Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Lance – powiedziała. – Kojarzy mi się z czymś, czym kiedyś przekłułam sobie wrzód. W porządku, Lance, coś ci poradzę. Ten krok naprzód to był fajny ruch, bardzo władczy, ale musisz bardziej wypiąć pierś. Ponadto zniżyć głos i groźnie zmarszczyć brwi. O tak: „Hej, mała, właśnie powiedział, że nie jesteś jego adwokatem”. Spróbuj.

Myron wiedział, że Hester nie da się tak łatwo odprawić. Wiedział też, że raczej nie powinien pozwolić jej odejść. Oczywiście, chciał współpracować z policją i jak najszybciej stąd wyjść, ale pragnął także wiedzieć, co stało się Aimee.

– Ona jest moim adwokatem – powiedział. – Proszę, zostawcie nas na chwilę samych.

Hester posłała im pełen satysfakcji uśmiech, który z pewnością chętnie starliby pięściami z jej twarzy. Ruszyli do drzwi. Hester pomachała im na pożegnanie. Kiedy znaleźli się za drzwiami, zamknęła je i popatrzyła na kamerę.

– Wyłączcie ją.

– Pewnie jest wyłączona – zauważył Myron.

– Tak, na pewno. Gliniarze nigdy nie robią takich numerów.

Wyjęła telefon komórkowy.

– Do kogo dzwonisz? – zapytał.

– Czy wiesz, dlaczego cię tu ściągnęli?

– To ma coś wspólnego z dziewczyną, która nazywa się Aimee Biel – powiedział Myron.

– Tyle już wiem. Jednak nie masz pojęcia, co się z nią stało?

– Nie.

– Właśnie to próbuję ustalić. Zleciłam to miejscowej agencji detektywistycznej, z którą zwykle współpracuję. Jest świetna, zna wszystkich w prokuraturze. – Hester przyłożyła aparat do ucha. – Tak, tu Hester. Co masz? Uhm. Yhm. – Hester słuchała, nie robiąc notatek. Po chwili powiedziała: – Dzięki, Cingle. Szukaj dalej. Zobaczymy, co wygrzebiesz.

Hester rozłączyła się. Myron zachęcająco wzruszył ramionami.

– Ta dziewczyna… nazywa się Biel.

– Aimee Biel – rzekł Myron. – Co z nią?

– Zaginęła.

Myron poczuł ściskanie w piersi.

– Wygląda na to, że w tamtą sobotnią noc nie wróciła do domu. Miała nocować u koleżanki. Nigdy tam nie dotarła. Nikt nie wie, co się z nią stało. Najwyraźniej rejestry rozmów telefonicznych łączą cię z tą dziewczyną. Inne poszlaki również. Moi ludzie próbują ustalić jakie.

Hester usiadła za stołem. Spojrzała na niego.

– No dobrze, mały, opowiedz wszystko cioci Hester.

– Nie – rzekł Myron.

– Co?

– Posłuchaj, masz dwie możliwości. Możesz zostać tu i słuchać, co im mówię, albo cię zwolnię.

– Najpierw powinieneś porozmawiać ze mną.

– Nie możemy tracić czasu. Muszę powiedzieć im wszystko.

– Ponieważ jesteś niewinny?

– Oczywiście, że jestem niewinny.

– A policja nigdy nie aresztowała niewłaściwego człowieka.

– Zaryzykuję. Jeśli Aimee ma kłopoty, nie chcę, żeby marnowali na mnie czas.

– Nie zgadzam się.

– Zatem cię zwalniam.

– Nie tak szybko. Ja tylko ci radzę. Klient ma zawsze rację. Wstała, otworzyła drzwi i zawołała ich. Loren Muse ominęła ją i usiadła. Lance zajął swoje miejsce w kącie. Muse była czerwona, zapewne wściekła na siebie za to, że nie przesłuchała Myrona w samochodzie, przed przybyciem Hester.

Loren Muse już chciała coś powiedzieć, ale Myron powstrzymał ją, unosząc dłoń.

– Przejdźmy do sedna sprawy – powiedział. – Aimee Biel zaginęła. Przed chwilą się dowiedziałem. Zapewne macie wykazy rozmów telefonicznych, więc wiecie, że dzwoniła do mnie około drugiej w nocy. Nie wiem, co jeszcze zdołaliście ustalić, więc pozwólcie, że wam pomogę. Poprosiła, żebym ją podwiózł. Zabrałem ją.

– Skąd? – spytała Muse.

– Z centrum Manhattanu. Zdaje się, że z rogu Pięćdziesiątej Drugiej i Piątej Alei. Potem przejechałem przez most Waszyngtona. Wiecie, że zapłaciłem kartą kredytową na stacji benzynowej?

– Tak.

– Zatem wiecie, że zatrzymaliśmy się tam. Potem pojechaliśmy Route 4 do Route 17, a później do Ridgewood. – Myron zauważył zmianę ich nastawienia. Pewnie coś pominął, ale mówił dalej. – Podrzuciłem ją pod jakiś dom na końcu zaułka. Potem pojechałem do siebie.

– I nie pamięta pan dokładnego adresu, zgadza się?

– Zgadza.

– Chce pan jeszcze coś powiedzieć?

– Na przykład?

– Na przykład dlaczego Aimee Biel w ogóle do pana dzwoniła?

– Jestem przyjacielem rodziny.

– Chyba bardzo bliskim.

– Owszem.

– Tylko dlaczego pan? Najpierw zadzwoniła do pańskiego domu w Livingston. Potem na komórkę. Dlaczego zadzwoniła do pana, a nie do rodziców, ciotki, wujka lub choćby koleżanki ze szkoły? – Loren rozłożyła ręce. – Dlaczego do pana?

– Obiecałem jej – powiedział cicho Myron.

– Obiecał pan?

– Tak.

Wyjaśnił im, co się zdarzyło w jego suterenie, że podsłuchał, jak dziewczęta rozmawiały o jeździe z pijanym kolegą. Powiedział, co im obiecał. Gdy to mówił, widział zmianę wyrazu ich twarzy, nawet Hester. Słowa i wyjaśnienia brzmiały nieprzekonująco nawet w jego własnych uszach, a jednak nie potrafił zrozumieć dlaczego. Mówił trochę za długo. Słyszał w swoim głosie obronny ton.

Kiedy skończył, Loren zapytała:

– Czy złożył już pan kiedyś taką obietnicę?

– Nie.

– Nigdy?

– Nigdy.

– Nie proponował pan bezradnym czy odurzonym dziewczętom, że je pan podwiezie?

– Hej! – Hester nie zamierzała tego tolerować. – To całkowicie opaczna interpretacja słów mojego klienta. Ponadto już zadała pani to pytanie i otrzymała na nie odpowiedź. Proszę dalej.

Loren wierciła się na krześle.

– A co z chłopcami? Kazał pan kiedyś obiecać jakiemuś chłopcu, że po pana zadzwoni?

– Nie.

– Zatem tylko dziewczęta?

– Tylko te dwie dziewczyny – rzekł z naciskiem Myron. – I nie było to z mojej strony zaplanowane.

– Rozumiem. – Loren potarła brodę. – A co z Katie Rochester?

– Kto to taki? – zapytała Hester.

Myron zignorował ją.

– Co z nią?

– Czy wymógł pan kiedyś na Katie Rochester obietnicę, że zadzwoni do pana, kiedy będzie pijana?

– To znów błędna interpretacja tego, co powiedział – wpadła jej w słowo Hester. – Usiłował nie dopuścić, żeby prowadziły po pijanemu

– Tak, pewnie, to bohater – mruknęła Loren. – Mówił pan coś takiego Katie Rochester?

– Nawet nie znam Katie Rochester – odparł Myron.

– Jednak słyszał pan to nazwisko.

– Tak.

– W jakich okolicznościach?

– W telewizji. O co chodzi, Muse? Jestem podejrzanym we wszystkich sprawach zaginięć?

Loren uśmiechnęła się.

– Nie we wszystkich.

Hester nachyliła się do Myrona i szepnęła mu do ucha:

– Nie podoba mi się to, Myronie.

Jemu też się to nie podobało.

Loren pytała dalej.

– Zatem nigdy pan nie spotkał Katie Rochester?

Nie zdołał powstrzymać typowo prawniczej odpowiedzi:

– O ile mi wiadomo, to nie.

– O ile panu wiadomo. Czy mógł ją pan poznać nieświadomie?

– Sprzeciw.

– Pani wie, co chcę przez to powiedzieć – dorzucił Myron.

– A jej ojca, Dominicka Rochestera, pan zna?

– Nie.

– Albo matkę, Joan? Zna ją pan?

– Nie.

– Nie – powtórzyła Loren – czy o ile panu wiadomo, to nie?

– Spotykam mnóstwo ludzi. Nie pamiętam wszystkich. Jednak nie przypominam sobie tych osób.

Loren Muse spojrzała w notatnik.

– Powiedział pan, że wysadził pan Aimee w Ridgewood?

– Tak. Pod domem jej przyjaciółki, Stacy.

– Jej przyjaciółki? – zainteresowała się Loren. – Nie wspominał pan o tym wcześniej.

– Wspominam teraz.

– Jak nazywa się ta Stacy?

– Aimee mi nie powiedziała.

– Rozumiem. Poznał pan tę Stacy?

– Nie.

– Czy odprowadził pan Aimee do drzwi frontowych?

– Nie. Zostałem w samochodzie.

Loren Muse udała zdziwienie.

– Obietnica ochrony nie obejmowała eskortowania od samochodu do drzwi frontowych?

– Aimee prosiła, żebym został w wozie.

– Kto otworzył drzwi domu?

– Nikt.

– Aimee sama weszła?

– Powiedziała, że Stacy pewnie śpi i że zawsze wchodzi drzwiami od tyłu.

– Rozumiem. – Loren wstała. – No to jedźmy.

– Dokąd go zabieracie? – zapytała Hester.

– Do Ridgewood. Zobaczymy, czy uda nam się znaleźć ten zaułek.

Myron też wstał.

– Nie możecie po prostu zapytać rodziców Aimee o adres Stacy?

– Znamy już adres Stacy – powiedziała Loren. – Sęk w tym, że Stacy nie mieszka w Ridgewood. Mieszka w Livingston.

27
{"b":"97734","o":1}