Литмир - Электронная Библиотека

Rozdział dziewiąty

I JAK INTENCJE

Syd zastukała do drzwi domku Dara wcześnie w sobotni ranek, ale Minor zdążył już wstać, wziąć prysznic, ogolić się i przygotować zarówno kawę, jak i śniadanie. Sydney radośnie zjadła jajka na bekonie i dwukrotnie dolała sobie kawy.

Zanim zaczęli pracę, Darwin zabrał przyjaciółkę na długi spacer po posiadłości. Zaszli do wąwozu na wschodzie, gdzie mieściła się opuszczona kopalnia złota, a także do strumienia, który wpadał do kanionu, obejrzeli mały wodospad na wzgórzu, przerzucone nad przepaścią zwalone drzewo, które wyglądało na zbyt gładkie i omszałe, aby bezpiecznie przez nie przejść, płyty skalne i wielkie głazy ciągnące się aż do wysokiego szczytu na północy, brzozowe zagajniki, hektary starych sosen na stoku tuż nad domkiem i nie kończące się łąki w dolinie poniżej. W trakcie wędrówki Dar stale odczuwał tę samą przyjemność, która tak mocno zaszokowała go ubiegłej nocy – dziwną świadomość fizyczności tej kobiety, ciepła jej uśmiechu, uczucie żaru, który rozpalał w nim ton jej głosu i jej śmiech.

„Daj sobie spokój, stary” – ostrzegał się w myślach.

– Wiem, że kobieta rozmawiająca z mężczyzną nie powinna już obecnie zadawać takiego pytania – odezwała się Sydney, zatrzymując się nagle i patrząc wprost na niego – ale powiedz mi, Dar, o czym myślisz. Mam wrażenie, że z odległości pół metra słyszę szalejące w twojej głowie myśli.

Znajdowała się rzeczywiście zaledwie pół metra od niego. Gdy się zatrzymał, z trudem zwalczył pragnienie otoczenia jej ramionami, przyciągnięcia blisko, przyłożenia twarzy do krzywizny jej szyi tuż za uchem, dokładnie tam, gdzie włosy lekko zawijały się. Pragnął dotknąć tego miejsca i wdychać zapach Syd.

– O Billym Jimie Langleyu – powiedział w końcu, robiąc krok wstecz. Podniosła głowę. Dar wskazał na południe. – Badałem ten wypadek mniej więcej rok temu tam, w rezerwacie. Chcesz o nim posłuchać? Chcesz rozwiązać tajemnicę?

– Jasne.

Odchrząknął.

– W porządku… Wezwano mnie na miejsce potencjalnego zabójstwa mniej więcej osiem kilometrów stąd, w lesie…

– To nie będzie opowieść o morderstwie, którą obiecałeś mi ubiegłej nocy, prawda?

Dar pokręcił przecząco głową.

– Tak czy owak, pewnego dnia zgłoszono zaginięcie niejakiego Billy’ego Jamesa Langleya, jednego z kalifornijskich klientów Larry’ego i Trudy. Mężczyzna nie wrócił z wyprawy na ryby. Szeryf pojechał w ulubione wędkarskie miejsce Billy’ego Jima i znalazł jego pikap… forda 250 z roku 1978. Samochód dachował w strumieniu. Billy Jim tkwił w środku. Utonął. Wyglądało na to, że ubiegłej nocy auto spadło w ciemnościach z małego mostku dachem do dołu, a mężczyzna nie zdążył się wydostać z kabiny. Koroner potwierdził czas zgonu.

– Skąd podejrzenie zabójstwa? – spytała Syd.

– No cóż, koroner wprawdzie ustalił przyczynę śmierci Billy’ego Jima jako utonięcie – wyjaśnił Minor – ale stwierdził także, iż wcześniej mężczyzna został postrzelony z pistoletu kaliber.22…

– Gdzie? – spytała Sydney.

– Podczas jazdy – odparł Darwin.

– Pytam, w jaką część ciała otrzymał postrzał? Minor zawahał się.

– Otrzymał jeden strzał. W… hm… okolice pachwiny.

– W jądra? – upewniła się Syd.

– W jedno.

– W lewe czy w prawe? – spytała Sydney.

– Sądzisz, że ma to jakieś znaczenie? – zastanowił się Dar.

– A nie ma?

– No cóż, tak, ale…

– Więc? W lewe czy w prawe? – zapytała ponownie.

– W prawe – powiedział Dar. – Mogę opowiadać dalej?

Zeszli ze wzgórza.

– W porządku – powiedziała Syd – mamy zatem pana Billy’ego Jamesa Langleya, który wraca w ciemnościach z wyprawy na ryby. Nagle otrzymuje strzał w prawe jądro i… co nie jest zaskakujące… wstrząśnięty, traci kontrolę nad pikapem i wpada do zatoczki. Topi się. Pozwól, że zgadnę: w pikapie nie znaleziono żadnej broni tego kalibru?

– Zgadza się – przyznał Darwin.

– Jakieś otwory wejściowe lub wyjściowe w pikapie? – spytała Sydney. – Karoseria forda 250 nie wydaje mi się na tyle słaba, aby mógł się przebić pocisk kaliber.22.

– W pojeździe rzeczywiście nie znaleziono żadnych śladów wejścia lub wyjścia kuli – potwierdził Dar. – Pocisk tkwił jedynie w jądrze Billy’ego Jima.

– Okna były podniesione?

– Tak. Tej nocy, kiedy Billy Jim wracał z miejsca, w którym lubił wędkować, intensywnie padało.

– Było po zmroku, tak? – spytała Syd.

– Tak. Około dwudziestej trzeciej.

– Mam – podsumowała kobieta. Darwin zatrzymał się gwałtownie.

– Naprawdę?

Jemu samemu rozwiązanie sprawy zajęło dwie godziny na miejscu zbrodni.

– Naprawdę – odparła Sydney. – Billy Jim nie miał karabinu ani pistoletu kaliber.22, ale założę się, że miał w kabinie pudełko nabojów tego kalibru, prawda?

– W schowku na rękawiczki – przyznał Minor.

– I założę się, że przednie światła forda Billy’ego Jima zgasły po drodze.

Dar westchnął.

– Tak… Sądzę, że mniej więcej dwa i pół kilometra od mostu.

Kobieta kiwnęła głową.

– Mniej więcej tyle czasu rozgrzewa się i wylatuje nabój kaliber.22 – oświadczyła Syd. – Znam te pikapy forda. Skrzynka bezpiecznikowa świateł znajduje się tuż pod panelem przed kierownicą. Twojemu Billy’emu Jimowi nagle wyłączyły się reflektory, trudno mu się jechało w deszczu, ale jak najszybciej chciał się dostać do domu, więc gmerał wokół siebie, oceniał, że przepalił się bezpiecznik… szukał w kabinie czegoś, czym mógłby go zastąpić. A nabój do dwudziestkidwójki pasuje idealnie. Wymienił więc i jechał dalej, nie myśląc o tym, że nabój się nagrzewa. Aż w końcu ów nabój wyprysnął i…

– No cóż, pewnie w tej opowieści nie było w sumie szczególnej tajemnicy – mruknął Darwin.

Sydney wzruszyła ramionami.

– Słuchaj, jestem strasznie głodna. Może zanim zabierzemy się za prawdziwe tajemnice, zjemy lunch, co?

***

Na lunch przygotowali sobie kanapki z rostbefem, wzięli butelki z piwem i zanieśli wszystko na ganek. Dzień robił się gorący, a oni już wcześniej zdjęli dżinsowe kurtki. Syd wyłożyła na spodnie zbyt dużą koszulę z krótkim rękawem, która przykrywała kaburę na biodrze. Dar również miał na sobie podkoszulek – stary, spłowiały, czarny, a także równie wytarte dżinsy i buty do biegania. Dom ocieniały wysokie sosny żółte i mniejsze brzozy, wejście do doliny przed nimi było jednak jasne dzięki letniej trawie i wierzbom; wszystko wydawało się falować na wietrze i w wywołanej przez gorąco mgiełce. Sydney i Minor usiedli na brzegu wysokiego ganku i machali nogami.

– Czy te wszystkie śmierci, ten cały ból i cierpienie – spytała – którego jesteś świadkiem… podczas śledztwa… Czy to wszystko czasem ci nie ciąży?

Gdyby zadała mu to pytanie dwadzieścia cztery godziny wcześniej, prawdopodobnie odpowiedziałby jej coś w tym rodzaju: „Wyobrażam sobie, że podobnie jest z lekarzami. Po jakimś czasie stają się… nie bardziej gruboskórni, nie o takie słowo mi chodziło… Zyskują wszakże perspektywę i patrzą na sprawy z pewnego oddalenia. To ich praca, prawda?”. Tak, jeszcze dobę wcześniej tak by jej powiedział i wierzyłby w swoje słowa. Teraz nie był już niczego pewien. Może coś się w nim zmieniło podczas ostatnich dziesięciu czy więcej lat. W tej chwili wiedział jedynie, że – wbrew wszelkim intencjom i oczekiwaniom – chciałby pocałować tę kobietę: główną oficer śledczą Sydney Olson. Chciałby pocałować jej pełne wargi, a później położyć ją na sekwojowych deskach ganku, przycisnąć do nich jej plecy, poczuć miękkość jej piersi przyciśniętych do jego klatki…

– Nie wiem – zdołał wydusić, żując powoli kanapkę. Szczerze mówiąc, zapomniał, jak brzmiało jej pytanie.

***

Akta znajdowały się w zwyczajnej, szarej teczce, ostemplowanej pieczątką „Poufne”. Wypełniona papierami teczka miała co najmniej siedem i pół centymetra grubości. Dar ustawił dwa biurowe fotele na kółkach przy biurku, blisko szybkich komputerów o najnowszych parametrach. Syd usiadła po jego prawej stronie, a on położył przed nią stosik dokumentów.

– Zobacz datę wypadku – powiedział.

– Siedem tygodni temu. – Kobieta spojrzała na raport powypadkowy Departamentu Policji Los Angeles. – Wschodnie Los Angeles… albo niedaleko za rogatkami. Zgadza się?

– Właściwie nie – odrzekł Dar. – Przy badaniu niektórych z tych spraw musiałem się zapuszczać daleko na północ, aż w twoje strony… Sacramento, San Francisco… Nawet poza stan.

– Czy Wydział Ruchu Drogowego Departamentu Policji Los Angeles wezwał cię jako doradcę przy tej sprawie? Znam zarówno sierżanta Rote’a z Wydziału Ruchu Drogowego, jak i detektywa Boba Venturę, którego nazwisko widnieje na sprawozdaniu ze śledztwa.

Darwin potrząsnął głową.

– Lawrence był akurat w Arizonie, prowadził tam jakąś sprawę, więc Trudy poprosiła mnie o sprawdzenie tego wypadku. Klientem była firma wynajmująca furgonetki.

Syd przeczytała wstępny raport z kraksy.

– GMC vandura… czerwony. Mała furgonetka? Służy do przeprowadzek?

– Tak. Przeczytaj sprawozdanie funkcjonariusza zgłaszającego wypadek.

Sydney zaczęła czytać raport na głos:

MIEJSCE KOLIZJI:

MARLBORO AVENUE NUMER 1200 (PÓŁNOCNA FRONTAGE ROAD).

WSTĘP:

OKOŁO 02:45 W NOCY Z 18 NA 19 MAJA TRANSPORTOWAŁEM WIĘŹNIARKĘ DO ARESZTU KOBIECEGO WE WSCHODNIM LOS ANGELES, KIEDY USŁYSZAŁEM MELDUNEK O JAKIMŚ ŚMIERTELNYM WYPADKU W REJONIE MARLBORO AVENUE I FOUNTAIN BOULEVARD. SPYTAŁEM DYSPOZYTORKĘ, CZY MOŻE ZNALEŹĆ GRUPĘ, KTÓRA ODBIERZE ODE MNIE WIĘŹNIARKĘ NA SKRZYŻOWANIU ULICY WSCHODNIEJ STO DZIEWIĄTEJ I MIĘDZYSTANOWEJ I-5, PO CZYM ODTRANSPORTUJE JĄ AŻ DO SAMEGO ARESZTU. WTEDY MÓGŁBYM SIĘ ZAJĄĆ KRAKSĄ. FUNKCJONARIUSZKA JONES, NUMER ODZNAKI 2485, ODPOWIEDZIAŁA NATYCHMIAST I PRZEJĘŁA ODE MNIE TRANSPORT. MIEJSCE ZDARZENIA, NA KTÓRE TO MIEJSCE PRZYBYŁEM OKOŁO GODZINY 03:00 NAD RANEM, ZASTAŁEM ZABEZPIECZONE PRZEZ JEDNOSTKI PATROLOWE. SPOTKAŁEM TAM: SIERŻANTA MCKAYA, NUMER ODZNAKI 2662 (KONTROLER RUCHU), FUNKCJONARIUSZA BERRTEGO, NUMER ODZNAKI 3501, ORAZ FUNKCJONARIUSZA CLANCEYA, NUMER ODZNAKI 4423. KWARTAŁ PRZY MARLBORO 1200 BYŁ ZABLOKOWANY DLA WSZELKIEGO RUCHU OD FOUNTAIN BOULEVARD DO GRAMERCY STREET.

34
{"b":"96997","o":1}