– Tak – zgodziłem się. – Proszę powiedzieć tylko to, co najważniejsze.
– Jednym słowem, na drodze, którą przepływa fala mózgowa, montuje się przełącznik, obok elektrodę i małą baterię. Przełącznik włącza się i wyłącza na odpowiedni sygnał.
– To znaczy, że w mojej głowie znajduje się bateria i elektroda?
– Oczywiście.
– Aha – westchnąłem.
– Ależ to nic strasznego. To ma wielkość, powiedzmy, ziarna grochu i tysiące ludzi chodzi po świecie z podobnymi urządzeniami. Aha, muszę panu jeszcze powiedzieć, że ten pierwotny system, czyli korytarz, w którym zegar stoi, to ciemny korytarz. Kiedy pan do niego wchodzi, nie może pan znać własnych myśli. Inaczej mówiąc, nie ma pan wówczas pojęcia, o czym myśli i co robi. To konieczne, żeby nie usiłował pan czegoś zmienić.
– A co z promieniowaniem jądra pozbawionego zewnętrznej warstwy? Powiedziano mi o tym po operacji. Podobno promieniowanie jądra może mieć znaczny wpływ na pracę mózgu?
– Tak, to niewykluczone. Ale nie mieliśmy na to żadnego dowodu. Ma pan rację, przeprowadziliśmy doświadczenia na ludziach. Nie chcieliśmy narażać wszystkich cyfrantów, toteż do pierwszej operacji System wybrał i zaproponował nam dziesięciu spośród nich. Potem czekaliśmy na rezultaty.
– Kim byli ci ludzie?
– Nie wiem. To były jeszcze początki. Nie interesowałem się tym, w jaki sposób ich wybrano. W każdym razie przyszło dziesięciu młodych zdrowych mężczyzn. Warunkiem z naszej strony było całkowite zdrowie psychiczne i współczynnik inteligencji powyżej stu dwudziestu. Tylko u siedmiu cyfrantów przełącznik działał sprawnie. U pozostałych albo nie działał wcale, albo zacinał się na którymś z systemów, czasami też włączał oba systemy równocześnie. Ale u siedmiu wszystko było w porządku.
– Co się stało z niesprawnymi?
– Oczywiście wymontowaliśmy urządzenia. Wyszli z tego bez szwanku. Problemy zaczęły się pojawiać w trakcie treningu siódemki. Przede wszystkim sygnał, na który reagował przełącznik, był zbyt prosty. Na początku posłużyliśmy się pięciocyfrowym numerem, ale z niewiadomych przyczyn u kilku z naszych podopiecznych przełącznik reagował także na zapach soku ze świeżych winogron. Zorientowaliśmy się dopiero wtedy, gdy do obiadu w stołówce podano właśnie taki sok.
Grubaska zachichotała, ale mnie wcale nie było do śmiechu. Ja też od czasu operacji stałem się bardziej wrażliwy na zapachy. Na przykład ta melonowa woda toaletowa, której używała dziewczyna. Czując ten zapach, zdawało mi się, że słyszę również muzykę. Nie wiem, jak bym to wytrzymał, gdyby z powodu jakiegoś zapachu przełączał się także mój system.
– Potem pomiędzy cyfry wprowadziliśmy specjalny sygnał dźwiękowy. To zapobiegło pomyłkom. Ale zdarzało się, że choć przełącznik działał bez zarzutu, system pierwotny nie spełniał swego zadania. Badaliśmy tę sprawę wielokrotnie i doszliśmy do wniosku, że wina leży po stronie samego systemu. Po prostu jądro świadomości od początku było zbyt słabe, zbyt niepewne. Chociaż byli to ludzie zdrowi i inteligentni, nie mieli w pełni wykształconej osobowości. Zdarzało się również, że na odwrót, to cyfrant nie panował nad swym wnętrzem. Niby osobowość jest, a jakże, nawet wybujała, ale jeśli nie zachowa się odpowiednich proporcji, to nie ma z niej żadnego pożytku. Jednym słowem okazało się, że nie wystarczy operacja – do tasowania potrzebne były predyspozycje.
W ten sposób zostało nam tylko trzech ludzi. Ale u tej trójki tak przełącznik, jak i system pierwotny działały doskonale. Po miesiącu intensywnych doświadczeń zdecydowaliśmy się na „drugi rzut".
– Ja jestem z tego „drugiego rzutu"?
– Tak. Tym razem spośród blisko pięciuset cyfrantów wyłoniliśmy dwudziestu sześciu. Byli to ludzie samodzielni psychicznie, a jednocześnie zrównoważeni, zdrowi na ciele i umyśle. Kierowaliśmy się wynikami specjalnych testów i bezpośrednią rozmową. Było z tym mnóstwo pracy. Nie wszystko można ustalić na podstawie testów i rozmowy. Dlatego System przygotował nam bardzo dokładne materiały na temat każdego z was. Dotyczyły one najwcześniejszych lat życia, wyników w szkole, rodziny, życia seksualnego, ilości spożywanego alkoholu… słowem wszystkiego, całego waszego życia. Dlatego wiem o panu tyle, co o sobie samym.
– Jednego tylko nie rozumiem – powiedziałem. – Słyszałem, że nasze jądra świadomości, inaczej czarne skrzynki, są przechowywane w sejfie Systemu. Jak to możliwe?
– Zrobiliśmy doskonałe kopie waszych systemów myślowych.
I postanowiliśmy je przechowywać. Gdyby któremuś z was stało się coś złego, nie moglibyśmy odszyfrować danych. To rodzaj zabezpieczenia. Kopie nie są dokładne w stu procentach, ale dzięki temu, że pozbyliśmy się wierzchniej warstwy, kopiowanie szło jak z płatka. Funkcjonują jak oryginały. Wyjaśnię panu, że mają postać hologramów. To nie jest możliwe na żadnym z komputerów używanych do tej pory, ale na komputerze najnowszej generacji, który konstrukcją sam przypomina fabrykę myśli, można odtworzyć nawet tak skomplikowaną strukturę, jak ludzka świadomość. To kwestia, że tak powiem, dynamiki w kartografii. Ale pozwoli pan, że nie będę się nad tym rozwodził. Mówiąc najprościej, rzecz polega na sposobie kopiowania. Najpierw wprowadza się do komputera wszystkie możliwe typy wyładowań elektrycznych, jakie zachodzą w mózgu. Każde z wyładowań nieznacznie różni się od pozostałych, zależnie od miejsca, w którym następuje. Części nici i same nici w wiązkach plączą się bowiem ze sobą w sposób nieregularny. Część połączeń w tym kłębowisku posiada jakieś znaczenie, a część jest praktycznie niewykorzystana. W tej sprawie decydował komputer. Wymazywał połączenia zbędne, a używane rejestrował jako podstawowy model wyładowania. Powtórzył tę czynność wiele razy. Potem sprawdziwszy, czy nie ma więcej połączeń, zapamiętał całość, którą przechowujemy jako czarną skrzynkę.
– To znaczy, że zrekonstruował pan ludzki mózg?
– Ależ skąd! To niemożliwe. Utrwaliłem jedynie świadomość jako pewne zjawisko fizyczne. W dodatku jest to świadomość zatrzymana w czasie. Doprawdy, jesteśmy bezradni wobec elastyczności prawdziwego mózgu. Ale udało mi się zrobić coś jeszcze. Sfilmowałem czarną skrzynkę.
Gruba wnuczka i ja wymieniliśmy zdumione spojrzenia.
– Tak, to ekranizacja jądra świadomości. Nikt przede mną nie zdołał tego uczynić. Wie pan, jak to zrobiłem?
– Nie mam pojęcia.
– Pokazywałem cyfrantowi jakiś przedmiot, po czym rejestrowałem reakcje elektryczne mózgu, rozkładałem je na czynniki pierwsze, zamieniałem na cyfry, a następnie na punkty. Początkowo uzyskiwałem tylko prosty schematyczny rysunek, ale po wielu próbach stopniowo pojawiały się szczegóły, aż w końcu na ekranie komputera ukazał się dokładnie taki sam przedmiot, jak ten, który pokazywałem mojemu cyfrantowi. Teraz wydaje się to proste, ale w rzeczywistości była to bardzo żmudna praca. W rezultacie komputer przyswoił sobie, w jaki sposób z reakcji elektrycznych mózgu wydobywa się obraz, i samorzutnie zaczął wyświetlać wszystkie procesy. To bardzo posłuszne urządzenie. Wystarczy jedno słowo, a wykona najcięższą nawet pracę, nie bacząc na to, czy spodziewaliśmy się po nim aż tak wiele.
Ale skoro nauczył się wyświetlać myśli, doszedłem do wniosku, że pokaże mi również, co znajduje się w czarnej skrzynce. I rzeczywiście. To, co zobaczyłem, było wspaniałą ekranizacją jądra świadomości. Niestety, to twór tak zagmatwany i niejasny, że nie nadawał się do oglądania. Potrzebne były cięcia. Normalny montaż, jak w filmie. Należało pociąć i posklejać ten zbiór luźnych wyobrażeń. Pewne rzeczy wyrzucić, a resztę poskładać w spójną całość z wyraźną fabułą.
– Fabułą?
– Proszę się tak nie dziwić – rzekł profesor. – Wybitny kompozytor potrafi wyrazić swoją świadomość za pomocą dźwięków, malarz za pomocą kolorów i kształtów, a pisarz potrzebuje do tego fabuły. Nawet najwierniejszy dokument nie odda swej treści, jeśli nie będzie uporządkowany. Oczywiście zmiany, których dokonałem, sprawiły, że nie były to już dokładnie kopie waszych świadomości, ale właśnie dzięki tym zmianom świadomość w znacznej mierze stała się zrozumiała. Poza tym przygotowując te „wizualne wersje", nie zamierzałem z nich korzystać, toteż nie wszystko musiało się zgadzać. Robiłem to wyłącznie dla własnej przyjemności.