S JAK SATCHELBURGER
Minęły już trzy godziny od zdarzenia, a strażacy jeszcze nie zdołali wyswobodzić ciała Pauliego Satchela. Darwinowi wystarczyło raz rzucić na nie okiem i natychmiast pojął powody tej zwłoki.
Nigdy wcześniej nie zastanawiał się za bardzo, jak powstają hamburgery, wiedział tylko, że restauracje często otrzymują je zamrożone i wstępnie ukształtowane. Skądś. Teraz wiedział skąd. Z Hampton Quality Preprocessing: wielkiej, czystej, nowiutkiej fabryki, która mieściła się w zatłoczonej, brudnej i starej dzielnicy przemysłowej.
Ktoś zażądał od niego dokumentów, więc je okazał. Lawrence trafił na miejsce wcześniej i teraz oprowadzał Minor a po fabryce.
– Tutaj wyładowuje się wołowinę, w tamtym pokoju jest krojona i dzielona na porcje, w tym pomieszczeniu mieli się mięso, tam masz półtorametrowy przenośnik taśmowy z nierdzewnej stali, tędy surowe hamburgery przejeżdżają do tłoczarni.
Właśnie w tłoczarni znajdowało się ciało Pauliego Satchela – jedynego prawdopodobnego świadka ostatnich chwil mecenasa Jorge Murphy’ego Esposito; tkwiło w maszynie.
Oprócz lekarza sądowego, który kończył jakąś papierkową robotę w jednym kącie, na miejscu znajdowali się dwaj detektywi policyjni w cywilu (jednego z nich, Erica van Ordena, Dar znał) oraz pięciu innych mężczyzn w białych kitlach na eleganckich garniturach, z chirurgicznymi maskami na twarzach. Trzech z nich Stewart przedstawił jako kierowników Hampton Preprocessing International – firmy z siedzibą w Chicago. Pozostali dwaj byli inspektorami ubezpieczeniowymi przedsiębiorstwa.
– Nic takiego nigdy nie zdarzyło się w żadnej z naszych fabryk. Nigdzie i nigdy – zapewniał jeden z nich. – Nigdy!
Minor skinął głową, po czym wraz z Lawrence’em i detektywem van Ordenem podeszli bliżej ciała. Miejsce wypadku wyglądało naprawdę paskudnie. Nie dość, że ciało Pauliego Satchela wciśnięto głową do dołu w siedmioipółcentymetrowy otwór tłoczni do hamburgerów, to ze wszystkich stron otaczała je jeszcze prawdziwa rzeka surowego, mielonego mięsa, nie pierwszej już świeżości.
– Pracował tutaj przez ostatnie trzy miesiące pod nazwiskiem Paul Drakę – wyjaśnił van Orden.
– Czyli główny funkcjonariusz śledczy Perry’ego Masona ze starych filmów – powiedział Dar.
– Tak – zgodził się detektyw. – Satchel był małym oszustem, który żył przede wszystkim z wymuszanych odszkodowań. Zanim jednak dostał kolejny czek, pracował fizycznie w podobnych miejscach. Wiemy, że używał takich nazwisk, jak Joe Cartwright, Richard Kimble, Matt Dillon, Rob Petry i Tel Palladin.
– Tel Palladin? – spytał Lawrence.
Detektyw van Orden lekko się uśmiechnął.
– Tak, pamiętacie Richarda Boone’a w starym serialu Palladin’? Rewolwerowiec. Cały ubrany na czarno.
– Pewnie, że pamiętam – przypomniał sobie Stewart. – „Palladinie, Palladinie, dokąd wędrujesz…” – zaśpiewał.
– No więc – ciągnął van Orden – na wizytówce, którą rewolwerowiec miał zwyczaj wręczać, widniał napis: „Teł. Palladin, San Francisco”. A Paulie nigdy nie miał zadatków na intelektualistę. Najprawdopodobniej sądził, że skrót „Tel.” był imieniem Palladina.
Lawrence popatrzył z wyrzutem na pozbawione głowy i ramion ciało.
– Wszyscy wiedzieli, że Palladin nie miał imienia – mruknął w stronę trupa.
Jeden z inspektorów ubezpieczeniowych firmy podszedł i zaczął mówić zza maseczki chirurgicznej:
– Znam pana, doktorze Minor… wiele słyszałem o pańskiej pracy. Nie mam pojęcia, kto pana tu wezwał, ale muszę panu powiedzieć, że chociaż ta fabryka była wysoce zautomatyzowana i pan Drakę powinien być jedyną osobą w pomieszczeniu w momencie wypadku, mamy tutaj przynajmniej osiem mechanicznych zabezpieczeń, chroniących pracownika przed tego typu zdarzeniem podczas czyszczenia przez niego wejściowego otworu pojemnika tłoczni.
– Paulie czyścił pojemnik tłoczni? – upewnił się Dar.
– Miał to w planie na wczesne popołudnie i właśnie wtedy doszło do wypadku – przyznał van Orden.
– Osiem różnych zabezpieczeń – powtórzył człowiek z firmy ubezpieczeniowej. – Cała linia produkcyjna była tak zaprogramowana, że natychmiast po podniesieniu tej kraty T-11 wyłączała się automatycznie.
Darwin pokiwał głową i spytał:
– A pozostałe siedem… zabezpieczeń?
– Nie istniał sposób, żeby pan Drakę bez zamknięcia urządzeń zabezpieczających mógł zatrzymać taśmę, podnieść ten zawór, otworzyć ściskacze i wyczyścić pojemnik tłoczni – odparł jeden z przedstawicieli kierównictwa, który dołączył do inspektora. – Możecie sobie wyobrazić nasz szok, kiedy odkryliśmy, że wszystkie te wbudowane w aparaturę zabezpieczenia zostały albo ominięte, albo zlikwidowane.
Detektyw westchnął i wskazał na maszynę i plątaninę kabli wewnątrz otwartego panelu kontrolnego tłoczni.
– Nie jest nowa – zauważył. – Paulie był zbyt głupi, aby ominąć te zabezpieczenia, a z drugiej strony morderca na pewno nie spędził tu kilku godzin, majstrując przy kablach…
Na słowo „morderca” obaj – przedstawiciel kierownictwa firmy i inspektor ubezpieczeniowy – zrobili przerażone miny i dosłownie cofnęli się o krok. Najwyraźniej policjant po raz pierwszy zasugerował możliwość zabójstwa.
Lawrence wskazał na przewody elektryczne.
– Tak było latami – stwierdził. – Systemy zabezpieczające zapewne za bardzo spowalniały proces, więc mechanicy omijali je, a operator maszyny, czyli w tym przypadku Paulie, wyłączał po prostu zasilanie. – Stewart wskazał na wielki czerwony przycisk na drugim końcu taśmy. – I wtedy mógł wyczyścić otwór tłoczni pięć razy szybciej, dzięki czemu prawie natychmiast podejmowano produkcję.
– Czy ktoś może włączyć taśmę i tłocznię z zewnątrz? – spytał Dar. – Spoza tego pokoju?
Pięciu przedstawicieli firmy równocześnie potrząsnęło przecząco głowami tak mocno, że drobinki potu z ich czół rozprysły się w powietrzu.
– I Paulie pracował tu sam? – upewnił się Darwin.
– Tak, dzisiaj tak – przyznał van Orden. – Podbił kartę o pierwszej w nocy. Jak zwykle. Jego zmiana miała trwać do dziewiątej rano.
– Rozmawialiście z innymi pracownikami? – spytał Dar.
Detektyw pokiwał głową.
– Linia produkcyjna została zamknięta o zwykłej porze, czyli kiedy Paulie zaczął czyścić tłocznię. W całym budynku jest tylko pięciu innych pracowników… to naprawdę wysoce zautomatyzowana fabryka. Czterech z tych pięciu było akurat na zewnątrz, zrobili sobie przerwę na papierosa, gdy… doszło do… zdarzenia.
– A piąty człowiek? – spytał Minor.
– Pracował w pokoju na tyłach i ma doskonałe alibi – wtrącił Lawrence.
– Żaden z facetów zapewne nie widział, żeby ktoś wchodził do budynku – dodał Dar.
– Oczywiście, że nie – odparł van Orden. – Wtedy śledztwo byłoby niemal rozwiązane, prawda? Tyle że tutaj są jeszcze trzy inne wejścia, przez które mógłby się wślizgnąć z ulicy albo alejki jakiś intruz. Nikt by go nie zauważył. W dodatku wszystkie te drzwi są otwarte.
Darwin odwrócił się i popatrzył na rzekę surowej wołowiny i duży czerwony guzik na przedzie taśmy.
– Zabójca musiał tylko wcisnąć ten guzik, zgadza się?
Stewart złożył ręce.
– Ale zauważ, że przycisk znajduje się przy drzwiach. Nawet gdyby Paulie czyścił maszynę ze spuszczoną głową usłyszałby i zobaczył wchodzącą do pomieszczenia osobę. A jednak nie ruszył się od tłoczni.
– Albo ktoś zmusił go do pozostania tam – podsumował van Orden – albo…
– Lub też znał tę osobę i ufał jej – dodał Dar.
Lawrence wskazał na otwór, z którego wciąż sterczało ciało Pauliego. Od stalowego toru do żłobkowanego otworu tłoczni było zaledwie siedem i pół centymetra. Ramiona Pauliego z wyraźną siłą wciśnięto w ten mały obszar. Mężczyzna otoczony stosami mielonej wołowiny wyglądał jak bohater jakiejś okropnej kreskówki.
– Umierał długo i powoli, zgodzisz się, Dar? – powiedział Stewart. – Ten, kto włączył taśmę, wykorzystał moment, gdy Paulie grzebał w otworze tłoczni. Ale zobacz te metalowe płetwy… coś w rodzaju płetw… wpychają surową wołowinę do otworu.
– Więc ciała Pauliego nie wtłoczono od razu w całości? – spytał Minor, po raz pierwszy w pełni rozumiejąc wszystkie aspekty tej straszliwej śmierci.
– Twórcy tej maszyny szacują, że wciągało go około dziesięciu minut, podczas których trzymały go nieruchomo te dwa duże hydrauliczne ściskacze – powiedział detektyw van Orden. – Maszyna najpierw wciągnęła mu palce, potem oba przedramiona, ramiona…
– A mielone mięso oblepiało ciało ze wszystkich stron – dorzucił Lawrence.
Nie po raz pierwszy Darwin ucieszył się, że nie posiada zbyt wielkiej wyobraźni.
– Musiał przeraźliwie wrzeszczeć. Aż ochrypł – zauważył.
Detektyw kiwnął głową.
– Tyle że w innych częściach fabryki również pracowały maszyny, których odgłosy zapewne zagłuszyły jego krzyk. Słyszałem, że najgłośniej hałasuje maszyneria w hali, gdzie wytapia się tłuszcz, i w rozdzielni. Zresztą czterech spośród pięciu facetów wyszło akurat na papierosa, a piąty przebywał daleko na tyłach, w pakowalni. Rozmawialiśmy z kierowcą ciężarówki, który był tam wraz z nim. Żaden z nich nic nie słyszał z powodu włączonego w ciężarówce silnika i innych hałasów.
– A potem, w końcu, maszyna wciągnęła głowę Pauliego – dodał Stewart – więc ostatnie kilka minut nieszczęśnik dokonywał żywota w milczeniu.
Pięciu przedstawicieli przedsiębiorstwa wzdrygnęło się gwałtownie. Minor poczuł dla nich współczucie i nawet miał im ochotę powiedzieć, że Paulie Satchel nie miał rodziny, więc nikt ich nie zaskarży. Ten człowiek był małym, samotnym oszustem. A teraz… prawie hamburgerem.
Muchy brzęczały coraz głośniej.
– Wyjdźmy tymi drzwiami na alejkę – zasugerował van Orden. – Trzeba zaczerpnąć świeżego powietrza.
***
– Jest ktoś, kto nie wierzy, że to było zabójstwo? – spytał Dar, gdy stali we trzech w alejce, oddychając głęboko.