Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– O czym ty mówisz, do diabła?

– Może Wolfowie wrócili do domu i zobaczyli zwłoki.

I może założyli, że zrobił to Randy. – Muse nachyliła się do Myrona. – Van Dyne był dostawcą Randy’ego. Ponadto ukradł mu dziewczynę. Może tatuś z mamusią ujrzeli zwłoki i doszli do wniosku, że zastrzelił go Randy. Wpadli w panikę i wrzucili zwłoki do bagażnika.

– Co, myślisz, że to Randy zabił Drew Van Dyne’a? – Nie. Powiedziałam, że oni tak myśleli. Randy ma alibi. – Zatem do czego zmierzasz?

– Jeśli Aimee Biel nie została porwana – powiedziała Muse – jeśli uciekła z Van Dyne’em, to mogła być z nim w tym domu. I może, tylko może, Aimee – nasza przestraszona dziewczynka – naprawdę chciała już zapomnieć o tym wszystkim. Może chciała pójść do college’u, zmienić otoczenie i zerwać wszystkie więzy, a ten facet, ten Van Dyne, nie chciał jej na to pozwolić…

Myron zamknął oczy. To coś w nim… o mało nie pękło. Opanował się, pokręcił głową.

– Mylisz się.

Wzruszyła ramionami.

– Zapewne.

– Znam tę dziewczynę od dziecka.

– Wiem, Myronie. Jest młodą, słodką dziewczyną, prawda? A młode, słodkie dziewczęta nie mogą być zabójczyniami, prawda?

Pomyślał o Aimee Biel, o tym, jak śmiała się w jego suterenie, jak wspinała się na drabinki, kiedy miała trzy latka. Przypomniał sobie, jak zdmuchnęła świeczki na przyjęciu urodzinowym. Jak oglądał jej występ w szkolnym teatrzyku, kiedy była w ósmej klasie. Przypomniał sobie to wszystko i poczuł, że wzbiera w nim gniew.

– Mylisz się – powtórzył.

Czekał przed ich domem, na chodniku po drugiej stronie ulicy.

Erik wyszedł pierwszy. Był spięty i miał ponurą minę. Aimee i Claire wyszły za nim. Myron stał i patrzył. Aimee pierwsza go zauważyła. Uśmiechnęła się i pomachała do niego. Myron obserwował ten uśmiech. Wydał mu się taki sam. Ten sam uśmiech, który widział na placu zabaw, kiedy miała trzy latka. Ten sam, który widział w swojej suterenie kilka tygodni temu.

Niczym się nie różnił.

Tylko że teraz mroził mu krew w żyłach.

Myron popatrzył na Erika, a potem na Claire. Ich spojrzenia była twarde, opiekuńcze, ale dostrzegł w nich coś jeszcze, coś poza znużeniem i apatią, coś pierwotnego i instynktownego. Erik i Claire szli obok córki. Jednak nie dotykali jej. Myron to zauważył. Nie dotykali własnej córki.

– Cześć, Myron! – zawołała Aimee.

– Cześć.

Aimee przebiegła przez ulicę. Jej rodzice zostali po swojej stronie ulicy. Myron też. Aimee zarzuciła mu ręce na szyję, o mało go nie przewracając. Myron próbował odwzajemnić ten uścisk. Jednak niezupełnie mu się to udało. Aimee uścisnęła go jeszcze mocniej.

– Dziękuję – szepnęła.

Nic nie powiedział. Jej uścisk był ten sam. Ciepły i silny. Taki sam jak przedtem.

A jednak Myron chciał, żeby Aimee przestała.

Poczuł, że pęka mu serce. Niech go Bóg ma w swojej opiece, chciał, żeby go puściła i odsunęła się. Chciał, żeby dziewczyna, którą tak długo kochał, już sobie poszła. Chwycił ją za ramiona i delikatnie odsunął.

Claire stanęła za plecami Aimee. Powiedziała do Myrona:

– Śpieszymy się. Wkrótce się zobaczymy.

Kiwnął głową. Obie kobiety odeszły. Erik czekał przy samochodzie. Myron obserwował ich. Claire szła obok córki, ale wciąż jej nie dotykała. Aimee wsiadła do samochodu. Erik i Claire spojrzeli po sobie. Nic nie powiedzieli. Aimee usiadła z tyłu. Oni oboje z przodu. To pewnie najzupełniej naturalne, pomyślał Myron, ale nadal miał wrażenie, że starają się trzymać z daleka od Aimee, jakby wyczuwali – a może wiedzieli – że teraz jest obcą osobą. Claire obejrzała się na Myrona.

Oni wiedzą, pomyślał.

Patrzył, jak samochód odjeżdża. Gdy wóz znikł w głębi ulicy, Myron coś sobie uświadomił.

Nie dotrzymał obietnicy.

Nie przyprowadził ich dziecka do domu.

Ich dziecka już nie było.

88
{"b":"97734","o":1}