolady. Nasiąkały nim różne rzeczy: zasłony w oknach, poduszka, nawet kot. Dlatego do tej pory lubię czekoladę. Jej zapach przypomina mi dzieciństwo. Mężczyzna zerknął na zegarek. Chciałem jeszcze raz wrócić do sprawy drzwi, ale rozmowa mogłaby się przedłużyć, więc powstrzymałem się.
– Cóż – powiedział. – Nie mamy zbyt dużo czasu. Rozluźniłeś się?
– Trochę – odparłem.
– W takim razie przejdźmy do tematu – powiedział. – Jak już mówiłem, celem naszej wizyty jest, choćby częściowe, rozwianie twoich wątpliwości. Dlatego, jeśli masz jakieś pytania, pytaj. W miarę możliwości postaram się odpowiedzieć.
– Po pierwsze, kim jesteście i co wiecie? – zapytałem.
– Dobre pytanie. – Mały spojrzał na olbrzyma, szukając potwierdzenia swoich słów, a kiedy je uzyskał, znów zwrócił się do mnie: – Jak trzeba, to potrafisz myśleć. I nie pleść głupstw.
Strzepnął popiół do popielniczki.
– Niech będzie tak: jesteśmy tu, żeby ci pomóc. Nieważne, do jakiej organizacji należymy. Wiemy mniej więcej wszystko. O profesorze, o czaszce i o tasowaniu. Wiemy też to, czego ty nie wiesz. Następne pytanie?
– Wczoraj po południu przekupiliście pracownika gazowni, żeby ukradł mi czaszkę.
– Już ci mówiłem, że nie chcemy żadnej czaszki, niczego od ciebie nie chcemy.
– No to kto? Kto przekupił tego człowieka? A może mi się zdawało?
– Nic na ten temat nie wiem – odparł mały. – Nie wiem też paru innych rzeczy. Na przykład, jak daleko profesor posunął się w swoich badaniach. Wiem, mniej więcej, czego one dotyczą, ale nie wiem, w jakim kierunku się rozwijają. Tego właśnie chciałbym się dowiedzieć.
– Ja też nie wiem – powiedziałem. – A mimo to utrudnia mi się życie.
– Tak. Ciebie się tylko wykorzystuje.
– W takim razie zdajesz sobie sprawę z tego, że niczego ze mnie nie wyciągniesz?
– Oczywiście. Chciałem się tylko przedstawić – powiedział, stukając zapalniczką w stół. – Lepiej, żebyś o nas wiedział. Zresztą obaj skorzystamy na tym, że wymienimy poglądy i podzielimy się naszą wiedzą.
– Mogę zgadywać?
– Proszę bardzo. Fantazja jest wolna jak ptak.
– Nie jesteście ani z Systemu, ani z Fabryki. Różnicie się od obydwu sposobem działania. Jesteście małą samodzielną organizacją i szukacie nowego łupu. A z Fabryką sami macie kłopoty, bo chce was do siebie przyłączyć.
– No, popatrz – rzekł mały do swego olbrzymiego kuzyna. – Nie mówiłem? On umie myśleć.
Olbrzym skinął głową.
– Jest tak bystry, że aż trudno pojąć, dlaczego mieszka w takim tandetnym mieszkaniu. I dlaczego rzuciła go żona – powiedział mały. Już dawno nikt mnie tak nie pochwalił. Wypadało się zaczerwienić. – Mniej więcej wszystko się zgadza – ciągnął. – Zdobędziemy nową technologię i wkroczymy do wojny informacyjnej. Jesteśmy do tego przygotowani, także finansowo. Potrzebujemy jeszcze tylko ciebie i wyników badań. Wywrócimy do góry nogami ten skostniały układ. To świetne miejsce na wojnę. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Wystarczy, że posłużymy się nową technologią, a pokonamy wszystkich. Tu nie liczą się osiągnięcia. Poza tym obecna sytuacja jest po prostu nienaturalna. To zwykły podział ziemi. Teren nasłoneczniony zajął System, a teren zacieniony – Fabryka. O żadnej rywalizacji nie ma mowy. To sprzeczne z prawami wolnego rynku. Nie sądzisz, że coś tu nie gra?