Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Hard-boiled wonderland – Frankfurt, drzwi, samodzielna organizacja

Jak zwykle, świadomość wracała do mnie z boków. Jak jezioro, które pokrywa się lodem od brzegów, tak ja zobaczyłem najpierw drzwi do łazienki po prawej i lampę po lewej stronie. Potem kolejno dostrzegałem przedmioty, znajdujące się bliżej środka. Pośrodku stał zegar z budzikiem, wskazywał dwadzieścia sześć po jedenastej. Dostałem go na pamiątkę z okazji czyjegoś ślubu. Aby wyłączyć budzik, trzeba było jednocześnie nacisnąć czerwony guzik po lewej i czarny guzik po prawej stronie zegara. Inaczej nie przestawał dzwonić. Miało to zapobiegać odruchowemu wyłączaniu budzika przez sen, co się często zdarza, i rzeczywiście, aby nacisnąć oba guziki naraz, zwykle siadałem i kładłem sobie zegar na kolanach, a w tym czasie, chcąc czy nie chcąc, musiałem się obudzić. Zdaje się, że powtarzam to już kilka razy, ale dostałem ten zegar od kogoś z okazji ślubu. Nie pamiętam, czyj to był ślub. Jakieś dziesięć lat temu byłem na kilku ślubach moich nielicznych przyjaciół czy znajomych, czy jak ich tam nazwać, i wówczas któryś z nich podarował mi ten budzik. Sam nie kupiłbym sobie tak natrętnego budzika. Budzę się raczej łatwo i dość szybko.

Kiedy ujrzałem przed sobą zegar, automatycznie wziąłem go na kolana i nacisnąłem oba guziki naraz, dopiero później zrozumiałem, że budzik wcale nie dzwonił. Nie spałem i dlatego nie nastawiałem budzika, postawiłem go tylko na kuchennym stole. Obudziłem się więc z tasowania. Nie musiałem wyłączać budzika.

Postawiłem zegar z powrotem na stole i rozejrzałem się dookoła. Wszystko było tak samo jak przed tasowaniem. Przy drzwiach i oknach świeciły się czerwone lampki, a w kącie stołu stały puste filiżanki po kawie. Na spodku leżał jeden prosty niedopałek po papierosie, który przed wyjściem zapaliła dziewczyna. Marlboro light. Bez śladu szminki. Rzeczywiście dziewczyna prawie się nie malowała.

Potem spojrzałem na notes i ołówki, które leżały przede mną. Z pięciu dobrze zatemperowanych, twardych ołówków dwa były złamane, dwa zupełnie stępione, a tylko jeden zdawał się nietknięty. W środkowym palcu lewej ręki czułem lekki ból. Zajrzałem do zeszytu. Drobnym maczkiem zapisanych było szesnaście stron.

Zgodnie z instrukcją porównałem najpierw liczby uzyskane z prania z liczbami z tasowania, po czym kartkę z pierwszymi spaliłem nad zlewem. Schowałem zeszyt w specjalnym pudełku i wraz z magnetofonem zamknąłem w sejfie. Potem usiadłem na sofie w pokoju i odetchnąłem z ulgą. Połowę roboty miałem z głowy. I cały następny dzień wyłącznie dla siebie.

Nalałem sobie do szklanki whisky na wysokość dwóch palców i zamknąwszy oczy, wypiłem ją dwoma łykami. Czułem, jak ciepły alkohol wlewa mi się przez gardło do żołądka. Stamtąd ciepło wraz z krwią rozchodziło się do każdej części mojego ciała. Najpierw rozgrzało mi piersi i policzki, potem ręce, a na końcu nogi. Poszedłem do łazienki, umyłem zęby, wypiłem dwie szklanki wody, oddałem mocz, wróciłem do kuchni, zastrugałem ołówki i ułożyłem je równo w piórniku. Potem położyłem budzik koło poduszki i wyłączyłem automatyczną sekretarkę. Na zegarze była za trzy minuty północ. Szybko przebrałem się w piżamę i wskoczyłem do łóżka. Postanowiłem spać choćby dwanaście godzin. Ptaki będą śpiewały, ludzie wyjadą pociągami do pracy, gdzieś może wybuchnie wulkan, a jakiś zbrojny oddział wysadzi w powietrze wioskę na Bliskim Wschodzie, ja w każdym razie będę spal.

Pomyślałem też o tym, co będę robił, kiedy porzucę tę pracę. Powinna mi się uskładać dość pokaźna suma, będę mógł żyć spokojnie, ucząc się greki albo gry na wiolonczeli. Futerał z wiolonczelą położę na tylnym siedzeniu samochodu i pojadę w góry, a tam będę sobie ćwiczył, ile dusza zapragnie.

Jeśli dobrze pójdzie, może będzie mnie stać na kupno domu w górach? Takiej małej, ślicznej, górskiej chaty z normalnie funkcjonującą kuchnią. Będę tam czytał książki, słuchał muzyki, oglądał stare filmy na wideo i gotował. Jeśli już mowa o gotowaniu, to może powinienem wziąć tam ze sobą tę długowłosą dziewczynę z biblioteki? To chyba niezły pomysł. Ja będę gotował, a ona będzie jadła.

Kiedy myślałem o gotowaniu, niespodziewanie przyszedł do mnie sen. Stało się to tak nagle, jakby zwaliło się na mnie niebo. Mój dom w górach i gotowanie, wszystko rozpadło się i znikło. Zostałem sam. Spałem jak zabity.

Ktoś wiercił mi w głowie dziurę świdrem, po czym upychał do niej papierowy sznurek. Musiał to być bardzo długi sznurek, bo upychaniu nie było końca. Machając rękami, próbowałem opędzić się od sznurka, ale bezskutecznie, wciąż wciskał się do mojej głowy.

Podniosłem się i oburącz chwyciłem za głowę – sznurka nie było. Dziury też. Usłyszałem dzwonek. Złapałem budzik i położywszy go na kolanach, nacisnąłem jednocześnie czerwony i czarny guzik. Dzwonek brzmiał nadal. Telefon. Było osiemnaście po czwartej. Na zewnątrz jeszcze ciemno, a więc musiało być osiemnaście po czwartej rano.

Wstałem z łóżka, poszedłem do kuchni i podniosłem słuchawkę. Zawsze gdy w nocy budzi mnie telefon, obiecuję sobie, że następnym razem zaniosę go do sypialni i zaraz o tym zapominam. Znów uderzyłem się golenią w nogę stołu.

– Halo – powiedziałem.

W słuchawce panowała cisza. Była to cisza absolutna, jakby słuchawkę po tamtej stronie zakopano w piasku.

– Halo! – krzyknąłem.

Słuchawka odpowiedziała mi milczeniem. Nie było słychać ani oddechu, ani żadnego innego dźwięku. Zdawało mi się, że cisza po przeciwnej stronie wciąga mnie do środka. Rozgniewany odłożyłem słuchawkę, napiłem się mleka i wróciłem do łóżka.

Telefon zadzwonił ponownie o czwartej czterdzieści sześć. Wstałem z łóżka i pokonawszy tę samą drogę, dotarłem do telefonu.

– Halo.

– Halo. – Usłyszałem kobiecy głos. – Przepraszam za poprzedni telefon. Coś się stało z bazą dźwięku. Dlatego od czasu do czasu dźwięk redukuje się sam.

– Redukuje się sam?

– Tak, to poważne uszkodzenie. Dziadek na pewno ma kłopoty. Słyszy mnie pan?

– Słyszę – odparłem. To wnuczka tego osobliwego starca, który sprezentował mi czaszkę jednorożca.

– Dziadek wciąż nie wraca, do tego te kłopoty z bazą. Na pewno stało się coś złego. Dziadek nie odbiera telefonu… Pewnie porwały go Czarnomroki i zrobiły mu coś strasznego.

– Jesteś pewna? Może po prostu nie ma czasu, żeby podejść do telefonu. Przez tydzień nie mógł sobie przypomnieć o twoim głosie… teraz też pewnie jest zajęty.

– Nie, to nie tak. Ja to czuję. My z dziadkiem znamy się tak dobrze, że potrafimy wyczuć, jeśli któremuś z nas stanie się coś złego. W dodatku modulator dźwięku jest popsuty. Nie ma wątpliwości.

– Co takiego?

– To urządzenie, które zmienia fale dźwięku. Służy do odstraszania Czarnomroków. Ktoś je popsuł, dlatego równowaga w bazie dźwięku została zachwiana. Czarnomroki na pewno porwały dziadka.

– Po co?

– Chcą mu odebrać wyniki badań. Czarnomroki, symbolanci i tym podobni. Proponowali mu kupno, ale oczywiście odmówił i to ich rozzłościło. Proszę, niech pan natychmiast tu przyjedzie. Na pewno wydarzy się tragedia. Proszę, niech pan nas ratuje!

Wyobraziłem sobie, jak Czarnomroki plączą się teraz po tym ponurym ciemnym korytarzu i za nic nie miałem ochoty tam schodzić.

– Przykro mi, ale interesują mnie wyłącznie transformacje liczbowe. Na nic innego nie podpisywałem umowy i do niczego innego się nie nadaję. Oczywiście zrobię wszystko, co jest w mojej mocy, ale walka z Czarnomrokami i odbijanie twojego dziadka to ponad moje siły. Od tego jest policja albo zawodowcy z Systemu, ludzie przeszkoleni w tego typu sprawach.

– O policji nie ma mowy. Jeśli poproszę policję, wszystko wyjdzie na jaw. A jak dowiedzą się o badaniach dziadka, to będzie koniec świata.

– Koniec świata?

– Proszę – nalegała. – Niech pan przyjedzie jak najszybciej! Potem będzie za późno. Po dziadku następnym celem będzie pan.

– Ja? A to niby dlaczego? To już raczej ty, ja nie mam zielonego pojęcia o badaniach twojego dziadka.

28
{"b":"101013","o":1}