Литмир - Электронная Библиотека

Kisumu, trzymający w rękach bryłki soli zaczął opowiadać łamaną angielszczyzną. Czarownik zwabił solą bongo do karmnika [194]. Zabił antylopę i umieścił ją na skraju wsi w pobliżu chaty gości, najwyraźniej po to, by przywabić lwa. Ale lew wszedł w głąb wioski. Widocznie natknął się na czarownika i zabił go.

– Ano, kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada – krótko skomentował tę opowieść Nowicki.

Kiedy słońce zabarwiło horyzont gamą różnorodnych barw, ruszyli tropem rannego lwa. Szli ostrożnie, brodząc w wysokiej trawie, z bronią gotową do strzału. Tylko Nowicki w prawej ręce dźwigał murzyńską włócznię, w lewej zaś tarczę. Przez ramię znowu przerzucił skórę lamparta.

Lew musiał być poważnie ranny, gdyż co kilkadziesiąt metrów odpoczywał, o czym świadczyła zgnieciona mocniej trawa, obficie zbroczona krwią. Teren był otwarty, niemal równinny, gdzieniegdzie porośnięty krzewami.

Szli coraz ostrożniej. Nowicki na przedzie, rozgarniając dzidą trawę. Wtem spod jakiegoś krzaka, z głuchym warknięciem wyprysnęło płowe cielsko. Marynarz zdążył zasłonić się tarczą i jednocześnie zadać cios włócznią. Potężne uderzenie przewróciło go, a lew przetoczył się nad nim i runął w stronę Smugi. Powietrzem targnął strzał. Z boku poprawił Wilmowski. Lew zwinął się w powietrzu i upadł dosłownie o dwa, trzy metry od Smugi.

Nowicki podnosił się oszołomiony. Zadziwiające, ale nie odniósł żadnej rany. Ślady zębów pozostały na tarczy, a pazurów na skórze lamparta, co wprawiło w podziw towarzyszących myśliwym Murzynów. Marynarz rozpoczął wokół lwa triumfalny taniec, a oni ochoczo się do niego przyłączyli. Zgodnie ze zwyczajem zamierzali w tańcu przebić ciało lwa swoimi włóczniami, ale na to Nowicki nie zamierzał się zgodzić w obawie o całość skóry. Łaskawie zezwolił tylko na rozcięcie brzucha zwierzęcia. Uczynił to zręcznie Kisumu, wyjął parujące serce, położył je na przydrożnym kamieniu i pokroił na maleńkie kawałki. Murzyni wierzyli bowiem, że zjadając serce lwa, mogą posiąść jego odwagę.

Smuga i Wilmowski postanowili nie przeszkadzać Nowickiemu w utrwalaniu jego świeżo zdobytej wśród Murzynów pozycji i wracać do wioski.

– Popatrz, Andrzeju. Teraz zdejmą skórę, zjedzą mięso, zachowując tłuszcz, szczególnie cenny, posłuchaj tego uważnie, jako lekarstwo na reumatyzm! – mówił Smuga, odchodząc.

– Od Gordona dowiedziałem się, że doskonałą maść na tę chorobę wyrabia się z tłuszczu elanda [195].

– A o tym nie wiedziałem – przyznał Smuga i w zamyśleniu dodał: – Murzyni dziwią się bardzo, że biali nie polują dla mięsa, lecz rogów, czy jak w przypadku słonia dla kości. Dla nich najważniejsze jest mięso, pożywienie.

– Tak. Upolowana zwierzyna jest zwykle niemal w całości wykorzystywana – zgodził się Wilmowski.

*

– Janie! Wstawaj! – Nowicki szarpnął Smugę za ramię. – Wrócił Gordon!

– Słyszałem, że panowie nie próżnowali – Anglik już wchodził do chaty. – My też nie! Mamy wieści wręcz nieprawdopodobne!

Towarzyszył mu wychudzony młody Arab niewielkigo wzrostu, o charakterystycznych rysach twarzy. Gordon przedstawił go, a w jego głosie zabrzmiała radość i coś na kształt dumy.

– To jest, panowie, Madżid el-Hadż – powiedział z naciskiem. Zaskoczony Smuga spojrzał uważniej.

– Na Boga, toż to syn Jusufa. Jakże to możliwe? – nawet Smuga tracił czasem opanowanie.

– A jednak – odrzekł uradowany Gordon.

Także młody Arab zdawał się gorączkowo szukać czegoś w pamięci.

– Na Allacha! Skąd?… Przecież…

– Tak, Madżid! To ja. Obaj z bratem nazywaliście mnie kiedyś “białym wujaszkiem”. Właśnie was szukamy w tej pełnej tajemnic I niespodzianek Afryce.

Madżid nagle spoważniał i odwrócił oczy.

– Czyżby coś złego przydarzyło się twemu bratu?

– O tak! – odrzekł Arab. – Jest w niewoli u łowców niewolników.

– Czy przynajmniej żyje? – zniecierpliwił się Smuga.

– Żyje – odpowiedział Madżid. – Ale jest uwięziony. Mnie uwolnił pan Gordon.

– Po kolei, panowie! Wysłuchajcie wszystkiego po kolei – Anglik przerwał tę pełną napięcia rozmowę. – Przede wszystkim usiądźmy i podsumujmy to, czego się dowiedzieliśmy.

Tak też zrobili, a Gordon zaczął opowiadać:

– Czwartego dnia po wyjściu z wioski obozowaliśmy na skraju dżungli i sawanny, jak zwykle zachowując ostrożność. Nagle z dżungli wyłonił się dziwny orszak, prowadzony przez niesionego w lektyce Metysa i sześciu uzbrojonych czarnych. Jak się okazało, strzegli oni około pięćdziesięciu niewolników, w tym ze trzydziestu pięciu mężczyzn. To był straszny widok. Wszyscy Murzyni powiązani łańcuchami. Niektórzy z głowami w dybach i związanymi rękami. Dzieci niesione przez matki albo przywiązane sznurami do szyi ojców. Wszystkie kobiety niosły na głowach ciężkie kosze. Munga rozpoznał w tym straszliwym pochodzie kilkunastu mieszkańców rodzinnej wioski. Staraliśmy się zachować spokój, mimo okrucieństwa, z jakim mieliśmy do czynienia. Nagle jeden ze strażników podniósł lancę, aby uderzyć lub zamordować jedną ze słabnących kobiet. W mgnienia oku Munga cisnął w niego dzidą. Nie pozostawało nam nic innego, jak zaatakować. Nikt nie ocalał. Prowadzącego karawanę zatłukli niosący go niewolnicy, zanim zdążyłem interweniować.

– Nie udało się wam więc zdobyć zbyt wielu informacji… – zaczął sceptycznie Smuga.

– Trudno byłoby winić Mungę za nierozwagę. Ta kobieta to jego narzeczona – przerwał mu Gordon.

– Prowadzono nas – wyjaśnił Madżid – na zachód. Szeptano bowiem, że na południowo-zachodnim krańcu Jeziora Alberta w grubych, piaskowych pokładach znaleziono złoto. Utrzymywano to w tajemnicy, ale najpewniej tam mieliśmy być zatrudnieni.

– Ale czy odnaleźliście przynajmniej kryjówkę tych drani? – Nowicki wymownie zacisnął swe sękate pięści.

– Owszem – spokojnie, choć nie bez dumy, odrzekł Gordon. Na chwilę zawiesił głos, po czym z wahaniem dodał: – Mówią, że handlarze uwięzili tam jakiegoś Europejczyka.

W nagłym napięciu zwróciły się ku niemu wszystkie twarze.

Rozprawa

Na południe od miejsca, gdzie Nil wpada do Jeziora Alberta, by wkrótce wyrwać się z niego szerokim na kilometr korytem, w swą mozolną drogę ku północy, niemal dokładnie pośrodku między dwoma osadami, Butiabą i Butisą, utworzyła się spora zatoka. Niegdyś zatonął u jej brzegów angielski parostatek [196]. Po latach wody zatoki opadły. Zasilająca je rzeka zmieniła koryto, a teren przeistoczył się w niedostępne bagnisko. Statek powoli zaczął wynurzać się na powierzchnię. Nie mógł zostać zepchnięty na wodę i uruchomiony, ale świetnie nadawał się na mieszkanie dla wędrowców różnego autoramentu: poszukiwaczy skarbów i przygód, handlarzy, uciekinierów przed prawem. Przed kilku laty przybył tu “człowiek z Północy”, by przejąć władzę nad mieszkańcami statku. Wkrótce kierował stąd łupieżczymi wyprawami po kość słoniową, futra, skóry i sól. Organizował napady na karawany. Aż wreszcie zaczął uprawiać proceder oficjalnie surowo zakazany: łowienie niewolników. Na ów “towar” nadal jeszcze nietrudno było znaleźć nabywców, zwłaszcza w niemieckich koloniach Afryki Wschodniej [197], jak również na znanej z handlu żywym towarem wyspie Zanzibar.

“Człowiek z Północy”, znany też jako “żelazny faraon”, znalazł nabywców i dostarczał im ludzi. Przeprowadził wiele takich transakcji. Zaczynał od wyłapywania Murzynów w dżungli bez zbytniego rozgłosu. Napad na wioskę Kisumu był pierwszym z przedsięwzięć zaplanowanych na szerszą skalę. Po którymś z takich “przedsięwzięć” na parostatek sprowadzono dwu arabskich kupców z Asuanu. Czy zostali porwani, czy przybyli tu robić jakieś interesy? Nie bardzo zaprzątano sobie tym głowę. W każdym razie wkrótce po gościnnym przyjęciu zaczęto traktować ich jak jeńców. “Człowiek z Północy” rozstrzygnął o ich losie: jednego zamierzał wysłać do kopalni złota, drugiego sprzedać na Zanzibarze.

вернуться

[194] Niektóre plemiona tak właśnie polują na antylopę bongo. Wokół karmnika z solą budują zagrodę z bambusów.

вернуться

[195] Eland (Taurotragus oryx), zwana także “kanna” lub “oreas”. Gatunek z rodziny krętorogich, należy do antylop. Żyje w niewielkich stadach w Afryce równikowej i południowej.

вернуться

[196] W 1886 r. po Jeziorze Alberta pływały dwa parostatki “Kedyw” i “Njanza”, które po pewnym czasie zatonęły.

вернуться

[197] Na terenie dzisiejszej Tanganiki handlowano niewolnikami jeszcze w latach dwudziestych XX wieku.

62
{"b":"100826","o":1}