Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie, dziękuję.

Stanęła do Rothgara tyłem i zaczęła zdejmować bieliznę. Koszula i krochmalone spódniczki powędrowały na podłogę.

– Spal to! – poprosiła, a potem zawstydziła się swego zachowania. – Przepraszam, głupio się zachowuję.

Bey pokręcił głową.

– Wcale nie. Nie wstydź się swej słabości, Diano.

– Nie, nie. Muszę być silna. Inaczej Somerton wygra, rozumiesz? Przecież o to mu chodziło, żebym była słaba i bezradna!

Gdyby teraz wzięła kąpiel, przyznałaby w ten sposób, że czuje się zbrukana. Nie, nie może pozwolić, by prześladował ją cień lorda Randolpha. Musi pamiętać o swoich przodkach i ich odwadze.

– Więc co mogę dla ciebie zrobić? O ich odwadze i prawdomówności.

– Weź mnie do łóżka, Bey – szepnęła. – Chcę poczuć cię

blisko.

Wahał się jeszcze przez chwilę, ale potem wziął ją w ramiona. Podwójne łóżko okazało się nadzwyczaj wygodne. Jednak gdy tylko na nim legła, przed oczami stanął jej uśmiechnięty okrutnie Somerton.

– Potrzebuję tego – szepnęła. Markiz dotknął delikatnie jej policzka.

– Jesteś pewna? Może lepiej nie teraz – rzekł niepewnie. Diana już wiedziała czego potrzebuje naprawdę.

– Przywiąż mnie do łóżka – poprosiła. Spojrzał na nią zdziwiony, wręcz zaszokowany.

– Jesteś pewna, że… właśnie o to ci chodzi? Skinęła opartą na poduszce głową.

– Wiesz, co w tym wszystkim było najgorsze? Całkowita bezsilność. Poczucie tego, że nie mogę nic zrobić, chociaż mam ukryty pistolet Wolałabym już walczyć i przegrać. Ale, nie… -nagle zmieniła zdanie. – Chyba proszę cię o zbyt wiele.

Jego wahanie trwało krótko.

– Zaczekaj chwilę – rzucił i wyszedł do drugiego pokoju. Po chwili usłyszała odgłosy darcia materiału, a potem w drzwiach stanął Bey. W rękach miał cztery czarne pasy mocnego płótna.

– Jesteś pewna? – powtórzył pytanie.

– Tak – odparła, wyciągając przed siebie ręce. Usiadł na łóżku i zaczął wiązać pierwszą rękę. Następnie zrobił to samo z drugą. Łóżko było gładko toczone z drewna. Mógł ją więc przywiązać jedynie do czterech słupów baldachimu.

– Czy uznałabyś eksperyment za niepełny, gdybym obiecał, że cię odwiążę, gdy tylko oto poprosisz? – zadał kolejne pytanie.

Diana z trudem przełknęła ślinę.

– Tak, chyba tak.

Markiz zaczął wiązać jej nogi.

– Więc przynajmniej postaram się wykonać to zadanie z elegancją i wyrafinowaniem – powiedział.

– Przepraszam, Bey. Pytałeś, co możesz dla mnie zrobić.

– Chodziło mi raczej o masaż stóp albo coś w tym rodzaju – mruknął. – Nie chciałem zamieniać się w gwałciciela. No dobrze, czy możesz wyciągnąć drugą nogę?

Zrobiła to, o co ją prosił.

– To ja mam być ofiarą, a nie ty – zauważyła, patrząc na jego pełną goryczy minę. – Nie chcę cię do niczego zmuszać.

Spojrzał na nią niechętnie, a potem zamyślił się, pocierając swój policzek z lekkim zarostem.

– No dobrze, nie ma co dramatyzować – stwierdził w końcu. – Ale odmawiam jednej rzeczy. Na pewno nie będę się z tobą kochał w ten sposób. To byłby zwykły gwałt.

– Oczywiście – zgodziła się bez zastrzeżeń. – Chcę sobie po prostu poradzić z tą sytuacją. To wszystko.

Uśmiechnął się do niej, jakby wielki ciężar spadł mu z serca i przywiązał drugą nogę do słupka. Nad głową miała żółty, satynowy baldachim.

– Co czujesz? – spytał.

– Strach – padła odpowiedź. – Chociaż wiem, że mi nic nie zrobisz. Boję się też tego, że wyjdziesz i mnie tak zostawisz.

Rothgar wstał z łóżka i zaczął się nerwowo przechadzać po pokoju, a ona wodziła za nim oczami.

– Nie, Diano, to nie ma sensu – powiedział w końcu, zatrzymawszy się przed łóżkiem. – Masz rację, że się boisz. Gdybym był złoczyńcą, znajdowałabyś się w wielkim niebezpieczeństwie.

– Muszę zapanować nad strachem. Widziałam, jak samym wzrokiem zmusiłeś Somertona do posłuszeństwa.

– Myślisz, że by mi się to udało, gdybym był związany jak cielę?! Nie łudź się nawet!

– Nie przerywaj! – rzuciła rozkazująco. – I nie mówmy już o tym. Rób, co do ciebie należy.

Znowu zaczął się przechadzać przed łóżkiem. Następnie wyjął z kieszeni nóż i rzucił go w jej kierunku. Krzyknęła przerażona. Ostrze wbiło się w deskę tuż nad jej głową.

Rothgar usiadł i przyłożył dłoń tuż pod jej piersią.

– Serce ci wali jak oszalałe – stwierdził.

– T… to eh… chyba naturalne – powiedziała, szczękając zębami.

– Nie, możesz nad tym zapanować. – Przesunął dłoń na jej brzuchu. – Staraj się oddychać spokojnie, wypychając moją dłoń. Raz, dwa, raz, dwa.

Czuła, że powoli spływa na nią spokój. Serce powróciło do normalnego rytmu. Sytuacja wydała jej się do opanowania. Miała przecież pistolet w kieszeni i musiała tylko zaczekać na odpowiednią chwilę. Randolph nie może jej trzymać cały czas w tej pozycji. W końcu ją rozwiąże, a wtedy…

Rothgar sięgnął po nóż i przeciął jej więzy.

– Dosyć tego!

Czy rzeczywiście była taka głupia, żeby prosić go, by ją przywiązał? Cała sprawa wydała jej się nagle niewarta zachodu.

Diana przeciągnęła się, czując bliskość Beya.

– A teraz może masaż stóp – zamruczała jak kotka. Ich oczy spotkały się nagle. Rothgar potrzebował trochę czasu, żeby się uspokoić.

– No, nareszcie. Widzę, że wszystko w porządku – stwierdził, odkładając nóż. – Zaczekaj chwilę.

Chciała prosić, żeby nie wychodził, ale nie zdążyła. Wrócił wkrótce z niewielkim flakonikiem w dłoni.

– Co to takiego? – spytała.

Nie odpowiedział. Usiadł obok i wylał odrobinę płynu na dłoń. Diana wciągnęła w nozdrza cudowny zapach drzewa sandałowego. Natomiast Bey obnażył jej nogi i zaczął wprawnie wcierać olejek.

– Och, jak dobrze! – westchnęła. – To tak odpręża.

Markiz z kolei nie wyglądał na odprężonego. Jego dłonie przesuwały się nerwowo wyżej, a potem cofały, jakby upomniane przez właściciela.

– Jeszcze drugą – poprosiła. – Chciałabym umieć to zrobić dla ciebie, gdybyś potrzebował relaksu.

Wyobraźnia podsunęła mu zapewne obraz Diany masującej jego stopy. Rothgar zadrżał. Jednocześnie starał się nad sobą panować. A przecież on też miał prawo do pożądania i… miłości. Pragnęła, żeby to zrozumiał i nie męczył się dłużej.

Tymczasem Bey wylał jeszcze trochę olejku z drzewa sandałowego na dłoń i wmasował go lekko w jedną, a potem drugą stopę. Chciał wstać, ale Diana chwyciła go za rękę.

Nie, nie może pozwolić mu odejść.

– Wciąż jesteśmy bezpieczni – rzekła dwuznacznie. Od razu zrozumiał, o co jej chodzi, postanowił jednak

utrzymać rozmowę na pewnym poziomie abstrakcji.

– Nigdy nie można się czuć całkowicie bezpiecznym, Diano. Sama widziałaś.

– Wobec tego, jesteśmy tak bezpieczni, jak ostatnio. Tym razem mógłbyś zostać dłużej – dodała kusząco.

Pochylił lekko głowę.

– Jestem na twoje rozkazy – powiedział. Gdyby teraz stwierdziła, że go potrzebuje, żeby zatrzeć

wspomnienia po lordzie Randolphie, na pewno mogliby się kochać. Ale Diana nie chciała kłamać. Po prostu pożądała Beya.

– Nie chodzi o rozkazy. Pragnę cię, to wszystko. Mówiła niemal szeptem, ale Rothgar ją usłyszał. Przez

chwilę widać było, że walczy ze sobą. Tym razem mógł przemyśleć decyzję. Nikt go nie ponaglał.

Niespodziewanie w jego oczach zapaliła się wesoła iskierka.

– Rozpustna z ciebie kobieta. Mam się rozebrać?

Diana pokręciła głową.

– Nie, ja to zrobię – rzekła, by pokazać mu, jak bardzo stała się rozpustna.

Zaczęła rozpinać długi rząd zdobionych guzików u koszuli. Kiedy skończyła, spróbowała wyciągnąć ją ze spodni. Bezskutecznie. Musi najpierw poradzić sobie z jego spodniami do jazdy. Jej drżące dłonie przesunęły się niżej.

Rothgar nie przeszkadzał Dianie, ale też i nie pomagał. Tylko po stężałych mięśniach twarzy widziała, jak wiele go to kosztuje. I teraz, kiedy sięgnęła do krocza, wydał z siebie coś w rodzaju syknięcia.

Rozpięła spodnie i wyciągnęła z nich koszulę. Kiedy zobaczyła przed sobąjego nagi tors, przytuliła się do niego na chwilę, a potem zabrała się do zdejmowania butów i pończoch.

– I co? Dalej będziesz tak leżał? – spytała, oceniając krytycznie dalsze możliwości rozbierania Rothgara. Nie, na pewno nie poradzi sobie ze spodniami. Musi wstać i jej pomóc.

– Przecież sama chciałaś.

– Czuję się tak, jakbym cię gwałciła – poskarżyła się.

– Kto wie, może tak właśnie jest – mruknął, najwyraźniej rozbawiony.

– Nie mów tak! – uderzyła go lekko.

Rothgar podniósł się i jednym ruchem ściągnął spodnie. Stał teraz przed nią nagi. Nie wstydził się jednak, a i ona tym razem się nie zaczerwieniła. Rozwiązała pasek swojego szlafroka.

– Wiesz, że nie powinniśmy – szepnął, wpatrując się głodnym wzrokiem w jej nagie ciało.

Potrząsnęła głową, a kasztanowe włosy rozsypały się jej wokół ramion.

– Rozumiem twoje opory, ale ich nie akceptuję – odparła. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, a następnie wziął ją

w ramiona. Kiedy położył ją delikatnie na pościeli, Diana wyśliznęła się z jego objęć i pchnęła go na poduszki.

– Dzisiaj jest moja noc – rzekła, siadając na nim okrakiem. – Noc, kiedy księżyc jest w pełni.

W świetle, które wpadało przez okno, rzeczywiście przypominała łowczynię. Jej smukłe nagie ciało z burzą włosów mogło kojarzyć się z dawnymi Amazonkami. Rothgar nie miał tu nic do powiedzenia. Mógł jedynie poddać się pieszczocie.

Natomiast Diana zobaczyła flakonik z olejkiem i chwyciwszy go, wylała trochę wonnego płynu na pierś Beya.

– Chcę cię pieścić – szepnęła.

– Nie wiem, czy to przeżyję – rzekł zduszonym głosem. Przesunęła rękami po jego piersiach. Potem pochyliła

się i pocałowała go delikatnie. I znowu wylała odrobinę olejku, ale nieco niżej, i zabrała się do masowania. Powtarzała tę czynność parę razy, wciąż przesuwając się w dół, do jego męskości. Bey zadrżał.

75
{"b":"91893","o":1}