Sydney przyjrzała się kawałkom szarej substancji mózgowej na suchej ścianie z pustaków, po czym spytała:
– Czy Vargas widział sam wypadek?
– Nie – odparł kapitan. – Odwrócił głowę, gdy tylko usłyszał odgłos załamujących się nożyc. Twierdzi, że wokół podnośnika nie dostrzegł nikogo.
– W jaki sposób nożyce podnośnika mogły się ot tak załamać? – zastanowił się głośno Dar, robiąc zdjęcia aparatem cyfrowym.
Hernandez zmierzył go wzrokiem od góry do dołu, potem przyglądał mu się jeszcze oceniająco przez długą chwilę, w końcu odrzekł:
– Vargas uważa, że Esposito sam manipulował przy jednym ze słupków. Właśnie tam robotnicy napełniają i osuszają zbiorniki hydrauliczne. Gdy się poruszy nieodpowiednią śrubę, ciśnienie płynu hydraulicznego może się szybko zmniejszyć, a wówczas prawie natychmiast nożyce się składają i podnośnik opada.
– Po co Esposito miałby robić coś takiego? – zdumiała się Syd.
Kapitan odgarnął z czoła mokre, czarne włosy.
– Mecenas Esposito był moim zdaniem nieudacznikiem i partaczem – odfuknął po prostu.
Minor zbliżył się do podnośnika, nie wszedł pod platformę, lecz kucnął przy niej i przyjrzał się suchemu obszarowi pod nią.
– Widzę tutaj nie tylko ślady butów pana Esposito.
– Zgadza się – przyznał Hernandez. – Resztę wydeptali zapewne sanitariusze, którzy wyciągali zwłoki. Był też koroner, który stwierdził zgon. Kiedy mnie wezwano, dostrzegłem jedynie ślady butów mecenasa.
– Skąd pan to wie? – zdziwił się Dar.
Kapitan westchnął.
– Zna pan jakichś budowlańców w mokasynach marki Florsheim?
Sydney ukucnęła obok Darwina, włożyła rękę do oznaczonej żółtą taśmą strefy, zanurzyła palce w niewielkiej kałuży ciemnego płynu, po czym je podniosła i dokładnie obejrzała.
– Czyli że ta nieznana nam ciecz to płyn hydrauliczny…
– Zgadza się – przyznał kapitan Hernandez. – Reszta to płyny i części nieszczęsnego Esposito.
– Ale sprawa pozostaje otwarta? – upewniła się Syd. – Ze względu na pogwałcenie przepisów.
– Porozmawiamy najpierw z Pauliem Satchelem – odparł Hernandez. – Przesłuchamy też oficjalnie pozostałych facetów, którzy znajdowali się wówczas na miejscu incydentu. Ktoś taki jak Jorge Esposito ma wielu wrogów i sporo… konkurentów. Tym niemniej wszystkie szczegóły wskazują jednoznacznie na wypadek.
– Co z Vargasem? – spytał Dar. Hernandez zmarszczył brwi.
– Pyta pan o kierownika? Człowiek pracuje w tej firmie od osiemnastu lat. A poza tym jest czysty jak łza. Nie ma na swoim koncie nawet mandatu.
– Pan Esposito pozwał firmę o odszkodowanie – zauważyła cicho Sydney.
Kapitan potrząsnął głową.
– W momencie katastrofy Vargas był w głównym baraku, gdzie rozmawiał przez telefon z jednym z architektów. Możemy sprawdzić billingi i przesłuchać architekta. Moim zdaniem jednak Vargas jest czysty. Czuję to w kościach.
– Instynkt? – spytał Darwin zaciekawiony jak zawsze, gdy policjanci oddawali się dedukcji. Prawie wierzył w ich szósty zmysł.
Hernandez spojrzał na niego z ukosa, jawnie doszukując się w tej uwadze sarkazmu. Nic wszakże nie powiedział.
Milczenie przerwała Syd.
– Dokąd koroner zabrał ciało?
– Do kostnicy miejskiej – odrzekł kapitan, wciąż wpatrując się w Minora zimnymi, ciemnymi oczyma. W końcu przeniósł wzrok na Sydney. – Zamierza pani tam pojechać?
– Prawdopodobnie.
Hernandez wzruszył ramionami.
– Trup Esposito nie stanowił szczególnie ładnego widoku, kiedy tu przyjechaliśmy… Wątpię, czy w kostnicy prezentuje się choć odrobinę lepiej. Ale cóż… każdy może spędzać niedzielę tak, jak lubi.
***
Dar zauważył w ostatnich latach, że w filmach kostnice zawsze były wypełnione nagimi ciałami pięknych młodych kobiet oraz koronerami, w których role wcielali się przywodzący na myśl tłuste wieprze aktorzy o nieczułych twarzach. Lekarz sądowy hrabstwa San Diego, doktor Abraham Epstein, był jednak niskim, starannie ubranym mężczyzną tuż po sześćdziesiątce, który przemawiał tak cicho i poważnie, że przywodził na myśl raczej wyjątkowo szczerego właściciela zakładu pogrzebowego. Darwin i Syd, pragnąc obejrzeć zwłoki Esposito, nie musieli również przechodzić obok żadnych trupów, lecz zgodnie z nową procedurą siedzieli w niewielkim, ładnym pokoju i oglądali na trzydziestodwucalowym monitorze film z oglądu ciała nakręcony kamerą wideo o wysokiej rozdzielczości. Gdy na ekranie pojawiła się twarz mecenasa Esposito, Minor aż się wzdrygnął. Czuł, że siedząca obok niego Sydney zareagowała podobnie.
– W terminologii medycznej – odezwał się cicho doktor Epstein – nazywamy coś takiego obliczem zmrożonego przerażenia. Termin jest przestarzały, lecz całkiem odpowiedni.
– Dobry Boże – jęknęła Syd. – Widziałam w życiu wiele trupów i wiele z tych osób zmarło wskutek gwałtownej śmierci, nigdy jednak…
– Taka mina – podjął lekarz – zdarza się rzeczywiście niezwykle rzadko. Zwykle zjawisko śmierci, nawet śmierci gwałtownej, eliminuje większość lub całość emocji… przynajmniej póki nie rozpocznie się stężenie pośmiertne. Chociaż w rzadkich przypadkach, zwłaszcza gdy dochodzi do zgonu w wyniku ciężkiego i natychmiastowego urazu… na przykład na polu bitwy…
– Bądź też w wyniku załamania się podnośnika nożycowego – wtrącił Dar.
– Właśnie – przyznał doktor Epstein. – Jak widzicie, szczyt czaszki został nie tylko rozcięty i zdarty, jak to mówimy, lecz sama czaszka została także gwałtownie ściśnięta. Większa część substancji mózgowej wydostała się, reszta natomiast straciła kontakt z centralnym układem nerwowym nieboszczyka w czasie krótszym, niż zajmuje przemieszczenie się po ciele impulsów nerwowych.
Przez moment siedzieli w milczeniu, które przerywał jedynie cichy odgłos wciskania klawiszy kieszonkowego kalkulatora, gdyż Dar znów coś przeliczał. Oblicze Jorge Murphy’ego Esposito gapiło się na nich z wielkiego monitora. Oczy mecenasa patrzyły gdzieś w górę, jakby mężczyzna przed śmiercią obserwował opadającą na niego gilotynę, usta miał otwarte wręcz niemożliwie szeroko we wrzasku, który najpewniej przerwała dopiero śmierć, mięśnie jego twarzy i szyi wykrzywiły mu rysy niemal do absurdu przypominające postaci z kreskówki – a wszystko to pod odciętym czubkiem czaszki. Pozostałe kości i resztki włosów nadawały prawnikowi wygląd człowieka, któremu zerwało połowę peruki.
– Doktorze Epstein – odezwał się w końcu Minor – zgodnie z moimi obliczeniami, gdyby platforma znajdowała się na maksymalnej wysokości… czyli takiej, o jakiej nam wspomniał kierownik budowy i nieliczni pracujący dziś na budowie robotnicy… utrata płynu hydraulicznego oznaczałaby, że platforma osiągała niemal maksymalną prędkość opadania prawie natychmiast. Musiała zatem spaść na pana Esposito w czasie krótszym niż dwie sekundy.
Lekarz sądowy powoli pokiwał głową.
– Jest to zgodne z badaniami nad tak zwanym obliczem zmrożonego przerażenia. Aby doszło do takiego zjawiska, mózg ofiary musi zostać… odłączony… od układu nerwowego w 1,8 sekundy lub jeszcze szybciej. Wtedy wyraz twarzy zachowuje obraz lęku, który przeżyła ofiara.
Darwin spojrzał na Syd.
– Jak daleko w twojej opinii znajdowało się ciało Esposito od słupa, w którym poluzowano śrubę, powodując wyciek płynu hydraulicznego?
– Platforma miała niecałe cztery metry szerokości – odparła Sydney. – Mecenas znajdował się na stronie przeciwnej od kolumny z wykręconą śrubą, a jego głowa wystawała na kilka centymetrów z podpórek nożyc. Moim zdaniem raczej próbował uciec.
– Sądzisz, że zdołałby poluzować tę śrubę i przeskoczyć tak wielką przestrzeń w niecałe dwie sekundy? – naciskał Minor.
– Na pewno nie – odrzekła kobieta. – W dodatku jeśli, co zresztą sugeruje jego mina, Esposito rzeczywiście widział upadek platformy, usiłowałby instynktownie… jak każdy na jego miejscu… skoczyć do przodu zamiast pod platformę. Nikt w takim przypadku nie wbiegałby pod spadający beton i nie przyciskał się do ściany.
Dar odłożył kalkulator – Jest coś jeszcze – dorzucił doktor Epstein, po czym poprowadził ich do laboratorium, które mieściło się między poczekalnią i metalowymi szufladami kostnicy. Tutaj na półkach leżały różne worki, większość opatrzona etykietkami z międzynarodowym symbolem oznaczającym materiały skażone. Lekarz wyciągnął z jednej szuflady jakieś pudełko, nałożył jednorazowe rękawiczki chirurgiczne w typie, jakiego używali sanitariusze od początku epidemii AIDS, identyczne wręczył zarówno Darwinowi, jak i Syd. Rozwinął jeden z przezroczystych worków. Nalepka na nim głosiła: ESPOSITO, M. JORGE i miała dzisiejszą datę oraz numer sprawy.
– Policja oczywiście wszystko uwieczniła na fotografiach i kasetach wideo – powiedział doktor Epstein – powinniście jednak coś państwo zobaczyć.
Otworzył worek, wyjął z niego ubranie mecenasa i rozłożył je na stole z nierdzewnej stali. Stół wyposażony był w rowki na spływającą z ciała krew.
Minor zauważył, że prążkowany garnitur należał raczej do tych tańszych, a pokrywająca go krew i kawałki mózgu bynajmniej nie dodały mu atrakcyjności. Biała koszula była niemal zupełnie czerwona. Esposito nosił krzykliwy, żółty krawat, obecnie ubrudzony plamami w odcieniu karmazynu.
Lekarz sądowy podniósł rękawy marynarki garnituru prawnika, a potem rękawy koszuli.
– Popatrzcie – rzucił.
Syd natychmiast skinęła głową.
– Krew… ludzka tkanka… ale nie ma płynu hydraulicznego.
– Dokładnie – przyznał doktor Epstein modulowanym, bolejącym tonem. – Nie było płynu hydraulicznego na rękach ofiary, twarzy ani górnej części ciała. Ale tutaj…
Podniósł nogawki spodni. Dar chwycił je i uniósł bardziej do światła. Prawa nogawka spodni była aż czarna i oleista od płynu hydraulicznego. Lekarz wyjął z dna worka znoszone czarne mokasyny ze wzmocnionymi piętami. Na obu butach była krew, jednak tylko w skórę jednego – prawego – wsiąkł płyn hydrauliczny. Nawet podeszwa buta śmierdziała płynem.
– Płyn wyprysnął z rury prawdopodobnie na około dwa i pół metra – zauważyła Sydney. – Z jakiegoś powodu Esposito znalazł się pod podnośnikiem, prawdopodobnie blisko środka albo bliżej ściany, skąd nie zdołał już uciec. Odwrócił się i wskoczył w szparę między skrzyżowane podpórki podnośnika, akurat gdy nożyce się zamykały. Hydrauliczny płyn rozlał się podczas jego skoku i dlatego tylko nogawki spodni i prawy but są nim nasączone.