Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

– Dlaczego nie przeniosą się w jakieś inne miejsce? W lesie liści jest pod dostatkiem, a na południu nie pada śnieg. Co je tu trzyma?

– Nie wiem – odparł. – Ale wydaje mi się, że nie mogą stąd odejść. Należą do Miasta, tak jak ja i ty. A może nie chcą odejść? Albo nie jedzą innych liści niż te, które rosną tutaj?

– Co się dzieje z ich zwłokami?

– Strażnik je pali – powiedział starzec, grzejąc swoje wielkie wysuszone dłonie na filiżance z kawą. – Teraz będzie miał dużo roboty. Najpierw obcina im łby. Gotuje je w wielkim garze i sporządza piękne czaszki. Ciała wywozi do lasu, oblewa olejem rzepakowym i pali.

– A potem napełnia czaszki Starymi Snami i oddaje do biblioteki? – zapytałem, nie otwierając oczu. – Dlaczego? Dlaczego właśnie czaszki?

Starzec nie odpowiedział. Usłyszałem skrzypienie podłogi pod jego stopami. Skrzypienie to powoli oddaliło się od łóżka i zatrzymało koło okna. Cisza trwała jeszcze jakiś czas.

– Dowiesz się, kiedy zrozumiesz, czym są Stare Sny. Nie mogę ci tego powiedzieć. To ty jesteś Czytelnikiem Snów. Ty sam musisz znaleźć odpowiedź.

Wytarłem łzy ręcznikiem i otworzyłem oczy. Przy oknie dostrzegłem zamazaną sylwetkę starca.

– Zimą różne rzeczy nabierają ostrości – ciągnął. – Czy to się komu podoba, czy nie. Śnieg pada, a one umierają. Nikt tego nie może powstrzymać. Po południu zobaczysz szary dym, który uniesie się nad murem. To dym z palonych zwłok. I tak będzie prawie codziennie. Biały śnieg i szary dym.

Hard-boiled wonderland – bransoletki, Ben Johnson, zmora

W czeluści za schowkiem panowała taka sama ciemność, jak za pierwszym razem, chociaż może dlatego, że wiedziałem już co nieco na temat Czarnomroków, zdawało mi się, że była jeszcze głębsza. W takiej zapierającej dech w piersiach ciemności musiała pogrążać się nocą Ziemia, zanim rozproszyły ją światła lamp, neonów i wystaw sklepowych.

Dziewczyna zeszła po drabinie pierwsza. Schodziła szybko, dziarsko człapiąc kaloszami, z aparatem na Czarnomroki w kieszeni peleryny i dużą latarką, przewieszoną skośnie przez ramię. Wkrótce usłyszałem jej głos, stłumiony szumem rzeki: „Droga wolna, możesz schodzić". Po czym ujrzałem w dole żółte światło. Wsadziłem latarkę do kieszeni i zacząłem schodzić. Znów chwila nieuwagi groziła skręceniem karku. Żeby o tym zapomnieć, przez cały czas myślałem o młodej parze z białego skyline'a, słuchającej Duran Duran. Oni o niczym nie wiedzieli. Nie wiedzieli, że schodzę teraz w ciemność z latarką i nożem w kieszeni, jedną ręką podtrzymując rozcięty brzuch. W głowie mieli tylko cyfry na szybkościomierzu, przeczucie lub wspomnienie seksu i nieszkodliwą melodię popularnej piosenki. Oczywiście nie mogłem ich za to winić.

Potem wyobraziłem sobie, że to ja siedzę za kierownicą skyline'a, obok mnie siedzi dziewczyna i słuchając Duran Duran, jedziemy nocą przez miasto. Czy zdejmie z lewej ręki dwie wąskie srebrne bransoletki, kiedy pójdziemy do łóżka? Nie, lepiej, żeby nie zdejmowała. Te bransoletki to jakby część jej ciała, powinny zostać na jej ręce.

Ale na pewno zdejmie. Dziewczyny zdejmują takie rzeczy pod prysznicem. W takim razie powinniśmy to zrobić, zanim weźmie prysznic. A może lepiej będzie, jeśli ją poproszę, żeby nie zdejmowała bransoletek? W każdym razie muszę coś wymyślić, żeby przespać się z nią w bransoletkach. Koniecznie.

Następnie wyobraziłem sobie nas w łóżku. Nie mogłem przypomnieć sobie jej twarzy, więc postanowiłem, że w pokoju będzie ciemno. Kiedy zdejmie tę swoją różową czy białą, czy może błękitną bieliznę, na jej ciele pozostaną już tylko bransoletki. Będą świecić w ciemności i wesoło dzwonić w pościeli.

Poczułem, że zaczynam mieć erekcję. Pięknie – pomyślałem. Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego nie wtedy, z dziewczyną z biblioteki, a teraz, na środku drabiny. Jakie to niby znaczenie mają dwie srebrne bransoletki? I to teraz, gdy świat ma się skończyć?

Kiedy zszedłem z drabiny i stanąłem na skalnym podłożu, dziewczyna poświeciła latarką dookoła.

– Uważaj, są tutaj – powiedziała.

– Skąd wiesz?

– Słyszę odgłos ich kroków. Takie ciche człapanie płetwami. Poza tym czuję ich woń.

Wytężyłem słuch i węch, ale niczego nie usłyszałem, nie poczułem też żadnego zapachu.

– Nie rozpoznasz ich, bo nie masz wprawy. Ja słyszę nawet ich głos, kiedy rozmawiają. Jest prawie niesłyszalny, jak głos nietoperzy.

– Jak, w takim razie, symbolantom udało się z nimi porozumieć?

– To proste, potrzebne tylko odpowiednie urządzenie. Wystarczy zamienić fale głosu Czarnomroków na fale zbliżone do fal głosu ludzi i na odwrót. Pewnie skonstruowali coś takiego. Dziadek mówił, że to bardzo proste. Sam też zamierzał zrobić takie urządzenie, ale zrezygnował.

– Dlaczego?

– Nie chciał z nimi rozmawiać. To przeklęte plemię. Ich mowa też jest przeklęta. Jedzą tylko zepsute mięso i gnijące śmieci, a piją tylko brudną wodę. Dawniej mieszkały pod cmentarzami i jadły pochowanych tam ludzi. Zanim zaczęto kremować zmarłych.

– To znaczy, że nie jedzą żywych ludzi?

– Jeśli złapią żywego człowieka, wsadzają go na kilka dni do wody i jedzą go po trochu, począwszy od najbardziej zepsutych części.

– Aha. – Z trudem złapałem powietrze. – Wiesz co, może jednak wrócimy?

Ale szliśmy dalej. Dziewczyna z przodu, ja za nią. Kiedy świeciłem latarką w jej plecy, złote klipsy wielkości pocztowego znaczka odbijały światło.

– Te klipsy nie są za ciężkie? – zagadnąłem ją z tyłu.

– Przyzwyczaiłam się – odparła. – To tak jak z penisem. Nie czujesz chyba jego ciężaru?

– Rzeczywiście. Raczej nie.

– No właśnie.

Znów szliśmy chwilę w milczeniu. Dziewczyna znała chyba drogę na pamięć, bo oświetlała tylko dalsze części korytarza. Ja natomiast musiałem świecić sobie pod nogi, nic więc dziwnego, że odległość między nami zwiększała się z każdym krokiem.

– Zdejmujesz klipsy, kiedy bierzesz prysznic albo wchodzisz do wanny? – spytałem, żeby nie zostawiła mnie samego. Szła nieco wolniej, kiedy coś mówiła.

– Nie. To bardzo seksowne, prawda?

– Tak – przyznałem. – To znaczy, skoro tak twierdzisz…

– Ty zawsze kochasz się od przodu? Twarzą w twarz?

– Tak, zazwyczaj.

– Ale robiłeś to też od tylu?

– Rzeczywiście.

– Są chyba jeszcze jakieś inne sposoby? Tak chciałabym się tego nauczyć!

– Tego nie trzeba się uczyć. To przychodzi samo. Z wiekiem.

– Tak to ja nie chcę – odparła. – Ja muszę być… wyjątkowa. Już za pierwszym razem.

– Chyba za długo przebywałaś w towarzystwie starca. I to w dodatku genialnego starca. Świat nie składa się wyłącznie z takich ludzi. Większość błądzi w ciemnościach po omacku. Tak jak ja.

– Nie tak jak ty. Ty jesteś w porządku. Już ci to chyba wytłumaczyłam?

Przede wszystkim nie chciałem rozmawiać z nią o seksie. Mój penis w dalszym ciągu nie wracał do normalnego stanu, a w tej ciemności nie miało to żadnego sensu i, co ważniejsze, przeszkadzało mi w marszu.

– Mówiłaś, że ten aparat wysyła fale, których nie cierpią Czarnomroki – spróbowałem zmienić temat.

– Tak. Nie zbliżają się do niego na odległość mniejszą niż piętnaście metrów. Dlatego staraj się nie zostawać w tyle. Jak cię złapią, zabiorą cię do swojego gniazda i spuszczą do studni. W twoim przypadku wygryzać zaczną pewnie od brzucha. Mają bardzo ostre zęby i pazury.

Usłyszawszy to, przyspieszyłem kroku. Prawie deptałem jej po piętach.

– Boli cię jeszcze? – zapytała.

– Trochę mniej. Przy większym wysiłku czuję ból, ale poza tym można wytrzymać.

– Dziadek na pewno ci pomoże.

– W jaki sposób?

– To proste. Wprowadza do świadomości sygnał, który każe zapomnieć o bólu. Ból jest bardzo ważną informacją dla organizmu, dlatego nie można nadużywać tego środka, ale myślę, że sytuacja jest wyjątkowa.

– Byłbym wdzięczny – powiedziałem.

– Oczywiście jeśli uda nam się odnaleźć dziadka – dodała. Szła pewnym krokiem w górę rzeki, rzucając światło to na lewo, to na prawo. Boczne drogi po obu stronach skalnego wąwozu raz po raz otwierały swe ponure gardła. Ze szczelin wyciekała woda, która następnie małymi strumieniami wpadała do głównego nurtu. Brzegi tych niewielkich strumieni porośnięte były mchem. Nienaturalnie świeżym, zielonym mchem. Skąd taka zieleń u rośliny, która pod ziemią nie może przecież asymilować światła? Czyżby czuwała tu jakaś inna, podziemna opatrzność?

46
{"b":"101013","o":1}