Литмир - Электронная Библиотека

Rozdział szesnasty

P JAK PRZYGOTOWANIA

Gdy Darwin skończył jeść lunch z agentem FBI, centrum San Diego już pustoszało. Wszyscy pędzili ku przedmieściom.

– Federalne Biuro Śledcze – powiedział w pewnym momencie Warren – zrobi wszystko, co w jego mocy, ażeby panu pomóc.

– Chciałbym mieć kopie wszelkich dostępnych akt na temat Pavla Zukera i Gregora Yaponchika – odparł Minor. – Nie tylko akt Federalnego Biura Śledczego, ale także CIA, NSA, Interpolu, Mossadu, NDA… Wszystkie, jakie istnieją.

Agent specjalny przyjrzał mu się z wahaniem.

– Wątpię, czy zdołam otrzymać pozwolenie na pokazanie panu choćby niektórych akt FBI. Skąd myśl, że możemy zdobyć dokumenty izraelskie? – Dar odpowiedział milczeniem i pokerową twarzą. – Po co cywilowi taki materiał? – spytał Warren.

– Dlatego że jedyny cywil, który ich potrzebuje, to cywil, którego dwukrotnie zaatakowali dwaj rosyjscy dżentelmeni – odciął się cicho Minor. – Być może te informacje pomogą wyżej wspomnianemu cywilowi zachować życie, zamiast ginąć.

Agent specjalny wyglądał, jakby połknął pestkę oliwki, w końcu wszakże skinął głową.

– W porządku – odparł. – Spróbuję zdobyć kopie wszelkich dostępnych papierów.

– Świetnie – powiedział Darwin.

– Czego jeszcze panu potrzeba? – spytał Warren swobodnym tonem. – Helikoptera, może… albo dostępu do satelitów szpiegowskich różnych agencji?

– Jasne – odrzekł Dar. – Najchętniej jednak pożyczyłbym McMillana M87R.

Człowiek z Federalnego Biura Śledczego śmiał się dobrotliwie przez dłuższą chwilę, zanim sobie uświadomił, że Minor mówi poważnie.

– To jest niemożliwe.

– To jest ważne – upierał się Dar.

– To jest nielegalne. Cywil nie może posiadać takiej broni – wyjaśnił Warren.

– Nie chcę jej posiadać – tłumaczył cierpliwie Darwin. – Chcę tylko pożyczyć.

Skończyli lunch. Warren wciąż potrząsał głową.

– Spróbuję z tymi aktami, ale mcmillan…

– Albo jakiś jego ekwiwalent – nalegał Minor.

– Nie ma szans – odparł Warren. Darwin wzruszył ramionami, dał agentowi specjalnemu wizytówkę ze wszystkimi numerami telefonicznymi, numerem faksu i e-mailem. Dopisał nawet ręcznie numer do domku, którego nie podał wcześniej nikomu z wyjątkiem Larry’ego i Syd. – Proszę mnie powiadomić o zdobyciu tych akt najszybciej jak to możliwe – dorzucił. Nie zaproponował, że zapłaci rachunek.

***

Opuszczając land cruiserem okolice metra, Dar zadzwonił do Trudy.

– Jakie są ostatnie doniesienia na temat śledztwa w sprawie Esposito?

– Dzięki tobie i lekarzowi sądowemu pojawiło się podejrzenie zabójstwa – odparła. – Przesłuchałam architekta, który wtedy rozmawiał przez telefon z kierownikiem budowy, Vargasem. Mężczyzna jest skłonny zeznać, że wraz z panem Vargasem byli przez kilka minut całkowicie skoncentrowani na planach, dokładnie w momencie wypadku… czy też morderstwa.

– Ktoś miał więc dość czasu, aby potrzymać prawnika pod podnośnikiem. Prawdopodobnie groził mu bronią, a następnie przez nikogo nie widziany przekręcił pokrętło zaworu – zakończył Darwin. – Interesujące.

– Detektywi policji Los Angeles i San Diego szukają Pauliego Satchela… powoda, który podobno był na budowie i spotkał się z Esposito.

– To dobrze – odrzekł Minor. – Mam nadzieję, że go znajdą, zanim i on zginie w jakimś wypadku.

– Ale nie uważasz, że Satchel zabił Esposito, prawda?

– Nie uważam – przyznał Dar, odprężając się, kiedy samochody przed nim zatrzymały się. Zerknął w lusterko. Ten sam samochód jechał za nim, odkąd opuścił Centrum Sprawiedliwości. Nie niepokoił się jednak, ponieważ rozpoznał taurusa Syd i jej jasnobrązową czuprynę. Jak na oficer śledczą, marnie się ukrywała. Chyba nie nadawała się na tajniaczkę. – Sporo wiem o Pauliem – dodał. – To pionek… Występuje o odszkodowanie częściej, niż niektórych boli głowa. Facet nie wygląda na zabójcę.

– Skoro tak mówisz – odpowiedziała Trudy. – Będę cię informować. Zostawisz włączoną komórkę?

– Chwilowo ją wyłączę – odparł Darwin. – Właśnie jadę na zakupy.

***

Minorowi lepiej poszło z zakupami niż Sydney z inwigilacją. Zatrzymał się w centrum przed sklepem Sears i kupił niedrogą, ale mocną maszynę do szycia. Potem pojechał do sklepu z artykułami z demobilu, w którym zaopatrywali się myśliwi, i kupił trzy dwuczęściowe mundury polowe i maskujący, miękki kapelusz z szerokim rondem. Znalazł też siatkową ochronę na głowę i ramiona; jak zapewnił go sprzedawca, jednooki weteran z Wietnamu: „Tak mocną, że nie przepuści największego nawet moskita, a przy tym tak szczelną, że nie przemknie się przez nią nawet najmniejsza muszka”. Darwin odwiedził jeszcze dwa inne sklepy, zanim znalazł większą siatkę, której szukał, w potrzebnej ilości.

Potem odwiedził kilka sklepów z tkaninami i centrum ogrodnicze pod gołym niebem. Dopiero wtedy zdobył wszystko: grube płótno, jutę i tkaninę workową we wszystkich kolorach, których potrzebował. W ostatnim sklepie z materiałami kupił płótno, które kazał pociąć na kawałki, a także ciemnobrązowy materiał w formie nieregularnych skrawków. W pewnej chwili zatrudnił do cięcia i krojenia aż czterech sprzedawców i kierownika. Właścicielka sklepu patrzyła na niego jak na wariata, ale oczywiście pieniądze od niego przyjęła. Wracając do samochodu z ogromnymi torbami wypełnionymi kawałkami tkanin, Darwin zatrzymał się na widok wysiadającej ze swojego auta Sydney. Kobieta podeszła do niego.

– Poddaję się – oświadczyła. – Nie mam najmniejszego, najbardziej nawet, cholera, mglistego pojęcia, co robisz.

– To doskonale – odparował Minor.

– Powiesz mi?

– Jasne – odparł Dar, otwierając drzwiczki dżipa i wkładając do środka torby. – Zrobię sobie maskujące ubranko a la yeti.

Sydney potrząsnęła głową.

– A cóż to takiego?

– Będziesz musiała poczekać, aż skończę, a wtedy zobaczysz. Jedziesz dalej za mną?

Kobieta zagryzła wargę.

– Darwinie, wiem, że ci się to nie podoba, czuję się jednak odpowiedzialna za…

– Pieprz odpowiedzialność – odciął się cicho Dar. – Masz swoją pracę, a ja swoją. Żadne z nas nic nie zrobi, jeśli będziesz mnie przez cały czas pilnowała.

Syd zawahała się. Minor dotknął jej nagiego przedramienia.

– Nie pracujmy przeciwko sobie – poprosił. – Na pewno przeżyję, jeśli tylko uda się szybko przyłapać Dallasa Trace’a i snajperów, których wynajął. To moja największa szansa.

Śledcza Olson pokiwała głową, tym niemniej powiedziała:

– Odpowiesz mi na jedno pytanie?

– Pewnie – zgodził się Darwin. – O ile ty udzielisz mi w zamian uczciwej odpowiedzi na moje.

– W porządku – powiedziała Sydney. – Gdzie będziesz dzisiejszego wieczoru… w ten weekend?

– Jadę do domku – odrzekł Dar – ale nie zostanę tam na noc. Wrócę późnym wieczorem do mieszkania. A co do tego weekendu… no cóż, może w niedzielę wezmę namiot i wyjadę na dzień lub dwa.

– Na biwak? – spytała z powątpiewaniem.

– Mniej więcej – odparł Minor.

– Wyłączysz telefon, gdy będziesz… pod namiotem?

– Niestety. – Darwin pokiwał głową. – Ale jedno mogę ci obiecać, Sydney. Będę w miejscu, w którym ani Dallas Trace, ani jego pachołki na pewno nie będą mnie szukać.

– Pachołki – powtórzyła cicho kobieta. – W porządku, dam ci spokój. I to natychmiast.

– Teraz moja kolej na pytanie – powiedział szybko Dar. Rozejrzał się wokół. Na parkingu byli zupełnie sami. Wieczorne cienie coraz bardziej się wydłużały. – Co to była za farsa dziś rano? Na zebraniu? – spytał.

– Nie rozumiem.

– Doskonale mnie rozumiesz – odparł Minor bez cienia gniewu w głosie. Oparł się o land cruisera i czekał.

– Doszło do poważnych przecieków – wyjaśniła Syd. – W ubiegłym miesiącu. Jesteśmy pewni, że Trace i inni przedstawiciele Przymierza znają nasze plany, jeszcze zanim zaczniemy je realizować.

– Ktoś z przysięgłych? – zapytał Dar.

Sydney potrząsnęła głową.

– Raczej ktoś z mojego oddziału. Tak wynika z naszych informacji. Ktoś z naszej ekipy dochodzeniowej albo inna osoba wtajemniczona. Dlatego zarządziłam na dziś to zebranie. Sprawdzimy rozmowy telefoniczne i odkryjemy tego nielojalnego.

– Podejrzewasz Hernandeza czy Suttona? – spytał zaskoczony Darwin. – A może Lawrence’a, Trudy i mnie… Nasze telefony też podsłuchujecie?

– Nie – obruszyła się Syd. – Przecieki zaczęły się wcześniej, niż ty i Stewartowie dołączyliście do nas.

– Ale agenta specjalnego Warrena również podsłuchujesz?

Kobieta skrzywiła się.

– Biuro podsłuchuje, głupku, a nie ja.

– Typowe – mruknął Dar, po czym dodał poważniejszym tonem: – Nie mogę uwierzyć, że ten twój przyjaciel Santana znów zamierza działać jako tajniak i że przekazaliście tę informację na zebraniu, skoro wiecie, że są przecieki.

Sydney zmarszczyła brwi.

– Ten mój, jak to określiłeś, przyjaciel Santana wie, co robi, Darwinie. Wspomnieliśmy o tej sprawie umyślnie. Tom ma świadomość, że nawet bez przecieku groziłoby mu niebezpieczeństwo. Oficjalnie chce zatem działać sam, tak naprawdę jednak wraz z nim w organizację wmiesza się równocześnie troje innych latynoskich agentów.

– Z Wydziału do Spraw Oszustw? – spytał Darwin.

– Nie, z FBI – odparła Syd. – Weszliśmy teraz do pierwszej ligi. Tom naprawdę dobrze wie, co robi, a jeśli zdecyduje się na jakiś ruch, sprawdzi wcześniej, czy ktoś kryje jego plecy. Dlaczego podnosisz głos zawsze, ilekroć rozmawiamy o Santanie?

Minor nie odpowiedział.

***

Jechał na wschód międzystanową numer 8. Ruch na drodze był bardzo intensywny. San Diego wyrzucało ze swoich czeluści spragnionych weekendowego odpoczynku pracowników. Darwin nie otwierał okien, włączył jedynie klimatyzację i relaksował się, słuchając z kompaktu nagranej przez Bernsteina dla upamiętnienia upadku berlińskiego muru Ody do wolności, czyli lekko przerobionej Ody do radości z IX Symfonii Beethovena. Samochodów było tu nieco mniej niż na prowadzącej na północ autostradzie 79, a z międzystanowej nikt za Darem nie zjechał. Nie widział już więcej taurusa Syd, żadne inne auta też go chyba nie śledziły.

61
{"b":"96997","o":1}