Литмир - Электронная Библиотека

Umieściwszy kamerę, Minor podjechał do domku i usiadł w land cruiserze, skąd sterował sprzętem, używając pilota: obracał, przesuwał, nastawiał obiektyw i zmieniał go. Przećwiczył włączanie i wyłączanie. Sprawdził przesył obrazu na przenośny monitor trzycalowy. Potem zadzwonił z komórki do Lawrence’a.

– Doskonale się sprawuje, Larry.

– Lawrence.

– Chodź do domku, zanim się zabierzemy za pozostałe kamery, zaparzę kawę. I pokażę ci coś, co znalazłem w lesie.

***

Wypili kawę, a potem Darwin zostawił nie rozpakowany sprzęt wideo w domku i zabrał Stewarta na przechadzkę. Skierowali się na wschód, do wozu, ale potem zeszli ze szlaku i wśród głazów wspięli się na wysokie wzgórze, górujące nad domkiem. Stamtąd zeszli między daglezjami zielonymi w miejsce odległe od budynku o jakieś trzydzieści metrów. Minor milcząco wskazał dużą kamerę wsuniętą w gałęzie jednego z drzew. Obiektyw kamery wycelowany był w domek.

Lawrence nic nie powiedział, lecz sprawdził wszystko tak starannie, jak ekspert od amunicji zbadałby minę lądową. W końcu oświadczył:

– Nie ma mikrofonu. Nie obraca się, nie ma też zoomu ani nocnego wzmacniacza wizji. To po prostu szerokokątny obiektyw, ale daje niezły widok na twój parking i wejście do domku. Poza tym ma piekielnie mocną baterię, możliwość wielodniowego nagrywania, prawie na pewno datownik i cholerną antenę teleskopową. Ktokolwiek cię szpieguje, zamówił kilkudniowy film, z którego będzie wiedział, kto przebywa w domu i w jakim okresie.

– Zgadza się – przyznał Dar.

– Przy tak potężnym nadajniku i antenie obraz można oglądać zapewne nawet kilka kilometrów stąd – zauważył Stewart.

– Właśnie – zgodził się Minor.

Lawrence podpełzł do pokrytego żywicą pnia i ponownie obejrzał kamerę.

– Federalne Biuro Śledcze raczej takich nie używa, Dar. Jest zagraniczna… chyba czeska, tak sądzę… trochę prymitywna, ale wytrzymała. Zdaje mi się, że nagrywa w formacie PAL.

– Też tak pomyślałem – mruknął Darwin.

– Rosjanie? – spytał Stewart.

– Niemal na pewno.

– Chcesz, żebym ją zdeaktywował?

– Nie, wolę, żeby wiedzieli, gdzie jestem – odparł Dar. – Po prostu chciałem ci ją pokazać. Dzięki temu wiesz, czego nie możemy ujawnić, kiedy znajdujemy się przed obiektywem.

– Czy są inne? – zapytał Lawrence, patrząc podejrzliwie na las, w którym przeplatały się z sobą obszary światła i cienia.

– Żadnej innej nie znalazłem.

– Poszukam ich dla ciebie – zadeklarował się przyjaciel.

– Będę ci wdzięczny, Larry. – Minor miał wielki szacunek dla specjalistycznej wiedzy Stewarta na temat elektronicznych urządzeń inwigilacyjnych.

– Lawrence – odparł Lawrence, zsuwając się między drzewami niczym hałaśliwy niedźwiedź.

***

Tony Constanza wyśpiewał wszystko natychmiast po przebudzeniu z pooperacyjnej narkozy w sobotnie popołudnie. Chociaż jego pokoju szpitalnego pilnowało pół tuzina agentów FBI, mężczyzna jawnie okazywał przerażenie. Bał się, że zjawią się zabójcy zawodowi Organizaciji, gdy tylko ich pracodawcy odkryją, że przeżył. Zapewne uznał, że najlepiej zrobi, opowiadając całą historię – i to jak najszybciej – zanim znajdą go Yaponchik, Zuker i inni. Miał wyraźnie wielki szacunek dla ich zdolności. Podszedł też z pewnym entuzjazmem do programu ochrony świadków, uczestnictwa w nim i zamieszkania w Bozeman, w stanie Montana. Powtórzył nazwę miejscowości kilka razy.

Constanza powiedział, że nie wie dokładnie, gdzie ukrywają się Rosjanie, dodał jednak, że jest to „jakiś dom na ranczu, położonym gdzieś za torem wyścigowym Santa Anita, w pobliżu Sierra Mądre Boulevard… na brązowych wzgórzach porośniętych szarłatem”. Federalne Biuro Śledcze dostało już wcześniej dokładny adres od anonimowego korespondenta; a ściśle rzecz biorąc, adres ten ustalił Darwin na podstawie numeru telefonu, który wystukał Dallas Trace podczas owej kempingowej inwigilacji. Dom sprawdziło FBI, potwierdzając w nim obecność pięciu Rosjan.

Dowodzący akcją agent specjalny James Warren wyznaczył w sobotni wieczór dwudziestu trzech funkcjonariuszy FBI do stałego nadzoru willi. Budynek był dwupiętrowy, w stylu śródziemnomorskim, i stał samotnie, oddalony od najbliższego w sąsiedztwie o dobre kilkaset metrów. Warren powiedział Sydney Ołson, że wolałby od razu wejść do środka, uzyskanie nakazów rewizji i aresztowanie osób oskarżonych przez Constanzę zajęłoby jednak kilka dni, zresztą przedwcześnie zatrzymując Rosjan, ostrzegliby wszystkich innych. Tymczasem każdy ruch, który wykonali Rosjanie, starannie śledzili siedzący w furgonetkach agenci FBI, którzy udawali pracowników firmy telefonicznej lub robotników z przedsiębiorstwa naprawy dróg. Użyto sprzętu wideo i zaangażowano helikopter. Wszystkie telefony były na podsłuchu, a rozmowy nagrywano. Warren w każdej chwili mógł ściągnąć kolejną dwudziestkę agentów z oddziałów szturmowych. Pasadena, Glendale, Burbank i zespoły SWAT Departamentu Policji Los Angeles oferowały swą pomóc, chociaż nikt nie znał szczegółów operacji.

Pierwszych aresztowań dokonał w niedzielę rano Wydział Wewnętrzny, do którego wezwano detektywów Departamentu Policji Los Angeles, Fairchilda i Venturę. Weszli do oddzielnych pokojów, gdzie musieli oddać odznaki, legitymacje, a także broń wraz z amunicją po czym zostali formalnie oskarżeni o działalność spiskową oraz o współudział w oszustwach i morderstwie czterech agentów Federalnego Biura Śledczego. Porucznika Venturę poinformowano, że Wydział Wewnętrzny i FBI wiedzą o tajnych przelewach na jego nowo założone konto w jednym z zagranicznych banków. Kwoty przelewów to osiemdziesiąt pięć tysięcy dolarów, a następnie piętnaście tysięcy i dwadzieścia trzy tysiące. Nie ustalono żadnych bankowych wpłat na konto kapitana Fairchilda, powiedziano mu jednak, że śledztwo nadal się toczy. Obu oficerów policji przesłuchano.

Porucznik Ventura zaprzeczał twardo wszystkiemu, kapitan Fairchild natomiast się załamał. Nie tylko przyznał, że Ventura zatuszował sprawę zabójstwa Richarda Kodiaka, ale dodał też, że to właśnie porucznik wyśledził kryjówki Donalda Bordena i Gennie Smiley w okolicy zatoki i wskazał ich oboje Rosjanom Trace’a, a ci zastrzelili ich w typowy dla siebie, profesjonalny sposób: dwie kule w głowę. Według kapitana Fairchilda Ventura chełpił się nawet, że… tu zacytował: „Za kolejne dwadzieścia tysięcy sam pozbyłbym się ciał i przeprowadził całą tę akcję lepiej niż te dupki”. Kapitan przyznał w podpisanym przez siebie oświadczeniu, że Ventura traktował Dallasa Trace’a jak „kurę, która zamierza złożyć im obu stosik złotych jaj” i że planował dalsze interesy z Przymierzem. Dodał, że porucznik groził mu, że go zamorduje, jeśli komukolwiek wygada o spisku.

Obaj detektywi trafili do aresztu. Dzięki chęci współpracy z Wydziałem Wewnętrznym i swoim zeznaniom Fairchild miał szansę na pobłażliwość prokuratora okręgowego. Ani Federalne Biuro Śledcze, ani Departament Policji Los Angeles nie ogłosiły faktu aresztowania, toteż obu mężczyzn FBI umieściło w jakiejś bezpiecznej kryjówce w Malibu, gdzie mieli zostać poddani dalszym przesłuchaniom. Każdy, kto telefonował na posterunek i pytał o któregoś z nich, otrzymywał odpowiedź, że pracują w terenie i są nieosiągalni, a tymczasem numery sprawdzano. Dwie ze sprawdzonych rozmów doprowadziły policję do amerykańskich ochroniarzy Trace’a, jeden zaś pochodził z domu w Santa Anita, w którym ukrywali się Rosjanie.

Podczas tych pięciu dni do ostatecznego aresztowania głównych graczy, Syd kilka razy zwierzyła się Darowi z obawy o jego bezpieczeństwo, ten jednak odpowiadał lekko: „Czego tu się lękać? FBI przez cały czas pilnuje Rosjan, a policja amerykańskich zbirów Trace’a… Jestem bezpieczniejszy niż kiedykolwiek przedtem”. Sydney była bardzo zajęta przygotowaniami do obławy, nie mogła więc spędzać czasu wraz z nim w jego domku i nie wyglądała na uspokojoną tymi słowami.

***

W poniedziałek przed obławą Dar i Lawrence zamontowali w domku na wzgórzach kamery światłowodowe. Minor wybrał dwa miejsca, oba na wewnętrznej ścianie południowej, tak żeby obiektywy obejmowały niemal całość dużego, choć przecież jednopokojowego domku; nie widać było jedynie szaf i łazienki.

Darwin otworzył kluczem ukryte drzwi zapadowe, sprowadził Lawrence’a po stromych schodkach, a następnie uchylił drzwi do magazynu.

– Cholera jasna – mruknął Stewart – zapadnie, sekretne skrytki… Jesteś szpiegiem, Dar? Tajnym agentem?

– Nie – odparł Minor, zakłopotany, że tak długo trzymał to miejsce w tajemnicy. – Po prostu musiałem mieć bezpieczny magazyn, w którym mógłbym przechować parę rzeczy. Rozumiesz.

– Tak właściwie to nie – odrzekł Lawrence. Znów rozejrzał się po pokoju. – Mój Boże, przypomina mi pomieszczenie z ostatniej sceny pierwszej części przygód Indiany Jonesa… tamten duży magazyn pełen skrzyń. Trzymasz tu gdzieś Arkę Przymierza?

– Nie – odciął się Dar. – Musiałem ją spalić pewnej zimy, gdy skończyło mi się drewno opałowe. – Poprowadził przyjaciela korytarzem wśród skrzyń i pokazał mu zamkniętą na kłódkę kratę wentylacyjną. – Jeśli kiedykolwiek będziesz musiał stąd wyjść, po prostu otwórz tę kratę, Larry, i wypełznij stąd tym kanałem. Ciągnie się przez sześćdziesiąt siedem metrów, aż do tej starej kopalni złota, o której ci kiedyś opowiadałem. Kończy się w stromym parowie, na wschód od domku.

Stewart potrząsnął głową.

– Nie sądzę, żeby mi się to jakoś przydało…

– Na górze są dodatkowe klucze – kontynuował Minor. – Do zapadni, do tego pomieszczenia i do kłódki na kracie… Są w skórzanym etui, pod tacką na lód w zamrażalniku lodówki.

Lawrence ponownie potrząsnął głową.

– Okej, ale nie to miałem na myśli. Chciałem raczej powiedzieć, że pewnie nie zmieszczę się w tym szybie wentylacyjnym.

Darwin spojrzał na wlot kanału, potem na Stewarta i pokiwał głową.

– No cóż, jeśli zatem zostaniesz tu kiedykolwiek uwięziony, a na górze będą się działy rzeczy… nieprzyjemne, po prostu zarygluj stalowe drzwi i nie ruszaj się z tego pomieszczenia. Ma specjalnie wzmocnione, ognioodporne ściany, lecz dociera tu powietrze z jaskini, więc nawet jeśli dom nad tobą zacznie się palić, nic ci nie grozi.

86
{"b":"96997","o":1}