Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Po prostu mówię prawdę.

– Nie, nie mówisz. Twierdzisz, że to był kolejny zbieg okoliczności. Cholernie dużo tych zbiegów okoliczności, nie sądzisz? Właśnie tego od początku nie mogłem zrozumieć. Dwie ciężarne uczennice w tej samej szkole? W porządku, to akurat nic takiego. Jednak cała reszta – obie uciekające z domu, używające tego samego bankomatu i tak dalej. Ponownie załóżmy, że Aimee mówiła prawdę. Załóżmy, że ktoś – jakaś kobieta – istotnie kazała jej czekać na tym rogu. I powiedzmy, że ta tajemnicza kobieta powiedziała Aimee, żeby podjęła pieniądze z tego bankomatu. Dlaczego? Czemu ktoś miałby to robić?

– Nie wiem.

– Na pewno wiesz, Edno. Ponieważ to nie był przypadek. Wcale nie. Ty tak to zaaranżowałaś. Obie dziewczyny korzystały z tego samego bankomatu? Powód mógł być tylko jeden. Porywaczka – ty, Edno – chciała powiązać zniknięcie Aimee z zaginięciem Katie Rochester.

– A dlaczego miałabym to robić?

– Ponieważ policja była przekonana, że Katie Rochester uciekła z domu – częściowo z powodu tego, co im powiedziałaś, gdy zobaczyłaś ją na mieście. Jednak z Aimee Biel było inaczej. Na przykład nie miała powiązanego z mafią, apodyktycznego ojca. Jej zniknięcie mogło skłonić policję do rozpoczęcia poszukiwań. Najlepszym – i jedynym – sposobem, żeby tego uniknąć, było upozorowanie jej ucieczki z domu.

Przez chwilę oboje stali w milczeniu. Potem Edna Skylar poruszyła się, jakby chciała go wyminąć. Myron przesunął się, zagradzając jej drogę.

Spojrzała na niego.

– Masz podsłuch, Myronie?

Podniósł ręce.

– Przeszukaj mnie.

– Nie ma potrzeby. To wszystko bzdury.

– Wróćmy do tamtego dnia na ulicy. Ty i Stanley spacerowaliście w centrum Manhattanu. I tu zadziałała ręka przeznaczenia. Zobaczyłaś Katie Rochester, tak jak zeznałaś policji. Wiedziałaś, że nie zaginęła i nie wpadła w poważne tarapaty.

Uciekła z domu. Błagała cię, żebyś nikomu o tym nie mówiła. A ty posłuchałaś. Przez trzy tygodnie nikomu nie mówiłaś. Prowadziłaś normalne życie. – Myron przyglądał się jej pilnie. – Nadążasz?

– Nadążam.

– Skąd więc ta nagła zmiana? Dlaczego po trzech tygodniach nagle zadzwoniłaś do swojego starego kumpla Eda Steinberga?

Znów założyła ręce na piersi.

– Może ty mi to powiesz.

– Ponieważ zmieniła się twoja sytuacja, nie Katie.

– Jak to?

– Mówiłaś, że syn od pierwszego dnia sprawiał ci kłopoty. I że wyrzekłaś się go.

– Zgadza się.

– Może tak zrobiłaś, nie wiem. Jednak pozostawałaś z nim w kontakcie. Przynajmniej sporadycznym. Wiedziałaś, że Drew zakochał się w Aimee Biel. Powiedział ci o tym. Zapewne wyznał, że była w ciąży.

Rozłożyła ręce.

– Możesz to udowodnić?

– Nie. To tylko domysły. Jednak reszta – nie. Przeglądałaś dane medyczne Aimee na komputerze. Wiemy o tym. Wiedziałaś, że naprawdę była w ciąży. I nie tylko to. Dowiedziałaś się, że zamierza ją usunąć. Drew nie miał o tym pojęcia. Myślał, że się kochają i wezmą ślub. Jednak Aimee chciała z nim zerwać. Drew Van Dyne był dla niej jedynie głupim błędem, jakie często popełnia się w szkole średniej. Aimee zamierzała iść do college’u.

– Wygląda na to, że Drew miał motyw, by ją porwać – powiedziała Edna.

– Tak się wydaje, prawda? Gdyby to było wszystko. Jednak ja znów zacząłem się zastanawiać nad tymi wszystkimi zbiegami okoliczności. Nad tym bankomatem. Kto o nim wiedział? – Zadzwoniłaś do swojego starego kumpla Eda Steinberga i wydusiłaś z niego szczegóły. Powiedział ci. Dlaczego nie? To nie było nic poufnego. Nawet nie otworzyli sprawy. Kiedy wspomniał o bankomacie Citi-banku, zrozumiałaś, że to będzie gwóźdź programu. Wszyscy założą, że Aimee również uciekła z domu. I tak też się stało. Potem zadzwoniłaś do Aimee. Powiedziałaś, że jesteś ze szpitala, co akurat było prawdą. Powiedziałaś jej, co ma zrobić, żeby w tajemnicy usunąć ciążę. Umówiłaś się z nią w Nowym Jorku. Czekała na rogu. Podjechałaś. Kazałaś jej podjąć pieniądze z bankomatu. To był twój gwóźdź programu. Aimee zrobiła, co jej kazałaś. Ale wtedy wpadła w panikę. Chciała jeszcze to przemyśleć. Siedzisz w samochodzie ze strzykawką w ręku, czekając, aż ona wsiądzie, a ona nagle ucieka. Dzwoni do mnie. Ja przyjeżdżam. Zawożę ją do Ridgewood. Ty jedziesz za nami – to twój samochód widziałem wjeżdżający za nami do zaułka. Kiedy Harry Davis odprawia ją z kwitkiem, ty już czekasz. Aimee niewiele pamięta z tego, co stało się później. Twierdzi, że podano jej narkotyk. Objawy się zgadzają. Propofol powoduje takie same. Znasz ten środek, prawda, Edno?

– Oczywiście, przecież jestem lekarzem. To środek znieczulający.

– Stosujesz go?

Zawahała się.

– Tak.

– To cię zgubiło.

– Naprawdę? Niby dlaczego?

– Mam również inne dowody, ale głównie poszlakowe. Na przykład zapisy komputerowe. Wynika z nich nie tylko to, że przeglądałaś dane medyczne Aimee wcześniej, niż mówiłaś, ale że nawet nie zajrzałaś do nich, kiedy zadzwoniłem. Bo i po co? Już wiedziałaś, że ona jest w ciąży. Mam także wykazy rozmów telefonicznych. Ty dzwoniłaś do syna, on do ciebie.

– Co z tego?

– Właśnie, co z tego. Mogę nawet udowodnić, że dzwoniłaś do szkoły i rozmawiałaś z synem zaraz po naszym pierwszym spotkaniu. Harry Davis zastanawiał się, skąd Drew wiedział, że coś się dzieje, zanim z nim porozmawiał. Oto skąd. Zadzwoniłaś i ostrzegłaś go. I pamiętasz telefon do Claire, ten z budki telefonicznej przy Dwudziestej Trzeciej Ulicy? Po pierwsze, przedobrzyłaś. Ładnie z twojej strony, że chciałaś trochę uspokoić rodziców. Tylko dlaczego Aimee miałaby dzwonić właśnie stamtąd – z miejsca, gdzie widziano Katie Rochester? Przecież nie mogła o tym wiedzieć. Tylko ty to wiedziałaś. I sprawdziliśmy już zapisy z punktów kontrolnych na autostradzie. Byłaś na Manhattanie. Przejechałaś tunelem Lincolna dwadzieścia minut przed tym telefonem.

– Trudno to nazwać niezbitymi dowodami – zauważyła Edna.

– Owszem, pewnie masz rację. Jednak zgubił cię propofol. Pewnie, możesz go wypisywać na recepty, ale konkretnym pacjentom. Policja posłuchała moich sugestii i już sprawdziła twój gabinet. Nabyłaś mnóstwo propofolu, ale nikt nie potrafi wyjaśnić, gdzie się podział. Aimee wykonano badania krwi. Ta substancja wciąż była w jej organizmie. Rozumiesz?

Edna Skylar odetchnęła głęboko.

– Masz jakiś motyw tego rzekomego porwania, Myronie?

– Naprawdę chcesz dalej prowadzić tę grę?

Wzruszyła ramionami.

– Skoro tyle już gramy.

– Dobrze, jak chcesz. Motyw. Wszyscy mieli z nim problem. Dlaczego ktoś miałby porywać Aimee? Wszyscy uważaliśmy, że ktoś chciał ją uciszyć. Twój syn mógł stracić pracę. Syn Jake’a Wolfa mógł stracić wszystko. Harry Davis, no cóż, on także miał wiele do stracenia. Jednak porwanie Aimee w niczym by im nie pomogło. Nie było żądania okupu ani motywów seksualnych, nic. Dlatego wciąż zadawałem sobie to pytanie. Po co ktoś miałby porywać młodą kobietę?

– I?

– Mówiłaś o niewinnych.

– Racja.

Jej uśmiech zdradzał teraz rezygnację. Myron pomyślał, że Edna Skylar wie, co zaraz usłyszy, ale nie zamierza mu niczego ułatwiać.

– Kto był bardziej niewinny od twojego nienarodzonego wnuka?

Wydawało mu się, że nieznacznie skinęła głową. Nie był pewien.

– Mów dalej.

– Sama to powiedziałaś, kiedy rozmawialiśmy o wybieraniu pacjentów. To kwestia priorytetów. Chodzi o ratowanie niewinnych. Działałaś z niemal szlachetnych pobudek. Próbowałaś uratować swojego wnuka.

Edna Skylar odwróciła się i spojrzała w głąb korytarza. Kiedy znów popatrzyła na Myrona, jej smutny uśmiech znikł. Twarz była dziwnie pozbawiona wyrazu.

– Aimee była w trzecim miesiącu ciąży – zaczęła. Ton jej głosu też się zmienił. Brzmiał teraz łagodniej i jakby z oddali. – Gdybym zdołała ją przetrzymać jeszcze miesiąc lub dwa, byłoby za późno na przerwanie ciąży. Gdybym tylko zdołała trochę odwlec jej decyzję, uratowałabym wnuka. Czy to taka zbrodnia?

Myron nie odpowiedział.

– Masz rację. Chciałam upodobnić zniknięcie Aimee do ucieczki Katie Rochester. Oczywiście, pewne podobieństwa istniały. Obie chodziły do tej samej szkoły i obie zaszły w ciążę. Dodałam bankomat. Zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby zaginięcie Aimee wyglądało na ucieczkę z domu. Jednak nie z powodów, które podałaś – nie dlatego, że była miłą dziewczyną z dobrej rodziny. Prawdę mówiąc, wprost przeciwnie.

Myron pokiwał głową, nagle rozumiejąc.

– Gdyby policja rozpoczęła śledztwo – rzekł – mogliby odkryć jej romans z twoim synem.

– Tak.

– Żaden z podejrzanych nie ma chaty z bali. Jednak ty ją masz, Edno. Jest w niej nawet kominek z brązowych i białych kamieni, opisany przez Aimee.

– Widzę, że się napracowałeś.

– Owszem.

– Miałam wszystko doskonale zaplanowane. Dobrze bym ją traktowała. Monitorowałabym stan płodu. Zadzwoniłam do jej rodziców w nadziei, że trochę ich uspokoję. Zamierzałam robić to częściej – stwarzać wrażenie, że Aimee uciekła z domu i nic jej nie jest.

– Na przykład podszywając się pod nią w Internecie?

– Tak.

– Jak zdobyłaś jej hasło i login?

– Podała mi je oszołomiona narkozą.

– W jej obecności nosiłaś maskę?

– Zasłaniałam twarz, tak.

– A nazwisko chłopaka Erin. Mark Cooper. Skąd je wzięłaś?

Edna wzruszyła ramionami.

– Też mi je podała.

– To była zła odpowiedź. Mark Cooper był chłopcem, którego nazywano „kłopoty”. To też mnie zaniepokoiło.

– Sprytnie z jej strony – przyznała Edna Skylar. – No cóż. Przetrzymałabym ją parę miesięcy. Pozostawiałabym ślady wskazujące na to, że uciekła z domu. Potem wypuściłabym ją. Opowiedziałaby tę samą historię co teraz, że została porwana.

– I nikt by jej nie uwierzył.

– Urodziłaby to dziecko, Myronie. Tylko tego chciałam. Ten plan mógł się powieść. Kiedy wyszło na jaw, że korzystała z tego bankomatu, policja nabrała pewności, że uciekła. Dlatego nie wszczęto śledztwa. Jej rodzice… no cóż, jak to rodzice. Ich niepokój zlekceważono tak samo jak Rochesterów. – Napotkała jego spojrzenie. – Tylko jedno pokrzyżowało mi plany.

90
{"b":"97734","o":1}