Rozdział dwudziesty czwarty
X JAK X-Y-Z
Darwin natychmiast wcisnął zaprogramowany pod innym klawiszem numer komórki Sydney. Kobieta nie odebrała. Zostawił telefon na autopowtarzaniu, podczołgał się nieco do przodu i obserwował teren wokół domku w okularach Leica DBII, których obraz stabilizował żyroskop.
Dostrzegł ją. Wysiadła z taurusa, przygotowana na atak trzymała wysoko pistolet maszynowy H amp;K. Torebka, którą nosiła na ramieniu, przesunęła jej się na plecy. Sydney zbliżała się do domku ostrożnie i ukradkiem, toteż Dar domyślił się, że wyłączyła głośnik w telefonie albo w ogóle go przy sobie nie miała. Zauważył, że nosiła kamizelkę kuloodporną nie zapięła jednak rzepów i poły kamizelki wisiały luźno. Gdyby ktoś strzelił do niej z boku, mógłby trafić ją prosto w serce.
Minor poczuł, że puls przyspiesza mu jeszcze bardziej. Ogarnęła go bezsilność. Stracił z oczu dwóch Rosjan z kałasznikowami – podejrzewał, że znajdują się gdzieś w lesie, niedaleko Syd – i nie umiał znaleźć żadnego sposobu ostrzeżenia kobiety.
„Trzeba się, cholera, skoncentrować” – nakazał sobie w myślach. Przez chwilę oddychał głęboko, starając się uspokoić oddech i tętno. Sydney dzieliło od drzwi domku już tylko piętnaście metrów. Widział ją czasem wśród drzew, potem mu znikała. Nigdzie nie dostrzegał rosyjskich strzelców.
Podniósł głowę i sprawdził przez lornetkę pozycję odległych od niego o dwieście siedemdziesiąt metrów na zachód Yaponchika i Zukera. Widział lufę wintowki pierwszego snajpera i czubek głowy drugiego. Zuker również patrzył przez lornetkę. Darwin pamiętał pole ostrzału z obu tych miejsc i wiedział, że jeśli Syd zrobi jeszcze kilka kroków, stanie się doskonale widocznym, idealnym wręcz celem. Zanim opadł z powrotem w swoją skalną szczelinę, zauważył, że Zuker mówi coś do radia. „Cholera” – zaklął Darwin w myślach. Rosjanie potrafili się między sobą komunikować, a on nie mógł się skontaktować z Sydney.
Kobieta wyszła na otwartą przestrzeń i skupiła uwagę na domu. Wyglądała na skonfundowaną, jak gdyby spodziewała się czegoś innego. Zrobiła jeden ostrożny krok, nadal z podniesionym i gotowym pistoletem maszynowym, który był wyposażony w powiększający celownik, następnie się obróciła, spojrzała na zalesiony stok po swojej lewej, potem na drzwi domu, w końcu na prawo od siebie.
„Są zamknięte” – powiedział sobie w myślach Dar, jakby próbował samą siłą woli przekazać jej tę wiadomość. „Nigdzie nie leży dodatkowy klucz. Są zamknięte, Syd!”.
Podniósł karabin snajperski M40 i spojrzał przez celownik broni, zastanawiając się nad wysyłaniem ostrzegawczego strzału w kierunku kobiety. Potem przyszedł mu do głowy lepszy pomysł. Wziął więc lornetkę.
Sydney podchodziła do drzwi domku. Gdyby Darwin zostawił drzwi otwarte, Rosjanie mogliby pozwolić kobiecie wejść, a potem weszliby za nią, mając nadzieję, że w ten sposób złapią oboje. Jeśli jednak Syd naciśnie klamkę i odkryje, że drzwi są zamknięte, Rosjanie natychmiast zrozumieją, że nie ma go w środku i… Dar nie miał cienia wątpliwości, że w takiej sytuacji zaczną strzelać.
Położył M40 obok siebie i zerknął na monitor, na którym kamera numer trzy rejestrowała trzeciego Rosjanina, zbliżającego się południowym zboczem, dobrze poniżej trzystu metrów od ganku. Darwin patrzył przez chwilę, po czym podniósł lornetkę.
Leicę wyposażono w laser i chociaż nie takie było przeznaczenie urządzenia, Minor wiedział, że jeśli wystarczająco szybko wciśnie czerwony guzik na lornetce, wyśle w stronę przyjaciółki czerwoną kropkę lasera. Zrobił, jak pomyślał, i po chwili kropeczka zatańczyła migotliwie niemal na stopach Syd.
Kobieta spojrzała zdumiona w dół i zamyśliła się przez chwilę. Dar miał nadzieję, że żaden z Rosjan nie zauważył mrugającego światełka wśród sosnowych igieł. Gdy Sydney zrozumiała, na co patrzy, Darwin wymierzył lornetkę w jej pierś i kilka razy wcisnął czerwony guzik. A ponieważ mechanizm laserowy służył do ustalania zasięgu, na wyświetlaczu cyfrowym z boku wizjera pojawiły się liczby: 241 metrów, 240 metrów, 239 metrów. Minor zignorował migające cyferki i nadal wduszał czerwony przycisk, celując w czarną kamizelkę kuloodporną tuż nad lewą piersią Sydney.
Kobieta w jednej chwili padła i przeturlała się szybko, jakby coś ją pchało. W tym samym momencie Darwin usłyszał stłumione odgłosy wystrzałów – z lasu i z pasma wzgórz. Pociski rozpruły ziemię w pobliżu miejsca, w którym jeszcze przed sekundą stała Syd. Minor obserwował przyjaciółkę przez lornetkę, śledząc jej ruch. Sydney ukryła się za leżącym pniem daglezji, lecz nie była tam bezpieczna, gdyż niewidoczni dla niej zabójcy natychmiast zaczęli ją ostrzeliwać z wyposażonych w tłumiki kałasznikowów i na wszystkie strony rozprysły się mniejsze drzazgi i większe kawałki spróchniałego drzewa.
Ze względu na brak odgłosów wystrzałów kanonada wyglądała straszliwie nierealnie. Sekundę później sytuacja się zmieniła, ponieważ Syd podniosła nad leżące drzewo pistolet i zaczęła strzelać na chybił trafił w las. Nie miała tłumika i robiła sporo hałasu. Tyle że rezultaty były żadne.
„Rusz się! Rusz się! Nie zostawaj w tamtym miejscu. Yaponchik potrafi przestrzelić zmurszały pień daglezji!” – krzyczał w myślach Dar.
Tym razem najwyraźniej przekazał kobiecie telepatyczne ostrzeżenie. Albo Sydney sama wiedziała, co robić. W każdym razie Minor zobaczył, jak przyjaciółka toczy się, usiłując uciec przed kulami Rosjan, którzy strzelali w trybie półautomatycznym, rozdzierając niczym papier gruby na ponad pół metra pień.
Darwin postanowił, że czas włączyć się do walki. Podczołgał się do stojącego na dwójnogu barretta, wycelował w zagajnik sosen, jodeł i brzóz rosnących tuż nad Syd i otworzył ogień. Hałas był porażający. Dar niemal zapomniał, że załadował „lekką pięćdziesiątkę” nabojami przeciwpancernymi, które z tysiąca dwustu metrów potrafiły przebić dziewiętnastomilimetrową płytę stalową. Efekt był dość dramatyczny. Jedną młodą sosnę przecięło całkowicie na wysokości mniej więcej trzech i pół metra ponad ziemią, toteż drzewo złamało się i spadło z hukiem. Trafiona pociskami olbrzymia, sześćdziesięciometrowa daglezja zaczęła się gwałtownie kołysać w przód i w tył; wyglądała jak drzewo smagane przez potężną wichurę, tyle że podczas kołysania na wszystkie strony rozpryskiwały się wokół grube wióry i krople żywicy. Darwin strzelał jeszcze przez chwilę, nieszczególnie celując. „Zabijam sporo drzew” – pomyślał. Łuski spadały na skalne podłoże obok niego, tocząc się z grzechotem po jego snajperskiej kryjówce, nie zwracał jednak na to uwagi. Zmienił magazynek, tym razem ładując zwyczajne czterdziestosześciogramowe naboje 12,7 x 99 milimetrów i nadal strzelał długimi seriami, starając się lepiej opanować broń.
Kiedy przerwał, zapanowała cisza. Jego kanonada bez wątpienia zaskoczyła Rosjan, w każdym razie nie strzelali. Syd najprawdopodobniej skończyła się amunicja. Przez kilka sekund Darwin słyszał jedynie dzwonienie w uszach.
„Spieprzyłem to” – uświadomił sobie, niestety zbyt późno. „Kompletnie to spieprzyłem”.
Obrócił barretta kaliber.50 i teraz miał na celowniku wejście do domku. Wsunął kolejny magazynek, znowu z pociskami przeciwpancernymi. Pierwsza kula wyrwała dwunastocentymetrową dziurę w drewnie drzwi frontowych, tuż nad klamką. Drugi strzał roztrzaskał na kawałki zamek. Trzecim strzałem Minor otworzył drzwi, wyrywając je w połowie z zawiasów.
„Biegnij, dziewczyno, biegnij!” – polecił w myślach Syd, po czym zrobił coś, co mogło mieć dla niego straszliwe skutki: uniósł się na kolana, przesunął ciężkiego baretta 82A1 ku Yaponchikowi i Zukerowi, opierając długą lufę broni na skale. Jeśli go już zobaczyli i namierzyli, wkrótce umrze, wiedział o tym.
Dostrzegł górną połowę głowy Zukera. Mężczyzna studiował przez lornetkę miejsce odległe od Dara mniej więcej o dwadzieścia metrów, a potem przesunął lornetkę w prawo, wciąż przeszukując wzgórza. Minor bez zastanowienia wystrzelił w kierunku Rosjanina ostatnie siedem nabojów. Trafił w skały wokół dwóch zabójców, wzniecając prysznic iskier i kawałków granitu, które wyskoczyły w powietrze na wysokość piętnastu metrów. Jeden strzał, oddany zbyt wysoko, uderzył w głaz tuż nad stanowiskiem ogniowym i spowodował małą lawinę kamyków i odprysków. Niestety, Dar miał pewność, że nie udało mu się nawet zranić żadnego z Rosjan.
Opadł ponownie na podłoże skalne. Nie mając Sydney nigdzie w zasięgu wzroku, zapatrzył się w monitor, przełączając widok z jednej kamery na drugą. Kobiecie udało się dotrzeć bez przeszkód do domku i teraz kucała tam w sypialni przy oknie. Najbliżsi domu zabójcy ostrzeliwali nieprzerwanymi salwami budynek, a zwłaszcza okna. Na łóżko opadały drobiny szkła, fragmenty drewnianej ramy i pierze rozdartych poduszek, toteż Syd wycofała się z powrotem do kąta. Drzwi nadal zwisały z futryny, częściowo otwarte. Dar natychmiast zauważył, że przyjaciółka nie ma już amunicji do swojego hecklera amp; kocha MP-10; dodatkowe magazynki zostawiła prawdopodobnie na zewnątrz wraz z torbą. „No i zapewne telefon” – pomyślał ponuro. Spojrzał na nią. Kucała, trzymając w obu rękach siga kaliber dziewięć milimetrów. Stale zerkała na otwarte drzwi, oczekując na wejście pierwszego Rosjanina.
Darwin wyjął telefon z pokrowca przy pasku i wystukał numer do domku. Na małym monitorze widział, jak Syd podskakuje i patrzy na telefon.
„Odbierz” – poprosił w myślach. „Błagam cię, odbierz”.
Zabójcy na moment przestali strzelać i wtedy Sydney rzuciła się do telefonu, ściągnęła go pod stół i ze słuchawką w ręce rzuciła się z powrotem do kąta. Minor odwrócił wzrok od małego monitora i wycelował „lekką pięćdziesiątkę” w drzwi, gotów strzelać do każdego Rosjanina, który spróbuje wejść do domku.
– Sydney!
– Gdzie jesteś, Darwinie?
– Na wzgórzu… Nie trafili cię?
– Nie.
– To dobrze. A teraz posłuchaj. Obok łóżka są drzwi zapadowe do piwnicy. Otwarcie znajduje się pod długim dywanem, przy jego końcu, na prawo od łóżka, jakieś cztery metry od ciebie. Klucze natomiast są pod tacką z lodem w zamrażalniku lodówki…