Литмир - Электронная Библиотека

Kobieta przyjrzała mu się kątem oka. Darwin zauważył na jej twarzy szczere zainteresowanie.

– Ale twoja broń kaliber.50 ma lepszy zasięg, zgadza się?

– Tak – przyznał Dar, ponownie wstając i obserwując podchodzącego mężczyznę przez celownik. Snajper był małą figurką pomarszczoną przez dzielące ich fale gorąca.

– Możesz go zabić, zanim znajdziemy się w zasięgu jego karabinu, prawda? – spytała Sydney.

– Mogę – odpowiedział Minor. Yaponchik wszedł między słoneczniki i wysokie trawy. Podążał prosto ku nim przez rozległy, brązowawy obszar. Darwin zarzucił sobie karabin M40 na ramię, a później opróżnił kieszenie ze wszystkiego poza trzema magazynkami pocisków kaliber 7,62 milimetra. Przeskoczył głaz i ruszył ku polu. Sydney pobiegła za nim.

– Wracaj za kamień i schowaj się – polecił jej cicho.

– Odwal się – odwarknęła, choć bez gniewu w głosie. – Co to ma być, pieprzony pojedynek dwóch macho?

Darwin milczał przez moment.

– Tak, być może – odparł w końcu. – A może Yaponchik podchodzi do nas, ponieważ postanowił się poddać. Wiesz, że mógłby zniknąć w lesie i uciec na zachód.

Syd popatrzyła na niego takim wzrokiem, jakby nagle jej przyjaciel zmienił się w przybysza z innej planety.

– Sądzisz, że facet wziął tego SSG 69, czy cokolwiek trzyma w ręce… i idzie do nas, aby się poddać? Może chce ci dać ten karabin jako prezent dla zwycięzcy, co?!

– Nie – odrzekł Dar. – Myślę, że chce skrócić zasięg do ośmiuset metrów, a później mnie zabić.

– Nas zabić – poprawiła go Sydney.

Minor potrząsnął głową, spoglądając kątem oka na podchodzącego do nich Rosjanina. Yaponchik znajdował się w tej chwili jakieś tysiąc czterysta metrów od nich.

– Sydney, wróć za kamień, proszę cię.

– Powiedziałam ci, że nie, prawda? – odburknęła kobieta. – Mam wziąć kałasznikowa?

– Przy takiej odległości jest kompletnie bezużyteczny – wyjaśnił Darwin.

Syd potrząsnęła głową.

– Gdybym umiała celować z barretta kaliber.50, odstrzeliłabym facetowi łeb. To on zabił Toma Santanę.

– Wiem – przyznał cicho Minor. Obrócił się i dalej schodził po zboczu ku polu, ale zatrzymał się, widząc, że Sydney nadal za nim idzie.

– Proszę cię, Syd.

– Nie, Dar. Westchnął.

– No dobrze. Będziesz moim obserwatorem?

– Co mam robić?

– To samo, co robiłaś na skale. Trzymaj się trzy kroki za mną po mojej lewej stronie. Obserwuj go przez lornetkę. I powiadamiaj mnie, gdzie trafiam.

Kobieta pokiwała ponuro głową i oboje ruszyli w dół po stromym, kamienistym stoku. W końcu dotarli do łąki. Dar podniósł starego M40 i za pomocą celownika obliczył dzielącą go od przeciwnika odległość. Szacował wzrost Yaponchika na około metr osiemdziesiąt, dlatego jego aktualny zasięg wynosił tysiąc dwieście metrów i malał.

Minor i Sydney weszli w wysoką trawę. Brązowe łodygi uderzały ich miękko o nogi i wysypywały nasiona na bawełnę spodni. Darwin przeszedł jakieś czterdzieści pięć metrów i zatrzymał się.

– Pozwolimy mu podejść – rzucił cicho. Sydney przypatrywała się Rosjaninowi przez lornetkę.

– Ta broń wygląda na niezłą – zauważyła. Minor skinął głową.

– Firma Steyr opracowała ją dla austriackiej armii – wyjaśnił. – Ma kolbę z syntetycznego polimeru, której długość można regulować za pomocą specjalnych podkładek.

– Zawsze chciałam mieć taki – powiedziała Syd.

Dar zerknął na nią zdziwiony. W tej trudnej sytuacji zachowywała się naprawdę dobrze.

– Zdaje mi się, że ma zamontowany celownik optyczny Kahles ZF 69 – stwierdził w końcu.

– Czy to ważne? – spytała kobieta.

– O tyle, że celownik ZF 69 pozwala naprawdę bardzo celnie strzelać z ośmiuset metrów – odrzekł. – Możemy zatem oczekiwać, że Rosjanin z tej odległości odda pierwszy strzał.

– Jaki teraz dzieli nas dystans? – zapytała Sydney, znów spoglądając przez lornetkę.

– Około kilometra.

Darwin podniósł M40, przystawił kolbę do ramienia, ścisnął ją mocno w rękach i zaczął ustawiać celownik.

– Nie spieszy się – zauważyła Syd. – Do diabła, po prostu sobie spaceruje.

– Jest taki ładny dzień – stwierdził Minor, po raz pierwszy naprawdę wyraźnie dostrzegając twarz Yaponchika.

W tym momencie zabójca podniósł SSG 69 do ramienia i również zerknął przez celownik. Wciąż szedł.

– Obróć się bokiem – poprosił Darwin. Zerknął za siebie. – Nie, nie w lewo… Muszę stać w ten sposób, ponieważ jestem praworęczny i patrzę prawym okiem, a ty masz się obrócić do niego prawym bokiem. Syd wykonała polecenie, pytając ponownie:

– Co to ma, do diabła, być? Jakiś dziewiętnastowieczny pojedynek? A ja mam własną piersią zatrzymać kulę? – Darwin nie zamierzał jej na to odpowiadać. Yaponchik zatrzymał się i szacował odległość. Minor spojrzał przez celownik i znów ocenił zasięg na mniej więcej tysiąc metrów. – Powiedz mi – poprosiła Sydney – że twój amerykański karabin jest znacznie lepszy od jego austriackiego, Dar.

– Mój karabin w porównaniu z jego to kawałek szmelcu, w dodatku stary, bo pochodzi z czasów wojny w Wietnamie. Ale – przyznał się – jestem do niego przyzwyczajony.

– Aha – mruknęła kobieta tonem sugerującym, że ma dość żartów. – Rosjanin cię namierza.

Darwin przyłożył oko do celownika. Dokładnie widział twarz Yaponchika. Z odległości kilometra nie powinno być możliwe zauważenie wszystkich szczegółów, a jednak Minor był przekonany, że widzi zimne, niebieskie oczy zabójcy. Lufa karabinu Rosjanina błysnęła.

Pocisk trafił w trawę cztery i pół metra przed Darwinem. Rozległ się odgłos przypominający rozdzieranie, a nad ziemią uniósł się obłoczek kurzu. Chwilę później dały się słyszeć głośne trzaski – dźwięki karabinu strzelającego bez tłumika. Dar obserwował, jak Yaponchik gładko naciska raz za razem spust. Niemal widział obracający się magazynek, gdy kolejna kula wchodziła do komory. W tym momencie przeżył chwilę zwątpienia. „Ile właściwie naboi mieści się w magazynku Steyra SSG 69? Pięć czy dziesięć?”. Miał świadomość, że niedługo dowie się tego, mówiąc obrazowo, na własnej skórze. Rosjanin wyjął zużyty magazynek i ostrożnie wsunął go do kieszeni spodni, tuż pod czarną kamizelką kuloodporną.

Darwin nagle przypomniał sobie, że zdjął wcześniej kamizelkę. „Niech to szlag” – przeklął w myślach, po czym spojrzał przez celownik. Zabójca znowu ruszył przed siebie.

Dar czekał. Z tej odległości strzelanie do ruchomego celu, znacznie w dodatku mniejszego niż chevrolet sub-urban, na pewno nie było dobrym pomysłem. Kiedy Yaponchik się zatrzymał i znowu podniósł karabin, Minor wstrzymał oddech i nacisnął spust.

– Nie widziałam, gdzie trafiłeś – szepnęła Syd ze swojej pozycji za Darwinem. – Przepraszam, ale nie zauważyłam…

– Widziałaś gdziekolwiek przed Ruskim obłoczek kurzu? – spytał, zmieniając magazynek. Stary włożył do kieszeni bluzy.

– Nie.

– Zatem strzeliłem zbyt wysoko – powiedział Minor.

Lufa karabinu Yaponchika błysnęła ponownie.

Dar usłyszał świst kuli przelatującej mu obok prawego ucha jeszcze przed trzaskiem samego strzału. Musiał przyznać, że Rosjanin nieźle mierzył. I starał się trafić go w głowę. Zresztą Darwin i tak przecież nie miał kamizelki. Przegonił tę myśl i skoncentrował się na celowaniu i obliczaniu.

Zabójca znów strzelił. Pocisk uderzył w ziemię między Minorem i Sydney, wyrzucając na metr w powietrze kamyki i kurz. Darwin nie ruszył się z miejsca, zamrugał tylko powiekami, aby wyraźniej widzieć, po czym nieznacznie obniżył cel. Zrobiła na nim wrażenie profesjonalna płynność, z jaką Yaponchik radził sobie z karabinem; z przyzwyczajenia chował do kieszeni stare magazynki i przyjmował idealną pozycję snajperską nie podnosząc głowy znad celownika ZF 69. Strzelił. Z powodu odrzutu na kilka sekund stracił z oczu Yaponchika.

– Za blisko – jęknęła Syd.

– O ile?

– O jakiś metr – odparła natychmiast. – Ale idealnie przed Ruskim.

Darwin pokiwał głową i podniósł wzrok. Usłyszał raczej, niż zobaczył wzmagający się wiatr, gdyż zaszeleściła trawa. W dodatku jego podarta bluza nieco się poruszyła. Minor dostosował celownik.

Yaponchik nacisnął spust.

„Tylko jedna kula została mu w magazynku” – pomyślał Dar i dodał w duchu: „Mam nadzieję”.

Pocisk wzbił w powietrze grad drobinek ziemi, spadając zaledwie trzydzieści centymetrów przed Syd. Kobieta nie cofnęła się. Na szczęście gleba była w tym miejscu piaszczysta i kula nie odbiła się rykoszetem od żadnego kamienia.

Darwin usłyszał i poczuł, że wiatr wzmaga się jeszcze bardziej, zobaczył, że pionowe fale mirażu przechylają się nieco w lewo, a potem jeszcze trochę, zmieniając się prawie w linie poziome. Widząc to, oceniał wiatr na dziesięć i pół kilometra na godzinę; dostosował celownik do tego wskaźnika, przekręcając śrubę o kolejne pół kliknięcia w lewo, po czym wstrzymał oddech i wystrzelił.

– Trafiony! – zawołała Sydney. – To znaczy… tak myślę…

Dar nie musiał myśleć, wiedział. Nie wykonał wprawdzie czystego strzału w głowę i dostrzegał twarz Yaponchika wraz z wpatrzonymi w niego zimnymi, niebieskimi oczyma… Ale zobaczył tam też rozprysk czerwonej mgły.

Odnosił wrażenie, że czas zatrzymał się na długie minuty, chociaż minęła zaledwie sekunda lub dwie. Nie zdejmując oka z celownika, zdołał właśnie wprowadzić do komory następny nabój i dopiero wówczas Rosjanin upadł.

W przeciwieństwie do wielu filmów, w których postrzelonego odrzuca gwałtownie w tył na kilka metrów nawet strzał ze zwykłego pistoletu, Dar nigdy nie widział, aby ofiara strzelaniny robiła coś bardziej dramatycznego niż załamanie się i upadek. Tak samo zachował się Yaponchik, ciągle trzymając w rękach karabin wyborowy.

– Chyba w szyję, tak sądzę – zauważyła Syd głębokim głosem.

– Tak, wiem – odparł Minor. – U podstawy gardła. Tuż nad kamizelką.

Ruszyli w stronę leżącego mężczyzny. Sydney wyjmowała akurat półautomat z kabury, kiedy Dar nagle się zatrzymał.

– Co się dzieje?! – spytała kobieta, nieco zatrwożona.

99
{"b":"96997","o":1}