Литмир - Электронная Библиотека
A
A

A może o obie te rzeczy, dodała w myśli. Przecież jej matka miała tylko jedno dziecko, i to w dodatku dziewczynkę. Diana nigdy nie zastanawiała się nad związkiem rodziców. Wydawał się jej szczęśliwy. Ale zapewne w nim również nie brakowało dramatów. Przypomniała sobie, że jej prawdziwa edukacja zaczęła się, gdy miała już dwanaście lat. Prawdopodobnie wtedy ojciec porzucił 'myśl o męskim potomku

Markiz uniósł delikatnie porcelanową głowę chłopca. Z powodu uszkodzonego mechanizmu poruszyła się wolno, jakby dobosz wahał się, czy wykonać ten ruch. Zielone martwe oczy patrzyły teraz wprost na nich.

– Ładne dziecko – stwierdził. – Podobne do ciebie, pani, z dzieciństwa. A w każdym razie do tego portretu, który wisi w twojej dawnej sypialni.

Diana z zapartym tchem podeszła do zabawki. Markiz miał rację. Tylko jej włosy były inne, ciemniejsze.

Zamknęła na chwilę oczy, chcąc się uspokoić. Pomyślała o tym, co musiała czuć matka, widząc dobosza. Jak to dobrze, że nie przywiązała się do niego i że rodzice tak szybko go schowali.

– To… straszne – wyjąkała.

– Twój ojciec, pani, pewnie uważał to tylko za kaprys. Może chciał wam zrobić przyjemność – podsunął jej Rothgar.

Tak, na pewno ma rację, pomyślała Diana. Wciąż była zbyt wstrząśnięta, żeby zebrać myśli i powiedzieć coś sensownego.

– Ładny chłopiec. Władczy, ale pełen wdzięku i ciepła. Twój portret, pani, też mi się zresztą podobał.

O nie, tylko nie teraz! Diana nie miała najmniejszej ochoty na flirt. Rothgar chyba również, ponieważ znowu pochylił się nad automatem.

– Jeśli nie znajdziesz, pani, kogoś, kto mógłby go naprawić, mogę go wziąć do Londynu – zaproponował. – Mistrz Merlin jest najlepszym fachowcem w tej dziedzinie. Osobiście bardzo lubię zajmować się automatami.

– Już słyszałam. – Diana przypomniała sobie uwagę

Charliego. – I jestem naprawdę zaskoczona, że lubisz zabawki, panie.

– Raczej maszyny, pani. Precyzyjne automaty, które ro-bia to, co się im poleci.

Hrabina uśmiechnęła się lekko.

– Potrzebujesz do tego magii? Merlina? – spytała ironicznie.

– Tak się składa, że to prawdziwe nazwisko – odparł poważnie. – Zauważ, że na przykład książę Bridgewater buduje mosty i akwedukty, jak na to wskazuje jego nazwisko.

– A Byrd komponował muzykę chóralną opartą na pieśniach ptaków – dodała po chwili. – Coś rzeczywiście jest z tymi znaczącymi nazwiskami.

Markiz pokiwał głową.

– Właśnie. Nazwiska mogą zawierać dodatkowe informacje o osobach, które je noszą – powiedział, patrząc na nią znacząco.

Diana tylko wzruszyła ramionami.

– Arradale to po prostu dolina rzeki Arry – zauważyła. -Za to twoje nazwisko, panie, kojarzy się z gniewem. A imię Bey, bo tak, zdaje się, nazywa cię rodzina, oznacza wschodniego przywódcę.

– A twoje imię, pani? Diana to bogini łowów. – Zanim zdążyła wymyślić jakąś zręczną odpowiedź, Rothgar dodał: – Na pewno świetnie strzelasz, pani. Chętnie bym to iprawdził. Masz tu zapewne jakąś strzelnicę?

Hrabina przypomniała sobie wydarzenia sprzed roku i pomyślała niechętnie o wspólnym strzelaniu. Na szczęście mu-liała się zająć dziećmi, które bawiły się właśnie teatrzykiem.

– Chodźcie – zwróciła się do nich. – Powinniśmy wracać do pokoju. Służba zaraz dostarczy wam zabawki.

Markiz wciąż czekał na odpowiedź. Diana zmarszczyła czoło, myśląc, że powinien dostać to, o co prosi.

– Czy chcesz, panie, urządzić zawody strzeleckie?

– Czemu nie? Nie mamy przecież nic lepszego do roboty. A poza tym, chciałbym zobaczyć, jak strzelasz, pani -Zakończył.

Hrabina zdawała sobie sprawę, że jako gospodyni nie może odmówić. Czuła się jednak nieswojo. Odprowadziła dzieci do ich pokoju i poleciła służbie, by przyniosła im zabawki. Następnie zaprosiła Rothgara do salonu.

– Skąd to zainteresowanie, panie? – spytała go po drodze. – Pamiętasz, rok temu nie mogłam chybić, bo trzymałam pistolet tuż przy twoich plecach.

– Ale chybiłaś, pani, strzelając do Branda – zauważył.

– To dlatego, że byłam zbyt wzburzona, a on poruszał się zbyt szybko.

– Mam nadzieję, że nie żałujesz niecelnego strzału? Zatrzymała się na chwilę i zmierzyła go chłodnym wzrokiem.

– Cieszę się oczywiście, ze nie zabiłam Branda – rzekła wyniośle. – Natomiast żałuję, że chybiłam. Kobieta z moją pozycją musi umieć się bronić.

Markiz skinął głową.

– Masz rację, pani.

– Dlatego następnym razem nie mogę dać się ponieść emocjom – powiedziała na poły do siebie, a na poły do niego.

Kiedy znaleźli się w salonie, hrabina zaczęła wydawać rozporządzenia służbie. Poleciła poinformować gości o zawodach i otworzyć strzelnicę. Wszystko miało być gotowe w ciągu najbliższych paru minut.

Rothgar obserwował ją z uśmiechem, myśląc, że Diana potrafi działać szybko. Była też niebezpieczna. Z całą pewnością w ciągu tego roku pracowała nie tylko nad swoimi strzeleckimi umiejętnościami, ale też nad emocjami. Ciekawiły go efekty tej pracy. Markiz był przekonany, że wszelkie umiejętności się łączą i że nie można stać się doskonałym strzelcem czy szermierzem, bez znajomości greckich filozofów. Pewnie dlatego mężczyźni bardziej interesowali się wojaczką. I gdyby Elf nie wychowywała się z Cynem, z pewnością nie posiadałaby tylu „męskich" umiejętności, a przy okazji uniknęłaby wielu niebezpieczeństw. I tak dobrze, że wszystko skończyło się szczęśliwie.

Z hrabiną było podobnie. Męskie wychowanie dało jej do ręki groźną broń, a kobieca natura uczyniła ją jeszcze bardziej niebezpieczną. Lady Arradale stanowiła zagrożenie nie tylko dla otoczenia, ale i dla siebie samej. Świadczyły o tym rozkazy, które Rothgar otrzymał od króla.

Z królewskiego pisma wynikało, że hrabina upomniała się jako głowa rodu o swoje miejsce w Izbie Lordów. Znajdowało się ono oczywiście poza jej zasięgiem. W całym parlamencie nie zasiadała ani jedna kobieta, a Jerzy III z całą pewnością nie miał zamiaru tego zmieniać.

Co więcej, jako tradycjonalista, wpadł w gniew i kazał Rothgarowi szpiegować lady Arradale. Rozumiał chyba, że dysponuje ona dużą władzą, zwłaszcza tu, na północy, chciał się więc dowiedzieć, jak ją poskromić.

Ta rola nieszczególnie odpowiadała markizowi. Przecież wciąż musiał pamiętać o tym, że ma działać jako poplecznik króla. Na przykład zawody strzeleckie, które uważał za świetną rozrywkę, zaczęły mu się po namyśle jawić jako coś groźnego. Nie będzie dobrze, gdy król dowie się, na przykład, że lady Arradale jest doskonałym strzelcem. To tylko wzmoże jego niechęć.

Powinien więc chyba poprosić członków rodziny, by o tym nie opowiadali.

Po jakimś czasie wszyscy zainteresowani goście zjawili się w salonie, skąd przeszli podcieniami do strzelnicy. Służba przygotowała już cztery pistolety. Odsłonięto też cele, którymi były ludzkie sylwetki. Dwie z nich najwyraźniej kobiece.

– Do licha, mamy strzelać do kobiet? – zaniepokoił się Steen.

– Kobiety też potrafią być groźne – zauważył Rothgar.

– Oczywiście – potwierdziła zdecydowanie Diana. -Gdyby strzelała do pana jakaś kobieta, lordzie Steen, na pewno zdecydowałby się pan na strzał.

– Strzelała? Kobieta? – powtórzył niepewnie Steen.

– Portia oddała do mnie dwa strzały – zauważył Bryght.

– A Elf rzuciła we mnie nożem – dodał Fort.

– To nieprawda – wtrąciła szybko Elf. – Mierzyłam do kartki, którą trzymałeś w dłoni i w nią właśnie trafiłam.

– Tak czy tak, nie było to pewnie zbyt przyjemne – mruknął Rothgar, odwracając się do Diany. – Jak strzelamy, hrabino?

Zagadnięta wskazała sylwetki.

– Strzelamy w zaznaczone serce – odparła. – Im bliżej środka, tym lepiej.

Rothgar spojrzał jeszcze na pistolety.

– Czy to twoje, pani? – Wskazał mniejszą parę. Diana potwierdziła skinięciem głowy.

– Elf też może z nich korzystać – zaproponowała. – Zdaje się, że chciała wziąć udział w zawodach.

– Ale czy wobec tego, my możemy skorzystać ze swoich? – dopytywał się w dalszym ciągu markiz.

– Przywiozłeś, panie, swoje pistolety pojedynkowe?! -Aż otworzyła usta ze zdziwienia.

Rothgar nie wiedząc czemu, odczuł przyjemność, widząc jej zdumienie.

– Nigdy nic nie wiadomo… – bąknął. – Ale nie, mam po prostu moje pistolety podróżne – przyznał w końcu i spojrzał na pozostałych mężczyzn.

Tak, jak się spodziewał, Bryght wziął ze sobą broń. Również Elf po chwili wahania przyznała, że ma pistolety, co niepomiernie zdziwiło jej męża. Teraz stało się jasne, kto w tym gronie należy do Mallorenów, a kto nie.

Natychmiast wysłano służbę do pokojów po broń. Rothgar natomiast rozejrzał się po oczekujących, a następnie zwrócił się do Diany:

– Jaką nagrodę proponujesz, pani? Hrabina spłoszyła się nieco.

– Nie sądzę, żeby ktoś z obecnych chciał grać o pieniądze – rzekła niepewnie.

– Wobec tego gramy o „duszę" – rzuciła lekko Elf.

– Wolałbym o ciało – wymamrotał Rothgar pod nosem, ale na tyle wyraźnie, żeby Diana go usłyszała. Patrzył na nią tak, jakby chciał ją pożreć.

Musiała powtórzyć sobie parę razy w duchu, że robi to specjalnie po to, żeby ją wytrącić z równowagi. Rzucali kośćmi, żeby ustalić, kto strzela pierwszy i wypadło na Rothgara, który bez najmniejszego wysiłku umieścił dwie kule w kolejnych dwóch sercach. Rodzina nagrodziła go okrzykami i tylko lady Arradale spojrzała na niego chłodno. W jej oczach pojawił się płomień prawdziwego współzawodnictwa.

Następnie strzelała Elf, która okazała się być lepsza od strzelającego po niej Forta. Bryght jednak okazał się równie dobry jak jego brat, chociaż było widać, że strzelanie nie sprawia mu przyjemności.

Kiedy przyszła jej kolej, Diana stanęła pewnie w postawie strzelniczej i jej kule, podobnie jak Rothgara, utkwiły równo w samych środkach serc. Zauważyła, że markiz jest poruszony jej umiejętnościami. Pewnie pomyślał o tym, że gdyby tak strzelała rok temu, Branda nie byłoby już wśród nich.

– Jak miło! Mamy trzech zwycięzców! – ucieszyła się Elf. Hrabina pokręciła głową.

20
{"b":"91893","o":1}