Jest maniakiem, jest biały i zabija szybko. Podobno tym dwóm, którzy byli wobec niego nieuczciwi, rozpruto gardła. Mówi się, że jakiś Zhongguo ren został zastrzelony, bo oszukał na dostawie. Jest szalony. Daj mu to, czego chce. Płaci gotówką. Kto by się przejmował? To nie nasz kłopot. Niech przyjdzie. Niech odejdzie. Po prostu weź jego pieniądze.
Zanim nadeszła północ, Delta zdobył narzędzia potrzebne do jego morderczego zajęcia. Osiągnięcie powodzenia było teraz najważniejsze w umyśle meduzyjczyka. Musiał odnieść sukces. Ofiara była teraz wszystkim.
Gdzie jest Echo? Potrzebował Echa. Drogi Echo był jego dobrym, szczęśliwym duchem.
Echo nie żyje, zabity obrzędowym mieczem przez szaleńca w pełnym spokoju lesie wśród ptaków. Wspomnienia.
Echo. Marie.
Zabiję ich za to, co wam zrobili!
W Mongkoku zatrzymał rozgruchotaną taksówkę i pokazując szoferowi pieniądze, kazał mu wysiadać.
– Tak, co jest, panie? – zapytał człowiek łamaną angielszczyzną.
– Ile jest wart twój samochód? – powiedział Delta.
– Nie rozumieć.
– Ile? Pieniądze? Za twój samochód!
– Ty fengkuang!
– Bul – krzyknął Delta, dając do zrozumienia kierowcy, że nie postradał zmysłów. – Ile chcesz za swój samochód? – ciągnął dalej po chińsku. – Jutro rano możesz powiedzieć, że go ukradli. Policja go odnajdzie.
– To moje jedyne źródło utrzymania, a ja mam dużą rodzinę! Pan jest szalony!
– Cztery tysiące, amerykańskich?
– Aiya. Wziąć to!
– Kuai! – rzekł Jason, każąc mężczyźnie pospieszyć się. – Pomóż mi z tym chorym. On ma drgawki i musi być przywiązany, żeby się nie poranił.
Właściciel taksówki widząc banknoty w ręku Bourne'a, pomógł mu wrzucić zabójcę na tylne siedzenie i przytrzymał go, gdy człowiek z „Meduzy” obwiązywał nylonową linką kostki, kolana i łokcie komandosa, ponownie kneblował mu usta i zawiązywał oczy paskami materiału pochodzącymi z taniej hotelowej poszewki. Nie rozumiejąc, o czym mówili – a właściwie krzyczeli po chińsku – więzień mógł stawiać jedynie bierny opór. Nie była to tylko kara nałożona na jego przeguby, jaką odczuwał przy każdym ruchu wyrażającym sprzeciw, było to coś, co dostrzegł, gdy przyglądał się człowiekowi, który go pojmał. W Jasonie Bournie dokonała się zmiana, znalazł się w innym świecie, w świecie dużo mroczniejszym. Zabójstwo kryło się w coraz dłuższych okresach milczenia meduzyjczyka. Było w jego oczach.
Jadąc zatłoczonym tunelem z Koulunu na wyspę Hongkong, Delta przygotowywał się do ataku, wyobrażał sobie przeszkody, jakie napotka, przywoływał z pamięci możliwe sposoby przeciwdziałania, które mogły być przydatne. Wszystko to było nadmiernie przesadne przygotowywał się jednak na najgorsze.
Zrobił to samo w dżungli Tam Quan. Nie było niczego, czego nie brałby pod uwagę, i wyprowadził ich wszystkich – wszystkich oprócz jednego. Kawałka śmiecia, człowieka bez duszy, który chciał tylko jednego – złota; zdrajcy, który za niewielką nagrodę sprzedałby życie swoich towarzyszy. To tam wszystko się zaczęło. W dżungli Tam Quan. Delta zlikwidował śmiecia, przestrzelił mu kulą skroń, gdy tamten przekazywał Wietkongowi przez radio informację o ich położeniu. Ten śmieć to człowiek z…Meduzy” – Jason Bourne, pozostawiony, aby zgnić w dżungli. To on był początkiem szaleństwa. Jednak Delta wyprowadził ich wszystkich, również swego brata, którego nie pamięta. Przeprowadził ich przez dwa tysiące mil na terytorium nieprzyjaciela, ponieważ przestudiował przedtem prawdopodobieństwa i mógl wyobrazić sobie fakty nieprawdopodobne – te ostatnie o wiele bardziej istotne dla ich ucieczki, bo rzeczywiście się zdarzyły, a jego umysł przygotowany był na niespodzianki. Teraz było to samo. Dom na Victoria Peak nie mógł być taką zasadzką, której on by nie pokonał. Na śmierć trzeba odpowiedzieć śmiercią.
Ujrzał wysokie mury otaczające budowlę i minął je nie zwracając na pozór większej uwagi – powoli, jak mógłby to uczynić gość lub turysta, niepewny kierunku, pojechał dalej wzdłuż okazałej drogi. Dostrzegł szkło ukrytych reflektorów, zauważył drut kolczasty rozciągnięty gęsto nad murem. Wypatrzył dwóch strażników w głębi ogromnej bramy. Znajdowali się w cieniu, lecz ich polowe mundury piechoty morskiej połyskiem zdradzały swój kolor – to niewłaściwe:
materiał powinien być bardziej matowy lub też należało wybrać strój o mniej militarnym charakterze. Wysoki mur kończył się w tym miejscu, to był róg ogrodzenia; z prawej strony kamienna ściana ciągnęła się jak okiem sięgnąć. Dla wprawnego wzroku dom był zakonspirowaną bazą. Dla kogoś nie wtajemniczonego był najwyraźniej rezydencją wysoko postawionego dyplomaty, może ambasadora, który wymagał ochrony ze względu na niespokojne czasy. Terroryzm czaił się wszędzie, chwytano zakładników, środki bezpieczeństwa były nakazem chwili. O zmierzchu podawano koktajle wśród cichych śmiechów elity, która decydowała o losach rządów, lecz na zewnątrz w ciemnościach czekała przygotowana do strzału broń. Delta to rozumiał. Dlatego zabrał ze sobą swój pękaty plecak.
Wyjechał swym sponiewieranym samochodem z pobocza. Nie było potrzeby go ukrywać. Nie będzie wracał. Nie zależało mu na tym, by wrócić. Nie było Marie i wszystko się skończyło. Jakiekolwiek były kolejne etapy jego życia – były skończone. Dawid Webb. Delta. Jason Bourne. To była przeszłość. Chciał tylko spokoju. Ból przekroczył granice jego wytrzymałości. Spokój. Ale najpierw musi zabić. Swoich wrogów. Wrogów Marie. Wrogów wszystkich ludzi, gdziekolwiek się znajdują, którzy są sterowani przez bezimiennych manipulatorów bez twarzy. Wszyscy oni dostaną nauczkę. Oczywiście niewielką nauczkę, jako że znawcy udzielą odpowiednich wyjaśnień, które będą możliwe do przyjęcia dzięki zawiłym słowom i zafałszowanym półprawdom. Kłamstwa. Odrzuć wątpliwości, wyklucz pytania, czuj się znieważony, tak jak czują się ludzie, i podążaj, aż zabrzmią werble pojednania. Celem jest wszystko, nieważni gracze to tylko konieczne cyfry w śmiertelnych równaniach. Wykorzystaj ich, wyciśnij, zabij, jeżeli będziesz musiał. Wykonaj to, ponieważ my tak mówimy. My rozumiemy – inni nie. Nie zadawaj nam pytań. Nie masz dostępu do naszej wiedzy.
Jason wyskoczył z samochodu, otworzył tylne drzwi i nożem przeciął więzy krępujące nogi zamachowca. Zdjął mu z oczu opaskę, knebla nie ruszał. Chwycił więźnia za ramię i…
Cios był paraliżujący! Zabójca obrócił się w miejscu, jego prawe kolano huknęło Bourne'a w lewą nerkę, a w chwili gdy Delta się wygiął, związane ręce wylądowały mu na gardle. Drugie kolano trafiło Bourne'a w klatkę piersiową; upadł na ziemię, a komandos puścił się drogą. Nie. To nie może się stać! Potrzebuję jego karabinu, jego ognia. To jest częścią mojej strategu.
Delta podniósł się i z rozsadzającym piersi i bok bólem rzucił się w pogoń za biegnącą drogą sylwetką. Za parę sekund morderca zniknie w ciemnościach! Człowiek z „Meduzy” biegł szybciej, zapomniawszy o bólu, a funkcjonująca jeszcze część jego umysłu skoncentrowana była wyłącznie na zabójcy. Szybciej, szybciej! Nagle u podnóża góry rozbłysły reflektory oświetlając postać uciekiniera. Komandos rzucił się w bok, aby uniknąć światła. Bourne do ostatniej chwili trzymał się prawej strony drogi, wiedząc, że w czasie gdy przejeżdża tamtędy samochód, jego odległość od przeciwnika zmniejsza się o cenne metry. Mając unieruchomione ręce oszust potknął się o niewielki występ na drodze, jednak wyczołgał się szybko na asfalt, stanął na nogi i znowu zaczął biec. Ale było za późno. Ramię Delty opadło na kark więźnia, obaj mężczyźni zwalili się na ziemię. Gardłowe krzyki komandosa były rykami zwierzęcia opętanego pasją. Jason obrócił mordercę na plecy i brutalnie przycisnął mu brzuch kolanem.
– Słuchaj, ty wyrzutku! – mówił bez tchu, a pot spływał mu po twarzy. – To, czy zginiesz, czy nie, jest dla mnie bez znaczenia. Za parę minut nie będziesz mnie w ogóle obchodził, ale do tego czasu jesteś częścią planu, mojego planu! Czy umrzesz później, będzie już zależało od ciebie, nie ode mnie. Daję ci szansę, która jest czymś więcej, niż ty kiedykolwiek zrobiłeś dla człowieka, na którego polowałeś. Teraz wstawaj! Rób wszystko, co ci każę, bo inaczej twoja szansa zostanie zdmuchnięta razem z twoją głową – dokładnie to im obiecałem.
Zatrzymali się znowu przy samochodzie. Delta podniósł swój plecak, wyjął strzelbę, którą zdobył w Pekinie, i wyciągnął ją w stronę komandosa.
– Błagałeś mnie o broń na lotnisku w Jinan, pamiętasz? – Morderca skinął głową, jego oczy były szeroko otwarte, a w rozciągniętych ustach tkwił szmaciany knebel. – Jest twoja – ciągnął Jason Bourne matowym, obojętnym głosem. – Kiedy znajdziemy się za tamtym murem – a ty będziesz szedł przede mną – dam ci ją. – Zabójca zmarszczył brwi, jego oczy zwęziły się. – Zapomniałem – rzekł Delta. – Nie mogłeś zobaczyć. Jest tam dobrze strzeżony dom, niecałe dwieście metrów stąd, idąc wzdłuż tej drogi. Pójdziemy tam. Ja zostanę na zewnątrz i wyciągnę stamtąd, kogo będę mógł. A ty? Masz dziewięć naboi, dostaniesz jeszcze coś. Jedną „bombkę”. – Meduzyjczyk wyjął z plecaka ładunek plastiku i pokazał go swemu więźniowi. – Tak jak ja to widzę, nigdy nie wydostaniesz się z powrotem przez mur, oni cię wykończą. I tak możesz się wydostać tylko przez bramę, to będzie gdzieś w prawo na skos. Żeby tam dotrzeć, będziesz musiał torować sobie drogę bronią. Zapalnik czasowy na plastiku można nastawić na minimum dziesięć sekund. Radź sobie z tym, jak chcesz. Nie obchodzi mnie to. Capisce?
Zabójca podniósł związane ręce, a następnie wskazał na knebel. Wydając tłumione jęki dawał Jasonowi do zrozumienia, że powinien uwolnić jego ręce i usunąć tampon.
– Przy murze – powiedział Delta. – Kiedy będę gotowy, przetnę ci te liny. Ale kiedy już to zrobię, gdybyś spróbował usunąć knebel, zanim ci pozwolę, będzie po twojej szansie. – Zabójca popatrzył na niego i skinął głową.
Jason Bourne i morderca samozwaniec poszli drogą na Yictoria Peak w kierunku zakonspirowanego domu.
Conklin kuśtykając zbiegał po schodach szpitala najszybciej jak mógł, trzymając się środkowej poręczy i gorączkowo rozglądając się po podjeździe za taksówką. Nie było żadnej. Zamiast niej zobaczył pielęgniarkę w fartuchu, która stojąc samotnie czytała South China Times korzystając z oświetlenia nad drzwiami wejściowymi. Co pewien czas wzrok jej kierował się w stronę wjazdu na parking.