Литмир - Электронная Библиотека

Noc była jasna. Księżyc bladym światłem oświetlał drogę. Patryk pewnie wskazywał drogę. Tak jak zapowiadał, w dali wystrzelała w niebo ostra iglica skalna. Raźnym krokiem ruszyli na wschód. Do świtu opuścili diuny piaskowe i znaleźli się w przetkanej piaskami hamadzie.

Tomek szedł pierwszy, co chwila ustalając z Nowickim i Patrykiem kierunek.

– Musieli jechać jakimś znanym, przejezdnym szlakiem, bo nie utknęli i nie zawracali nigdzie – powiedział.

– Szkoda, że go nie oznakowali – mruknął marynarz.

– Oznakowała za to natura, prawda Patryku? – spytał Tomek.

– Musimy iść tam – powiedział chłopiec, wskazując nieco na południe. Tam gdzie te dwa duże kamienie.

Świt zastał ich przy owych skałkach, między którymi wiódł ślad wyschniętego potoku. Gdy usiedli, tuż obok nich przemknął gekkon [127]. Zauważyli też skoczka [128].

– Jeśli są tu zwierzęta, jest z pewnością i woda.

– Woda i woda… Tylko o niej mowa, do stu fontann wielorybich. Muszę trochę się zdrzemnąć – rzekł Nowicki. – Strasznie chce mi się pić.

Tomek spojrzał na niego z niepokojem. Sam czuł się znośnie. Patryk, cały skupiony na swojej roli przewodnika, też nie wyglądał najgorzej. Nowicki za to cierpiał widocznie. Jego potężnie zbudowane ciało pociło się podwójnie i podwójnie wystawione było na słoneczny żar. Tomek postanowił przydzielić mu dodatkowy łyk wody.

Marynarz przechylił gurtę. W tej samej chwili usłyszeli łopot skrzydeł. Przeleciało nad nimi stado stepówek [129].

– Ptaki też wskazują drogę na południe – powiedział Tomek. – Zostańcie tu i czekajcie aż wrócę.

Nowicki, jakby zobojętniały, skinął głową, powoli usypiając. Patryk chciał jednak towarzyszyć Tomkowi. Obaj ruszyli więc śladem uadi i lecących ptaków. Wyschłe koryto było jedyną rozpadliną w zasięgu wzroku. Robiło się coraz jaśniej i wkrótce zza horyzontu wynurzyło się słońce, niemal natychmiast podnosząc temperaturę o kilka stopni. Po półgodzinnym marszu, doszli do załomu koryta. Teren wyraźnie się tu obniżał i wznosił dopiero za zakrętem.

– Wujku – powiedział Patryk, tu musi gdzieś być woda.

– Cicho – odrzekł Tomek, chwytając go za rękę. – Cicho! Nadsłuchiwał przez chwilę.

– Nic nie słyszysz Patryku? – spytał. Chłopiec przecząco pokręcił głową.

– Zdawało mi się, że brzęczy komar…

Teraz usłyszeli wyraźnie. Nad ich głowami pojawił się ni stąd ni z owad cały rój tych owadów.

– Hej, chłopcze! Już dawno nie słyszałem tak cudownej muzyki!

– zawołał Tomek.

– To woda! Musi, musi tu być – radośnie wtórował mu Patryk.

– Chodźmy!!!

Tomek ruszył za nim. Chłopiec zszedł do najniżej położonej części koryta. Wyciągnął przed siebie ręce, jakby szukając czegoś po omacku.

– Tutaj! Tutaj! – zawołał wreszcie, wskazując w samym rogu, na stromym brzegu ostrego zakrętu miejsce zarośnięte skąpą, pożółkłą roślinnością. Piasek był głęboko rozgrzebany w wielu miejscach. Gdy podeszli bliżej, z jednego z głębszych wykopów uleciało w górę kilka stepówek.

– One też szukają wody – domyślił się Tomek. – Nie do wiary, że potrafiły porobić tak głębokie wykopy…

Rozpoczęli żmudną pracę, pogłębiając rozpadlinę. Rosła suchość w gardle, dokuczał upał. Na szczęście stromy brzeg zasłaniał ich od słońca tak, że pracowali w cieniu. Ale tuż po wschodzie zaczął wiać dość ostry wiatr. Nie tylko niweczył ich pracę, zasypując szeroki otwór, ale unosił tumany pustynnego pyłu i powodował suchą mgłę, tak gęstą, że Tomek z Patrykiem ledwie się nawzajem widzieli [130]. Po kilku godzinach pracy dokopali się do wilgotnego piasku, który chłodził ich dłonie i twarze.

Niestety woda ujawniła się tylko w tej postaci. Głębiej było jej pewnie więcej, ale trzeba by kopać przez kilka dni… Zdjęli więc koszule i podkoszulki, wyjęli chustki do nosa i zakopali wszystko w mokrym piasku, przyciskając dużymi kamieniami. Wodą uzyskaną w ten sposób po kilku godzinach ugasili pragnienie, a nawet uzupełnili gurtę. Postanowili, że spędzą tu noc. Tomek zostawił Patryka, by nadal gromadził cenny płyn, sam zaś wrócił po Nowickiego.

Zastał go pod skałkami, śpiącego. Wyglądał bardzo źle. Gorące czoło, opuchnięta twarz, podkrążone, zaczerwienione oczy. Obudzony, nie stracił jednak warszawskigo animuszu.

– Do stu przesolonych beczek śledzi – wymyślił dostosowane do sytuacji nowe powiedzonko. – Znaleźliście wodę?

– Owszem! Pół godziny marszu stąd.

– Wszystkie kości mnie bolą, brachu – pożalił się. – Ale po ten wspaniały płyn, pójdę z tobą. Lepiej mi chyba będzie smakował od jamajki…

Próbował żartować i Tomek:

– Nigdy nie słyszałem, Tadku, takiego żalu w twoim głosie.

– Bo jak człowiek głodny i spragniony, to wyrzekłby się każdej przyjemności – powiedział marynarz. – Ale wieczorem na ten chłód, przydałby się łyk jamajki. Rozgrzałby grzeszne cielsko, poprawił krążenie, a kości bolałyby może mniej.

Ciężko wstał z piasku, przeciągnął się, syknął z bólu i poszedł za Tomkiem.

– Oj, przydałby się deszcz – westchnął.

– Głowa do góry! Wodę znaleźliśmy, nie za dużo, ale na razie starczy. Niektórzy mówią, że na pustyni więcej ludzi utonęło niż umarło z pragnienia. Tu jak pada, to krótko, ale to prawdziwe oberwanie chmury. Koryta i zagłębienia błyskawicznie napełniają się wodą. Tworzą się potężne rzeki i porywają kogo i co się da.

Tomek starał się mówić raźnym i pewnym głosem, ale szczerze niepokoił się wyglądem marynarza. “Fatalne jest to zaczerwienienie oczu” – myślał. “Widać w nich udrękę i gorączkę… Co będzie, jeśli Nowicki zachoruje? Co będzie, jeśli przestanie widzieć…?”.

Doszli do zakrętu, gdzie Patryk mozolnie zbierał wodę do prawie już pełnej gurty. Podał ją Nowickiemu, który przechylił głowę i wypił litr płynu.

– Tfu – powiedział. – Fatalna.

Woda miała smak nadgniłego mułu z dodatkiem gorzkich ziół. Na dodatek pachniała koźlą skórą i wielbłądzim potem, którym przeniknięta była gurta. Mimo to marynarz dodał po chwili:

– Ale jaka smaczna!!! Roześmiali się.

Noc spędzili, drzemiąc i czuwając na przemian. Wczesnym rankiem Tomka i Nowickiego obudził krzyk Patryka:

– Wujku! To… To… Miasto! Ja widzę! Miasto!!! Zerwali się i podbiegli do niego.

Rzeczywiście. W oddali rysowały się mury, domy i meczety. Wydawało się, że dostrzegają nawet jakiś ruch. Cudownie, na lekkim wietrze chwiały się kielichy daktylowych palm.

– Jak to blisko! – cieszył Patryk. – Jesteśmy uratowani.

Miraż trwał jednak jeszcze zaledwie parę chwil. Potem obraz zaczął drżeć, zamazywać się i znikł. Patryk wybuchnął płaczem.

– To fatamorgana – cicho wyjaśnił Tomek, głaszcząc chłopca po głowie. – Bardzo rzadkie zjawisko. Występuje rankiem lub z wieczora. Na skutek rozrzedzonego powietrza widać okolice odległe nawet o sto kilometrów. Ludzie pustyni nazywają to “krajem stającym na głowie”.

W płaczu Patryka znalazł ujście niepokój, w jakim chłopiec żył od kilku dni i nagłe, gorzkie rozczarowanie, choć on sam o tym nie wiedział. Mężczyźni pozwolili mu się wypłakać, a potem Nowicki wziął go za ręce i powiedział:

– Dosyć, brachu! Wystarczy! – A gdy chłopiec na próżno starał się uspokoić, dodał: – Jesteś dzielnym irlandzkim chłopcem. Co teraz powiedzieliby twój ojciec i dziadek, no?

Patryk uśmiechnął się przez łzy.

– Już dobrze… Ja przecież wiem, że wujek Ted, jest jak mój dziadek, a wujek Tom jak ojciec. Muszę być dzielny!

Nowicki z Tomkiem wymienili uśmiechy.

– No to, mały brachu – powiedział marynarz – ruszamy.

Tego dnia przekonali się, co może z człowiekiem uczynić pustynia. Tomek nakłaniał, aby dotrzeć jak najdalej. Nie mówił o tym, ale dobrze widział, że z Nowickim dzieje się coś niedobrego. Marynarz starał się trzymać fason, nadrabiał miną, ale szedł prawie na oślep, z zamkniętymi oczami, starając się osłonić je choć trochę przed kurzem i słońcem.

вернуться

[127] Gekkony (Gekkonidae) – rodzina gadów z podrzędu jaszczurek. Występuje w klimacie gorącym. Prowadzi nocny tryb życia. Osiąga długość od 5 do 30 cm (połowa z tego to ogon). Ciało pokryte miękką skórą i guzowatymi łuskami. Większość gatunków ma palce zakończone nie pazurami, a przylgami, co umożliwia chodzenie po pionowych ścianach i suficie. Żyją od 7-9 lat.

вернуться

[128] Skoczek egipski (Jaculus jaculus), zwany bywa również skoczkiem pustynnym, zamieszkuje pustynie Afryki północnej i południowo-zachodniej Azji. Drobny ssak, gryzoń. Waży około 50-70 gramów, długość – 10 cm, z ogonem 25 cm. Wierzch ciała barwy piaskowej, ogon z białą kitą na końcu. Porusza się nocą skokami. Dzień spędza w norach. Żywi się roślinami stepowymi i nasionami.

вернуться

[129] Stepówki (Pteroclidae) – rodzina z rzędu gołębiowatych, obejmująca szesnaście gatunków. Zamieszkują okolice pustynne i półpustynne. O świcie lub zmroku odbywają masowe przeloty do wodopoju, oddalonego nawet o 60 km. Występują głównie w Afryce i Azji.

вернуться

[130] Sucha mgła – powoduje czasem tak wielkie zaciemnienie, że gazele wbiegają między karawanę i mieszają się w niej z ludźmi i zwierzętami.

36
{"b":"100826","o":1}