*
Ekspres Aleksandria-Kair, z osobnymi przedziałami dla mężczyzn, osobnymi dla kobiet i dzieci, pędził tak szybko, że w tumanach kurzu niemal niczego nie było widać. Wilmowski i Smuga zajęci rozmową nawet nie spostrzegli, że po godzinie minęli Damanthur, po następnych dwu – Tanta, ani że pociąg po trzy- i półgodzinnej podróży oraz po pokonaniu 208 kilometrów wtaczał się właśnie na dworzec.
– Wujku! – krzyknął do Smugi przejęty Patryk. – Kair!
Chłopiec całą drogę trzymał na rękach małego kotka, który przyplątał się do niego w Aleksandrii. Muzułmanie lubią koty, w przeciwieństwie do psów, których nikt nie trzyma w domu. Wałęsają się przeto gromadami po ulicach. Europejski chłopiec z kotkiem na ręku wzbudzał życzliwość i zainteresowanie miejscowych. Nic więc dziwnego, że pomogli podróżnym zdobyć dorożkę, którą ci szybko dotarli do dzielnicy, gdzie Smuga wynajął mieszkanie. Tu wpadli prosto w ramiona przyjaciół.
Powitaniom nie było końca. Ale zdarzył się też niemiły incydent. Patryka powitało psie warczenie. Dingo cały się zjeżył, a przerażony kot zamiauczał przeraźliwie i… tyle go było widać. Zażegnało to pierwszy poważny konflikt. Patryk szybko pogodził się ze stratą i wkrótce zaprzyjaźnił z psem.
– Dobry piesek – tłumaczył mu chłopiec. – Ja, to ja: Patryk. Ty, to ty: Dingo.
I znosił mu wkrótce same smakołyki z pobliskiego targu.
Kiedy Smuga przedstawił plany “miłego” spędzenia czasu w Egipcie, Tomek tylko westchnął, a Nowicki zatarł ręce i znacząco mrugnął do Sally, która chłonęła słowa podróżnika z wypiekami na twarzy. Przy Dolinie Królów, zaklaskała, poderwała się z krzesła i ucałowała Smugę w oba policzki.
– A nie mówiłem – uśmiechnął się Wilmowski. – Sally nie przepuści…
– Czy mógłbyś, Janie, wyjaśnić dokładnie, o co w tym wszystkim chodzi? – spytał Tomasz.
– Cóż, wypada przynajmniej spróbować… – i Smuga rozpoczął po raz kolejny swoją relację, dodając do niej nie znane zainteresowanym szczegóły.
– Wiadomo, że Egipt to jedna z najstarszych cywilizacji świata. Od przeszło stu lat zainteresowanie nim wciąż wzrasta. Coraz więcej zbieraczy, nie zawsze w legalny sposób, często od przypadkowych sprzedawców, kupuje starożytne przedmioty. Jak już mówiłem, poznałem w Manaus angielskiego lorda, który od wielu lat pasjonuje się kolekcjonowaniem wszystkiego, co jest związane z Egiptem i nawet zaczął uchodzić za znawcę w tej dziedzinie. Nie czuł się więc zdziwiony, gdy pewnego późnego wieczora odwiedził go dziwny gość. Zapytany o nazwisko, odpowiedział: “Jestem władcą Doliny Królów”. Możecie sobie wyobrazić ten dreszcz, który przeniknął naszego egiptologa. Opisał mi dokładnie owego niespodziewanego gościa takimi mniej więcej słowami: “Z półmroku wynurzył się mężczyzna ubrany w ciemny europejski strój. Początkowo nie mogłem mu się przyjrzeć dokładnie. Zauważyłem jedynie, że jest prawie mojego wzrostu. Potem, w świetle, zdumiały mnie jego ostre, przenikliwe oczy i faraońskie rysy ciemnej twarzy”. Faraońskie rysy twarzy – lord powtórzył to kilkakrotnie i kontynuował: “Wyglądałby jak żywa mumia, gdyby nie mimika twarzy i przedziwne, przeszywające oczy… Przyznam, że zrobił na mnie niesłychane wrażenie. Poczułem dreszcz takich emocji, jakich już dawno nie przeżywałem. Przez chwilę zdawało mi się nawet, że jestem nie w angielskiej rezydencji, ale gdzieś w starożytnym Egipcie…”
– Widzicie więc kochani – mówił dalej Smuga – że niespodziewany gość wzbudził żywe zainteresowanie kolekcjonera. Tak żywe, że kiedy mi to opowiadał, przeżycie wróciło na tyle intensywnie, że poczuł się wyczerpany i musiał chwilę odpocząć. Dopiero po długiej chwili podjął opowieść.
“Gość nie chciał usiąść. Bez ogródek wyjawił cel wizyty. Mówił nienaganną angielszczyzną, z londyńskim akcentem: «Może pana to zainteresuje – wyjął kilka drobnych przedmiotów – proszę sprawdzić ich autentyczność i przygotować – tu wymienił dużą sumę. – Zgłoszę się wkrótce…». Złożył ukłon i wyszedł”.
Smuga przerwał i sięgnął po fajkę. Celebrował jej nabijanie, aż Sally nie wytrzymała:
– I co dalej?
– Dalej już zwyczajna sprawa. Przedmioty okazały się cenne i bardzo stare. W opinii rzeczoznawców naturalnie, bo lord do końca nie ufał swojej wiedzy i wyczuciu. Nastąpiła wymiana. Tajemniczy gość dostarczył towar, lord – pieniądze. Nawet specjalnie się nie targowali.
– O co więc chodzi? Lord powinien być zadowolony!
Smuga, spowity kłębami dymu, sam wyglądał jak postać nie z tej ziemi. Przynajmniej w oczach Sally, która najmocniej przeżywała opowieść.
– Był zadowolony! – niespiesznie uśmiechnął się Smuga. – I oczarowany tajemniczością nocnego gościa. Dopóki nie przekonał się, że większość przedmiotów kupionych podczas drugiej wizyty jest doskonale podrobiona.
Tak Smuga zgasił niesamowity nastrój i sprowadził wszystkich na ziemię. Pierwszy zareagował Nowicki:
– Hę, hę, hę – roześmiał się – niech to wieloryb połknie! To ci dopiero numer!
– Tego, Janie, jeszcze mi nie mówiłeś… Twój lord został więc oszukany. Nie było to dla niego takie zabawne – wtrącił Wilmowski.
– Rzeczywiście, stracił moc pieniędzy. Ale gdybyż o pieniądze tylko chodziło! Nie omieszkał się jednak pochwalić przed przyjaciółmi, po czym okazało się, że on, znawca przedmiotu, szanowany i ceniony, został haniebnie nabrany! To była kompromitacja. I tego zwłaszcza nie mógł przeżyć. Obmyślał plan zemsty, ale wypadła podróż do Ameryki Południowej… i dalej, już wiecie… Byliście w Egipcie, więc podjąłem się tej misji. A Sally tak chciała zwiedzić Dolinę Królów… Poniekąd więc cała sprawa spadła jak z nieba…
Smuga umilkł. Siedział rozparty wygodnie w fotelu, z nogą założoną
na nogę i milczał. Tylko Sally nie mogła się otrząsnąć z wrażenia nierzeczywistości. W jej wyobraźni Smuga uosabiał staroegipskiego maga, kapłana przygody.
Mężczyźni tymczasem przez jakiś czas wymieniali jeszcze uwagi, snując przypuszczenia, pomysły, wspominając przeszłość. Pierwszy oczywiście ziewnął Nowicki, zbierając się do snu. Podnieśli się wszyscy. Tomek przeciągnął się, Wilmowski powoli rozpiął koszulę. Patryk od dawna już spał smacznie w fotelu z ręką na głowie Dinga. Tomek pochylił się, by przenieść chłopca na łóżko i w tym momencie Smuga zaskoczył ich po raz kolejny:
– Niech drzemie tu, Tomku – powiedział. – To nie koniec historii. Zaintrygowani, wrócili na miejsca.
– Proponuję wam wycieczkę w bardzo odległą przeszłość: cofnijmy się o 3300 lat. Tron obejmuje jeden z ciekawszych faraonów, którego historia zna pod imieniem Echnatona [49]…
– To ten, który próbował reformować religię, wprowadzić monoteizm, wiarę w jednego boga – gorączkowała się Sally.
– Tak jak u nas Mieszko I – uśmiechnął się Tomek.
– Kto? – zdziwiła się Sally.
– No, sikorko, trzeba znać polską historię, jeśli ma się męża Polaka – obruszył się Nowicki.
– Już wiem! To ten, który wprowadził w Polsce chrześcijaństwo.
– Wróćmy^ jednak do Echnatona – przerwał im Smuga – przez jednych uważanego za rewolucyjnego reformatora, przez innych za heretyka, przez jeszcze innych za pacyfistę i marzyciela. Są tacy, którzy twierdzą, że chciał ukrócić wszechwładzę kapłanów Amona. Są i tacy, wedle których, ulegał we wszystkim swojej pięknej małżonce, Nefertiti.
– Zawsze mówiłem – wyrwał się Nowicki – że żona dla maryna… to jest, chciałem powiedzieć, dla faraona, jest jak… jak…
– Jak ster dla okrętu – dokończyła Sally i pogroziła przekornemu kapitanowi.
– Jednym z następców Echnatona – kontynuował Smuga – był Tutanchaton, bodajże jego zięć, który powrócił do wiary ojców, przyjmując imię Tutanchamona [50].
Nowicki, od początku pobytu w Egipcie zmuszany do wysłuchiwania nie kończących się wykładów z historii tego kraju, tym razem stracił cierpliwość:
– Niech się zamienię w wieloryba – zaperzył się. – Nic z tego nie rozumiem. Czyżby reforma tego faraona heretyka czy rewolucjonisty polegała na zmianie w imieniu boga jednej litery?