Rozdział dwudziesty piąty
Y JAK YAPONCHIK
Darwin czołgał się powoli, ostrożnie i zgodnie z zasadami snajpera. Trzymał głowę spuszczoną, świetnie pamiętał szczegóły związane z terenem – w pamięci miał niemal całą mapę okolicy – i zdawał sobie sprawę z pozycji słońca… Przemykał się, wykorzystując wszelki możliwy kamuflaż i każdą naturalną osłonę. Karabin trzymał w rękach i sunął powoli na łokciach, brzuchu i kolanach. Setką metrów na godzinę zdobyłby wysokie noty w Quantico, wkrótce jednak uświadomił sobie, że w tym profesjonalnym tempie dotrze do domku trzy tygodnie po tym, jak Yaponchik zastrzeli Sydney, a następnie odjedzie.
Zatrzymał się, żeby przemyśleć tę kwestię, za pomocą celownika Redfield obejrzał wysoki teren po prawej stronie i polanę po lewej. Nagle usłyszał wystrzał ze snajperskoj wintowki dragunowa, potem drugi, cichszy, z broni automatycznej z tłumikiem. Wystrzały te pomogły mu podjąć decyzję.
Przez sekundę sądził, że charakterystyczny odgłos kałasznikowa z marnym tłumikiem oznacza obecność szóstego Rosjanina, po chwili jednak zdał sobie sprawę, że nie docenił swojej przyjaciółki. Syd skończyła się wprawdzie amunicja do H amp;K, ale w domku znajdowały się trzy karabiny AK-47, do których zabójcy mieli także zapewne dodatkowe magazynki. Sydney najprawdopodobniej skrzętnie je zebrała i właśnie wystrzelała jeden z nich.
Minor ponownie usłyszał strzały z samopowtarzalnego karabinu snajperskiego Yaponchika. Dragunow również został wyposażony w tłumik, toteż odgłosy były zduszone. Darwin usłyszał trzy i domyślił się miejsca, z którego padły. W dole i na lewo, w odległości niecałych siedemdziesięciu pięciu metrów od niego. Kałasznikow odpowiedział głośnym kaszlem mniej więcej od strony domku.
Na sekundę Dar zamknął oczy i usiłował sobie wyobrazić ostatnie kilka minut. Yaponchik postąpił wbrew jego oczekiwaniom i zszedł ze wzgórza. Teraz taka decyzja wydała się Minorowi sensowna. Doświadczony rosyjski snajper opuścił stanowisko na wzgórzu i zbliżył się do swojego pojazdu, wybierając przy okazji miejsce, z którego prawdopodobnie natychmiast trafi Darwina, gdy ten będzie się czołgał, zwracając uwagę przeważnie na zbocza nad sobą.
Minor wiedział, że Yaponchik postara się pozostać niewidoczny dla Syd, nie wejdzie zatem w pole widzenia ani z drzwi domu, ani z okien, skoro więc kobieta zobaczyła go i do niego strzelała, prawdopodobnie opuściła już budynek. Darwin sądził, że wyszła południowymi drzwiami, zeszła ze wzgórza i dotarła w okolice parkingu, gdzie zapewne ukryła się wśród głazów. Zabójcę dostrzegła najwyraźniej przez celownik. Minor powiedział sobie, że bynajmniej nie byłby zazdrosny, gdyby zabiła w jego imieniu rosyjskiego sukinsyna, odgłosy strzelaniny sugerowały jednak, że Yaponchik nadal żył i miał się nieźle.
Dar wstał i ruszył biegiem przez zarośla. Skacząc w dół, parę razy się potknął, a raz nawet przewrócił, ani na chwilę jednak nie wypuścił z rąk karabinu i noża. Zauważył głaz, który był jego celem, i oszacował, że jest on oddalony mniej więcej o czterdzieści pięć metrów na wschód od pozycji Yaponchika. Stamtąd wraz z Syd mogliby wziąć Rosjanina w krzyżowy ogień, nie narażając siebie nawzajem.
Przesunął się na brzuchu za głaz, w którego szczyt uderzyły akurat kolejno trzy pociski z SWD. Może Yaponchik go nie zauważył, ale bez wątpienia usłyszał jego nadejście. No i dobrze! Minor kucnął za głazem, gotów zacząć strzelać zza zachodniego krańca, jeśli i tylko Rosjanin odpowie na ogień Syd. Tyle że… chociaż AK-47 zakaszlał dwa razy, do uszu Darwina nie dotarły żadne odgłosy z dragunowa zabójcy.
„Cholera” – pomyślał Darwin. „Urwał się nam”.
Wtedy wintowka nieoczekiwanie się odezwała. Jej stłumiony dźwięk dotarł do Minora z okolic parkingu.
– Darwinie – zawołała w tym momencie Sydney z oddali – on strzela do naszych aut…
Potem nastąpiły kolejne wystrzały ze snajperskiego karabinu Rosjanina. W końcu zaległa cisza.
Dar wyruszył znów w dół po zboczu, trzymając się drzew, które rosły gęsto aż do parkingu. Równocześnie próbował zajść Yaponchika z boku. Dotarł do skraju polany, na której stał dom, i szybko ocenił sytuację. Zabójca przestrzelił wszystkie opony land cruisera i taurusa. Minor dostrzegł Sydney, która kuliła się za dużym głazem na zachód od domku. Nigdzie jednak nie widział snajpera. Zagwizdał. Zauważyła go.
– Schodzi drogą, na piechotę – krzyknęła. – Bałam się wyjść, bo nie wiem, jaki jego broń ma zasięg.
– Nie ruszaj się z miejsca! – polecił jej Darwin. – Zostań przy wschodniej ścianie skalnej.
Zbliżył się do niej, kryjąc się to za skałą, to za drzewem, to znów za skałą. Czasem podbiegał, czasem kluczył lub przeskakiwał przez otwarty teren, jeśli nie mógł go uniknąć, mając w takich momentach nadzieję, że jeśli Yaponchik go teraz zabije, Syd zdoła sukinsyna namierzyć i zastrzelić. Na szczęście bez problemów zdołał dotrzeć do głazu, przy którym ukrywała się Sydney. Natychmiast dostrzegł przecięcia i rany na jej twarzy i rękach.
– Jesteś ranna! – krzyknął.
– Jesteś ranny! – zawołała w tym samym momencie Syd.
– Nic mi nie jest – odpowiedzieli oboje równocześnie.
Dar pokiwał głową, dotknął prawego ramienia Sydney i obejrzał jej zranienia na nadgarstkach i dłoniach. Potem przyjrzał się jej twarzy i szybko zdał sobie sprawę, że skaleczenia nie są poważne, choć mocno krwawią.
– Dostałaś odłamkiem? – spytał.
– Tak. Schowałam się za drzwiami, ale kiedy facet upuścił granat, sporo odłamków latało w powietrzu – odparła cicho Syd. Nadal kucała. – A ty jesteś cały pokrwawiony, Dar.
Minor spojrzał w dół, na swoją kamizelkę kuloodporną.
– To tylko krew Zukera. Wyłącznie – wyjaśnił.
– Nie żyje? – spytała. Darwin pokiwał głową. – Ale masz też krew na boku i z tyłu – ciągnęła Sydney. – Odwróć się. – Zrobił to, czując kłujący ból w prawym boku i z tyłu obu ud. – To nie jest krew Zukera – stwierdziła kobieta. – Wygląda na to, że ktoś chciał ci odstrzelić dupę.
– Świetnie – mruknął Dar, czując nagle napływające mdłości.
Syd dosłownie zdarła z niego spodnie maskujące i oglądała ranę.
– Przykro mi. To draśnięcie, lecz dość głębokie. Krwawienie już prawie ustało. Ale ucho również masz całe zakrwawione i wygląda paskudnie. A skąd ta krew na boku, pod kamizelką?
– Rykoszet – odparł Minor. – Pocisk utkwił tuż pod skórą. Nic mi nie będzie. Skoncentrujmy się na Yaponchiku. – Wyjrzeli, każde zza innego końca głazu i natychmiast cofnęli głowy. Nie padły żadne strzały. Land cruiser i taurus na płaskich oponach wyglądały smutno. – Sądzę, że się urwał – stwierdził Darwin. – Skierował się do suburbana.
– Stoi zaparkowany osiemset metrów dalej przy drodze. Jeśli… – zaczęła Syd.
– Wiem – przerwał jej Minor. Otarł policzek, wyczuł zapach krwi i przyjrzał się swoim dłoniom. Wytarł prawą rękę o nogawkę spodni. Krew pozostała.
– Jeśli za nim pójdziemy… – zaczęła znów Sydney.
– Czekaj. Daj mi sekundkę – poprosił Dar. Zamknął oczy i najdokładniej, jak potrafił, przypomniał sobie drogę dojazdową i związane z nią odległości. Wątpił, czy Yaponchik wybierze tę trasę, gdyż z pewnością wiedział, że niektóre pojazdy mogą się przemieszczać mimo uszkodzonych opon. Minor zastanowił się, co powinien teraz zrobić, i doszedł do wniosku, że najmądrzej będzie wykonać rozsądny taktyczny odwrót i przemieszczając się od jednego punktu snajperskiego do drugiego, poczekać na odsiecz.
Podejrzewał, że minie jeszcze kilka minut, zanim Yaponchik dotrze do samochodu. Później Rosjanin stanie się problemem Federalnego Biura Śledczego. Tyle że…
Darwin widział stąd jedną część drogi dojazdowej – ostry zakręt ze stromym nasypem na stronie północno-zachodniej i rozciągający się tam otwarty, bezdrzewny teren. Droga dojazdowa łączyła się z autostradą mniej więcej półtora kilometra dalej. W szczelinie pojazd byłby widoczny zaledwie przez kilka sekund, po czym zniknąłby między drzewami i wyjechał na autostradę. Minor uznał, że ma trochę czasu. Wręczył Sydney swój karabin M40.
– Jeśli zabójca wróci, strzelaj raczej z tego niż z kałasznikowa. – Kiedy zmagał się z ciężką kamizelką, zauważył po raz pierwszy wiszącą na piersiach Sydney lornetkę. – Skąd ją masz?
– Od Rosjanina, któremu odstrzeliłeś stopę – wyjaśniła.
– Nie żyje?
Gdy się skupił nad tą kwestią, lornetki zaczęły mieć dla niego sens. Yaponchik chciał wykorzystać jako obserwatorów jak najwięcej swoich towarzyszy. Syd potrząsnęła głową.
– Nie, jest nieprzytomny i w szoku. Obwiązałam mu własnym paskiem łydkę. Stracił mnóstwo krwi. Pewnie nie dożyje do przyjazdu policji i FBI, chyba że zjawią się tu wkrótce.
– Tego nigdy nie wiadomo… – zaczął Dar, po czym przerwał, ponieważ Sydney pokazała mu swój telefon komórkowy. Najwyraźniej udało jej się wrócić po pozostawioną przed domem torbę.
– Warren jest w drodze – oświadczyła.
Minor kiwnął głową. Tym bardziej należało gdzieś przycupnąć i przeczekać. Rzucił na ziemię ciężką kamizelkę kuloodporną i powiedział:
– Zachowaj czujność. Jeśli Rosjanin się zjawi, strzelaj z mojego karabinu. Wracam za kilka minut.
***
Darwin pędził jak szalony. Odkrył, że bieganie z raną po postrzale pociskiem kaliber 7,62 milimetra nieźle boli, zwłaszcza kiedy nieco już opadł poziom adrenaliny we krwi. Szczególnie bolesne okazało się zsuwanie po trawiastym zboczu tuż pod domkiem, bieg pod długim gankiem i wspinaczka w poszukiwaniu szlaku obok starego wozu, a także ślizg po stromym wzgórzu do miejsca, w którym wyjście z kopalni złota otwierało się w wąwóz. Czuł, że jego rany pod podartymi spodniami znowu krwawią, kiedy sapiąc i dysząc, wspinał się na stromy szlak po wschodniej stronie wąwozu, a potem zeskoczył pod skalny występ do swojego poprzedniego gniazda snajperskiego.
Tutaj zatrzymał się na sekundę i zapatrzył w skalne podłoże – nie dla złapania oddechu, ale z powodu zdumienia ilością odbitych od ścian kul. A przecież niedawno jeszcze tutaj leżał. Poncho i plecak zawierający uszyty przez niego strój ze skrawków garnitur były poszatkowane na strzępy. Zauważył też, że przynajmniej dwa magazynki do „lekkiej pięćdziesiątki” zostały podziurawione niczym puszki na strzelnicy. Monitor rozbiła na kawałki jakaś zbłąkana kula. To przekreśliło przygotowany przez Minora plan A. Czyli że nie zobaczy, kiedy i czy w ogóle Yaponchik dotrze do chevroleta suburbana.