– Widziałaś się z nią przed śmiercią?
– Nie. Nie sądziłam, żeby to miało jakieś znaczenie. Była przecież kimś zupełnie innym niż ja.
– A może była tobą samą?
– Może – powiedziała. – Ale teraz to już wszystko jedno. Woda w dzbanku zaczęła szumieć, lecz mnie zdawało się, że
to wiatr szumi w odległości kilku kilometrów.
– Mimo to potrzebujesz mnie jeszcze?
– Potrzebuję.
Hard-boiled wonderland – koniec świata, Charlie Parker, bomba zegarowa
– Proszę – mówiła gruba dziewczyna. – Przecież świat się skończy!
No i dobrze, niech się kończy – pomyślałem. Rana bolała mnie jak diabli. Dwaj mali bliźniacy kopali z wigorem swoimi czterema nogami moją ograniczoną ciasną wyobraźnię. – Co się panu stało? Źle się pan czuje?
Wziąłem głęboki oddech, sięgnąłem po koszulę, która leżała obok, i wytarłem nią pot z twarzy.
– Przyszło do mnie dwóch mężczyzn i rozcięli mi brzuch nożem – powiedziałem, wydychając powietrze.
– Nożem?
– Tak, jak skarbonkę.
– Kto i w jakim celu zrobił coś tak okropnego?
– Nie wiem – powiedziałem. – Zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu, ale niczego jeszcze nie wymyśliłem. A może ty mi powiesz? Dlaczego wszyscy przechodzą po mnie jak po wycieraczce?
Pokręciła głową.
– Zastanawiam się również, czy tych dwóch to nie jacyś twoi znajomi albo wspólnicy. Ci z nożem.
Dziewczyna przyglądała mi się przez chwilę tak, jakby nie rozumiała ani słowa.
– Skąd przyszło to panu do głowy?
– Nie wiem. Chyba usiłuję zrzucić na kogoś winę. Będzie mi lżej, jeśli znajdę winnego.
– Ale to niczego nie rozwiąże.
– Masz rację. Ale to nie moja wina. Ja nie mam z tym nic wspólnego. To twój dziadek nalał benzyny i przekręcił kluczyk. Zostałem w to wplątany. Więc dlaczego muszę coś rozwiązywać?
Znowu poczułem straszny ból, więc zamknąłem usta i czekałem, aż ból minie, jakbym czekał na przejazd pociągu.
– Zresztą pomyśl sama. Najpierw dzwonisz do mnie nad ranem. Że niby twój dziadek zaginął i że potrzebujesz pomocy. Pojechałem. Ale ty nie raczyłaś się zjawić. Kiedy wróciłem do domu i położyłem się do łóżka, przyszło tamtych dwóch, wywrócili dom do góry nogami i rozpruli mi brzuch. Potem przyszli ludzie z Systemu, żeby mnie przesłuchać. A na końcu znowu zjawiasz się ty. Czy to nie wygląda na podstęp? Na jakąś rozgrywkę, jak w koszykówce? Co ty właściwie wiesz?
– Prawdę mówiąc, niewiele więcej od pana. Owszem, pomagam dziadkowi, ale robię tylko to, co mi każe. Raz to, raz tamto, gdzieś trzeba iść, gdzieś zadzwonić albo napisać list – to wszystko. Podobnie jak pan nie mam zielonego pojęcia, co planuje dziadek.
– Ale pomagasz mu w badaniach?
– Pomagam. To znaczy, na przykład porządkuję jakieś dane. Wykonuję tylko rutynowe czynności. Nie mam specjalistycznej wiedzy i jeśli nawet jestem osłuchana, nie są to sprawy, które można w ten sposób zrozumieć.
Stukając się paznokciami w zęby, spróbowałem uporządkować myśli. Muszę to rozgryźć, muszę rozluźnić ten węzeł, zanim zaciśnie się na mojej szyi.
– Powiedziałaś przed chwilą, że świat się skończy. Jak to „skończy się"?
– Nie wiem. Dziadek tak powiedział. „Jeśli coś mi się teraz stanie, to będzie koniec świata". To nie jest człowiek, który mówiłby takie rzeczy żartem. A skoro powiedział, że będzie koniec świata, to na pewno będzie. Świat się skończy.
– Nie rozumiem – powiedziałem. – Co to znaczy, że świat się skończy? Jesteś pewna, że wyraził się właśnie w ten sposób? Nie powiedział na przykład, że nastąpi zagłada albo koniec cywilizacji?
– Nie. Powiedział na pewno: „koniec świata". Znów postukałem się w zęby.
– I ten koniec świata ma jakiś związek ze mną?
– Tak, dziadek mówił, że pan jest kluczem. Już od kilku lat prowadzi badania, w których pan zajmuje centralne miejsce.
– Przypomnij sobie coś jeszcze. Może wiesz, co to jest bomba zegarowa?
– Bomba zegarowa?
– Ten, który rozciął mi brzuch, powiedział, że dane, które dostałem od profesora, to coś w rodzaju bomby z opóźnionym zapłonem. Eksploduje, kiedy przyjdzie odpowiednia pora. Co to znaczy?
– To przerasta moją wyobraźnię. Dziadek cały czas zajmował się ludzką świadomością. To znaczy, odkąd wymyślił system tasowania. Chyba wszystko zaczęło się właśnie od tego. Przedtem często ze mną rozmawiał. Opowiadał mi o swojej pracy, o tym, co robi i co zamierza zrobić. Nie mam, jak już mówiłam, specjalistycznej wiedzy, ale dziadek mówił tak interesująco… Naprawdę, bardzo lubiłam te nasze rozmowy.
– Ale odkąd wymyślił system tasowania, zrobił się małomówny?
– Tak, właśnie. Zaczął zamykać się pod ziemią i przestał rozmawiać ze mną na temat swojej pracy. Na moje pytania odpowiadał półsłówkami.
– Czułaś się samotna?
– Tak, bardzo – powiedziała i przez chwilę przyglądała się mojej twarzy. – Czy mogę wejść do twojego łóżka? Strasznie tu zimno.
– Jeśli nie dotkniesz przy tym mojej rany i w ogóle nie będziesz mnie ruszać – odparłem. Ostatnio moje łóżko cieszy się wyjątkowym powodzeniem.
Weszła pod kołdrę z drugiej strony tak, jak stała – w różowym kostiumie. Podałem jej jedną z dwóch poduszek. Wytrzepała ją i położyła na niej głowę. Znowu poczułem ten sam melonowy zapach. Z trudem zmieniłem pozycję i obróciłem się w jej stronę. Leżeliśmy teraz w łóżku zwróceni do siebie twarzami.
– Pierwszy raz jestem tak blisko mężczyzny – powiedziała grubaska.
– Hm…
– Prawie nigdzie nie wychodzę. Dlatego nie mogłam trafić. Dźwięk wysiadł akurat wtedy, kiedy chciałam, żebyś wytłumaczył mi drogę.
– Trzeba było pojechać taksówką.
– Nie miałam pieniędzy. Wybiegłam z biura w pośpiechu i na śmierć o tym zapomniałam. Musiałam iść na piechotę.
– Nie masz żadnej rodziny poza dziadkiem? – spytałem.
– Nie. Moi rodzice i rodzeństwo zginęli w wypadku samo chodowym, kiedy miałam sześć lat. Z tyłu najechała na nich ciężarówka. Zapaliła się benzyna i wszyscy zginęli na miejscu.
– A ty? Jakim cudem się uratowałaś?
– Leżałam wtedy w szpitalu. Jechali właśnie mnie odwiedzić.
– Aha.
– Od tamtej pory cały czas jestem z dziadkiem. Do szkoły też nie chodziłam. Nigdzie nie wychodzę, nie mam przyjaciół.
– Nie chodziłaś do szkoły?
– Nie. Dziadek stwierdził, że nie ma takiej potrzeby. Sam nauczył mnie wszystkich przedmiotów. A gotować i szyć nauczyła mnie ciocia.
– Ciocia?
– Pomoc domowa, mieszkała razem z nami. Bardzo dobra kobieta. Zmarła na raka trzy lata temu. Od tamtej pory mieszkamy z dziadkiem tylko we dwoje.
– To znaczy, że od szóstego roku życia nigdy nie byłaś w szkole?
– Tak, ale nie przejmuj się tym tak bardzo. Przecież wszystko umiem. Znam cztery języki obce, umiem grać na fortepianie i saksofonie, potrafię poskładać radio, znam się na nawigacji, umiem chodzić po linie i przeczytałam mnóstwo książek. Moje kanapki też ci na pewno smakowały?
– To prawda.
– Dziadek mówi, że nauka w szkole to szesnastoletni proces odmóżdżania młodych ludzi. Sam też prawie nie chodził do szkoły.
– To niesłychane – powiedziałem. – Ale czy nie było ci przykro, że nie miałaś przyjaciół wśród rówieśników?
– Nie wiem. Byłam na to chyba zbyt zajęta. Poza tym nie wiem, czy miałabym z nimi o czym rozmawiać.
Być może miała rację.
– Wiesz co, ty mnie bardzo interesujesz.
– Tak? Dlaczego?
– Wyglądasz na zmęczonego, ale to zmęczenie dodaje ci jeszcze uroku. Emanujesz zmęczeniem. Nie znam nikogo, kto zachowywałby się w ten sposób. Dziadek nigdy się nie męczy i ja w zasadzie też. Naprawdę jesteś zmęczony?
– Tak, jestem zmęczony – powiedziałem. Mógłbym powtórzyć to jeszcze ze dwadzieścia razy.
– Co to znaczy? – spytała.
– Chyba przestaję odróżniać pewne uczucia. Takie jak litość nad sobą i złość na innych czy litość nad innymi i złość na samego siebie.
– Nie znam żadnego z tych uczuć.