05:40 Lawrence pyta, czy mi kompletnie odbiło.
We wtorkowy ranek Dar przespał dwie godziny, po czym wywołał wszystkie filmy w małej ciemni obok łazienki. Niektóre zbliżenia mężczyzn były nieco ziarniste, lecz wystarczająco wyraźne. Następnie sprawdził w internetowej książce telefonicznej Los Angeles nazwiska i adresy ludzi, do których dzwonił podczas obserwacji Dallas Trace. Dar widział numery, które prawnik wystukiwał – wszystkie z wyjątkiem jednego, gdy Trace zasłonił telefon. Kilka było zastrzeżonych, Minor miał jednak swoje sposoby. Po sprawdzeniu zakreślił kilka miejsc w Przewodniku hrabstwa Los Angeles Thomasa.
Agent specjalny Warren zostawił mu na sekretarce dwie wiadomości, a kiedy Darwin do niego oddzwonił, człowiek z FBI poinformował go, że może mu udostępnić pliki, o które prosił. Minor spytał, czy może je otrzymać wczesnym popołudniem. Syd Olson też nagrała się kilka razy. Darwin zadzwonił do niej (była w Centrum Sprawiedliwości) i zapewnił, że spędził miło czas na kempingu. Umówił się, że wpadnie do niej do biura o jakiejś nieprawdopodobnie wczesnej godzinie następnego ranka.
Akta osobiście dostarczył mu jakiś młody agent z Federalnego Biura Śledczego. Kazał podpisać pięć formularzy, ale i tak wyglądał na zdenerwowanego, gdy odchodził. Darowi przemknęło przez głowę głupie pytanie, czy nie powinien dać młodzieńcowi napiwku.
Wziął po raz trzeci prysznic, nałożył drelichowe spodnie i niebieską koszulę z niemnącej bawełny, po czym usiłował się dobudzić, przeglądając papiery przed jazdą do Camp Pendleton. Danych na temat Yaponchika było znacznie więcej niż akt Zukera, zresztą i tak większość z nich stanowiła oficjalne informacje otrzymane dzięki przejrzeniu tajnych źródeł armii radzieckiej. Materiały związane z KGB były w dużej mierze zastrzeżone, ale nawet z dostępnych detali można było złożyć historię obu mężczyzn: w Afganistanie aktywni sowieccy snajperzy wojskowi, w ostatnich latach reżimu paramilitarni członkowie KGB, w połowie lat dziewięćdziesiątych związani z mafią rosyjską. Żadnych aktualnych informacji. Darwin znalazł niewyraźne zdjęcie Zukera (był przekonany, że sfotografowano niewłaściwego mężczyznę) oraz jedno podpisane: „Yaponchik i Zuker z plutonem strzeleckim”, które najprawdopodobniej wykonano w Afganistanie aparatem Kodak Instamatic z teleobiektywem – na oko z odległości półtora kilometra. Mimo powiększenia fotka była ziarnista i nie dało się na niej dostrzec rysów twarzy żadnego z mężczyzn.
W tym momencie Minor się uśmiechnął. Poprzednia kartka dobrze posłuży jego celom. Zdał sobie sprawę, że teraz musi popędzić do Camp Pendleton, ponieważ jeszcze chwila i spóźni się na spotkanie.
***
Istniała szansa, że zobaczy jednostki marines z autostrady I-5 za Oceanside. Tak pomyślał i nie pomylił się. Na wschód od międzystanowej, tuż za ogrodzeniem oddzielającym teren obozu jechały lekkie czołgi piechoty morskiej oraz pojazdy opancerzone Bradley, a za nimi ciągnęły się samochody terenowe wyposażone w ustawione na stojakach karabiny maszynowe kaliber 60 milimetrów. Wznosiły kurz, wjeżdżając w koleiny i kierując się ku pustym wzgórzom. Na oceanie, dwa, trzy kilometry od brzegu cumował okręt desantowy, a ku plaży szybko zmierzał poduszkowiec z komandosami, który następnie skierował się w stronę wydm i rosnących za nimi niskich lasów.
Za północnym krańcem ogromnej bazy między Oceanside i San Clemente nie było żadnych zjazdów z międzystanowej, Dar wszakże znał doskonale te tereny, toteż z łatwością znalazł jeden z południowych wjazdów przy Hill Street. Zanim dotarł do budynku administracyjnego, zatrzymywano go trzykrotnie: dwa razy przy bramach z podnoszonymi barierkami, gdzie żołnierze potwierdzali jego spotkanie z kapitanem Butlerem, raz zaś musiał poczekać dobrą minutę, w trakcie której funkcjonariusz kierujący ruchem przepuścił przed nim trzy kierujące się ku wydmom czołgi, jadące z prędkością sześćdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę.
Minora sprawdzano także kilkakrotnie w budynku administracji, gdy szedł w stronę biur oficerskich, miał już jednak przypiętą plakietkę gościa i do znajomego pokoju dotarł bez przeszkód…
Kapitan Butler nie kazał Darowi czekać; sekretarka natychmiast pozwoliła mu wejść. Butler – wysoki, szczupły Murzyn w doskonale wykrochmalonym pustynnym mundurze khaki – zerwał się na jego widok zza biurka i serdecznie go uściskał. Taki wyraz emocji był dość niezwykły jak na oficera marines.
– Diabelnie dobrze cię widzieć, Darwinie – zagaił kapitan z szerokim uśmiechem. – Przegapiliśmy parę naszych comiesięcznych, wieczornych wypadów do miasta.
– Tak, zbyt wiele – zgodził się Minor. – I ja się cieszę, że cię widzę, Ned.
Kapitan zawsze miał u siebie w biurze miseczkę świeżo zerwanych cytryn i dzbanek z mrożoną herbatą, którą pił bez umiaru. Dziś też Darwin musiał wraz z Butlerem przejść przez swoisty kilkuminutowy rytuał: stukanie lodu w szklaneczkach, nalewanie herbaty, krojenie cytryny i toast.
– Za przyjaciół, którzy odeszli – powiedział Ned.
Obaj wypili, po czym zajęli miejsca. Dar usiadł na zniszczonej kanapie, kapitan w jeszcze bardziej zniszczonym skórzanym fotelu. Z twarzy Butlera wciąż nie znikał szeroki uśmiech.
Po powrocie z Dalat Darwin odwiedził wdowę swojego obserwatora, która wraz z dwuletnim synkiem mieszkała w Greenville, w stanie Alabama. Spotkał wcześniej Edwinę, w trakcie długiego szkolenia, kiedy Ned senior i on walczyli z sobą o każdy celny punkt na strzelnicy i w terenie. Wówczas Dar stanął w drzwiach i oświadczył, że oboje mogą się do niego zwracać zawsze, ilekroć będą czegoś potrzebować.
Początkowo Edwina sądziła, że przyjaciel męża powiedział to ze zwyczajnej uprzejmości, kiedy jednak powiadomiła go telefonicznie, że przeprowadza się wraz z dzieckiem do Kalifornii, ponieważ pragnie być bliżej rodziny, właśnie Darwin zapłacił za bilety lotnicze i furgonetkę do przewozu mebli, zamiast pozwolić im obojgu podróżować autobusem. A gdy Ned junior zaczął wcześnie wykazywać talent matematyczny, również Dar załatwił mu po cichu miejsce w prywatnej szkole w Bakersfield, gdzie mieszkali Butlerowie. Po śmierci Barbary i dziecka Minor także przeprowadził się do Kalifornii, a wtedy właśnie Edwina i nastoletni Ned spędzali z nim całe godziny przez kilka tygodni, zanim się otrząsnął z tragedii i mógł podjąć normalne życie. Darwin pragnął i mógł pomagać Nedowi, który zdobył doskonałe oceny na egzaminie SAT [Scholastic Achievement Test – egzamin, którego wyniki decydują o przyjęciu na studia w USA.] i dzięki temu mógł wybrać dowolną uczelnię w kraju. Dar myślał o Princeton, ale Ned wybrał marines.
Podczas wojny w Zatoce Perskiej młodzieniec zdobył trzy odznaczenia. Wylądował wraz z plutonem rozpoznawczym, podczas gdy Irakijczycy czekali na brzegu, spodziewając się potężnej inwazji piechoty morskiej. Generał Schwarzkopf użył wcześniej w szturmie wodno-lądowym tysięcy marines, którzy mieli przyciągnąć uwagę irackich oddziałów, a tymczasem setki tysięcy żołnierzy i czołgów koalicji wykonało zdumiewające, ponad trzystukilometrowe przesunięcie, po czym niewidoczni przez wroga rozpoczęli ofensywę, która rozbiła tyły armii irackiej. W trakcie tej wojny, w roku 1991, Ned junior skończył dziewiętnaście lat i był dokładnie w tym samym wieku, w jakim był jego ojciec podczas akcji w Dalat.
Od tamtego czasu aż do zdobytego przed pięcioma laty dzisiejszego stanowiska w Camp Pendleton młody oficer starał się spotykać z Darwinem na obiad z drinkiem przynajmniej raz w miesiącu. Niestety w ostatnich miesiącach zazwyczaj nie mogli uzgodnić terminu.
Przez kilka minut gawędzili o rodzinie i wspólnych przyjaciołach. W końcu Ned odstawił szklankę z mrożoną herbatą i spytał:
– Czemu więc zawdzięczam twoją wizytę?
Dar krótko i zwięźle opowiedział mu o Przymierzu, Dallasie Trace i rosyjskich snajperach, choć – co go samego zdziwiło – nie potrafił wyciągnąć wniosków. Chociaż młody kapitan nie miał w marines takiej specjalności jak ojciec, wysłuchał całej historii z typową dla wyborowych strzelców cierpliwością.
– Wyświadczając mi przysługę, o którą zamierzam cię poprosić, możesz narazić całą swoją karierę, Ned – powiedział Darwin. – Jeśli odmówisz, zrozumiem… mało tego, prawie liczę się z tym, że mi odmówisz. Nie chodzi o niezwykłą prośbę, lecz o coś nielegalnego.
Kapitan bardzo lekko się uśmiechnął.
– Przyjmuję twoją uwagę, kapralu – odparł. – Ja i trzech moich dobrych przyjaciół, spotkałeś ich wszystkich, mamy trochę wolnego czasu. Powiedz mi tylko, kogo mamy zabić i jak bardzo ma cierpieć.
Minor roześmiał się uprzejmie, po czym zrozumiał, że Ned nie żartuje.
– Nie, nie – powiedział pospiesznie. – Miałem nadzieję, że będę mógł nieoficjalnie pożyczyć nieco sprzętu. Zwrócę go, zanim ktokolwiek zauważy jego brak.
Kapitan pokiwał powoli głową.
– Nie mamy tu żadnego dodatkowego abramsa MlAl ani innego podobnego czołgu – odrzekł – ale może ci wystarczy pojazd opancerzony Bradley?
To powiedziawszy, Ned uśmiechnął się, bardziej jak drapieżca niż żartobliwie. Darwin westchnął.
– Myślałem tylko o karabinie.
Kapitan znów pokiwał głową.
– Wydaje mi się, że wbrew przepisom przywiozłeś sobie z wojny wietnamskiej karabin, który uznałeś za prezent od 7. Pułku Piechoty Morskiej.
– Remingtona 700 – przyznał Dar. – Tak. Nadal go mam.
– I ciągle można z niego strzelać? – spytał Ned.
– Od kilku miesięcy nie próbowałem, lecz wtedy udawało mi się trafić pięcioma pociskami w kwadrat o boku sześciu centymetrów z odległości pięciuset pięćdziesięciu metrów.
Kapitan zmarszczył brwi.
– Pięciuset pięćdziesięciu? Dlaczego nie z kilometra?
– Jestem już stary – wyjaśnił Darwin. – Niedowidzę. Zakładam okulary, gdy czytam przez dłuższy czas.
– Pieprzenie – powiedział wesoło Ned, po czym dodał: – Proszę pana. – Nieobecnym ruchem wygładził idealnie wyprasowane spodnie munduru polowego. – No dobrze. Kiedy tamten snajper próbował zastrzelić cię w twoim domu… jakiej broni użył?
Minor opisał karabin Tikka 595 Sporter. Kapitan nieznacznie wzruszył ramionami.