– Nie. Teraz umieścimy za sercami biały papier i będziemy starali się jak najwierniej powtórzyć poprzedni strzał -oznajmiła.
– Na miły Bóg! Przecież to szaleństwo! – obruszył się Steen.
– Raczej niepotrzebna ekstrawagancja – zauważył spokojnie Rothgar. – 2 moich doświadczeń wynika, że nie trzeba nawet trafić w serce, żeby zabić.
Spojrzała na niego i pomyślała, że gdyby grali „o ciało", sama oćwiczyłaby go rózgami. Nagiego.
– Przecież chodzi tylko o sprawdzenie naszych umiejętności – powiedziała z uśmiechem. – To nie musi niczemu służyć. Tak, jak pańskie automaty, markizie.
Rothgar skłonił jej się dwornie.
– Dobrze. Wobec tego sprawdźmy, pani, które z nas jest najlepszą maszyną. Do zabijania – dodał, patrząc jej w oczy.
I znowu zrobił to tylko po to, żeby wyprowadzić ją z równowagi. Diana nie miała zamiaru się poddać. Kazała służącemu umieścić czyste kartki za sercami przypiętymi do sylwetek, a następnie wskazała je Rothgarowi.
– Proszę, panie.
Markiz naładował już wcześniej pistolety i teraz zajął pozycję strzelniczą. Tym razem celował dłużej. Kiedy strzelił, pomyślał, że kula powędrowała trochę w bok. Za drugim razem starał się nie powtórzyć tego błędu, ale znowu trochę przesadził.
Służący szybko przyniósł papierki i serca.
– Na miły Bóg! Dokładne trafienia! – wykrzyknął Steen. Markiz uśmiechnął się pobłażliwie. Lubi szwagra, ale
dokładność nie była jego najmocniejszą stroną.
– Nie, strzały lekko przesunięte – stwierdził. – Pierwszy w prawo, a drugi w lewo. Bryght? – zwrócił się do brata.
– Nie widzę sensu w takiej zabawie – mruknął zagadnięty.
– Potraktuj to jako zadanie matematyczne. Musisz po prostu wytyczyć dwa punkty – kusił go Rothgar.
– Wolę to robić za pomocą linii i cyrkla – powiedział stanowczo Bryght. – Rezygnuję.
Również Elf, która miała na koncie dwa trafienia, jedno nieco oddalone od środka, nie dała się skusić.
– Wiem, że nie potrafię tego zrobić – stwierdziła po prostu.
– Ale ty, pani, chyba nie zrezygnujesz? – markiz zwrócił się do lady Arradale.
Diana już trzymała w ręku pistolet.
– Nie, oczywiście. Przecież to była moja propozycja -przypomniała.
Zajęła pozycję i po chwili oddała pierwszy strzał. Roth-gar widział, że celny, ale z tej odległości trudno mu było ocenić, na ile. Zastanawiał się, kto uczył ją strzelania, gdyż lady Arradale była w tym bardzo dobra. Zdawało mu się tylko, ze brakuje jej tej wewnętrznej dyscypliny, która pozwala zastosować rzeczy wyuczone w praktyce. A może nie. Już nie.
Po drugim strzale przyniesiono tarcze i okazało się, że na kartkach Diany też są przesunięcia.
– Chyba mniejsze – przyznał po oględzinach Rothgar. Hrabina potrząsnęła głową.
– Nie, chyba takie same – rzekła z przykrością.
– Chodźmy lepiej do salonu i poddajmy te tarcze dokładnej analizie – zaproponował Bryght. – Jest pewnie jakiś sposób, żeby zmierzyć te przesunięcia. To właśnie jest dla mnie matematycznym wyzwaniem.
Bryght od razu zabrał się do oględzin. Przyglądał się obu kartkom przez ładnych parę minut. W końcu uniósł głowę.
– Do licha, Bey! Wygląda na to, że przegrałeś z hrabiną! -wykrzyknął ze zdziwieniem.
– Mam nadzieję, że wygrana cię ucieszyła, pani? Czy umiesz walczyć na szpady?
– Ależ Bey! – zaprotestował brat. Diana tylko się uśmiechnęła.
– Tak, ale nie jestem w tym tak dobra – poinformowała go. – Brakuje mi stałego partnera.
Rothgar pomyślał, że chętnie by nim został. Teraz miał jednak ochotę zmierzyć się powtórnie z lady Arradale. Nie wątpił, że jest również diabelsko zdolnym szermierzem.