Литмир - Электронная Библиотека

Detektyw van Orden szczerze się roześmiał.

– Nie… Wiem o twoim śledztwie w sprawie związanej z podnośnikiem nożycowym i o innych, tu jednak nie może być cienia wątpliwości, że dochodzenie przejmie wydział zabójstw.

– Dlaczego wszystkim tym ludziom z firmy pozwoliliście kręcić się po miejscu zbrodni? – zapytał Minor detektywa. – To znaczy… rozumiem, że trzeba było wpuścić paru inspektorów ubezpieczeniowych, ale…

Van Orden popatrzył na Lawrence’a.

– Nie powiedziałeś mu o problemie prawnym?

Stewart potrząsnął głową.

– Paulie nie ma ani przyjaciół, ani rodziny – zdziwił się Dar. – Wątpię, żeby ktoś zaskarżył przedsiębiorstwo.

Tym razem detektyw potrząsnął głową przybierając jednocześnie ironiczny policyjny uśmieszek.

– Nie, nie, mówimy tutaj raczej o powództwie grupowym, Darwinie. – Minor nie rozumiał. – Widzisz, taśma z hamburgerami biegnie do pakowalni na tyłach. Ostatni facet układa kotlety na tacach wyłożonych woskowanym papierem, potem wsuwa tace na półki…

– O cholera – przerwał mu Dar, domyślając się, co zaraz powie van Orden.

– …które potem wkłada się do ciężarówek chłodni. Ciężarówki odjeżdżają co dwie godziny, dzięki temu dostarczają zawsze świeże kotlety…

– Rozmawialiście przecież z kierowcą – stwierdził Minor. – To znaczy, że ciężarówka znajdowała się wtedy na miejscu. Hamburgery załadowano już po wypadku… Jezu, naprawdę z nimi odjechał?

– Dwadzieścia tac po czterysta kotletów każda – odparł detektyw. – Razem osiem tysięcy hamburgerów.

– Które dostarczono do wszystkich restauracji Burger Biggy w centrum miasta – zakończył ponuro Lawrence. A firma Burger Biggy była klientem Stewart Investigations. Zwykle żądania przeciwko tego typu sieciom nie były poważniejsze niż roszczenia związane z wypadkami na budowie, z jednym nieprzyjemnym wyjątkiem: pewna kobieta wniosła o pół miliona dolarów, ponieważ została zgwałcona w samochodzie, gdy czekała na swoje zamówienie.

– W ilu kotletach mogło się znaleźć… ciało? – zaczął Dar.

Lawrence i detektyw równocześnie wzruszyli ramionami.

– Właśnie to usiłują ustalić przedstawiciele firmy – odparł detektyw van Orden.

– Przypuszczam, że starali się odwołać transport – zauważył Darwin.

– Jeszcze nie wiemy, czy zdążyli – odrzekł Stewart.

***

W ten wtorkowy wieczór Minor darował sobie kolację i wcześnie położył się do łóżka. Następnego ranka znalazł się w Centrum Sprawiedliwości już o wpół do ósmej. Syd pracowała w biurze w suterenie i była zajęta. Dara fakt ten wcale nie zaskoczył.

– Jak się udała wyprawa na kemping? Żałuję, że nie mogłam z tobą pojechać.

Dar poczuł lekką falę przyjemnego pożądania, która często go ogarniała, gdy myślał o przyjaciółce lub na nią patrzył. Później przypomniał sobie swobodę i niemal dotykalną zażyłość łączącą Sydney i Toma Santanę, toteż szybko powściągnął swoją głupią, młodocianą wyobraźnię.

– Nie spodobałoby ci się – odparł. – Padało. – Rzucił jej na biurko trzy teczki z aktami FBI i CIA, a potem dodał: – Skończyłem je czytać i zastanawiam się, czy mogłabyś je oddać przy najbliższej okazji agentowi specjalnemu Warrenowi.

Śledcza Olson wzruszyła ramionami.

– Jasne. Przepraszam, że nie ma w tych raportach więcej danych na temat Yaponchika i Zukera.

– Ich fotografie bardzo mi pomogły – wtrącił Darwin.

Syd zaśmiała się.

– Fotografie? Mówisz o tym kompletnie bezużytecznym polaroidzie z Afganistanu? Niewiele na nim zobaczyłam.

– Nie, nie – powiedział Minor, biorąc jedną z teczek CIA. – Mówię o tych fotografiach. – Otworzył teczkę na zdjęciach, które sam wykonał i sam tam włożył.

Sydney popatrzyła zdumiona na zbliżenia.

– Cholera jasna. Za diabła ich nie pamiętam! – Zastanowiła się, a następnie zerknęła na Dara z ukosa. – Poczekaj minutę.

Darwin nie grał w pokera od czasów marines, pokazał więc kobiecie swoją najlepszą szachową twarz.

– Zdajesz sobie sprawę, drogi doktorze Minor, że wszelkie fotografie wykonane podczas nielegalnej inwigilacji i umieszczone w teczce z dowodami mogą stanowić wystarczający pretekst dla wniosku obrony o oddalenie oskarżenia, że nawet nie wspomnę o ewentualnym wyroku. – Zdanie jej nie zabrzmiało jak pytanie.

Darwin spojrzał na nią zaintrygowany.

– Co masz na myśli? Sądzisz, że CIA wykonała te zdjęcia nielegalnie?

Sydney, nadal mrużąc oczy, zerknęła ponownie na nieco rozmyte zdjęcia Yaponchika i Zukera. Dar użył tej samej czcionki co CIA do opisu każdej fotki, zanim skserował je kilkakrotnie, aż uzyskał niewyraźny efekt, o który mu chodziło. Wpatrywała się w niego dobrą minutę, po czym zagryzła wargę, obrzuciła zdjęcia ostatnim spojrzeniem i powiedziała:

– No cóż, zawsze istnieje możliwość, że je przeoczyłam. Tak przypuszczam. Natychmiast puścimy je w obieg. Mimo niejakiej ziarnistości to dobre fotografie. Chłopcy z CIA znają się na swojej robocie. – Dar czekał. – Yaponchik, ten starszy zabójca z KGB, wygląda jak ktoś znajomy… – zadumała się.

– Jak Max von Sydow? – podsunął Darwin.

Sydney potrząsnęła głową.

– Nie, nie. Raczej jak Maximilian Schell. Zawsze uważałam, że Maximilian Schell jest seksowny. Na swój niebezpieczny, może nawet złowrogi sposób.

Minor parsknął.

– Świetnie. Facet próbował mnie zabić, a ty twierdzisz, że jest seksowny. Na swój niebezpieczny, może nawet złowrogi sposób.

Kobieta popatrzyła na niego.

– No cóż, uważam, że ty również wyglądasz seksownie. Na swój niebezpieczny, może nawet złowrogi sposób.

Dar nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Po minucie spytał:

– Jak się posuwa śledztwo?

– Świetnie – odparła Sydney. – Domyślam się, że słyszałeś o Pauliem Satchelu?

– Nawet widziałem Pauliego Satchela – odrzekł Darwin. – Jak jego śmierć ma się do słowa… hm… „świetnie”?

– Teraz mamy cztery oczywiste morderstwa – wyjaśniła Syd, tak szczęśliwa jak słynna Martha Stewart, której udało się zmieszać barwniki i uzyskać nowy odcień farby do salonu. – Policja i Federalne Biuro Śledcze mają wreszcie co robić.

– Cztery? – spytał Darwin. – Esposito, Satchel…

– A także Donald Borden i Gennie Smiley – odparła kobieta. – Departament Policji Oakland otrzymał ubiegłej nocy powiadomienie, że pewien bezdomny, który szukał resztek jedzenia na wysypisku w pobliżu zatoki, znalazł tam dwa wielkie worki ze śmieciami. Zapewne odsłonił je wcześniej jakaś spychacz. Oba przeciekały…

– Znaleziono zwłoki obojga? – upewnił się Minor.

– I Richarda, i Gennie?

– Zgadzają się nam jedynie akta dentystyczne Bordena, wiemy jednak, że drugie ciało należało do kobiety.

– Przyczyna śmierci? – spytał Dar.

– Oboje zginęli od dwóch strzałów w głowę – wyjaśniła Sydney. Zadzwonił telefon. Zanim podniosła słuchawkę, powiedziała: – 22R… prawdopodobnie z karabinu Ruger Mark II Target. Krótki zasięg. Bardzo profesjonalny. – Później rzuciła w słuchawkę: – Mówi Olson, dzień dobry. – Darwin popatrzył na fotografie Yaponchika i Zukera, studiując je, jakby przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny nie nauczył się ich już na pamięć.

– Hm… – mówiła Syd. – Tak? Naprawdę? Skąd wysłano? Tak? Czy laboratorium ustaliło coś w kwestii odcisków? Tak? Już wszystkie pasują? Aha. No cóż, przypuszczam, że czasami mamy trochę szczęścia. Rzeczywiście, Darowi i mnie poszczęściło się z jedną spośród tych starych teczek CIA. Tak, przyniosę ci je i pokażę za godzinę lub dwie. Zgadza się. Na razie. – Odłożyła słuchawkę i obrzuciła Darwina ciężkim spojrzeniem, które w ostatnich dziesięcioleciach wielu podejrzanych na pewno czuło na sobie podczas przesłuchań w tym właśnie pomieszczeniu. – Nigdy się nie domyślisz, co agent specjalny Warren otrzymał w poczcie.

Minor zamknął akta CIA i czekał, wykazując zaledwie lekkie zainteresowanie.

– Koperta była bez adresu zwrotnego, żadnych odcisków palców… Nadana z Oceanside, wczoraj…

– No i? – przerwał.

– Fotografie – odparła Syd. – Lśniące, nowiutkie, dwadzieścia centymetrów na dwadzieścia pięć. Niezła rozdzielczość. Siedmiu mężczyzn. Przynajmniej czterech z nich ukazano na zdjęciach podczas rozmowy z Dallasem Trace’em. Pięciu z tych ludzi już zidentyfikowali.

– Darwin okazał jako takie zainteresowanie. – Dwóch przedstawicieli mafii rosyjskiej, o których obecności w kraju nie mieliśmy pojęcia – kontynuowała kobieta.

– Jeden z nich to znany zabójca z KGB, który współpracował z Yaponchikiem w starych, dobrych czasach radzieckich…

– A inni? – spytał Darwin.

– Trzech z pozostałych czterech to znani najemni ochroniarze, a równocześnie zawodowi zabójcy – odparła Syd. – Wszyscy są notowani. Jeden z nich był członkiem mafii, aż zabił jakiegoś przyjaciela swojego szefa.

Minor gwizdnął.

– I w ten sposób w naszą sprawę wmieszają się ludzie od przestępczości zorganizowanej i korupcji, nieprawdaż?

Sydney zignorowała jego pytanie.

– Czyli mamy dość szczęśliwy przełom. Najpierw znaleźliśmy te zagubione zdjęcia CIA, a następnie…

Dar skinął głową na zgodę.

Kobieta rozparła się na krześle i spytała:

– Okej, na czym skończyliśmy?

– Pytałem, jak się posuwa śledztwo – przypomniał. Sydney kiwnęła głową ku wysokiemu stosowi sprawozdań, kaset wideo i audio oraz akt.

– Tom i trzej ludzie z FBI nawiązali kontakt z Pomocnikami Bezbronnych w izbach przyjęć i innych miejscach. Mówiąc w skrócie, weszli do sieci różnymi drogami, teraz jednak wszyscy są w tej samej grupie rekrutów. Pomocnicy Bezbronnych prowadzą coś w rodzaju szkółki i uczą ludzi, jak mają powodować wypadki, z których później wynikają roszczenia ubezpieczeniowe. Mamy już tuzin nazwisk, a minęło dopiero kilka dni.

– Świetnie – rzucił Dar.

– A słyszałeś o specjalnej jednostce do spraw wypadków powołanej przy wydziale ruchu drogowego?

– Specjalnej jednostce? – powtórzył z powątpiewaniem.

– Tak, mówimy o jednostce specjalnej badającej różnego rodzaju wypadki – przyznała Syd z całą powagą.

74
{"b":"96997","o":1}