Diana odesłała Clarę do jej pokoiku i zdjąwszy bieliznę, włożyła lnianą koszulę nocną. Nie miała jeszcze ochoty się kłaść. Nalała sobie wody do szklanki i otworzyła okno, próbując stłumić rozczarowanie. Nad zamkiem wisiał gruby ro-i;al księżyca. Nie, nie osiągnie pełni przed wyjazdem Mallo-rcnów. Nie wzbudzi miłosnego szaleństwa w jej żyłach.
Hrabina uśmiechnęła się gorzko i usiadła na łóżku, vciąż patrząc na księżyc. Czy to prawda, że cały jest ze srebra i że kryje w swym wnętrzu niezmierzone skarby? Księżyc w pełni był jej symbolem, symbolem bogini Diany. Nie powinna więc bać się jego wpływu. Tylko on mógł stac się powiernikiem jej największych tajemnic.
Może taki już jej los, by zawsze uciekać przed zalotnikami. Może wiąże się to jakoś z jej imieniem. Nie, z pewnością w Anglii żyje wiele Dian będących szczęśliwymi żonami i matkami.
Już chciała się położyć, znużona całym dniem, kiedy nagle przypomniała sobie przesyłkę od Elf. Dopiero teraz rozpakowała ją i spojrzała na starannie wydrukowaną ulotkę. Zaczęła czytać, ciekawa, czy jest to jakieś kazanie, czy może traktat na temat wyrzeczeń. Jej policzki powoli nabierały kolorów. Nic podobnego! Wewnątrz znajdował się dokładny, ale prosty opis praktyk, które pozwalają uniknąć ciąży. Niektóre dotyczyły mężczyzn, ale większość kobiet.
Zaszokowana Diana odłożyła broszurkę na biurko. A potem znowu wzięła, żeby dalej czytać przy mdłym świetle lampy. W trakcie lektury na jej ustach pojawił się uśmiech. Jedno było pewne, Elf nie sądziła, że Diana straci cnotę z jej bratem. Markiz z całą pewnością znał techniki opisane w tej ulotce. Odniosła nawet wrażenie, że mógł ją redagować. Wskazywał na to jej prosty, męski styl.