OPIS ULICY:
MARLBORO AVENUE (PÓŁNOCNA FRONTAGE ROAD) JEST SKIEROWANĄ NA ZACHÓD ULICĄ JEDNOKIERUNKOWĄ. FOUNTAIN BOULEVARD, NA WSCHODZIE, BIEGNIE Z PÓŁNOCY NA POŁUDNIE, PODOBNIE GRAMERCY STREET, NA ZACHODZIE. MARLBORO AVENUE (PÓŁNOCNA FRONTAGE ROAD) CECHUJE SIĘ NACHYLENIEM 0,098 STOPNIA WSCHÓD/ZACHÓD, W GÓRĘ WZGÓRZA. ULICĘ OŚWIETLAJĄ LATARNIE ULICZNE ORAZ ŚWIATŁA NA SKRZYŻOWANIU. OGRANICZENIE PRĘDKOŚCI WYNOSI DLA TEGO ODCINKA CZTERDZIEŚCI KILOMETRÓW NA GODZINĘ.
WARUNKI POGODOWE:
W CHWILI WYPADKU NIEBO BYŁO CAŁKOWICIE ZACHMURZONE. PADAŁ DESZCZ, TEMPERATURA BYŁA NISKA, WIAŁ LEKKI WIATR. NOCNE NIEBO POZOSTAWAŁO CIEMNE, GDYŻ KSIĘŻYC SKRYŁ SIĘ ZA GRUBĄ POKRYWĄ CHMUR.
IDENTYFIKACJA POJAZDU:
GMC VANDURA (V-2) MIAŁ Z PRZODU, Z TYŁU I Z OBU BOKÓW DUŻE NALEPKI FIRMY WYNAJMUJĄCEJ SAMOCHODY TOWAROWE I PÓŁCIĘŻAROWE „URENTAL TRUCK”. SPRAWDZENIE TABLIC REJESTRACYJNYCH POJAZDU UJAWNIŁO, ŻE NIE BYŁ NOTOWANY.
IDENTYFIKACJA KIEROWCY:
PANNA GENNIE SMILEY. TOŻSAMOŚĆ USTALONO NA PODSTAWIE JEJ KALIFORNIJSKIEGO PRAWA JAZDY, JEJ WŁASNEGO OŚWIADCZENIA ORAZ OŚWIADCZENIA DONALDA M. BORDENA.
USZKODZENIA POJAZDU:
ZANOTOWANO DROBNE USZKODZENIA PRZEDNIEJ KRATOWNICY WLOTU POWIETRZA GMC VANDURY. KRATOWNICA WGIĘŁA SIĘ DO WEWNĄTRZ W PRZYBLIŻENIU NA 7,5 CENTYMETRA W NAJGŁĘBSZYM MIEJSCU. ZNALEZIONO W NIEJ WŁÓKNA POCHODZĄCE ZE SWETRA OFIARY.
OBRAŻENIA:
RICHARD KODIAK DOŚWIADCZYŁ CIĘŻKIEGO URAZU GŁOWY, KTÓRY OKAZAŁ SIĘ ŚMIERTELNY. GDY NA MIEJSCE WYPADKU PRZYBYLI SANITARIUSZE: PETERSON, NUMER 333 ORAZ ROYLES, NUMER 979 (JEDNOSTKA PARAMEDYCZNA NUMER 272), KODIAK JUŻ NIE ŻYŁ. ZGON STWIERDZIŁ DOKTOR CAVENAUGH Z EASTERN MERCY HOSPITAL, CO ZGŁOSIŁ PRZEZ RADIO…
Kobieta przerwała czytanie i przerzuciła kilka stron.
– W porządku – oświadczyła w końcu. – Mamy zatem trzydziestojednoletniego mężczyznę, Richarda Kodiaka, który zmarł z powodu obrażeń głowy. On i jego współlokator, Donald Borden, przeprowadzali się akurat ze wschodniego Los Angeles do San Francisco, kiedy… przyjaciółka, pani Gennie Smiley, uderzyła w pana Kodiaka furgonetką, a potem jeszcze trafiła w niego prawym kołem pojazdu. – Przerzuciła kilkanaście kartek.
– Pan Borden i pani Smiley zaskarżyli agencję wynajmującą furgonetki, twierdząc, że hamulce były uszkodzone, a przednie światła działały wadliwie…
– I wtedy ja włączyłem się w śledztwo – wtrącił Dar.
– …oboje pozwali też właścicieli tamtejszego bloku mieszkalnego, oskarżając ich o niewłaściwe oświetlenie.
– Tym razem przerzuciła dwadzieścia albo trzydzieści stronic. – Ach… tutaj jest to oświadczenie… Pani Smiley stwierdziła, że z powodu złego oświetlenia przed budynkiem i kiepskich reflektorów wynajętej furgonetki nie widziała pana Kodiaka, kiedy wyszedł wprost przed prowadzony przez nią pojazd. Ona i pan Borden zażądali sześciuset tysięcy dolarów od firmy wynajmującej furgonetki.
– I dodatkowych czterystu tysięcy od właściciela bloku mieszkalnego – dodał Darwin.
– Czyli w sumie równego miliona – zadumała się Syd. – Przynajmniej znali wartość swojego przyjaciela.
Minor potarł podbródek.
– Panowie Borden i Kodiak mieszkali pod tym samym adresem przez dwa lata i byli powszechnie znani jako Dickie i Donnie – sąsiadom, właścicielom sklepów, miejscowym restauratorom…
– Geje? – spytała Sydney. Dar kiwnął głową. – Kim zatem była Gennie?
– Najprawdopodobniej Borden… czyli Donnie… jest biseksem. Gennie Smiley była jego sekretną przyjaciółką. Dickie nakrył ich kiedyś razem… trzy dni trwała kłótnia… według sąsiadów. A później Dickie i Donnie spakowali rzeczy i postanowili się przeprowadzić do San Francisco.
– Bez Gennie – mruknęła Syd.
– Rzeczywiście, bez niej – przyznał Darwin. – Ona zaś w geście dobrej woli pomogła im zapakować rzeczy na wynajętą furgonetkę.
– O drugiej czterdzieści pięć w deszczowy poranek? – spytała Sydney.
Minor wzruszył ramionami.
– Dickie i Donnie nie zapłacili czynszu za ostatnie dwa miesiące. Najwyraźniej postanowili uciec. – Odwrócił jeden z dwudziestojednocalowych monitorów i wystukał na klawiaturze jakiś kod. – Okej, tutaj masz kilka fotek z miejsca wypadku. Wykonał je sierżant McKay z Wydziału Ruchu Drogowego. – Na dużym ekranie pojawiło się czarnobiałe zdjęcie. Potem drugie. I następne.
– Och! – powiedziała Syd.
– Tak – zgodził się z nią Dar.
Jedna fotografia pokazywała zwłoki Richarda Kodiaka. Mężczyzna leżał pośrodku ulicy około dziesięć metrów na zachód od głównych drzwi budynku mieszkalnego. Ciało było ułożone twarzą do dołu, głową na wschód, ku furgonetce, a wokół niego widoczne były plamy krwi i kawałki mózgu, które najwyraźniej rozpryskały się we wszystkie strony. Na innym zdjęciu można było dostrzec bezpośrednio przed głównym wejściem do budynku rozbite szkło, jeden but, ślady przesuwanego drugiego buta i ciągniętego ciała. Na kolejnej fotografii uwieczniono nieprzerwany ślad hamowania, który biegł z powrotem, niemal do zakrętu z Fountain Boulevard, czyli jakieś pięćdziesiąt metrów na wschód od miejsca wypadku. Na wszystkich zdjęciach furgonetka znajdowała się nieco na wschód od punktu zderzenia, jej ślady hamowania ciągnęły się co najmniej dziewięć metrów przed nią.
– Gennie wycofała, kiedy usłyszała hałas i sądziła, że może w coś uderzyła – wyjaśnił Dar.
– Jasne – mruknęła Syd.
– Donnie był jedynym świadkiem śmierci Dickiego – dodał Minor, wskazując na wielką stertę zeznań. – Powiedział, że posprzeczał się z przyjacielem. Kiedy przyjechała Gennie, poprosili, żeby objechała kwartał i wróciła po chwili…
– Po co? – przerwała Sydney.
– Donnie twierdził, że nie chcieli się kłócić w jej obecności – odparł Darwin. – Objechała więc kwartał z prędkością niecałych pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, według jej szacunków. Nie zauważyła Dickiego, który zszedł właśnie z krawężnika, a kiedy go zobaczyła, podobno nie zdążyła już się zatrzymać. – Przewinął kilka zdjęć widniejących na ekranie komputera i zatrzymał na najwyraźniejszym z nich. Włączył drugi monitor i uruchomił jakiś program. Na ekranie pojawił się trójwymiarowy obraz tego samego miejsca, lecz tym razem animowany przez komputer.
– Robisz trójwymiarowe rekonstrukcje wideo wypadków? – spytała Syd. – Nie widziałam w twoim mieszkaniu odpowiedniego sprzętu.
– Ależ mam go tam – zapewnił ją Dar. – Stoi schowany w kącie za jakąś biblioteczką. Najwięcej zarabiam właśnie na takich rekonstrukcjach. – Kobieta pokiwała głową. – A zatem, droga pani oficer śledcza – dodał. – Czy widzi pani w opisie tego wypadku jakieś nieścisłości?
Sydney zerknęła na akta, na jeden monitor wypełniony fotografiami, a następnie na drugi przedstawiający animację miejsca zdarzenia, czyli trójwymiarową obróbkę jednego ze zdjęć.
– Coś mi tutaj nie gra.
– Właśnie – zgodził się z nią Darwin. – Po pierwsze zbadałem wyspecjalizowanym światłomierzem oświetlenie w podobnych warunkach.
– O drugiej czterdzieści pięć w zachmurzoną, deszczową noc – dorzuciła Syd.
Dar uniósł brwi.
– Oczywiście.
Wystukał jakieś polecenie na klawiaturze. Nagle na trójwymiarowym obrazie scenki ulicznej pojawiły się liczby. Darwin poruszał myszką, obracając widok, aż oboje z Sydney patrzyli teraz w dół na ulicę, ze wschodu na zachód. Furgonetka znajdowała się obecnie na dole ekranu, a ciało na środku. Widoczna stała się też reszta kwartału. Tereny po obu bokach miały małe prostokąty danych.
– Mierzone w luksach – oceniła Syd.
Minor skinął głową.
– Wbrew twierdzeniom Donniego i Gennie miejsce było całkiem dobrze oświetlone, szczególnie jak na taką marną dzielnicę. Widać to na obu skrzyżowaniach. Są tam wielkie połacie światła pokrywającego większą część ulicy z natężeniem trzydziestu luksów. Oświetlenie na schodach frontowych budynku ustaliłem jako piętnaście luksów, zresztą nawet w środku ulicy za miejscem, gdzie Dickie został uderzony, było całe dziesięć luksów.
– Czyli że kobieta powinna widzieć ofiarę, nawet gdyby nie działały światła furgonetki – podsumowała Sydney.
Dar dotknął ekranu piórem i pojawiła się czerwona linia. Biegła przez większość drogi od skrzyżowania z Fountain Boulevard do miejsca, z którego przyjechała furgonetka.
– Gennie nadjechała z dość jasnego miejsca… około trzydziestu luksów… i przejechała przez długi obszar dwudziestu luksów, który sięgał niemal miejsca zderzenia. Zresztą sprawdziłem przednie światła pojazdu. Oba wyglądały na nietknięte i działały. Jednym słowem, kobieta miała światła włączone. – Darwin wcisnął kilka klawiszy i obraz na ekranie zniknął, w jego miejsce zaś pojawiła się animacja w czasie rzeczywistym. Dwie męskie postaci, trójwymiarowe, lecz pozbawione wyraźnych cech, wyłoniły się z przednich drzwi budynku mieszkalnego. Nagle punkt widzenia zmienił się na widok z lotu ptaka. Furgonetka wyjechała szybko zza rogu Fountain Boulevard i zbliżała się, coraz bardziej przyspieszając. Jedna z postaci zeszła na jezdnię i stanęła przodem do zbliżającego się pojazdu. Kobieta prowadząca furgonetkę wcisnęła hamulce i hamowała od skrzyżowania aż do miejsca wypadku. W końcu samochód uderzył mężczyznę czołowo, nie zatrzymał się jednak, lecz sunął jeszcze przez mniej więcej dziewięć metrów. Uderzona ofiara – Dickie – przeleciała w powietrzu i wylądowała plecami na jezdni, nogami w stronę furgonetki. Dar wcisnął kilka klawiszy i wcześniejszy animowany widok z lotu ptaka zastąpił inny obraz. – A teraz masz rzeczywistą pozycję furgonetki i ciała na miejscu wypadku. – Nagle furgonetka znalazła się przynajmniej dwanaście metrów dalej na wschód, ciało zaś o dobre sześć metrów, również bardziej na wschód od faktycznej pozycji pozostałych. Głowa zabitego mężczyzny także obróciła się teraz ku furgonetce.
– Nic tu się nie zgadza – zauważyła Syd.
– Mało tego – dodał Dar. Wyjął z teczki na akta jakies sześciostronicowe oświadczenie i pozwolił Sydney rzucić na nie okiem. – Funkcjonariusz Berry, numer odznaki 3501, spisał rozmowę z pierwszym świadkiem, który jechał w dół ulicy… panem Jamesem Williamem Ribackiem.