Литмир - Электронная Библиотека

Przeklęty Epiktet! Darwin nie uważał się za człowieka odważnego… ani za byka. I nie miał też żadnego stada, które musiałby chronić przed lwem.

„Syd” – przemknęła mu przez głowę nieproszona myśl. Sekundę później wszakże nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. Podczas gdy on leżał tutaj, ukryty wśród skał w środku nocy, sześćdziesiąt pięć kilometrów od miasta i niebezpieczeństwa, Sydney Olson przygotowywała się do szturmu na przestępców. To raczej ona broniła stada przed lwem, nie on.

Mijały godziny, w trakcie których przesuwał się i wiercił, szukając wygodniejszej pozycji, obserwując teren – to rozglądając się w okularach noktowizyjnych, to popatrując na monitor, słuchając wiatru poruszającego konarami sosen i instynktownie wyliczając wtedy jego prędkość, czy wreszcie zajmując się dekonstrukcją światopoglądu, na którym opierał się niemal przez całe swoje życie.

„Duszyczką jesteś dźwigającą trupa – powiedział Epiktet”. [Marek Aureliusz, op. cit.] Darwin, który widział tak wiele ciał, a ściśle rzecz ujmując, świeżych zwłok, nie zamierzał się z nim sprzeczać. Chociaż w trakcie ostatnich kilku tygodni, podczas kontaktów z Sydney, wcale nie czuł się jak ciało ożywione jedynie małą iskierką w postaci duszy. Musiał się przed sobą przyznać – czuł się naprawdę żywy. Dzięki tej kobiecie bardzo odżył.

Do piątej rano, zmęczony i obolały, ale wciąż rozbudzony, przemyślał wszystkie podstawy ontologiczne i epistemologiczne wyznawanej dotąd filozofii i zrozumiał, że jest idiotą.

„Podobny bądź do skały, o którą się ciągle fale rozbijają – nauczał Epiktet. – A ona stoi, a koło niej usypiają bałwany wody”. [Marek Aureliusz, op. cit.]

„Och, pieprzyć to” – pomyślał Dar. Czy Epiktet w ogóle kiedyś był na brzegu morza? Czyżby nie wiedział, że woda, stale podmywając skałę czy przylądek, niszczy je prędzej czy później? Prawdopodobnie Morze Egejskie nie miało tak wysokich fal jak te, które Dar oglądał co tydzień na wybrzeżu Pacyfiku. Morze zawsze wygrywa. Podobnie jak grawitacja.

Darwin przez ponad dziesięć lat usiłował stać się taką skałą i trochę już się tym zmęczył.

Pierwsze promienie przedświtu przesunęły się nad stokiem. Dar zdjął okulary noktowizyjne i przełączył obiektywy w kamerach. Droga dojazdowa była pusta, podobnie dom, pole poniżej domu i snajperskie kryjówki.

Około siódmej rano poczuł falę ulgi zmieszanej z osobliwym rozczarowaniem. Do tej godziny powinny się już zacząć wszystkie obławy, taki przynajmniej był plan, o którym wspomniała mu Syd. Chyba mówiła też, że Rosjanie zostaną aresztowani przed Trace’em i innymi Amerykanami.

O wpół do ósmej Darwina zaczęła kusić rezygnacja z całej akcji. Mógłby zejść ze wzgórza, przygotować sobie duże śniadanie, zadzwonić do Sydney i kilka godzin się przespać. Zwalczył jednak pokusę i postanowił jeszcze trochę poczekać. A przyjaciółka i tak pewnie była nadal zajęta.

O siódmej trzydzieści pięć kamera numer jeden zarejestrowała jakiś ruch na podjeździe. Ogromny, czarny chevrolet suburban z zaciemnionymi oknami przejechał powoli obok miejsca, w którym Minor umieścił kamerę, zatrzymał się, po czym nieco cofnął, aż w końcu stanął naprzeciwko drzewa z kamerą Z pojazdu wysiadło pięciu Rosjan. Wszyscy nosili czarne swetry i spodnie, niemniej Darwin natychmiast rozpoznał Yaponchika i Zukera. Starszy Rosjanin, który nadal przypominał Minorowi Maksa von Sydowa, wyglądał niemal na smutnego, kiedy wydawał swoim towarzyszom broń. Trzej młodsi mężczyźni ruszyli przed siebie i szybko znaleźli się poza zasięgiem kamery. Wszyscy mieli karabiny szturmowe AK-47. Nawet na małym monitorze Dar widział też ich dodatkowe uzbrojenie – noże i półautomatyczne pistolety przy pasach.

Yaponchik i Zuker również przypasali sobie kabury z pistoletami, z samochodu nie wyjęli jednak kałasznikowów, ale dwie sztuki karabinu SWD, czyli tego samego typu, z którego zabili Toma Santanę i trzech agentów Federalnego Biura Śledczego.

Minor nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Mimo że w tej sprawie obracano tak wielkimi pieniędzmi, Rosjanie pozostali przy karabinach, które uważali za najlepsze. „Są sentymentalni” – ocenił, czując dotyk drewnianej kolby własnego przedpotopowego karabinu snajperskiego. Wiedział, że jedna i druga broń ma wymienialny magazynek na dziesięć nabojów, tłumik oraz mechanizm osłabiający odrzut. Zauważył też tłumiki na lufach AK-47 pozostałych trzech Rosjan. Najwyraźniej ta grupka wpadła tu zaledwie na chwilę. Zamierzali cicho zabić niejakiego Darwina Minora i ruszyć w dalszą drogę.

Dar wiedział też, że dragunow traktowany jako karabin snajperski ma poważne ograniczenia. Jego celność była wystarczająca zaledwie do sześciuset metrów, a gdy strzelało się z ośmiuset, istniała jedynie pięćdziesięcioprocentowa szansa trafienia w nieruchomy cel wielkości człowieka. M40 Minora miało lepszy zasięg, więc teoretycznie dawało Darwinowi dużą przewagę. Na nieszczęście odległość z jego kryjówki do domku wynosiła zaledwie dwieście siedemdziesiąt metrów, a do stanowisk snajperskich, do których właśnie najwyraźniej kierowali się Yaponchik i Zuker, jeszcze mniej.

Dar obserwował na monitorze obraz z kolejnych kamer, toteż dokładnie poznał rozmieszczenie zabójców. Jeden z mężczyzn z pistoletem maszynowym pojawił się teraz na południowym stoku pod domkiem; pełzł przez wysoką trawę. Dwaj weszli do lasu nad domem. Yaponchika i Zukera wychwyciła kamera umieszczona wysoko na wzgórzu. Obaj zatrzymali się, rozejrzeli, po czym… wybrali mniej oczywistą ze snajperskich pozycji. Kamera Minora idealnie zarejestrowała dwóch starszych Rosjan, którzy instalowali się w niewielkiej kryjówce, a później próbnie mierzyli z broni i sprawdzali lornetki.

Darwinowi dziko waliło serce w piersi. „Czas wezwać kawalerię” – pomyślał. Wyjął telefon komórkowy, włączył go, sprawdził stan baterii i zasięg, które okazały się wystarczające. Już podnosił kciuk, by wcisnąć wcześniej zaprogramowany awaryjny numer agenta specjalnego Warrena. Nie nacisnął wszakże klawisza, gdyż w tym samym momencie jego oko przyciągnął jakiś ruch na monitorze.

Minor przełączył widok na kamerę numer pięć. Teraz widział szczegółowo forda taurusa Syd Olson, który przejechał obok zaparkowanego przy drodze suburbana, przyhamował, po czym przyspieszył, kierując się do domku. Prosto ku czającym się tam Rosjanom.

92
{"b":"96997","o":1}