– Pierwsza runda wygrana, przyjacielu. Prawdziwy Jason Bourne dał się przekonać i wykonał swój ruch. Nawiasem mówiąc, będziesz musiał zapłacić za hospitalizację jednego człowieka ze złamaną ręką i dwóch innych, którzy znajdują się nadal w szoku i skarżą na potworny ból w szyi. Czwarty czuje się zbyt zakłopotany, żeby cokolwiek mówić.
– Bourne jest świetny w tym, co robi… w tym, co zrobił.
– To morderca, Edwardzie.
– Domyślam się, że sobie z nim poradziłeś.
– Bojąc się, że za chwilę wysadzi tę śmierdzącą dziurę w powietrze! Byłem przerażony. Ten człowiek to maniak. Nawiasem mówiąc, dlaczego ma unikać Makau? To dziwaczny zakaz.
– Niczego tam nie wskóra. Zabójstwa miały miejsce tutaj. Klienci fałszywego Bourne'a znajdują się z całą pewnością tutaj, nie w Makau.
– To żadna odpowiedź, jak zwykle.
– Ujmijmy to inaczej – tyle tylko mogę ci powiedzieć. Właściwie i tak o tym wiesz, skoro odegrałeś dziś w nocy swoją rolę. Zmyślona opowieść o młodej żonie naszego mitycznego taipana zamordowanej w Makau razem ze swoim kochankiem. Co o tym sądzisz?
– Genialny pomysł – odparł Lin, ściągając brwi. – Niewiele aktów zemsty spotyka się z takim zrozumieniem, jak te wynikające z zasady „oko za oko”. W jakimś sensie to podstawa naszej strategii. Z tego, co wiem.
– Co, twoim zdaniem, zrobi Webb, jeśli dowie się, że to kłamstwo?
– Nie dowie się. Wyjaśniłeś mu chyba, że zabójstwa zostały starannie zatuszowane.
– Nie doceniasz go. Kiedy znajdzie się w Makau, przewróci każdy śmieć, żeby się dowiedzieć, kim jest ten taipan. Będzie wypytywał każdego posłańca, każdą pokojówkę – zastraszy albo przekupi tuzin pracowników hotelu Lisboa i większość tamtejszej policji, dopóki nie dowie się prawdy.
– Ale my mamy jego żonę i to nie jest już kłamstwo. Będzie się zachowywał jak należy.
– Tak, ale w innym wymiarze. Cokolwiek teraz myśli – aż pewnością ma jakieś podejrzenia – niczego nie wie na pewno. Jeśli jednak powęszy w Makau i dowie się prawdy, będzie miał dowód, że oszukuje go jego własny rząd.
– A to dlaczego?
– Ponieważ zmyśloną historię opowiedział mu wyższy urzędnik departamentu stanu, dokładniej mówiąc ja. A jeśli spojrzeć na całą sprawę z jego punktu widzenia, już raz został zdradzony.
– Tyle wiemy.
– Chcę, żeby na przejściu granicznym do Makau dyżurował przez dwadzieścia cztery godziny na dobę nasz człowiek. Wynajmij ludzi, którym ufasz, i daj im fotografie, ale żadnych informacji. Obiecaj premię dla każdego, kto go zobaczy i zatelefonuje do ciebie.
– Możemy to zrobić, ale on nie zaryzykuje. Uwierzył, że mu się to nie opłaca. Jeden donosiciel w hotelu albo na posterunku policji i jego żona zginie. Nie będzie kusił losu.
– My też nie podejmiemy ryzyka, mimo że jest niewielkie. Jeśli odkryje, że znów chcemy się nim posłużyć, że znów został zdradzony, może przestać się kontrolować: może popełnić czyny i opowiadać rzeczy o nieobliczalnych dla nas wszystkich konsekwencjach. Jeśli przedostanie się do Makau, to, szczerze mówiąc, może stać się dla nas straszliwym obciążeniem, a nie, jak myśleliśmy, kartą atutową, którą w odpowiedniej chwili wyciągniemy z rękawa.
– Likwidacja? – zapytał po prostu major.
– Nie ująłbym tego w ten sposób.
– Nie sądzę, żebyś musiał. Byłem bardzo przekonywający. Waliłem pięścią w poręcz i podnosiłem głos. „Pańska żona umrze!”, wrzeszczałem. Uwierzył mi. Powinienem uczyć się w szkole operowej.
– Dobrze się spisałeś.
– Przedstawienie było godne Akima Tamiroffa.
– Kogo?
– Błagam cię. Przeszedłem już przez to przy bramie.
– Słucham?
– Nieważne. Mówili mi w Cambridge, że spotkam ludzi podobnych do ciebie. Miałem profesora historii orientalnej, który twierdził, że wy nigdy się nie zmienicie, żaden z was. Będziecie z uporem trzymać wszystko w sekrecie, ponieważ Zhongguo ren należą do niższej rasy, nie są w stanie zrozumieć. Czy o to tutaj chodzi, yangguizi?
– Dobry Boże, nie.
– Więc co my w takim razie wyprawiamy? Rozumiem to, co oczywiste. Werbujecie człowieka, który ma wyjątkowe szansę ujęcia mordercy, ponieważ ów morderca podszywa się właśnie pod niego. Ale brnąc w to tak głęboko – porywając jego żonę, angażując n a s – wdajecie się w bardzo skomplikowaną i szczerze mówiąc niebezpieczną grę. Powiem ci prawdę, Edwardzie. Kiedy przedstawiłeś mi ten scenariusz, skontaktowałem się z własnej inicjatywy z Londynem.,,Wypełniaj rozkazy”, powtórzyli mi.,,A przede wszystkim, zachowaj milczenie”. Cóż, jak powiedziałeś jakiś czas temu, to nie wystarcza. Powinniśmy się dowiedzieć czegoś więcej. Nie wiedząc o niczym Wydział Specjalny nie może ponosić za nic odpowiedzialności.
– W tej chwili my ponosimy całą odpowiedzialność i my podejmujemy wszystkie decyzje. Londyn się na to zgodził, a nigdy by tego nie zrobił, gdyby nie uważał, że to dla niego najlepsze wyjście. Musimy panować nad sytuacją, nie może być mowy o żadnym przecieku ani pomyłce w wyliczeniach. Nawiasem mówiąc, to właśnie usłyszeliśmy od Londynu. – McAllister pochylił się i splótł dłonie, aż pobielały mu kostki palców. – - Powiem ci tylko jedno. Lin. Modlę się do Boga, żeby odpowiedzialność nie spoczywała na nas, zwłaszcza że znajduję się prawie w samym środku. Nie dlatego, że podejmuję ostateczne decyzje, ale ponieważ wolałbym nie podejmować żadnych. Nie mam odpowiednich kwalifikacji.
– Tego bym nie powiedział, Edwardzie. Jesteś jednym z najbardziej skrupulatnych ludzi, jakich w życiu spotkałem. Udowodniłeś to dwa lata temu. Jesteś znakomitym analitykiem. Nie musisz ogarniać całości sprawy, jeżeli odbierasz instrukcje od kogoś, kto nad tym czuwa. Wystarczy, że rozumiesz, o co chodzi, i wierzysz w to, co robisz – a ta wiara wypisana jest na twojej zatroskanej twarzy. Jeżeli powierzy ci się jakieś zadanie, wykonasz je jak trzeba.
– Domyślam się, że powinienem ci podziękować.
– Dziś udało się osiągnąć to, czego sobie życzyłeś, wkrótce więc dowiesz się, czy twój zmartwychwstały łowca odzyskał swoje umiejętności. W ciągu nadchodzących dni będziemy mogli tylko śledzić wydarzenia, to wszystko. Nie mamy na nie wpływu. Bourne rozpoczął swą niebezpieczną podróż.
– Dostał nazwiska?
– Prawdziwe nazwiska, Edwardzie. Najbardziej bezwzględnych bandziorów wywodzących się z podziemia Hongkongu i Makau:
adiutantów przenoszących rozkazy oraz kapitanów, którzy inicjują rozmowy i zawierają kontrakty, kontrakty na morderstwo. Jeśli na tym terenie jest ktoś, kto wie coś o samozwańczym zabójcy, to jego nazwisko znajduje się na tej liście.
– Rozpoczynamy drugą fazę. Świetnie. – McAllister rozplótł dłonie i spojrzał na zegarek. – Wielkie nieba, nie miałem pojęcia, która to godzina. To był dla ciebie długi dzień. Naprawdę nie musiałeś dziś w nocy oddawać zegarka i spinek.
– Dobrze o tym wiedziałem.
– Więc czemu zawdzięczam…?
– Nie chciałbym ci dłużej zawracać głowy, ale wyłonił się pewien nieprzewidziany problem. A przynajmniej taki, którego nie braliśmy pod uwagę, być może z głupoty.
– O co chodzi?
– Ta kobieta może być chora. Jej mąż wyczuł to, kiedy z nią rozmawiał.
– Mówisz o poważnej chorobie?
– Nie możemy tego wykluczyć… nie może tego wykluczyć lekarz.
– Lekarz?
– Nie było powodu, żeby cię alarmować. Wezwałem kilka dni temu jednego z naszych wojskowych lekarzy – można na nim w pełni polegać. Stwierdził, że to może być nerwica, depresja albo jakieś schorzenie wirusowe. Zapisał jej antybiotyki i łagodne środki uspokajające. Jej stan nie uległ poprawie. Prawdę mówiąc, gwałtownie się pogarsza. Jest apatyczna, ma dreszcze i mówi od rzeczy. Bardzo się zmieniła, zapewniam cię.
– Wierzę! – odparł podsekretarz stanu mrugając gwałtownie oczyma i zaciskając usta. – Co możemy zrobić?
– Doktor uważa, że powinno się ją przewieźć do szpitala i natychmiast poddać badaniom.
– To niemożliwe! Chryste Panie, to absolutnie nie wchodzi w rachubę!
Chińczyk wstał z krzesła i zbliżył się powoli do biurka.
– Edwardzie – powiedział ze spokojem. – Nie wiem, jakie są dopuszczalne granice tej operacji, ale z fragmentarycznych danych zdołałem odtworzyć kilka jej podstawowych celów, zwłaszcza jeden. Obawiam się, że muszę ci zadać to pytanie: Co się stanie z Dawidem Webbem, jeśli jego żona poważnie zachoruje? Co się stanie z twoim Jasonem Bourne'em, jeśli ona umrze?